20 cze 2015

IV. Docenisz


A jed­nak pot­rze­ba mi twoich słów
i trze­ba two­jej pa­mięci.
Pa­miętaj o mnie, dob­rze?
Może będę się mniej bała,
może będę usy­piała spokojniej.
~ Halina Poświatowska

W ciszy obserwowałam kołyszącą się dłoń Kiby, kiedy zajmował miejsce na naszej kanapie tuż obok Naruto. Hinata krzątała się w kuchni, a chłopcy zwiedzeni jej propozycją z poprzedniego wieczoru, której dziewczyna zupełnie nie pamiętała, wpadli do nas na obiad. Gdy rano się o tym dowiedziałam, dosłownie osłupiałam. W mgnieniu oka wróciły do mnie wspomnienia wczorajszego wypadu, które od momentu przebudzenia usilnie próbowałam wrzucić na samo dno szuflady podpisanej jako rzeczy dziwne. Nie miałam pojęcia jak spojrzeć Inuzuce w oczy, a co dopiero spędzić z nim więcej czasu. Na całe szczęście, jakoś w granicach godziny siedemnastej, umówiona byłam z Levim; odliczałam czas, błagając o to, by przyspieszył. Ten jednak miał mnie głęboko w dupsku, a Kiba, choć niespecjalnie, wciąż przywoływał te same emocje.
Siedziałam wciśnięta w fotel, opatulona kocem i mrużyłam oczy w głębokim zastanowieniu. Już w momencie kiedy podszedł się ze mną przywitać, spostrzegłam, że uporczywie coś przede mną krył, aż do teraz, kiedy zajął się paplaniem z Uzumakim. Knykcie obdarte ze skóry zdobiły większe i mniejsze strupki, okalane przez zielono-żółte sińce. Rana była świeża, bardzo świeża. Musiał to zrobić niedługo po naszym rozstaniu w taksówce; na pewno uderzył w coś, a nie w kogoś. Lata dziwnych doświadczeń pozwalały to łatwo rozróżnić, choć każdy głupi wie, że nie rozszarpiesz sobie w ten sposób dłoni, uderzając w ludzkie ciało. Ewidentnie została narażona na bliskie spotkanie z chropowatą powierzchnią. Oznaczył dłoń śladami słabości, agresji i niezrównoważenia, a ja poniekąd czułam się za to winna.
Ogólnie miałam wrażenie, że ktoś wsadził mnie do małego pudełeczka i cały czas nim wstrząsał. Kiba wydawał się być zupełnie bierny co do wczorajszego zajścia, co z jednej strony nie wprowadzało dodatkowego napięcia między nami, jednak… Bolało. To było coś na znak rozczarowania, ale nie tylko tym chłopakiem, a samą sobą. Poddałam mu się tak łatwo i nie byłam pewna, czy całą winę mogę zrzucić na alkohol.
— Hinata, ile ci się jeszcze zejdzie? — Naruto zwiesił do tyłu głowę i zawył głośno, okazując w ten sposób swoje zniecierpliwienie.
— Pół godzinki? — jęknęła, wracając do postaci osobowości, którą poznałam jako pierwszą. Nie ukrywałam, że ta podobała mi się bardziej. Była… obliczalna.
— To może ci pomogę? — spytał, uśmiechając się sam do siebie.
— Nie, nie! — Choć tego nie uzewnętrzniłam, w duchu mocno rozbawił mnie jej ton. Tak jakby ktoś jej proponował, że zaraz ją zabije. Zastanawiało mnie, czy jest świadoma tego, że wczoraj to ona byłam rozszalałą iskierką pomiędzy tą dwójką.
— To pomogę — bąknął, zrywając się z kanapy. Puścił Kibie oczko, a ten prychnął, z niedowierzaniem kręcąc głową.
Poruszyłam się niespokojnie, jakby chcąc go powstrzymać bez użycia werbalnych znaków. Przecież jego odejście oznaczało pozostawienie mnie samej z szatynem, który nie zamienił ze mną słowa od początku ich wizyty.
Naruto zniknął w przedpokoju, a ja wbiłam spojrzenie przed siebie. Nasłuchiwałam spokojnego oddechu chłopaka, który w jakiś sposób jednocześnie mnie wyciszał i rozdrażniał. Kątem oka wyłapałam, że odwrócił się w moim kierunku i naciągnął rękaw bluzy na sponiewieraną dłoń.
— Nie boli główka? — spytał, uśmiechając się delikatnie.
— Niespecjalnie ma po czym — odparłam buńczucznie, próbując ze wszystkich sił na niego nie spojrzeć.
Gdy weszli do mieszkania, szłam do kuchni by odnieść szklankę i wpadłam na niego w korytarzu. Chłopcy przywiązani do swoich nawyków, przywitali mnie cmoknięciem w policzek. Wszystko byłoby w porządku, gdyby Inuzuka zaczepnie nie wsparł przy tym dłoni o mój bok, a zapach jego perfum ponownie nie wdarł się do moich nozdrzy, robiąc przy tym piekło w moim żołądku.
— A dokąd się wybierasz o tej siedemnastej?
Odgłosy dochodzące z kuchni nie zwiastowały powrotu blondyna, który mimo braku jakiejkolwiek odpowiedzi od Hyuugi – wciąż nadawał jak komentator sportowy. W dalszym ciągu nie mogłam uwierzyć w to, że po alkoholu zamieniali się rolami. W każdym razie czułam się niezręcznie. Niemniej jednak jego pytanie wzbudziło we mnie dziwną reakcję, pełną sprzecznych myśli.
— A jakie to ma znaczenie? — Odważyłam się na niego spojrzeć i z niedowierzaniem dostrzec, że chyba jednak nie były takie sprzeczne.
Cofnął minimalnie głowę, zaskoczony tą odpowiedzią, a po chwili nadął lekko policzki.
— Po prostu… Jestem ciekawy.
Moja wyobraźnia zamieniała ciekawość na zazdrość.
— Chyba mam prawo do innych, nowych kolegów poza wami. — Na kolegów nacisnęłam mocniej, ciekawa jego reakcji. Ach, mogłam sobie pozwolić.
— Kakashi?
Brnął, a to oznaczało, że teoria nabierała właściwego sensu.
— Być może. — Coraz bardziej zaczynało mi się to podobać. Koc zsunął mi się z ramienia, porywając za sobą materiał bluzy, pod którą miałam tylko biustonosz, a on wbił tęgie spojrzenie w moje nagie ramię.
— Rozumiem. — Niski ton zakomunikował mi, że stąpałam po cienkim lodzie.
W sumie to nie miałam najmniejszego prawa naigrawać się z jego uczuć, kiedy on, poprzedniego wieczora pokazał mi multum nowych i nie chciał w żaden sposób krzywdzić ani mnie, ani siebie. Doszło do nieoczekiwanego obrotu spraw, na który nie mieliśmy najmniejszego wpływu.
— Co do wczoraj… — zaczął niepewnie, po kilku chwilach namysłu i próbie ochłonięcia po poprzedniej wymianie zdań.
Ni z tego ni z owego, zagotowało się we mnie wszystko, co zamknięte było pod skórą. Choć siedziałam, byłam pewna, że gdybym stała, to w sumie już bym leżała. Ogarnęła mnie niewyobrażalna panika, która okazała się być tragiczną w skutkach.
— Mam zapomnieć? — wypaliłam, zaciskając palce. Kostki zbielały od użytej siły, a paznokcie wbiły się w naskórek.
— Nie o to chodzi.
— A o co?
— Przepraszam — szepnął ze skruchą, która uderzyła we mnie wzbudzając falę negatywnych spięć w moim umyśle. Chciałam zapaść się pod nasze piętro i wybiec z tego mieszkania na ulicę
— Za co? Za pocałunek czy pozostawienie mnie samej w tłumie? — Z początku nie wyczułam we własnej wypowiedzi siły niekontrolowanej pretensji. Uświadomiła mnie w niej jego mina i swego rodzaju zdruzgotanie, które odmalowało się w oczach.
— Chyba za jedno i za drugie. — Klamka zapadła.
Coś we mnie pękło. Dobra, rozumiałam, że to było głupie zadanie, w głupiej grze, w tym głupim klubie, pubie czy Bóg wie czym, ale dla mnie… to było coś więcej. Pierwszy pocałunek, którego nawet sobie nie wyobrażałam, został skradziony przez niefortunne zakręcenie butelką. Chciałam myśleć o tym jak o rozrywce, przygodzie, ale nie potrafiłam.
Westchnęłam głośno i wzruszyłam ramionami. Odrzuciłam poły koca i podniosłam się na nogi. Ruszyłam do sypialni, pozostawiając go samemu sobie z wbitym w stolik wzrokiem, jednak w połowie zwróciłam się na pięcie i powróciłam do jego ciała. Poderwał na mnie wzrok, a ja nachyliłam się i szarpnęłam za rękaw bluzy, patrząc mu prosto w oczy.
— Widziałam — syknęłam, gdy próbował ponownie to zakryć.
Na dobre popędziłam do siebie i machnęłam drzwiami, na tyle, by same się zatrzasnęły, jednak okazało się, że ruszył za mną i je zatrzymał. Zamknął i podszedł do mnie zaskakująco szybko, przez co wydałam z siebie urwany oddech.
