27 sie 2015

IX. Walka


“Posłuchaj, powiem to w ten sposób:
dla mnie jesteś numerem jeden,
a numer dwa nawet nie istnieje.”
~ Charles Bukowski

— Co ty wyprawiasz?! — syknęłam, gdy niebezpiecznie się nade mną poruszył.
Ze świstem wciągnęłam powietrze, słysząc dziwny, cichutki dźwięk, którego źródło z początku nie chciało zostać prawidłowo odebrane przez mój umysł. Chłopak zagryzł swoją dolną wargę na tyle mocno, że pod naciskiem jego nienaturalnie wyostrzonych trójek, po prostu pękła, a krew momentalnie znalazła swoje ujście. Nie minęła nawet chwila, gdy pierwsza kropla gorącej juchy rozbiła się tuż pod moim nosem, a druga kapnęła na usta, momentalnie wtaczając się do ich wnętrza.
Ty będziesz następna.
— Zejdź ze mnie! Zejdź! — Próbowałam z całych sił wyrwać się spod jego ciała, czując jak ogarniają mnie zimno i mdłości. Szarpałam się i wierzgałam, piszcząc cicho i czując, jak pierwsze łzy spływają po moich skroniach, ginąc gdzieś we włosach. Metaliczny smak posoki wprawił mnie w zupełny obłęd. — Zejdź! — jęknęłam przeciągle.
Nie zauważyłam, że sam był przerażony i nie do końca wiedział, co ma zrobić. Zdawał sobie sprawę, co się działo, ale nie potrafił prawidłowo zareagować, sądząc, że to on w jakiś sposób to zainicjował. Gdy ocknął się z własnego transu, nagle poderwał się do góry i… odpłynął. Łupnął głową o dach na tyle mocno, że stracił, do jasnej cholery, przytomność. Runął na mnie, wyciskając z płuc resztki powietrza.
A co w tym wszystkim było najgorsze? Ekipa obok auta ucichła, a to oznaczało, że nas usłyszeli.
— Nie, nie, nie — mamrotałam spanikowana, delikatnie szarpiąc Inuzukę — no weź się obudź, błagam!
Ale nawet nie drgnął.
Miałam dwa wyjścia: albo wydostać się z auta i pognać na halę, gdzie Bee i Alice prawdopodobnie jeszcze zbierali się do wyjścia, albo dosięgnąć mojej torby, gdzie znajdowała się komórka. Problem polegał na tym, że Kiba był naprawdę kurewsko ciężki.
— Nienawidzę cię — sapnęłam, gdy zaczęłam zsuwać go z siebie na kanapę, samej próbując wcisnąć się między nią a fotele. Wyjrzałam na tylną szybę i dostrzegłam tych ludzi; stali kilka metrów dalej i o czymś rozmawiali, ale zbyt cicho bym mogła cokolwiek wyłapać.
Wyciągnęłam kluczyki ze stacyjki i wzięłam kilka głębokich wdechów. Musiałam tylko wyskoczyć z auta i pobiec w stronę klubu, blokując po drodze drzwi maszyny guzikiem. Wiedziałam, że spokojnie zdążę.
Pociągnęłam klamkę, wyskoczyłam, machnęłam drzwiami i…
— Kurwa! — pisnęłam, lecąc twarzą ku ziemi.
Dlaczego ten imbecyl zaparkował obok krawężnika?
Upadłam z hukiem na chodnik, a klucze wyleciały mi z ręki prosto pod auto, znajdujące się po drugiej stronie wąskiego przejścia. Ja już się nie bałam, ja byłam po prostu wściekła.
— Nic ci nie jest, dziewczyno?
Ghh, no pięknie. Wzniosłam się na ramionach i gapiłam w ziemię, szykując plan szybkiego startu na wypadek, gdyby któryś z nich się do mnie nieproszenie zbliżył.
— Mikasa? — Znajomy głos zadzwonił w moich uszach, przywołując w głowie kilka profili domniemanych osób.
Zerknęłam na mężczyzn przez ramię i próbowałam dosięgnąć jego źródła. Zaskoczona widokiem dorosłych ludzi, a nie jak mi się wydawało, młodej patologi, spokojnie podniosłam się na nogi i powierzchownie się otrzepałam. Zamrugałam energicznie, widząc Yamato zmierzającego w moim kierunku ze zdziwioną miną.
Chłopak był wysoki i choć od samego początku przypominał mi dojrzałego mężczyznę po ćwierć wieku, to uświadomił mnie, że ma tylko dwadzieścia trzy lata. Dlaczego więc stał pośród tylu facetów, podchodzących pod tę magiczną trzydziestkę?
— Co ty tu robisz o tej porze? — spytał, stając tuż za mną.
Nie ściągając z niego wzroku, odwróciłam się w jego kierunku i zastanawiałam nad sensowną odpowiedzią. W tym momencie drzwi samochodu wydały z siebie szczęk i otworzyły się szeroko. Kiba wyciągnął nogi i po chwili już na nich niepewnie stał, masując potylicę.
— Właśnie skończyłam trening… — odparłam cicho, wciąż lekko zdumiona takim obrotem spraw.
— Trening? — mruknął, przechylając lekko głowę. Uśmiechnął się i splótł ramiona na piersiach. — Z tego co pamiętam, trenuje się na sali, a nie na tylnych siedzeniach kanapy z kolegą.
Gorąc uderzył w moje policzki. Byłam pewna, że cała spowiłam się czerwienią. Schowałam oczy za włosami i próbowałam zawiesić wzrok na czymś konkretnym. Wywoływał u mnie dziwny respekt; był jak dobry wujek, który potrafił mnie chwalić i karcić, niczym małą siostrzenicę.
Czekałam, aż coś powie, ale uparcie milczał. Kiedy w końcu na niego popatrzyłam, ten spoglądał w stronę auta z wymowną miną. Zupełnie zapomniałam o Kibie, który sterczał nadal w kompletnej konsternacji.
— Nie mów Leviemu, okay? — burknęłam, zwracając uwagę Tenzou na siebie.
Wzrok jego towarzyszy cały czas na mnie spoczywał, co dokładało mi dodatkowego wstydu i stresu. To nie była banda pijanych osiłków tylko zwykła ekipa; tak przynajmniej mi się wydawało.
— No nie wiem…
— Proszę? — sparowałam, susząc głupio zęby.
— Dobrze, tylko leć już do domu. — Popatrzył jeszcze raz na Inuzukę. — Odwieźć cię?
— Nie, nie. — Pokręciłam głową i cofnęłam się, łapiąc szatyna pod rękę. — On to zrobi z miłą chęcią, tak jak obiecał — prychnęłam i zerknęłam w górę — prawda?
— Prawda — odpowiedział, obserwując Yamato. Nie mogłam powstrzymać śmiechu, widząc jak jego oczy nie mogą skupić się na jednym punkcie. Nie wiedziałam czy jazda w takim stanie była dla nas bezpieczna.
— Na pewno? — Tenzou widocznie zauważył, że coś z nim jest nie tak.
— Tak, tak — wydyszałam szybko.
Zamknęłam tylne drzwi i wcisnęłam Kibę za kierownicę, po chwili przypominając sobie o kluczach. Ominęłam auto i podeszłam do tego, pod które musiałam się wtoczyć. Już nie zważając na kilkanaście par oczu, które obserwowały mnie z niezrozumieniem, klęknęłam i zaczęłam grzebać za upragnionym przedmiotem. Niestety na marne. Zajrzałam pod auto i westchnęłam, domyślając się, że z drugiej strony było mi łatwiej. Po kilku minutach walki dosięgnęłam to gówno i stanęłam na nogi.
— Co ty właściwie robisz? — spytał jeden z towarzyszy mojego znajomego. Uniosłam rzecz do góry, a dwójka z nich się roześmiała.
— Boże… — Yamato uderzył dłonią w czoło i pokręcił głową. — To nasz samochód, wystarczyło powiedzieć, przestawiłbym go.
Uniosłam do góry barki, chowając między nimi głowę. Miałam ochotę wybuchnąć płaczem i zacząć ich wszystkich bić, ale policzyłam od dziesięciu w dół i zaczęłam wracać do Inuzuki.
— Mikasa, może jednak? — stęknął szatyn, widocznie rozbawiony.
— Nie — odparłam twardo, zatrzymując się przed samochodem, gdzie Kiba, nadal nieobecny, gapił się tępo przed siebie.
— W porządku, dobrej nocy. — Westchnął po czym zwrócił się do swoich znajomych: — Przesuńcie się, niech chłopak w końcu wyjedzie. Tarasowaliśmy im drogę.