— Źle mnie rozumiesz — szepnął, starając się ze wszystkich sił nie złapać mnie za ramiona. W mgnieniu oka przypomniało mi się, jak stanął nad tą blondynką i kipiał ze złości, mało jej nie rozsadzając. Nagle zrobiłam się mała jak fasolka i zacisnęłam powieki gotowa na jakiś cios. — Co ty robisz?
Cofnęłam się o krok i opadłam tyłkiem na łóżko, potykając o leżącą na ziemi poduszkę. Ponownie na niego popatrzyłam, lekko drżąc. Zaczął całkiem na poważnie przypominać wczorajszą marę, jaka odwiedziła mnie, gdy był tu po raz pierwszy.
— Mikasa, czemu się trzęsiesz? — Przez chwilę mrużył powieki, aż momentalnie na jego twarzy pojawiła się jakaś inna odmiana złości. Otworzył szerzej oczy, a kącik jego ust nerwowo zadrżał. — Czy ty myślisz, że cię uderzę?
Brak jakiegokolwiek słowa z mojej strony był dla niego klarowną odpowiedzią. Przykucnął przede mną i wykonał kolejny gest, na tyle dla mnie zaskakujący, że zamarłam, zaciskając palce na kocu, który nakrywał pościel.
Położył bokiem głowę na moich udach, owijając ramionami łydki i zamknął oczy. Dłońmi przyległ do materiału szarych getrów, a ja próbowałam się uspokoić.
— Prędzej dałbym się pociąć na kawałeczki, niż podniósł na ciebie rękę — wyszeptał, dociskając głowę do nóg. Powiedział to w taki sposób, że wszystkie troski gdzieś odpłynęły. — Nie wiem jak mnie zrozumiałaś, ale co do pocałunku przepraszałem za to, że skradłem go bez twojej zgody, a nie dlatego, że żałuję. — Westchnął głośno i wzmocnił uścisk. — Może powinienem, ale nie… Od wczoraj pragnę tylko więcej, wiesz? — Podniósł zamglone spojrzenie i zainstalował je w moich oczach. Okropny dreszcz dziwnego podniecenia przebiegł przez moje plecy. — Nie będę udawać zimnego skurwysyna, bo taki nie jestem. Całą noc o tym myślałem i solidarnie cię ostrzegam, że nie odpuszczę sobie naszej znajomości, dopóki nie powiesz mi w twarz, że mnie nienawidzisz.
— Przestań… — jęknęłam, odwracając od niego całkowicie głowę. Kolejna rzecz, o której nawet nigdy nie myślałam, a teraz nagle się pojawiła. Pierwszy raz w życiu ktoś kieruje pod moim adresem takie wyznania; nie miałam pojęcia, że jest to aż tak niezręczne. — Błagam cię, nie mów mi o takich rzeczach, nie teraz…
Przez chwilę rzeczywiście nic nie mówił, nie potrafiłam wybadać tego co może czuć, bo z całych sił nie chciałam na niego spojrzeć. Bałam się samej siebie i swoich reakcji. Co jeśli rzuciłabym się z nim na ziemię i sama zaczęła całować?
— Dobrze, nie będę nic o tym mówić. — W jego głosie wyłapałam lekkie rozbawienie. — Ale na pewno będę ci o tym przypominać. Chciałbym cie też z całego serca przeprosić za to, że cię zostawiłem. — Pauza. Zamyślił się, chciał coś powiedzieć, ale po jego minie wywnioskowałam totalną rezygnację. — Jestem taki, a nie inny. Kiedyś zrozumiesz.
— Chciałabym zrozumieć teraz.
— Ale ja nie chcę o tym mówić.
— Jesteś agresywny. To chcesz powiedzieć? Mam się tego obawiać?
— Tylko w niezwykłych przypadkach.
— Ten wczorajszy był niezwykły, Kiba? — Westchnęłam i w końcu na niego spojrzałam. — Zostałam spoliczkowana przez jakąś lafiryndę. To było jak pstryknięcie mnie w nos w porównaniu do tego, co w życiu przeszłam.
— Z chęcią bym ją za to zabił, ale nie spieszy mi się za kratki. — Jego ton znowu stał się stanowczy i nieprzyjemny. — Nikt nie ma prawa cię dotykać, rozumiesz? — Coraz bardziej mi kogoś przypominał.
— Bo?
Bo należysz do mnie, choć to nie kwestia posiadania… — Znałam ten cytat, doskonale. Nie byłam miłośniczką polskiego rapu, ale Levi już tak, więc chcąc nie chcąc, słuchałam go dosyć często, szczególnie Pezeta. Ale to nie zmieniało faktu, że osłupiałam. Miałam wrażenie, że serce stanęło i przestało pompować krew, tak samo jak układ oddechowy powietrze. Nawet nie wiedziałam kiedy złapał mnie za brodę i przejechał kciukiem tuż pod dolną wargą.
Jeżeli miał zamiar właśnie w ten sposób przypominać mi o tym, że nie stałam mu się obojętna, to szykowała mi się niezwykła przygoda.
— Kiba, ty nie masz pojęcia kim jestem… — Zabrałam lekko głowę i poczułam dziwne ukłucie w sercu. — Nie wiesz co działo się ze mną w przeszłości, potrafię być czymś… totalnie niewygodnym? Nie jestem taką, za jaką mnie masz… Przekonałeś się będąc w tym pokoju po raz pierwszy. — Zaczynałam szeptać, bo głos powoli zaczynał mi się łamać.
— Ale mnie naprawdę gówno obchodzi jaka byłaś kiedyś i jaki ma to na ciebie wpływ. — Niekontrolowanie dolna część żuchwy opadła mi w dół, a brwi prawie się złączyły. — Obchodzi mnie tylko ta Mikasa, która siedzi przede mną.
Nie, nie, nie. To brnęło za daleko, ja nie byłam jeszcze gotowa na takie rozmowy, nawet na zwykłe wyjście z nim na spacer sam na sam. Koniec!
— Ręka — odparłam, zbywając jego ostatnie słowa. Spojrzał na mnie wybity z rytmu romantyka i zmarszczył w zastanowieniu czoło. — Co zrobiłeś sobie w dłoń?
— Nic — mruknął, wracając do obejmowania moich nóg.
— Kiba.
— Nic!
— Ja nie mam trzynastu lat, człowieku, bądź poważny — syknęłam, odpychając jego ciało. Z kucków opadł na tyłek i popatrzył na mnie gniewnie. — Gadaj, albo zejdź mi z oczu.
— Jak się wściekasz, idziesz na trening i wyżywasz się na worku — wyszeptał, podnosząc się na nogi. — Ja nie miałem pod ręką worka, a nie chciałem zrobić krzywdy Naruto.
— Więc postanowiłeś wyżyć się na ścianie? — sparowałam, również wstając. Chciałam z całych sił patrzeć na niego z góry, by choć w minimalny sposób poczuł się przytłoczony, jednak różniła nas spora przepaść związana z pieprzoną długością ciała. Cóż, skoro nie mogłam przerastać go fizycznie, to została mi opcja werbalna. — Po co to zrobiłeś?
— Bo odczułem taką potrzebę. — Przechylił prowokacyjnie głowę, zbliżając ją do mojej twarzy.
— To bezmyślne.
— Skuteczne. — Jeszcze bliżej...
— Mogę to sprawdzić?
— Spróbuj — warknął i poruszył się lekko, jakby chcąc mieć w razie jakiejś ewentualności przewagę czasową, dającą możliwość do powstrzymania mnie.
Wzruszyłam ramionami, chcąc okazać bezsilność wobec jego głupoty i pokręciłam głową. Spróbowałam go wyminąć, ale błyskawicznie chwycił mnie ramieniem, przyciskając swoją klatkę piersiową do moich pleców. Nie przytulał mnie, raczej blokował. A pierwszy raz w życiu zapragnęłam, by przytulił mnie ktoś poza Levim, Erenem czy wujostwem. Wczorajsza niemoc wobec jego dotyku wróciła ze zdwojoną siłą; na trzeźwo wszystko jest odczuwalne sto razy bardziej. Nogi mi zadrżały, gdy tylko poczułam na karku gorący oddech.
— Jeszcze raz za wszystko przepraszam. — Oparł nos o tył mojej głowy, a ja nie potrafiłam przełknąć śliny. — Za to, że wystawiłem cię na niebezpieczeństwo, nerwy i sprawiłem, że stało się niezręcznie. Nie dotrzymałem słowa co do sfingowania pocałunku, jednak…
— Zabawa to zabawa. — Zaśmiałam się, nerwowo wypowiadając słowa, przed którymi chciałam się bronić. — To nie było zobowiązujące, no nie? Po co się tym przejmować.
— No… nie było. — Zrozumiałam, że moja wypowiedź mogła stać się jednym z błędów, których nie wybacza się sobie do końca życia. Przecięłam jakąś niewidzialną nić, która nas łączyła.
Drzwi skrzypnęły, a ja oderwałam się od niego jak poparzona, z ulgą dostrzegając zdziwione oczy Touki. I choć zrobiło mi się nieswojo, gdy straciłam ciepło jego ciała, pewnie wymaszerowałam do salonu, w którym nadal nie było nikogo poza milionami roztoczy i wyimaginowaną myszą, którą wczoraj dostrzegła Hinata.
Musiałam pozostać niezależna i sama.
Bo tylko tak potrafiłam żyć.

***

Mam namalować na wtorkowe zajęcia moją rodzinę i już prawie skończyłem, tylko Touce wyszła za duża głowa…
Eren wyrwał telefon ciotce, gdy ta rozmawiała ze mną na temat moich nowych znajomych, którymi miałam się jej koniecznie pochwalić. Gdy tylko zapytała o chłopców, moje spojrzenie powędrowało na Inuzukę, który stał półtorej metra ode mnie, jednak dzieliła nas ściana i okna, prowadzące na balkon, gdzie się znajdowałam. To jednak było mało ważne. Od razu wyczułam w tym telefonie jakieś drugie dno i wahania Carly na temat tego, czy powinna mi o czymś powiedzieć.
— Zrób zdjęcie rysunku i niech wujek wyśle mi je mailem, okay? — Uśmiechnęłam się, błądząc opuszką palca po metalowej balustradzie, by połączyć krople deszczu, który siąpił nieprzyjemnie.
Dobrze!
— A teraz oddaj cioci telefon, bo muszę z nią jeszcze chwilkę porozmawiać.
No dobrze Mikasa. Kocham cię! Pozdrów Leviego i powiedz mu, że jego też kocham!
— Dobrze, my ciebie też bardzo kochamy. — Tęsknota za tym małym pingwinem ścisnęła lekko moje serce.
Usłyszałam kroki, szelest, jakieś niezrozumiałe słowa Erena i kolejny szelest.
Halo?
— Ciociu, wiem, że coś się dzieje.
Eren idź do siebie. No to pooglądaj bajki. Eren, proszę cię. Muszę porozmawiać z Mikasą. — Przy każdym wypowiedzianym słowie, jej głos słabł. — Byliśmy w poradni.
Jakiś okropny nerwoból chwycił się mojego żołądka.
— I?
Zrobili mu morfologię i biopsję szpiku.
— Ja pierdolę! — huknęłam w słuchawkę i odbiłam się od barierki.
Tylko po to, by po chwili opaść na nią plecami, a lewą ręką złapać się za głowę. Kątem oka wyłapałam, że Kiba odwrócił się w stronę szyby i lekko uniósł dłonią firankę, wyglądając na mnie. Trajkoczący w środku Naruto również ucichł.
Lekarze mówią, że nie mają wątpliwości. — Zaczęła cicho łkać, a moje serce rozrywał niewyobrażalny ból. — Wyniki mają tylko potwierdzić białaczkę.
Hinata stanęła w progu balkonu spoglądając na mnie ze smutkiem, jednak pokręciłam przecząco głową, a ręką dałam jej znać, by zostawiła mnie samą.
— Co dalej? — szepnęłam, odchylając się do tyłu.
Operacja. Nie mam pojęcia skąd weźmiemy takie pieniądze…
— Ciociu… Przecież nie musimy płacić wszystkiego z góry.
Grisha staje na głowie, by nasz dochód był jak największy, ale to wciąż za mało… Nie możemy wziąć żadnej pożyczki, bo wciąż spłacamy kredyty za dom i samochód.
— Ciociu, pójdziemy do pracy, pomożemy! Przecież to logiczne. Rivai mówił mi, że już coś sobie upatrzył. Mamy jakiś konkretny termin na zebranie tej kwoty?
Po wynikach podadzą datę operacji w Niemczech. Wtedy poznamy i ten termin…
— Będzie dobrze, obiecuję. — Siliłam się na to, by naprawdę brzmiało to tak, jakbym była pewna naszego powodzenia. Jednocześnie czułam jak pękam na pół.
Przez kilka chwil próbowałam ją jeszcze pocieszyć, mimo awykonalności tego zadania. Pożegnałyśmy się; pozostałam w jednym miejscu, próbując powstrzymać łzy.
Poczułam jak te kilka dobrych dni oddziela się grubą linią od tych, które miały nadejść. Musiałam zapomnieć o budowaniu relacji. A raczej o tym, że muszą one stać na pierwszym miejscu. Od tamtej chwili byłam zmuszona postarać się o to, by przyszłość nie okazała się być czarnym scenariuszem.
— Mikasa?
Głos Inuzuki sprowadził mnie na ziemię. Uniosłam niekontrolowanie do góry rękę, chcąc w niemy sposób przekazać mu, że potrzebuję tego, by ktoś mnie przytulił. Chciałam, by zawołał Leviego… A może chciałam właśnie jego?
Dłoń opadła w dół, a ja wzięłam głęboki wdech. Obserwował każdy mój ruch; nie chciałam znajdować się dłużej pod ostrzałem jego spojrzenia. Ruszyłam w kierunku wejścia i stanęłam tuż przed nim, wbijając wzrok w szeroki tors.
Nie chciałam patrzeć w jego oczy.
— Coś się stało? — szepnął, chcąc położyć dłoń na moim barku.
— Nie — odparłam zdawkowo, odchylając ciało.
Nie chciałam czuć jego dotyku.
— Sądzę, że jednak tak — drążył, zabierając dłoń. — Mogę jakoś pomóc?
— Nie.
Nie chciałam otrzymać jego litości.
Rozkleiłabym się. Potrzebowałam jedynie odłączyć się od niego, by emocje z nim związane opadły. Miałam zamiar skupić się tylko na sobie i rodzinie.
— Przepuść mnie.
Tak zrobił. Poszłam do pokoju po rzeczy i wróciłam do salonu z odmienionym wyrazem twarzy, by przypadkiem nikt nie zadawał mi pytań. Przez chwilę na mnie spoglądali, ale nie byli tacy głupi i zrozumieli, że niczego od nich nie potrzebuję. Nawet zainteresowania.
— Nie wiem czy pamiętacie, że gram za dwa tygodnie mecz... — Kiba przebiegł wzrokiem po naszych twarzach. Na mojej nie zatrzymał się dłużej, mimo, że tą uwagą zostałam obdarzona jako ostatnia.
Opierał się o parapet okna z kubkiem kawy w ręku i niby wyglądał za szybę, zainteresowany widokiem deszczowej panoramy przedmieścia. Widziałam, że intensywnie myśli nad czymś, co go gryzło.
— No tak! — Naruto klasnął w dłonie, a ja napawałam się rozkosznym widokiem Hinaty, która aż podskoczyła na fotelu. — Zaczynają się mistrzostwa krajowe.
— Otóż to — przytaknął Inuzuka. Przeniósł wzrok na dwójkę swoich przyjaciół, rezygnując ze mnie, przeciągającej przez głowę bluzę. — To będzie nasz pierwszy mecz eliminacyjny, fajnie byłoby gdybym już od początku miał jakieś wsparcie. Nie wiem jeszcze z kim i to mnie martwi.
Halo? Mnie też zapraszasz czy mam tylko liznąć tych wieści i tym się nacieszyć?
— To normalne, że przyjdziemy! — Nie rozumiałam, dlaczego ten nadpobudliwy blondyn entuzjazmuje się wszystkim. Dosłownie wszystkim.
— My? — mruknęłam zaczepnie, próbując zrozumieć swoją pozycję, na jakiej zostałam w tamtej chwili ustawiona. — Nie lubię koszykówki.
No mała, podrzucaj sobie kłody pod nogi, a co!
— To może polubisz — odparł twardo szatyn, a włoski na moich ramionach stanęły dęba przez chłód jego tonu.
— Nie wydaje mi się. — Sparowałam, czując narastającą złość.
W kieszeni rozdzwonił mi się telefon i gdy tylko usłyszałam, że brat za minutę będzie pod blokiem, pożegnałam się krótkim cześć i skierowałam do wyjścia, odbierając ostatnie, błagalne spojrzenie Hyuugi. Chyba miała nadzieję, że przy okazji ich stamtąd zabiorę, ale doszłam do wniosku, że trzeba ją zahartować.