— Od kiedy, kurwa, kierownica jest na tylnych siedzeniach? — zaśmiał się jeden z nich.
— Od kiedy ci powtarzam, abyś zamknął mordę, jeśli nie masz do powiedzenia nic ciekawego — odparł Tenzou, ciągnąc kolegę za ramię.
Wsiadłam do samochodu, rzuciłam kluczki na kolana chłopaka i zapięłam pas, po czym założyłam ręce na piersiach i zamknęłam oczy, by odbić od siebie ciężkie zażenowanie.
— Co się właściwie stało?
Czułam jak żyłka na skroni lekko mi pulsuje, tak samo jak powieka prawego oka. Wolałam jednak nie mówić nic konkretnego, żyjąc nadzieją, że nie pamięta co mu powiedziałam i dlaczego właściwie odpłynął na te kilka minut.
— Uderzyłeś się w głowę, kiedy wrzucałeś moją torbę do samochodu — palnęłam, zaciskając usta. No weź, uwierz.
Nic nie odpowiedział. Chwilę siedział w zupełnym bezruchu. Potem zapiął pas, włożył klucze do stacyjki, odpalił silnik, zrzucił ręczny, zamyślił się i… Zaciągnął z powrotem hamulec, zgasił auto i oparł dłonie na udach. Obserwowałam go z niesamowitym zaciekawieniem, nie mając pojęcia co robi. Nadal wyglądał jak skończony, niedomyślny idiota. Odpiął pas i zdjął bluzę, którą rzucił na kanapę, a po chwili powtórzył całą serię czynności jeszcze raz, w kosmicznie mechaniczny sposób, w końcu wyjeżdżając z parkingu.
Nic nie mówił, a moja konsternacja rosła. W pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem naprawdę coś mu się nie stało. Wbiłam wzrok w spuchniętą wargę i ścieżkę nie do końca zaschniętej krwi na brodzie. Był skupiony na drodze przed sobą, ale co chwilę napinał mięśnie ramion. Biała, opięta koszulka naciągała się lekko za każdym razem, a gdy zmieniał biegi, już w ogóle robiło mi się gorąco.
— O nie, nie, nie, kurwa! — huknął nagle, zatrzymując się na światłach. — Nie pójdziesz tam jutro!
— Nawet sobie nie żartuj! — pisnęłam, odbijając się od fotela.
— Nie pozwalam ci iść samej, Mikasa — syknął, zwracając ku mnie swój wzrok. Nagle wróciło skupienie i złość. — Jak mogłaś to przede mną zataić, wiesz przecież…
— Wchodzimy tam tylnym wejściem z całą naszą ekipą, rozumiesz? — przerwałam mu, przylepiając dłonie do twarzy. — Będzie od groma ochrony.
— To nic nie zmienia, no kurwa! — syknął hardo i skręcił w jedną z bocznych ulic.
— Gdzie ty mnie wieziesz?!
— Do mnie — warknął, naciskając mocniej na pedał gazu. — Zamknę cię w pokoju, a wypuszczę dopiero jutro wieczorem.
— Inuzuka! — Zaczęłam tłuc go otwartymi dłońmi. Odsunął lekko głowę, mrużąc oczy. — Wysiadam!
— Powodzenia!
Zacisnęłam mocno pięści i warknęłam głośno, po chwili odpinając pas, by znaleźć moją torbę. Próbowałam przecisnąć się na kanapę, jednak tyłek utknął mi między siedzeniami.
— Co ty wyprawiasz? — mruknął. Byłam pewna, że obserwował napięty materiał dresu.
— Szukam telefonu!
Nagle poczułam uderzenie w lewy pośladek i otworzyłam szeroko oczy. Huk plaśnięcia odbijał się po mojej głowie echem. Miałam wrażenie, że piszczę jak czajnik, w którym woda miała zaraz osiągnąć sto stopni celsjusza.
— Ha! Ale się pięknie przykleiła! — wrzasnął, machając nad głową dłonią.
— Ty pieprzony seksisto! — Umyślnie uderzyłam go w tył głowy, czując wzbierającą złość. Chwycił się za obolałe miejsce i zaklął pod nosem. — Żarty się skończyły!
Opadłam na fotel i odblokowałam telefon, po chwili wciskając zieloną słuchawkę przy zdjęciu Leviego. Silnik groźnie zawył.
— Do kogo dzwonisz? — mruknął, nadal z triumfalnym uśmiechem przyczepionym do twarzy.
— Do brata.
— Chcesz mu się pochwalić tym, że moja dłoń idealnie siadła na twoim tyłku? — Ho! Widziałam w nim panikę.
— O, o tym też będę pamiętać!
— Mikasa!
Halo?
— Levi, pomóż mi!
Co się dzieje? — Od razu się zaniepokoił.
Kiba brutalnie wyrwał mi z ręki telefon.
— Levi? Nie, nic się nie dzieje. Nie, nie! Odwożę ją do domu, jest pijana. A nie mam pojęcia z kim piła! NIE, TO NIE JA! Nie dotykałem jej… — Zerknął na mnie. Nie wytrzymałam i rzuciłam się na niego, chcąc zabrać swoją własność i przerwać jego chorą farsę. — Mikasa, zabijesz nas! — ryknął, odsuwając komórkę od ucha, kiedy stracił panowanie nad samochodem. Wjechał na krawężnik, taranując krzaki parku i wcisnął w końcu hamulec. Auto szarpnęło i zgasło.
CO TAM SIĘ DZIEJE?! — Wściekłe huknięcie Rivaia rozeszło się po wnętrzu auta, mimo niewłączonej funkcji głośnika.
Odrzuciłam do tyłu włosy, które opadły mi na twarz i wymieniłam z chłopakiem przestraszone spojrzenia. Przysunął komórkę do ucha, nie ściągając ze mnie wzroku.
— Wszystko w porządku, właśnie stanęliśmy pod jej mieszkaniem — mruknął, odpinając przy tym pas. Miał tak obłędnie przerażające, ciemne spojrzenie, że przywarłam plecami do drzwi. — Tak, pamiętam o jutrze. — O jutrze? Mruknął coś jeszcze i się rozłączył. Tylko zamiast oddać mi telefon, wsunął go do kieszeni spodni, wyciągając nogi spod kierownicy. Zaczął się unosić na fotelu, a ja robić coraz mniejsza.
— Kiba, oddaj mi komórkę, proszę — mruknęłam, a on powoli przenosił się na moje siedzenie. — Co ty robisz?
— Prawie nas zabiłaś — syknął, będąc tuż nade mną. Nie miałam zamiaru pozwolić sobie na kolejne malinki, więc wyciągnęłam w górę kolano, by nie mógł dostać się bliżej. — Zaraz ci coś zrobię, nie wytrzymam.
Ha! Uratowała mnie moja komórka, która nagle się rozdzwoniła. Rzecz jasna nie dał mi odebrać, widząc numer Hinaty, która spanikowała przez moją nieobecność. Powiedział jej, że zaraz mnie odwiezie, po czym kazał mi normalnie usiąść, nie odzywać się i nie poruszać.
Nie zrobiłam więc nic z tych rzeczy, dopóki nie zatrzymał samochodu pod moim blokiem. Jakiś rap cicho niósł się po wnętrzu.
— Dlaczego nie chcesz, żebyśmy z tobą poszli? — zapytał, układając przedramię na kierownicy. Kciukiem masował podbródek.
— Bo nie mam zamiaru oglądać tego, jak znowu chcecie roztrzaskać swoje twarze — odparłam, wyłamując palce. — Wkurza mnie to i tyle. Zresztą, może to dość egoistyczne, ale możecie narobić nam kłopotów. Zostaniemy odsunięci od ligi, bo będziemy podejrzewani o jakieś brudy.
— A jeśli wejdziemy niepostrzeżenie? — Miałam wrażenie, że zelżał. Poprzedni Kiba by nie pytał. Poprzedni Kiba po prostu by tam poszedł i zrobił swoje. — Nie będziemy rzucać się w oczy… Wolałbym tam być, tak… Tak w razie czego.
— Niepotrzebnie…
— Potrzebnie — mruknął — nie mogę cię stracić, rozumiesz?
Spojrzał na mnie. Tak przenikliwie, a może wnikliwie. Coś we mnie pękło, na chwilę odbierając możliwość oddychania. Nie mogłam oderwać od niego spojrzenia, pierwszy raz od dawna nie uciekając przed tym, należącym do niego. Badał mnie nim, czule dotykał ciała, chcąc je uspokoić. Z jego pomocą, zaznaczał wtedy coś bardzo ważnego; coś, czego jeszcze wtedy nie potrafiłam zrozumieć.
Sięgnął prędko do pokrętła radia i podniósł głośność, nawet na moment nie zrywając kontaktu wzrokowego.

Karuzela mych pragnień zatrzymała się w miejscu,
dziś mam Ciebie, nic więcej nie potrzeba już sercu.

— Przysuń się — szepnął. Umyślne uwypuklenie tego zdania piosenki sprawiło, że serce prawie wyrwało mi się z piersi. Nachyliłam się w jego kierunku, czując jego dudnienie, które rozsadzało mi uszy.
Delikatnie objął mój policzek dłonią i przywarł ustami tuż nad kącikiem ust. Zrobił to dość mocno, jakby chciał mieć pewność, że na pewno go wyczuję. Nosem wypuścił gorące powietrze, które wywołało u mnie gęsią skórkę. Odsunął się i popatrzył w oczy, uśmiechając delikatnie.
— Przyjdę tam jutro… — Cichy głos przywołał kolejne dreszcze. — Nie będę się w nic mieszać, przysięgam. Chcę tylko mieć na ciebie oko.
Skinęłam lekko głową i zamknęłam powieki.
Podał mi torbę, oddał komórkę i uśmiechnął się, gdy wychodziłam z auta.
— Dobrej nocy — mruknęłam, zamykając drzwi. Machnęłam mu ręką i zaczęłam iść w kierunku klatki, gdy po chwili telefon powiadomił mnie o wiadomości. Zatrzymałam się i wyciągnęłam go z kieszeni, odblokowując ekran.

8 grudnia 2015 21:53
Od: Kiba
To nie przypadek, że moja
dłoń idealnie pasuje do Twojego
tyłka, prawda?

Nadęłam policzki, a światła auta oblały cały mój tył. Odwróciłam się na pięcie, by dojrzeć jego głupkowatego uśmiechu i nawet w chwili, gdy widziałam go za tą głupią kierownicą, oświetlonego do połowy przez latarnię, musiałam słusznie stwierdzić, że był przeseksowny.
— Jej… — jęknęłam i zwiesiłam głowę do tyłu.
Niebo tamtej nocy było czyste. A jego czarny jak smoła bezkres chciał mnie w siebie wciągnąć. Pognałam jednak do mieszkania; musiałam się pouczyć na poranne kolokwium i wyspać przed jutrzejszymi walkami.