***

Zgiełk panoszący się pod gigantycznym, szklanym dachem, w minimalny sposób niwelował moje poczucie zażenowania. Rivai wyciągnął mnie z domu, aby spędzić ze mną trochę czasu, ale nie omieszkał zapomnieć uprzedzić mnie o jednym, dosyć istotnym fakcie.
— Jak głowa?
Kakashi siedział naprzeciwko mnie i podjadał frytki, a ja z uporem maniaka wpatrywałam się w wielkie, żółte M, widniejące kilka metrów za nim. Nie dość, że mój wstrętny brat nagle, bez uprzedzenia zatrzymał się pod jednym z bloków i zgarnął Hatake, to jeszcze śmiał zostawić mnie samą w macu z szarowłosym, usprawiedliwiając się tym, że zapomniał czegoś z auta, które znajdowało się cztery, gigantyczne piętra pod nami. W aucie zdążyłam mu tylko powiedzieć o telefonie ciotki, która dzwoniła również do niego. Nie przekazała jednak wieści o Erenie i czekającej go operacji, przez co humor brata opadł poniżej dna, a jego wesołe tego dnia oczy, pociemniały.
Centrum handlowe było monumentalne i byłam pewna, że nie wróciłabym do domu sama; najnormalniej w świecie nie wiedziałabym, którym wyjściem się kierować.
— Dobrze, nie miewam kaca — odparłam, siląc się na spokojny ton. Chyba wyszło odwrotnie.
Od kiedy tylko wsiadł do samochodu, nie spojrzałam na jego twarz ani razu. Najzwyczajniej w świecie się bałam. Miałam wrażenie, że gdy tylko nasz wzrok się spotka, Hatake puści parę z ust, a Levi zakopie mnie żywcem.
— Nie wierzę ci — mruknął, wodząc wzrokiem za przechodzącą obok niego kobietą z dzieckiem na rękach.
— Trudno — odburknęłam, biorąc łyka waniliowego shake’a.
— Mam nadzieję, że pamiętasz co mi obiecałaś. — Czemu tak z grubej rury?
— I vice versa.
— Nie mam tendencji do niedotrzymywania słowa.
— Będę w to wierzyć, dopóki Levi mnie nie utopi — prychnęłam i odruchowo skierowałam wzrok ku niemu.
Szare kosmyki sterczały w przeróżne strony, a zaczepne spojrzenie świdrowało mnie na tyle mocno, że przez chwilę nie pamiętałam, jak się oddycha. Dokładnie przez chwilę, bo potem przyszło coś innego.
Miałam wrażenie… nie! Ja byłam niemalże pewna, że kiedyś go już widziałam. Dawno, dawno temu. I nie chodziło o jakieś zdjęcia Leviego, portale społecznościowe. Po prostu go pamiętałam. Tylko dlaczego z czasów dzieciństwa?
— Coś się stało? — spytał, wyrywając mnie z dziwnego letargu.
Te słowa zaczynały mi tego dnia działać na nerwy.
Nagle poczułam się niepewnie, a całe moje wnętrze wołało o powrót brata. Każdy dźwięk dookoła mnie stał się niesamowicie drażliwy i irytujący, a oddech zwolnił przez wrażenie przygniatania klatki piersiowej.
— Nie — odparłam zdawkowo, opierając się plecami o krzesełko. Zwróciłam wzrok w innym kierunku i starałam się nie myśleć o przeszłości, która forsowała rozszczelnione poprzedniego wieczora drzwi. Moja kondycja fizyczna nagle upadła na dno, przypominając sobie o prawie całkowitym braku snu poprzedniej nocy. Do tego zdenerwowanie względem telefonu ciotki wyczerpało moje pokłady energii.
— Zbladłaś już wcześniej, ale teraz jesteś dosłownie biała — drążył, nie ukrywając przejęcia. Podniósł się i obszedł stolik. Przysunął krzesło i usiadł tuż przede mną. — Mikasa, co się dzieje?
— Słabo mi, gorąco — stęknęłam, gorączkowo próbując pozbyć się kurtki.
Nie kłamałam, naprawdę coś nie grało. Na domiar złego zaczęło kręcić mi się w głowie i miałam problem ze skupieniem wzroku na jednym punkcie. Hatake sięgnął po butelkę wody i kazał mi się jej napić, a sam zaczął gdzieś dzwonić.
— Stary, z Mikasą coś się dzieje — mruknął, przykładając wierzchnią stronę dłoni do mojego policzka. Zamknęłam oczy, czując chwilowe otrzeźwienie i mrowienie na skórze. — Nie wiem, zbladła, mówi, że jej gorąco, a jest lodowata. — Przez chwilę nic nie mówił, jednak spojrzał na mnie z przejęciem, jakby Levi powiedział mu coś iście strasznego, po czym wyjrzał na moje tyły. — No dobra, dobra.
— Nie chcę… — wyrzuciłam z siebie, ciężko pozbywając się nagromadzonego w płucach powietrza. Głos mi zadrżał, chyba podświadomie zbierało mi się na płacz.
— Czego?
— Nie chcę nikogo więcej tracić — jęknęłam, próbując skupić się na jego oczach. — Nie chcę pamiętać… To mnie zabija, Kakashi.
— Co się dzieje? — Levi. Jego głos.
Podbiegł do nas, a lekki prąd powietrza który wytworzył, poruszył moimi włosami i przyciągnął jego zapach. Stanął między nami i błyskawicznie ujął moją twarz w dłonie, mrużąc powieki. Działał jak jakieś pieprzone lekarstwo. Stwarzał wokół mnie otoczkę bezpieczeństwa, która niwelowała każde negatywne uczucie. Zawsze miałam wrażenie, że skorupka, którą tworzył tylko i wyłącznie dla mnie, nigdy nie pęknie. Dlatego jego obecność była tak ważna.
— Wraca — szepnęłam, wyrywając się. Schowałam głowę między ramionami i zaczęłam liczyć od dziesięciu w dół. — Przyszło wraz ze mną i wczoraj mnie odwiedziło. Wszystko wraca.
Chłopaki wymienili się porozumiewawczymi spojrzeniami. Czy Kakashi miał jakiekolwiek pojęcie na tamten temat? Mógł mieć. A to prowadziło do dwóch wyjść. Albo mogłam mu zaufać na tyle bezgranicznie co mój brat, lub unikać, by nie wpaść w jakąś pułapkę.