— No nareszcie! — Hinata wyszła z kuchni, gdy tylko przekroczyłam próg. — Co tak długo?
— Kilka przygód po drodze — odparłam, wieszając kurtkę.
— W tym Kiba?
— Ta…
— Robię sobie kolację, też chcesz? — krzyknęła, wchodząc z powrotem do pomieszczenia.
— Jeśli byś mogła! — Ruszyłam do pokoju, po drodze zostając zaczepioną przez Toukę. Podreptała za mną do sypialni, gdzie rzuciłam na ziemię torbę i na chwilę opadłam na łóżko. Czułam się wypatroszona z wnętrzności, a w głowie lekko mi szumiało. — Za dużo tego wszystkiego… — Westchnęłam cicho i popatrzyłam na psa, który oparł pysk na materacu. Uniosłam się i cmoknęłam ją między oczami, chwilę później czując mokry i szorstki język na policzku.
Mrowienie. Przyszło nagle; chyba adrenalina w końcu odpuściła. Dotknęłam opuszkami szyi i wyczułam pod nimi wybrzuszenie. Kawałek dalej, tuż przy samym karku, drugie.
— Cholera. — Poderwałam się na nogi i pognałam do łazienki, przymykając za sobą drzwi.
Stanęłam przed lustrem, odchylając lekko głowę. Te dwie, ciemne plamy wprowadziły mnie początkowo w stan nieopisanej furii. Byłam skazana na chodzenie w szaliku przez kilka dni, a przecież nie mogłam go mieć podczas walki!
— Jezu, jak ja będę przez tego idiotę wyglądać — syknęłam. Odsunęłam się kawałek i popatrzyłam na swoją twarz. Gdy tylko zamknęłam powieki, wszystko wróciło. To jak się nade mną nachylał, jak nagle przywarł do szyi. Jak jego ciało przygniotło moje, napierało na nie. Jak jego dłoń zaciskała się na moim boku, jak głośno oddychaliśmy, jak bardzo podnieceni byliśmy.
Jęknęłam głośno, czując między nogami nieopisany gorąc, a podbrzusze ogarnął strasznie silny, niebywale przejmujący skurcz przyjemności i złapałam się za brzuch, gwałtownie pochylając. I to był błąd. Cholernie wielki błąd.
Byłam pewna, że to rąbnięcie słyszał cały blok. Nie rozumiałam dlaczego zlew nie pękł, tak samo jak moja czaszka. Chwyciłam się za czoło, czując oszałamiający ból; głuchnąc na kilka chwil. Przed oczami zrobiło mi się ciemno; pojawiły się nudności, które z każdą chwilą były coraz silniejsze.
— O kurwa! — ryknęłam, opadając tyłkiem na otwarty sedes, który chyba chciał mnie wciągnąć. Trzymałam się za głowę, wydając z siebie urywane oddechy jak rodząca kobieta i cała drżałam.
— Mikasa? — Hinata zajrzała do środka, a Touka wbiegła pomiędzy jej nogami. — Boże, Mikasa! Co się dzieje?!
— Umieram, ja umieram! — wybełkotałam, chwiejąc się na boki. — Boże, ja umieram.
Dziewczyna podbiegła do mnie i próbowała oderwać moje dłonie od twarzy.
— Coś ty zrobiła?! Jezu, nasz zlew!
— Leci mi krew?
— Nie, ale… — Była przerażona i nie wiedziała na co patrzeć. — Jezu, jakie czerwone… Puchnie w oczach!
— Dobij mnie — syknęłam — albo nie, odsuń się, bo cię obrzygam.
— Mikasa… — Hyuuga wzięła mnie pod rękę i próbowała doprowadzić do salonu. — Połóż się, a ja przyniosę lód — wymamrotała, ostrożnie układając mnie na kanapie.
— Boże, umieram! — wrzasnęłam w kretyński sposób, zdzierając przy tym gardło, na co dziewczyna aż podskoczyła. Wybiegła do kuchni, wracając po chwili z pojemnikiem na kostki lodu. Przyłożyła go do mojej głowy i zaczęła gdzieś dzwonić. Odłożyła komórkę na stolik, klęcząc przy mnie, a dźwięk wybieranego numeru drążył w mojej głowie kaniony bólu.
— S-so ty robisz? — Język wypłynął mi na wierzch.
— Naruto? Jesteś jeszcze w pobliżu? — spytała, patrząc na mnie, gdy męski głos wypowiedział halo.
Może dziesięć minut od was, coś się stało? — Jego wesoły humor stał się powodem numer jeden, za który chciałam ukręcić mu jaja.
— Słuchaj, bo Mikasę chyba trzeba zawieźć do szpitala…
— Co? — warknęłam, chcąc się unieść, ale szybko przycisnęła mnie z powrotem do mebla.
Co się stało? — Automatycznie spoważniał. — Ej, coś nie tak z Mikasą.
O tak, jeszcze tego brakowało. Mogłam się domyślić, że Inuzuka zgarnął kumpla po drodze, ale nie byli mi w tej chwili potrzebni.
— No właśnie nie wiem, ona nie jest w stanie powiedzieć nic sensownego — wymamrotała, dobierając się do szalika. Złapałam ją za nadgarstki i posłałam najbardziej mordercze spojrzenie, na jakie było mnie stać.
No, ale co się do cholery stało?! — ryknął blondyn. — Zjedź tu w lewo, można zawrócić.
— Chyba się lekko potłukła…
Wybiła zęby?!
— Nie, przypierdoliła czołem tak mocno o zlew, że się obruszył. — Otworzyłam szerzej oczy, nie wierząc w to, że użyła takiego słowa.
Cholera, może mieć wstrząs…
— Pospieszcie się… — Nie wiedziałam, co robi. Wcisnęła moje ramiona pod ciało i… Znowu zaczęła majstrować przy mojej szyi.
— Zostaw to! — pisnęłam.
— Musisz mieć jak oddychać, na cholerę ci szalik w domu?!
Z głośnika komórki dobiegł niewyobrażalnie radosny rechot Kiby.
— Niech tu tylko przyjedzie… — wycedziłam przez zęby.
Przyłóż jej coś zimnego do głowy — nakazał blondyn. — Sprawdzaj, czy ci nie odlatuje. Jeżeli ma wstrząśnienie, to trzeba ją natychmiast zawieźć do szpitala.
— Nigdzie nie jadę!
I widzisz? — Od razu rozpoznałam głos Inuzuki. — Wyszło na moje, nigdzie jutro nie idziesz.
— Wal się, popaprańcu! — ryknęłam, wciąż szarpiąc się z Hyuugą. — No zostaw mnie do jasnej cholery!
Nie dawała za wygraną, aż w końcu obie runęłyśmy na ziemię.
No i dała spokój. Otworzyła tylko szeroko usta, a jej jasne oczy błysnęły złowieszczo.
— No nie wierzę…
Co wy robicie?! Weź jedź szybciej.
— Zamknij się — szepnęłam, wyciągając przed siebie wskazujący palec. — Ani słowa.
— Ki… — Moja dłoń przywarła do jej twarzy.
Dobra, jesteśmy pod blokiem.
Zacisnęłam usta i spróbowałam się podnieść, biorąc do ręki lód. Chciałam go delikatnie przyłożyć, ale mój błędnik oszalał i przyładowałam sobie dokładnie w rosnącego guza.
— Kurwa… — jęknęłam i opadłam na kanapę.
— Boże, Mikasa! — Bezradność w głosie Hyuugi tylko mnie bardziej rozwścieczała.
Niech ona się nie rusza!
Po niespełna dwóch minutach rozległo się walenie do drzwi, na które Hyuuga od razu zareagowała. Chłopcy weszli do salonu, a Uzumaki po chwili był już przy mnie.
— Po co ci ten szalik? — mruknął, pomagając mi usiąść.
Nic nie odpowiedziałam, tylko posłałam pełne nienawiści i goryczy spojrzenie Kibie, który usiadł w fotelu i przyglądał mi się z głupim uśmiechem. Mimo tego widziałam, że jest zmartwiony.
— Cholera, jak ty to zrobiłaś? — Naruto doglądał mojego czoła, mrużąc w skupieniu oczy.
— Źle wymierzyłam odległość i schyliłam się, dosyć… zamaszyście.
— Boli cię tylko w miejscu uderzenia, czy cała głowa?
— Przez jakiś czas promieniowało, teraz tylko tu…
— Niedobrze ci?
— Już nie…
— Nie jesteś otępiała, nie bełkoczesz… Chyba naprawdę nic ci nie jest — stwierdził i wydął dolną wargę. — Wstań.
Wstałam.
— Przejdź do okna i z powrotem.
Przeszłam.
— I? — mruknęłam, lekko poirytowana, wciąż czując na sobie wzrok Inuzuki.
— No nic… Jak zacznie się coś dziać to zabierzemy cię na pogotowie. — Blondyn westchnął i wsparł ramiona na bokach. — Nie powinnaś się przemęczać i przypadkiem tego znowu nie urazić. Kurwa. — Odwrócił się do Hinaty, stojącej w progu salonu. — Naprawdę zlew się obruszył?
— Zapraszam — mruknęła melodyjnie i cofnęła się w głąb korytarza, idąc do łazienki.
— Ofiara — szepnął Kiba, gdy tylko tamta dwójka zniknęła.
— To twoja wina — fuknęłam i skierowałam się do siebie. Już nawet nie zamykałam drzwi, bo wiedziałam, że za mną przylezie.
— Moja wina, że jesteś niezdarą? — Wsparł się o biurko, gdy szukałam w stercie papierzysk odpowiedniego zeszytu do nauki. Rzuciłam nim gdzieś na centralną część blatu i popatrzyłam na chłopaka.
— Jeszcze mnie popamiętasz — warknęłam i zwróciłam uwagę na drzwi pokoju. Przeciąg powstały przez moje uchylone okno, jak i te w salonie, sprawił, że drzwi lekko trzasnęły. Zląkł się i odwrócił w ich stronę. — Masz za swoje.
— Co?
Popchnęłam go na nie i zawiesiłam dłonie na barkach, by nie stracić równowagi na samych palcach stóp. Chciałam się odpłacić w dokładnie ten sam sposób, w jaki on narobił mi problemu. Nie miałam pojęcia jak robi się te zasrane malinki, stwierdziłam, że najwyżej go pogryzę.
Ale jakoś samo przyszło… Zassałam skórę, przytrzymując ją lekko zębami, a on warknął cicho i dosłownie uderzył moimi biodrami o swoje, wcześniej chwytając je w dłonie. To był jeden z tych gestów, które automatycznie mnie rozpalały.
— Przestań — syknął i odchylił głowę na bok.
Wcale nie chciał, żebym przestała. Wplątał palce w moje włosy, abym tylko nie odsuwała głowy, a drugą dłoń przesunął na okolice nerek, wciąż mnie do siebie przyciskając.
— Dlaczego? — szepnęłam, wypuszczając skrawek skóry z ust. Czułam dziwne odrętwienie na podniebieniu.
— Jestem tylko facetem. — Odsunął mnie od siebie na kilka centymetrów, ciężko oddychając. — Mogę zrobić wiele złych rzeczy, których będziesz później żałować. Nie igraj z męskim instynktem.
— Kiba, zbieramy się! — Głos Naruto dobił się zza drzwi.
— Ty możesz się bawić, a ja nie? — Przyłożyłam dłoń do ust, które zaczęły mnie mrowić.
— Ja się nie bawię. — Nachylił się nad moim uchem i musnął jego płatek.
Następne słowa odjęły mi mowę.
Wrosłam w ziemię, pożegnana nikłym uśmiechem.
Odleciałam.