***

— Mikasa? — Hinata poderwała się z fotela, kiedy przemknęłam przez salon nawet na nich nie patrząc.
Spodziewałam się, że chłopaki nadal tam będą i uprzedziłam o tym Leviego, który wszedł ze mną. Machnął do nich niedbale ręką, po czym zniknęliśmy za drzwiami mojego pokoju.
Zdjęłam kurtkę i rzuciłam ją na krzesło, po czym opadłam na łóżko. Touka spoglądała na nas z posłania, wybudzona ze snu. Przez chwilę moją głowę zajął Kiba i jego zdezorientowanie na twarzy, które pojawiło się po moim wejściu. Jego zmartwienie moją osobą było całkiem pochlebne dla moich uczuć, ale niestety ta sprawa schodziła na dalszy plan.
Brat usiadł obok mnie i wbił pusty wzrok w drzwi. Podpieraliśmy plecami ścianę; oparłam brodę o kolana podciągniętych nóg i zamknęłam oczy, by jak najbardziej opóźnić ujście łez.
— Czemu nie powiedziałaś, że to się znowu dzieje? — szepnął, nasłuchując czy przypadkiem pozostała trójka obecnych w mieszkaniu nie jest za cicho.
— Bo wszystko było w porządku, Levi — załkałam, nie wytrzymując. — Wczoraj przyszło, tak nagle. Widziałam to coś, na kilka chwil zastąpiło ciało Kiby. Widziałam ich. Spanikowałam, ale gdy Kiba do mnie podszedł, wszystko uciekło.
Przyciągnął mnie do siebie, a ja, rozluźniona obecnością jedynej osoby, której bezgranicznie ufałam; ułożyłam głowę na jego udzie i próbowałam unormować oddech.
— Mogłaś zadzwonić — wyszeptał, gładząc delikatnie moje włosy. W pokoju panował już półmrok. Coraz szybciej robiło się ciemno, zegar wskazywał dziewiętnastą. Do tego niebo wciąż zasłaniały ciemne, ciężkie chmury. — Wiesz, że od razu bym przyjechał.
— Nie mogłam — wychrypiałam. Zakryłam przedramieniem oczy, pozwalając łzom spływać po skroniach; gubić się we włosach. — To było pierwsze moje wyjście ze znajomymi. Nie potrafiłam tego odpuścić, nie mogłam. — Ostatnie słowa uchodziły ze mnie wraz ze spazmatycznym łkaniem. Tak bardzo chciałam, by szloch nie wydobył się poza ściany pokoju.
— Rozumiem... — Odsunął moją rękę i otarł łzy, by po chwili nachylić się nade mną i musnąć moje czoło ustami. — Będzie dobrze — dodał, nie odsuwając się od mojej twarzy.
Owinęłam ramionami jego szyję i mocno wtuliłam w ciepłe, męskie ciało. Również mnie objął, podciągając lekko do góry. Oddychał inaczej. Z przejęciem, głośno. Martwił się, nie ukryłby tego za nic.
— Do tego Eren…  — Westchnęłam i pociągnęłam nosem. — Tylko operacja może mu pomóc Levi. Ciocia powiedziała, że pieniędzy jest wciąż za mało… Poszukam pracy tak jak ty, może uda mi się znaleźć coś dobrze płatnego.
— Mikasa, nie. — Wtulił nos w moją bluzę i lekko się przesunął, by obojgu było nieco wygodniej. — Jesteś za młoda, by brać na siebie takie rzeczy. Oddam swoją część spadku i będę zarabiać. Jestem im to winny za to, że nas uratowali. Ty masz się zająć własnym życiem, potrzebami i studiami.
— Levi…
— Koniec tematu. — Wzdrygnęłam się lekko. — Gdyby Grisha się dowiedział, że chcesz coś takiego zrobić, to by nas pozabijał. Biorę to na siebie, a ty zajmij się ciocią i tym, by się tak nie przejmowała. Choroba jest uleczalna i nie możecie żyć, pływając wiecznie w czarnych myślach. Ciotka wpadnie w depresję, a ty…
— A ja? — jęknęłam, zaciskając palce na jego bluzie — A ja znowu stanę się wariatką.
— Nie staniesz się. — Przycisnął mnie do siebie.
— Już się staję…
— Przestań chrzanić. — Tym razem mną potrząsnął i ścisnął ramię, jakby chcąc pobudzić do racjonalnego myślenia. — Kurwa, jak mówię, że będzie dobrze, to będzie! Dobrze o tym wiesz!
— Nie krzycz!
Szarpnął moim ciałem i runął ze mną na poduszkę, by chwilę później zamknąć w żelaznym uścisku. Pękł jak mały balonik z wodą. Choć nie łkał i nie podrygiwał, wiedziałam, że płacze. Jego łzy zaczęły spływać po moim czole, drążąc ciepłe ścieżki na skórze. Wcisnęłam nos w obojczyk i nie chciałam już nic mówić, bo w tym stanie naprawdę różnie z nim bywało, a rozdrażnianie lwa nic by mi nie przyniosło.
— Damy sobie radę, wiesz? — Jego mięśnie się napięły, a głos zadrżał. — Damy, zobaczysz.
— Myślałam, że tu będzie inaczej…
— Bo będzie, Mikasa. — Odsunął mnie kawalątek, by spojrzeć w oczy. — Dopilnuję tego.
Westchnęłam głośno, przyzwyczajona do tego, że nie pozostaje mi nic innego jak sprawdzone poleganie na jego obietnicach, które nie zawsze były w stanie dojść do skutku; nie miałam innego wyjścia.
— Zostań dziś ze mną.
— Zostanę. — Wyczułam lekkie rozluźnienie. — I tak bym nie wyszedł, póki nie miałbym pewności, że te dwa gnojki są już u siebie.

***

Od tamtego iście felernego dnia minęły już prawie dwa tygodnie.
Stałam na korytarzu, czekając na czwartkowe zajęcia i dumałam nad przebytymi treningami, które przeleciały mi w dosyć miłej atmosferze. Skupiłam się na nich, by z głowy wyrzucić wszelkie złe myśli; z pozytywnym skutkiem. Ludzie okazali się być w porządku, a ja nie miałam blokad przed byciem sobą. Sam Samuel nie był osobą, która jakoś szczególnie działała mi na nerwy; jego wyskok pierwszego dnia okazał się zwykłą popisówką, do której się przyznał.
Wieczorem miał się odbyć wspominany mecz Kiby. Po treningu miałam półtorej godziny przerwy, więc mogłam wrócić do mieszkania i wziąć szybki prysznic. Rozgrywki eliminacyjne odbywały się na mniejszych halach — działo się to obok mojego wydziału, więc nie musiałam polegać na nikim, kto mógłby mnie tam zawieźć.
Inuzuka rozmawiał ze mną tylko na uczelni, nie obdarowując mnie nawet chwilą poza nią. Trenował, okay. Miał inne zajęcia, okay. Nie wymagałam od niego żadnych spotkań, telefonów, chatowania, niczego! W końcu sama stworzyłam dystans i swoimi słowami odsunęłam go od siebie… ale czułam, że ten mały mostek, który zdążyliśmy zbudować, już płonie i nie mam szans na ugaszenie go. Skuteczne ignorowanie mnie po prostu roznosiło moje nerwy, zwłaszcza, że już niczego nie byłam pewna po tamtej rozmowie. Możliwe, że potraktowałam go zbyt oschle, ale chyba dałam mu do zrozumienia, że… Że? Ja już niczego nie rozumiałam, życie wciąż było dla mnie zbyt trudne.
Docenisz, gdy stracisz.
Niemniej jednak postanowiłam zaszczycić trybuny swoją obecnością jako mały test. Nie uprzedzając go o tym i prosząc, by nikt nie zrobił tego za mnie.
— Siems. — Mayako stanęła obok mnie ze spuszczoną głową i wbiła spojrzenie w podłogę. Dłonie kryła w kieszeniach czarnej bluzy, a włosy spływały po jej twarzy, skutecznie zasłaniając jej profil.
— Mieliśmy na jedenastą, a ty jesteś niewyspana? — zagadałam, gdy ruszyłyśmy pod salę.
Poprawiłam pasek torby i zmarszczyłam czoło, nie otrzymując żadnej odpowiedzi przez dłuższą chwilę.
— Taa.
Czerwona lampka rozżarzyła się bardzo mocno. Miałam wrażenie, że dziewczyna coś przede mną ukrywa.
Ludzie wbrew pozorom nie są aż tak skomplikowani. Ich normalne, przypisane im zachowania, bardzo łatwo rozróżnić i zapamiętać. Może minęły dopiero dwa tygodnie, ale to co powinnam o niej wiedzieć — wiedziałam. Nie zagłębiałam się w szczegóły, bo jeżeli chciałaby mi o wszystkim opowiedzieć, już dawno by to zrobiła. Tak czy siak, wyczuwałam, że tego dnia było coś nie tak. Wydawała się zupełnie inna niż poprzedniego wieczora, kiedy wpadła do mojego mieszkania z kilkoma piwami i dotrzymywała mi towarzystwa, dopóki Hinata nie wróciła od ciotki. Diametralna zmiana wzbudzała we mnie jaskółczy niepokój.
Gdy tylko usiadła w naszej ławce i nieuważnie poprawiła włosy, w końcu mogłam dostrzec skrywaną tajemnicę. Podbite, spuchnięte oko, okalane przez okropnego, ciemnego sińca w połączeniu z rozciętą wargą dawały mi tylko jeden wynik.
— Ten skurwiel ci to zrobił? — syknęłam, czując jak wzbieram na złości.
— Daj spokój — szepnęła, spoglądając ostrzegawczo w stronę wykładowczyni.
— Nie, nie dam — sparowałam, zmuszając ją do tego, by na mnie spojrzała. Oczy jej się szkliły; tak bardzo wstydziła się tego, jak wygląda. Tego, że ten śmieć pozostawił na jej ciele kolejne ślady niewybaczalnych czynów. — Zabiję gnoja, rozumiesz? — wyparowałam, prostując się na krześle.
Choć miałam odstawić ludzi na bok — to nie było takie proste. Levi wciąż powtarzał, że nie mogę przekładać sytuacji rodzinnej ponad siebie, bo byłam za młoda i miałam korzystać z życia. Nie wpoił mi tego tak do końca, ale wujostwo powiedziało mi to samo i uparcie odsuwali mnie od sprawy, grożąc tym, że całkowicie zrezygnują z informowania mnie, jeśli nie wezmę się za siebie.
A Jean? Zalazł mi za skórę i od dawna czekałam na okazję, by przywalić mu w pysk za to, jak traktował tę Bogu ducha winą dziewczynę. Problem polegał na tym, że mi na to nie pozwalała. Tamtego dnia jednak miałam w nosie jej zakazy i zezwolenia.
— Mikasa, prosze cię — warknęła.
— Przesada. — Złapałam się za głowę, czując przez moment dziwny, nieokreślony ból w skroniach. — Jesteś potężną osobowością i silnym agresorem, a przy tym sukinkocie robisz się jak mięczak. Skoro sama nie potrafisz tego ogarnąć, to ktoś musi zrobić to za ciebie.
— Mikasa Ackerman?
— Obecna! — rzuciłam w stronę pani magister i wróciłam spojrzeniem do blondynki. Odwróciła głowę tyłem do mnie i gapiła się na ścianę. — Pożałuje tego.