***

— Mikasa, nie przestawaj! Nie poddawaj się! — Ryk Killera dobijał się do mnie jak zza grubej ściany. Huk trybun drażnił mój poruszony słuch, światła lamp lekko oślepiały. Padałam ze zmęczenia, ledwo stałam na nogach. Ale nie mogłam się poddać.
Ostatni cios mocno mnie ogłuszył. Chwiałam się lekko, nie spuszczając nawet na chwilę gardy, a suchy język przywierał do mojego podniebienia. Przez połowę czasu bluźniłam na siebie samą, że w ogóle zgodziłam się na udział w tym wszystkim… Ale potem ta adrenalina stała się całkiem przyjemna.
Przegrałam tylko jedną walkę. Dziewczyna z zaprzyjaźnionego klubu nie miała serca mnie na koniec znokautować, w przeciwieństwie do reszty swoich przeciwniczek. Nawet nie odczułam zawodu, od kiedy pierwszy raz ją zobaczyłam, wiedziałam, że moje szanse z nią… W ogóle nie istnieją. By móc utrzymać się na drugim miejscu musiałam skończyć z wygraną ostatnią, walką, która ciągnęła się w nieskończoność.

— Jakie są zasady? — sapnął Samuel, poprawiając rękawice.
— Słuchajcie… — Bee popatrzył na mnie, okupującą ławkę ze spuszczoną w dół głową. — Aby zespół zakwalifikował się do ligi, dwójka musi zająć miejsca od pierwszego do trzeciego.
— Za trudne — mruknęłam cicho. Było mi niedobrze.
— Jeżeli ty zdobędziesz pierwsze miejsce, a Sammy trzecie, wchodzicie. Jeżeli zajmiesz drugie, a on pierwsze, wchodzicie. — Neil popatrzył na trenera z wyrzutem, bo naprawdę z całego serca nienawidził, jak Killer nazywał go Sammym. — Rozumiecie? Jeżeli któreś wypadnie poza trójkę, liga przepada.
— Czyli wbrew pozorom, może być ciężko. — Chłopak westchnął i zbliżył się do mnie. — Ale damy radę, co?
— Nie damy.
— Mikasa! — warknęli jednocześnie, a ja podniosłam tylko zmęczone spojrzenie, pokazując im mojego gigantycznego guza na czole.

— Peniasz? — syknęła, gdy chybiła swoim uderzeniem. Ledwo stała, miałam wrażenie, że była w gorszym stanie ode mnie.
No dalej Mikasa. Przydzwoń jej w ten wymalowany pysk i będzie po sprawie. Wzięłam głęboki wdech i lekko na nią natarłam, by zgasić jej czujność. Przez cały czas zastanawiałam się jak idzie Samuelowi. Koniec końców, ja walczyłam z laską ze Świętego Patryka, która od razu dostała informacje o tym, kim jestem. A Neil miał nieco większy problem.
— Twój kumpel ma przejebane — sarknęła, spluwając na bok. No była tak potwornie obleśna, że chciało mi się rzygać. — To pewne, że trafi na Todę, a on go zniszczy.
— Zamknij ten pysk! — wycedziłam przez zęby i wpadłam w nią, nie mogąc już znieść widoku zakazanej gęby. Chyba władowałam resztki swojej siły w to uderzenie, bo moment po nim poczułam, jak wszystkie mięśnie się rozluźniają, dziewczyna upada na matę, a ja…
— JEST ZWYCIĘŻCZYNI! — ryknął sędzia. Tuż nad moim uchem, aż coś zazgrzytało. Wyrwał moją rękę w górę, a trybuny rozwyły się radośnie. Killer wpadł na ring i złapał mnie na ręce, miotając na lewo i prawo.
— Moja gwiazdeczka, szyszunia kochana! — krzyczał, szarpiąc coraz mocniej. — Moja cudowna!
— Zrzygam się… — mruknęłam.
— Naprawdę?
— Mhmm… — kiwnęłam głową.
Wziął mnie na plecy i zszedł na panele boiska. Sędzia zaczepił nas i powiedział, że po finałowej walce mężczyzn nastąpi wręczenie medali.
— Gdzie Sam? — mruknęłam, próbując się rozejrzeć.
— Tu — odparł mężczyzna, otwierając drzwi szatni nogą.
Jasne pomieszczenie przyprawiło mnie o ból głowy, ale gdy tylko do tego przywykłam, zaczęłam rozglądać się za chłopakiem. Poderwał się z ławki i podszedł do nas, by pomóc mi stanąć na nogach, a następnie usiąść.
— I jak? I jak?! — mamrotał, klęcząc przede mną. Starał się jak najdelikatniej ściągnąć rękawice z moich obolałych dłoni.
— Druga… — Uśmiechnęłam się delikatnie. — Dobrze, że Klara mnie nie znokautowała, bo mogłabym źle skończyć.
— Daj spokój, miała łzy w oczach jak dowiedziała się, że będzie musiała z tobą walczyć. — Zarechotał głośno, jednak dostrzegałam w nim jakieś zmartwienie.
— Wiesz już, z kim… — mruknęłam, gdy Killer zadzwonił do mojego trenera z Newcastle, który notabene molestował mnie telefonami od tygodnia.
— Z Todą — odpowiedział cicho, nie patrząc mi w oczy. — Przed chwilą skończył, mam dwadzieścia minut, aż odpocznie i widzimy się na ringu.
— Błagam, uważaj siebie… — jęknęłam z bezradnym uśmiechem.
Toda. Kolega Kyoshiego — wroga publicznego numer jeden Kiby. To ta dwójka zaatakowała mnie i Mayako, i to ta dwójka nie chciała nam odpuścić. Bałam się, bo wiedziałam, że nie będą grać z nami czysto — im wcale nie zależało na wygranej, a na doskonałym zniszczeniu naszej dwójki.
— Dam sobie radę, uwierz we mnie choć troszkę, dobra? — Uśmiechnął się i cpyknął mnie palcami w zdrową połowę czoła.
— Wierzę.

***

— Zniszcz go! — ryknęłam, podskakując w miejscu.
Bee wymachiwał ramionami we wszystkie strony, a ja czułam niesamowite dreszcze. Samuel pokazał się w tej walce z najlepszej strony. Wodził Todę za nos swoimi zwinnymi unikami, silnymi kopnięciami i powalającymi uderzeniami. Alice wyła nad moim uchem, szarpiąc co chwilę kogoś z reszty zespołu.
Czułam swego rodzaju dumę z tego, że to właśnie on był moim partnerem. Był dobrym człowiekiem, który otworzył się przede mną i wciąż chętnie pomagał mi w wielu sytuacjach. Przez jakiś czas myślałam, że to Levi zmuszał go do czuwania nade mną, ale im więcej przebywałam z Neilem, tym lepiej przekonywałam się, że jest inaczej.
Zważając na reakcje tłumów, byłam pewna, że większość zebranych tutaj ludzi obstawiała za naszą wygraną.
Trzy pewne uderzenia. Cios w twarz, kopniak w głowę i pięść władowana w brzuch Tody. Każde z nich przywołało większą falę dreszczy. Przeciwnik padł na ziemię na wpół przytomny, a napięte mięśnie Samulea, który świecił nagą klatą, rozluźniły się.
— TAK! — ryknął Killer.
Całym zespołem wbiegliśmy na ring. Chłopaki zaczęli podrzucać obolałego Sammiego, który błagał o to, by z powrotem go postawili. Gdy już w końcu wrócił na ziemię, rzuciłam się na niego, wciąż głupio podskakując.
— Jesteś pierwszy, pierwszy! — pisnęłam, gdy reszta zbijała piątki.
— A czego się spodziewałaś — wydyszał, a jego barki unosiły się od wdechów.

Staliśmy na dwóch podiach, dumnie wypinając piersi do przodu. Klara co chwilę posyłała mi przepraszające spojrzenie, a ja podszczypywałam jej udo, by w końcu przestała. Może i miałam drugie miejsce, ale i tak byłam cholernie zadowolona i jakby nie było…
— Zespół znanego Killera Bee, Mikasa Ackerman oraz Samuel Neil, jako jedyni kwalifikują się dzisiaj do półfinałów ligi letniego sezonu! — ogłosił pobudzony komentator.
Gdzieś w tle wyłapałam wrzask Szefa. Jakiś mężczyzna zawiesił na mojej szyi tani, chiński medal i uściskał dłoń, przyjaźnie się uśmiechając. Oddałam wyraz twarzy, po chwili skupiając wzrok na trzech ochroniarzach, którzy gnali do wyjścia.
Miałam złe przeczucia.