Gdy tylko kobieta dała znać o zakończeniu zajęć, nie czekając na Okanao, wyparowałam z sali. Doskonale widziałam, gdzie mogłam go znaleźć i właśnie tam pognałam.
Może to naprawdę nie była moja sprawa, ale niczego nienawidziłam tak bardzo, jak obierania sobie za ofiarę kogoś słabszego. Maya nie była słaba, była koszmarnie silna, ale ten gnój wywierał na niej obrzydliwą presję, którą uznałam za cel najwyższy, do jak najszybszego zlikwidowania. Znowu bawiłam się w nędznego bohatera, tym razem jednak z własnej woli i nie miałam zamiaru odpuścić, czując potrzebę odłączenia tej dziewczyny od tak toksycznej relacji.
Gdy już znalazłam się przy stoliku w bufecie, gdzie przesiadywała horda głośnych koszykarzy, od razu wychwyciłam go wzrokiem. Złapałam za materiał białej bluzy i pociągnęłam mocno do tyłu. Nogi mu się poplątały i runął plecami na ścianę, głośno przeklinając.
— Co ty odpierdalasz, laska?! — ryknął, próbując złapać równowagę. Egoistyczna pobudka chciała mnie zmusić do rozejrzenia się za Kibą, ale z drugiej strony wiedziałam, że gdy go ujrzę, to zmięknę. A to byłoby czymś niewybaczalnym, kiedy właśnie wymuszałam na Kirsteinie konfrontację. Miałam zamiar wykorzystać każdy jego nieodpowiedni sygnał słów czy ciała, do wpakowania mu pięści pomiędzy oczy.
— Myślisz, że kurwa nie wiem, kto jej to zrobił?! — ryknęłam, popychając go z powrotem na chropowatą powłokę. — Jaki śmieć podnosi rękę na kobietę? Kto posuwa się do tego, by ją tak skatować. Ty pieprzony śmieciu!
Jego oczy pociemniały, ostrzegając mnie tym samym o szale, który właśnie miał zamiar go opętać. Kolejny dowód na to, że pchałam się tam, gdzie nie trzeba. Choć powoli miałam wrażenie, że wyładuję na nim przy okazji własną frustrację.
— Nie wiem o czym mówisz i wypierdalaj — syknął, łapiąc mnie za ramię. Szarpnął mną na tyle mocno, by na mojej twarzy pojawił się grymas. Wyrwałam się z uścisku, a moja torba runęła na ziemię.
— Doskonale wiesz o czym mówię. — Zrobiłam pewny krok w jego stronę, zaciskając pięści. — Tylko ty skurwysynie mógłbyś jej to zrobić.
— Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy, suko. Widocznie jej się należało, nie uważasz? Jest tak samo pyskata jak ty. — Posłał mi najbardziej cyniczny uśmiech jaki kiedykolwiek widziałam. — Albo raczej była. Ciebie też mogę przytemperować, Ackerman.
Granice zostały przebite. Wymierzyłam mu cholernie siarczysty policzek, który rozszedł się echem pomiędzy najbliższymi stolikami. Czułam jak naskórek na wewnętrznej stronie dłoni cholernie szczypie, ale stałam twardo w miejscu, gotowa na kolejne uderzenie po jego pyskówce. On jednak zrobił coś na co czekałam stokroć bardziej. Zdążył się tylko poruszyć w geście odwetu, a ja zamiast zareagować i ze słuszną mi siłą pierdolnąć go w twarz, zlękłam się jak myszka tego, że krzesełko po mojej lewej runęło na ziemię, a między nami pojawił się ktoś jeszcze.
Troczek bluzy Kiby musnął mój nos, a jego ramię przesłaniało mi widok skonsternowanej twarzy Jeana. Próbowałam skupić wzrok na czymś innym, niż napięty biceps Inuzuki, ale niespecjalnie mi to wychodziło. Trzymał nadgarstek blondyna; po jego minie mogłam wnioskować, że dosyć mocno. Choć przez moment czułam rozbawienie, to sekundkę później chciałam uciec, zaszyć się w jakiejś kanciapce i przeczekać nadchodzącą burzę.
Ciemna aura spowiła przestrzeń, jaka dzieliła mnie od szatyna.
— Co ty właśnie chciałeś zrobić? — Cofnęłam się o krok słysząc przerażający ton Kiby. To co w niego wtedy wstąpiło nie było czymś, czego kiedykolwiek bym się spodziewała. Potwór oblazł skórą przyjaznego chłopaka, wysługując się jego siłą i głosem. Czy to były te rzeczy, które miałam poznać po czasie? Czy miałam zrozumieć, że opinia na jego temat była jak najbardziej błędna?
— Pusz… — syknął Jean, próbując wyrwać rękę.
— Zadałem ci, kurwa, pytanie.
Ta reakcja; nieopisany obłęd w oczach…
— Jeżeli kiedykolwiek zobaczę, że choćby na nią patrzysz — wycedził Inuzuka, odrzucając ramię blondyna — to upierdolę ci łeb.
Jest w tej chwili zupełnie jak…
— Kurwa, pieprznęła mnie w pysk i wszystko jest spoko? — Zaczął zwracać spojrzenie na mnie, ale Inuzuka chwycił jego twarz w dłoń, zaciskając palce na policzkach i obrócił siłą w swoją stronę.
— Nie patrz… na nią — powtórzył. Miałam wrażenie, że szczęka Kirsteina pęka od nacisku jego oponenta.
...Levi.
— Mikasa! — Zdyszany głos Mayako sprawił, że momentalnie wróciłam na ziemię. — Cholera, prosiłam cię!
Nie odezwałam się. Z niedowierzaniem obserwowałam siłę presji wywartej na blondynie. Widziałam, jak bardzo pragnął rzucić mi nienawistne czy ostrzegawcze spojrzenie, ale nie potrafił. Strach go paraliżował.
— Policzymy się — syknął do Okanao, wymijając nas.
— Nie… Nie, nie, nie! — Złapała się za głowę i popatrzyła na mnie, ładując dawkę swojego przerażenia w moje rozdygotane serce. — Coś ty narobiła, głupia!
— Skończę jego tyranię — wyszeptałam, wiodąc wzrokiem za Kibą, który zarzucił na ramię plecak i zaczął się bez słowa oddalać. Nie zdążyłam podziękować mu za ratunek, wymienić się choćby jednym spojrzeniem. Nie rozumiałam, dlaczego mi to robił, dlaczego znowu sprawiał, że drzwi samotności, które otworzył… z powrotem zamykał.
Docenisz, gdy stracisz.
— Nie Mikasa! — Dziewczyna szarpnęła moją koszulę i prawie wyzerowała dzielący nas dystans. — Ty właśnie rozpętałaś piekło.
Brawo ja.
A on? Co on, do kurwy nędzy, wyprawiał? Bawił się w niezależnego superbohatera? Niczego nie pragnęłam w tamtej chwili jak jego uśmiechu i chwili rozmowy, mimo, że nigdy nic z takich rzeczy nie było mi potrzebne.
Chciałam, by wrócił.

***

— Może twoja przyjaciółka ma rację, Mikasa. — Samuel trzymał przede mną worek, a ja z całych sił próbowałam w owy przedmiot władować swoją złość. — Czasem lepiej nie wtrącać się w nie swoje sprawy.
Z premedytacją rąbnęłam w przedmiot, by odbił się od jego niewyparzonej gęby, ale jak na złość się osłonił. Miałam dosyć; chciałam już lecieć do domu, wziąć prysznic i iść na ten mecz. To był jeden z dwóch ostatnich sposobów na to, by odzyskać Kibę. Jakkolwiek to brzmiało.
Nadal jednak nie mogłam zrozumieć, dlaczego brak jego obecności zaczął mnie tak drażnić. To chyba działało jak narkotyk. Spróbowałam ludzi i chciałam ich więcej.
— Masz tak, że patrzysz na ludzką krzywdę z zupełną obojętnością? — spytałam, ściągając z dłoni rękawiczki. — Albo inaczej… — Popatrzyłam na niego podejrzliwie. — Podniósłbyś rękę na kobietę?
Chłopak sięgnął po swój ręcznik i ruszył ze mną w stronę szatni.
— Nie o to tu chodzi — mruknął i westchnął — miałem cię za mądrzejszą.
— Sam…
— Zrozum, że jeżeli dziewczyna prosiła cię o nie mieszanie się w sprawę, to znaczy, że miała jakiś powód. — Pchnął drzwi i przepuścił mnie pierwszą. — Nie masz pewności, czy nie rozwścieczyłaś Kirsteina do tego stopnia, że złapał ją po uczelni i udusił.
— Nie pomyślałam — przyznałam sucho, zwalniając kroku. — Kurwa, a jeśli jej się coś stało?
— Zadzwoń do niej — rzucił i wszedł do pomieszczenia przeznaczonego dla mężczyzn.
Tak zrobiłam. Gdy tylko wciągnęłam na nogi dres, wyjęłam z bocznej kieszeni torby komórkę i wykręciłam jej numer, nie zwracając uwagi na sms-y. Sygnał wydrążał mi dziury w głowie przez długi czas oczekiwania. Gdy jednak usłyszałam głos dziewczyny, poczułam jak cholernie ciężki kamień spada mi z serca.
No co tam wojowniczko? — Nawet nie miała takiego tragicznego humoru.
— A… Chciałam zapytać czy idziesz na ten mecz. — Bawiłam się troczkiem spodni i wiedziałam, że moje pytanie jest nie na miejscu.
Nie wiem, Mikasa. — Jej ton nieco zmarniał. — Wiesz, z chęcią bym poszła się trochę rozerwać i zabrała dziewczyny, ale on tam będzie…
Ona starała się przy mnie być, kiedy odczułam zawód przez brak obecności Kiby. Oczywiście nie miała pojęcia co do jakichkolwiek powodów mojego przybicia. W każdym razie, ja też w końcu musiałam stanąć na wysokości zadania i jej jakoś pomóc; nauczyć się funkcjonować jak każdy, normalny człowiek w danym społeczeństwie.
No, dawaj Ackerman. Potrafisz.
— Wiesz… Słyszałam, że gra w pierwszym składzie, więc nie będzie miał czasu nawet na ciebie spojrzeć, a po meczu będzie zmęczony. — Starałam się, by mój głos brzmiał naprawdę zachęcająco. — Będą z tobą dziewczyny. Hinata i Naruto też. Będę ja.
— I ja! — Samuel stał oparty plecami o framugę i wycierał swoje okulary w materiał koszulki.
— I Samuel… którego nie znasz. — Uśmiechnęłam się lekko. — Chciałabym, żebyś z nami wyszła i spędziła trochę czasu poza mieszkaniem, bo robisz dokładnie to samo co ja… Izolujesz się.
Mikasa, jesteś tak kochanym i dobrym człowieczkiem — szepnęła radośnie.
Od razu wiedziałam, że zmieniła zdanie, ale nie potrafiłam się ruszyć po jej słowach. Ja? Kochana? Ble.
— To jak?
Przyjedziemy. Ale musisz mi pomóc powstrzymać Kejżę i Ichirei przed wtargnięciem na boisko i rozszarpaniem go — prychnęła i prawdopodobnie się uśmiechnęła. — Chcą szykować z nim ustawkę dwie na jednego, no i mogą wykorzystać moment.
— Pomogę im.