***

— Idą nasi zwycięzcy! — ryknął Uzumaki.
Kibice rozeszli się dosyć szybko, a wygrani zawodnicy zostali trochę dłużej, by załatwić kilka spraw organizacyjnych. Nie spodziewałam się nikogo, a już szczególnie ludzi, którzy mogliby czekać właśnie na nas.
Nieco się zlękłam. Samuel niósł mnie na plecach, i tylko jego podrygiwanie nie pozwalało mi zasnąć. Wyszliśmy z budynku bocznym wyjściem, gdzie czekał na nas komitet powitalny, o którym bym nawet nie pomyślała. Przecież nikt nic nie wiedział, a nie wierzyłam w to, że Kiba pisnąłby komuś słowo. Spodziewałam się więc piekła, ale jak się okazało — niepotrzebnie.
Inuzuka stał chyba najdalej, z naciągniętym na głowę kapturem. Obserwował nas z uwagą; dopiero po chwili przypomniałam sobie, że w grę wchodziła jego zazdrość, kiedy ja beztrosko wisiałam na plecach Neila.
— Postaw mnie… — szepnęłam.
— Na pewno? — Zerknął na mnie kątem oka.
Pokiwałam zgodnie głową.
— Ładnie dałaś popalić tej suce! — ryknęła Mayako, podchodząc do mnie i klepiąc w plecy. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak wiele bólu mi tym sprawiła. — Tak ją na koniec lutnęłaś, że przez ułamek sekundy było mi jej szkoda!
— Nie chciałabym od ciebie oberwać, serio. — Kejża zawtórowała dziewczynie i uśmiechnęła się.
— Tak! Epicko! — Ichirei wpadła pomiędzy nas i podskoczyła w miejscu, trzymając papierowy stożek, do połowy wypełniony słonymi orzeszkami. — Chyba do was dołączę! O nie, nawet nie chyba… Na pewno!
— Droga wolna. — Zaśmiałam się i podrapałam po karku.
— Byliście niesamowici — odezwała się Hinata, gdy Naruto wciąż szarpał Samuelem.
— Naruto, zostaw go! — jęknęłam, odkładając torbę na ziemię. — I tak ledwo stoi!
Czyjaś dłoń spoczęła na mojej głowie. Odwróciłam się i momentalnie rzuciłam na szyję Leviego.
— Ja naprawdę chciałam powiedzieć! Ale się bałam, że tu przyjdziecie i narobicie dymu! — pisnęłam, kiedy mocniej mnie objął.
— Uspokój się — prychnął luźno — wiedziałem o wszystkim od początku. Śmiesznie było obserwować twoje wykręcanie się i kłamstewka.
— W sumie, mogłam się od razu domyślić — wyszeptałam, wciskając nos w jego bluzę. Poczułam cholernie ukojenie i byłam gotowa zasnąć na zawołanie. — Kakashiego nie ma?
— Jestem. — Niski, zachrypnięty głos nieco mnie otrzeźwił. Puściłam brata i zwróciłam się na pięcie do Hatake, który spoglądał na mnie z góry. — Gratuluję.
Uśmiechnęłam się chętna do odpowiedzi, jednak jego wzrok wybił moje serce z odpowiedniego rytmu.
— D-dzięki… — mruknęłam, a coś ciężkiego się na mnie uwiesiło i zaczęło szamotać obolałym ciałem.
— Trzeba to oblać! — Ryknęła Okanao, wzbijając pięść do góry. — Nie ma nawet takiej opcji, że kurna, nie!
Chór zgodnych głosów przetoczył się nad moją głową jak burza. Nawet nie zapytali Samuela, czy miał ochotę na nasze towarzystwo. Po prostu zaciągnęli go siłą, zostawiając mnie z tyłu z Inuzuką, który wciąż się do mnie nie zbliżył.
Obserwowałam oddalających się przyjaciół. Kakashi zatrzymał się i patrzył na mnie wyczekująco, w ogóle nie zważając na Kibę; coś mi w nim tamtego dnia nie grało. Skinęłam jednak głową, by szedł dalej, a sama nadal czekałam, aż chłopak do mnie podejdzie.
— Gdybym czysto-teoretycznie zaczął się do ciebie dobierać — zaczął, zbliżając się. Jego głowę wciąż ozdabiał kaptur, który przesłaniał część twarzy. — Też byś mnie tak załatwiła?
— Nie próbuj się przekonywać, bo nie wyjdziesz z tego cało — odparłam, zakładając ramiona na piersiach.
— Znam twoje słabe punkty, Mikasa. — Jego chłodny ton ubrał mnie w niesamowite dreszcze.
— Niby jakie? — spytałam hardo, kryjąc lęk.
Wyciągnął dłoń ku mojej twarzy. Od razu pomyślałam, że znowu spróbuje mnie pocałować, jednak zrobił coś zupełnie innego.
Wcisnął palec w mojego guza.
— Kretynie! — wrzasnęłam, odrzucając jego rękę. — Boże, to boli!
Śmiał się. Gromko i beztrosko rechotał, jednocześnie zbliżając się do mnie i obejmując. Zamknął w swoich ramionach i chyba patrzył mi w oczy, gdy dla bezpieczeństwa trzymałam na czole dłoń. Jego buzia wciąż kryła się w ciemności, a ja zdążyłam się domyśleć dlaczego.
Odciągnęłam materiał i westchnęłam głośno. Żadne z nas nie zareagowało zbyt emocjonalnie, jakbyśmy oboje byli na to gotowi. Lekko podpuchnięte oko i rozcięty łuk brwiowy to i tak mało; spodziewałam się poważniejszych ran.
— Jesteś cały? — szepnęłam, badając wzrokiem jego buzię.
— Tak, skarbie — odparł spokojnie.
Zgrzyt. Skarbie?
— Co?! — Odsunęłam się gwałtownie. — Nie poniosło cię przypadkiem?
— To się tak na mnie nie gap — żachnął się i wzruszył ramionami — wzbudzasz we mnie dziwne emocje.
— Nie zbliżaj się, pieprzony zboku — warknęłam i ruszyłam w stronę, gdzie dostrzegałam jeszcze sylwetki przyjaciół. Odruchowo zasłoniłam dłońmi tyłek.
— Przecież chcesz, żebym się zbliżał — zaśmiał się, doganiając mnie i zarzucając ramię na barki.
— Dupek.

***

Był nieobecny.
Cały wieczór siedział naprzeciwko mnie i z uwagą lustrował moją twarz, nawet na chwilę nie odrywając oczu. I nawet nie chodziło o Samuela, z którym o dziwo wymienił kilka spokojnych zdań.
Tym razem powodem był Kakashi. Siedział obok mnie i często mnie zagadywał, zaczepiał. Śmiał się, czasem niby przypadkiem dotknął mojego ramienia. Był bardziej otwarty niż zazwyczaj. Nie było w tym w sumie nic uwodzicielskiego; miał dobry humor, którym zarażał wszystkich dookoła, oprócz Inuzuki.
Wpatrywałam się w twarz Hatake z pewnym zainteresowaniem, wciąż nie mogąc pozbyć się wrażenia, że widziałam go już dużo wcześniej, niż przy pierwszym spotkaniu na uczelni. Jego twarz była strasznie charakterystyczna i… często zwracała się ku mnie, wprawiając w lekki dyskomfort. Najgorsze w tym wszystkim było to, że miał w sobie coś tajemniczego i cholernie pociągającego. Do tego za każdym razem kiedy nasz wzrok się spotykał, przypominałam sobie co zrobił u Leviego.
— Weśś, otwórz te drzwi — wybełkotał Uzumaki, obserwując jak Hinata, która powoli nie dawała rady utrzymać pionu, szukała kluczy.
Wisiałam na kolejnych plecach tamtego wieczora, wtulając nos w kasztanowe włosy. W głowie kręciło mi się coraz bardziej z potwornego zmęczenia, niepotrzebnego alkoholu i jego zapachu.
— Jesteś pewna, że chcesz byśmy u was posiedzieli? — Obrócił lekko głowę w moim kierunku. Wypił nawet więcej od Naruto, ale jakoś język mu się nie plątał i szedł prosto, co uwłaczało mnie, która po jednym piwie ledwo stała. Spokojnie, przecież wiedzą, że jesteś zmęczona.
— Nie przeszkadza mi to — mruknęłam, napinając na moment mięśnie. — Położę się do łóżka, a wy będziecie siedzieć sobie w salonie, co to za problem…
Po dodatkowych trzech minutach wpełzliśmy w końcu do mieszkania. Inuzuka zaniósł mnie prosto do pokoju, odłożył medal na biurko, a torbę rzucił pod nim i wyszedł, wołany przez blondyna. Chłopak wyciągnął z naszej lodówki kolejne piwa, a Hinacie kazał szukać kart, bo nagle zachciało mu się grać w pokera. Hyuuga widocznie była bardzo napalona na rywalizację, a jej druga osobowość była dzisiaj szczególnie aktywna.
Zgarnęłam z łóżka czarne, luźnie spodenki i szarą bokserkę, służące za piżamę po czym ruszyłam pod prysznic. W korytarzu spotkałam szatyna, który z powrotem zakładał buty.
— Gdzie idziesz? — mruknęłam, zapalając światło w łazience. Smuga z pomieszczenia oblała pół jego ciała. W dłoni trzymał smycz, a Touka stała tuż za nim.
— Wyprowadzę ją — rzucił, nawet na mnie nie patrząc.
Już kręcił nosem.
Już coś było nie tak.

— Jesteś pewna, że nie chcesz z nami pograć? — mruknął Naruto, czkając przy tym zabawnie.
— Padam na twarz, może innym razem. — Uśmiechnęłam się przyjaźnie, a Hinata odwzajemniła gest. — Dobranoc.
— On i tak zaraz do ciebie polezie, więc długo nie pośpisz — sarknął chłopak, kiedy Inuzuka wciąż pozostawał nieobecny.
— Skorzystam z czasu, kiedy go nie ma. — Westchnęłam i zamknęłam cicho drzwi.
Miał rację, bo od momentu kiedy się położyłam, nie minęło nawet dziesięć minut, kiedy Kiba wszedł do środka. Ale zachował dystans, siadając na podłodze. Oparł się plecami o łóżko i zwiesił do tyłu głowę, układając ją na kołdrze.
Zaczęłam mierzwić lekko jego włosy, gdy milczenie się dłużyło. Zamknął oczy i oddawał się pieszczocie.
— Kim on dla ciebie jest? — Nie wyczułam w jego głosie złości, czy żalu. To było takie zwykłe, proste pytanie.
— Przyjacielem mojego brata — odparłam, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że ma na myśli Kakashiego.
— Nikim więcej?
— Nie — mruknęłam, zmieniając pozycję.
Powyginałam się w chińskie osiem, by moja twarz znalazła się tuż przy jego głowie, którą po chwili czujnie obrócił. Choć widziałam go do góry nogami, nasze oczy znajdowały się na tym samym poziomie.
— Boli mnie to jak na niego patrzysz, jak on patrzy na ciebie — wyszeptał miękko, po omacku wplątując dłoń w moje włosy. — Widzę co czujesz, krzyczysz całym ciałem. Tak głośno, że moje serce pęka.
— Nie patrzę na niego, Kiba. — Zamknęłam oczy. — Ja obserwuję. Szukam odpowiedzi.
— Na co?
— Jestem pewna, że miał jakiś związek z moją przeszłością. — Otworzył powieki i przyjrzał mi się uważnie. Dystans miedzy nami widocznie go onieśmielił. — Jeszcze nie wiem jaki i po czyjej był stronie… Ale jestem niemalże pewna, że był tam wtedy…
— Uspokój się. — Poruszył się, gdy tylko zacisnęłam mocniej powieki.
— On wie o mnie wiele, ja nie wiem o nim nic.
— Może powinnaś porozmawiać z Levim?
— Chyba jeszcze nie jestem gotowa.
Znowu zamilkliśmy.
Czułam jak tonę w zupełnej ciszy. Rozmowy Naruto i Hinaty przestawały do mnie powoli docierać, miasto było martwe. Zegar wyświetlał drugą trzydzieści, a księżyc krył się gdzieś za chmurami.
— Poznam kiedyś tę prawdę? — wyszeptał, muskając palcami mój policzek.
— Możliwe — odparłam, zamykając oczy.
Senność z każdą chwilą oplątywała moje ciało i ciągnęła za sobą w niepewny mrok.
— Będę czekać. — Jego słowa były lekkie jak powietrze.
Moje. Dla mnie, od niego. Dla nikogo innego.

6 komentarzy:

  1. Kocham jak opisujesz Mikase razem z Kibą jest to strasznie realistyczne , śmieszne , romantyczne ,seksowne wszystko w jednym :D Ale najbardziej ciekawi mnie to czy faktycznie Kakashi ma coś wspólnego z przeszłością Mikasy a jeśli tak to w co on pogrywa sobie a może sie zakochał a może jest złym charakterem (chociaż w to akurat wątpię , nie zrobiłabyś z niego złej postaci ). No nic trzeba czekać na ciąg dalszy wydarzeń aż się wyjaśni :D

    Banan :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeeej, ale się uśmiałam. xD
    Osobiście powiem, że trochę mnie martwi to przejście do "sedna", bo nie lubie, jak ciągle jest poważnie, ale znając Ciebie, to pewnie będziesz czasem wtrącać jakieś śmieszne sytuacje... No ale ten rozdział pozytywnie mnie naładował.
    Już sam początek i to "ty będziesz następna". Zareagowała tak na smak krwi? Jestem coraz ciekawsza jej przeszłości naprawdę.
    Śmiechłam, jak Kiba stracił przytomność i na nią upadł xD I te jej próby wydostania sięi ta sytuacja z Yamato, z kluczami i te teksty o kanapie i koledze xD
    Potem akcja w samochodzi, jak strzelił ją w tyłek, ten telefon i wjazd w krzaki xD I złość Kiby. I podświetlenie. xD
    Hinata rozłożyła mnie na łopatki tekstem ze zlewem i to jak sobie wyobrażałam zataczającą się Mikasę. xD I śmiech Kiby przez telefon.
    Sytuacja, jak chciała się odegrać, taka mraśna ^^
    Walka krótko opisana, szkoda :( Ale cieszę się, że mimo wszystko trochę jej zawarłaś.
    I OSOBIŚCIE POWIEM, ŻE LUBIĘ MOMENTY MIKASY Z SAMUELEM, SERIO, SERIO.
    Tak jak Banan jestem ciekawa, co z tym Kakashim. Musiała go znać za dzieciaka, skoro go kojarzy. A Levi jej nie chce o tym przypominać, bo sądzę, że by wiedziała.
    Myślałam, że Kiba pocałuje Mikase na koniec, a tu klops :( WEŹ NIECH SIĘ W KOŃCU POCAŁUJĄ, A NIE TAKIE PODCHODY ROBISZ. Jeszcze specjalnie piszesz o tym policzku... Że całuje ją w policzek. TUŻ NAD KĄCIKIEM UST. ;___;

    Temat śmierci? Czy Ty chcesz kogoś zabić? ;___;

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jak zwykle świetny, aż brak mi słów :D
    Można prosić o linki do piosenek? :D

    OdpowiedzUsuń
  4. AAAAAA!!!!!! Sikam! 0rh+, Coma, Roguc!!! ♥♥♥♥♥ No nie spodziewałam się tego tutaj! :D
    Rozdział boski, jak zawsze. I ja jak zawsze nie wiem co mam Tobie tu napisać... O, może to, że Kiba propsuje. Już mu wybaczyłam tę malinkową napaść na Mikasę xD Coraz lepiej chłopak wygląda w moich oczach, tak trzymać :) Mikasa też się rozhulała, no no :P Ciągnie do zakazanego owocu, ciągnie. Coś tak czuję, że jeśli masz w planie opisywać tu jakieś erotyczne sceny między nimi, to długo się nie pozbieram, skoro opisy pocałunków i malinek tak mi się podobają w Twoim wykonaniu ♥
    Iiiii, cudowne opisy walk. Ja bym tak nie potrafiła. Mam problem z właściwym oddaniem emocji przy relacjonowaniu meczów, a przy sparingach mam już całkowitą pustkę w głowie, podziwiam.
    Kakashi mnie intryguje. Strasznie jestem ciekawa, co Ty dla niego wymyśliłaś.

    Miłego pobytu w Anglii, wracaj bezpiecznie ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. "To nie przypadek, że moja dłoń idealnie pasuje do Twojego tyłka, prawda?"
    <3

    OdpowiedzUsuń