— Widzisz, jak chcesz to potrafisz. — Brunet po raz kolejny przepuścił mnie w drzwiach. Wyszliśmy na zewnątrz; poczułam, jak chłodne powietrze wypełnia moje płuca.
— Jedziesz na ten mecz z jakiegoś konkretnego powodu? — spytałam, szukając w telefonie rozkładu autobusu.
— Mój kumpel tam gra — odparł, wzruszając ramionami. — Z resztą sama wiesz z kim grają, raczej będę tam potrzebny. Podwieźć cię? I tak będę przejeżdżać przez twoje osiedle.
— Nie jeżdżę autem z obcymi ludźmi — sparowałam natychmiast.
— Jeżdżę spokojnie, nigdzie mi się nie spieszy — drążył, łapiąc mnie za pasek torby i ciągnąc w stronę auta. — Zresztą nie chcę mieć do czynienia z twoim braciszkiem. Dlatego nie będę ryzykować.
Uśmiechnęłam się do niego triumfalnie i zajęłam miejsce z przodu po lewej stronie. Gdy tylko usiadł po mojej prawej, natychmiast zapięłam pas.
— Możesz mi wyjaśnić o co chodzi ci z tym sama wiesz z kim grają? — spytałam, gdy wyjechał na ulicę. O dziwo czułam się spokojnie jako jego pasażerka.
— Nic nie wiesz? — mruknął, zerkając na mnie.
— Nie. — Narastał we mnie niepokój. Czy naprawdę było to coś na tyle poważnego, że Naruto i Hinata nie szepnęli mi słówka? Czy może Samuel wyolbrzymiał?
— Twoja uczelnia, Obrońców Muru Rose, jest znana i wysoko usytuowana w rankingu ogólnokrajowym. — Westchnął, jakby miał ochotę cofnąć czas i o niczym mnie nie informować. — Wasza sekcja koszykówki tak samo; Inuzuka jest najlepszym rozgrywającym, jakiego drużyna mogłaby sobie wymarzyć. Ale problem polega na tym, że OMR wiecznie ściera się z Uniwersytetem Świętego Patryka. I nie chodzi tylko o boisko. Potrafią być bardzo agresywni wobec naszych na parkiecie jak i po meczach. Ani jeden nie zakończył się bez wielkiej bijatyki w okolicach hal, na których grali.
Z każdym jego słowem moje nerwobóle wzrastały, a serce przyspieszało tempa. Czy dlatego ze mną nie rozmawiał? Nie chciał mi tego powiedzieć, nie chciał bym się domyśliła?
— To jest kurewsko niebezpieczne — szepnął, skupiając spojrzenie na drodze. — W grę nie wchodzą tylko pięści, Mikasa.
— Jeżeli tak to wszystko wygląda, to znaczy, że Hinata i Naruto będą mnie chcieli stamtąd zabrać zaraz po meczu — mruknęłam, czując straszne odrętwienie w ciele. Znowu coś przygniatało mi klatkę piersiową.
— Być może… — odparł, opierając głowę o zagłówek, gdy stanęliśmy na światłach. Czerwone lampy samochodu przed nami, oświetlały nasze twarze. Spojrzał na mnie i poczochrał moje włosy. — Nie martw się tak. To mistrzostwa, na pewno będzie od cholery obstawy i do niczego tym razem nie dojdzie.
Nie. Nie ruszę się stamtąd, dopóki Kiba nie pojedzie ze mną do domu.
Tak! Był ważny!
Tak! Brakowało mi go!
Tak! Zaczęłam się o niego martwić, bo…
...bo docenisz, gdy stracisz.
Bo jakoś tak bałam się widzieć siebie bez niego.

17 komentarzy:

  1. Spokojny nie oznacza gorszy. :3 Poza tym osobiście uważam, że dużo się w nim działo - zaserwowałaś nam prawdziwą burzę uczuć Mikasy i w dodatku zrobiłaś to idealnie. :3

    Moment w pokoju Mikasy, rozmowa z Kibą, no jeeeeeej! Już Ci pisałam czy zaznaczałam, że jak ją objął tak za nogi, to mnie to tak no. <3 Cieplej mi się zrobiło na serduszku i pomyślałam sobie, że jej tak ciut zazdroszczę. No bo to było takie rozkoszne, najrozkoszniejsze z rozkosznych. <3333 Co prawda późniejsze słowa Kiby mocno mnie przeraziły i mam nadzieję, że nie zrobisz z niego nadopiekuńczego, zazdrosnego kolesia, który nie pozwoli Mikasie samodzielnie myśleć. .____.

    WIEDZIAŁAM, że tam będzie Kakashi. Wiedziałam! I bardzo mnie ucieszyła ich rozmowa, choć jednocześnie niesamowicie krótka. Ale między nimi też są takie fajne prądy, choć może nie aż tak nasilone jak z Kibą, to jednak... No i ta wspólna przeszłość i to, że Hatake może wiedzieć więcej, niż Mikasa mogłaby chcieć. No, Kakashi, co Ty tam wiesz? Powiedz mi, proszzz. .___.

    Mayako... Kurwa. Jeśli... A walić, napiszę Ci to w prywatnej. W każdym razie pokazałaś nam Mikasę z pierwszego rozdziału, pewną siebie i buntowniczą. Podziwiam za odwagę i pukam się w łeb za głupotę. Przecież Jean mógł ją lutnąć tak, że by tego nie przeżyła. Mimo wszystko Ackerman jest tylko dziewczyną, a Jean... No cóż. Łapy od kosza na pewno ma wyrobione. No i Kiba. I jego dziwne zachowanie. To, że się nie odezwał, ale podświadomie przekazał, że Mikasa jest JEGO. Jeśli zacznie traktować ją jak własność, to wyrwę sobie wszystkie włosy z głowy i przez Ciebie będę brzydka.

    Bardzo nie po kolei będzie ten komentarz. xD

    Jak już mówiłam, scena z Levim naprawdę mnie rozczuliła. A konkretniej to, że się rozpłakał. Twoja wielka, wstrętna łapa ścisnęła mnie wtedy za serce, aż mi się oczy zaszkliły! Cholero Ty no. Po prostu... Jak facet płacze, to jest źle. I to mnie tak cholernie rani. Tak bardzo. Mocno. :< Jego opiekuńczość i czułość są naprawdę urocze. Naprawdę. MAYAKO, BIER SIĘ ZA NIEGO, A NIE JAKIŚ JEAN.

    No i Eren... Cholerka. Znam to świństwo tylko z wykładów, ale szczerze współczuję i chłopakowi, i rodzinie. A już zwłaszcza, że jak sama zapowiadałaś, namieszasz przy tym. A niech Cię!

    Pewnie ominęłam połowę rzeczy, które chciałam tu napisać podczas czytania, no ale trudno. Tak jak mówiłam, dla mnie ten rozdział był równie dobry, co poprzednie. A kolejnego się zwyczajnie boję. :x No ale nic! Czekam niecierpliwie. No i na 28 teeeeeeż <33333333 I NA CIEBIE JUTRO, HYHY. <3

    Kocham. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twój komentarz sprawił, że się podjarałam bardziej, niż gdy wymyślałam te sceny. xDDDDDDDD

      Usuń
    2. Bez kitu, wyobraziłam sobie sama wszystko powtórnie i stwierdziłam, że jako czytelnik widzisz to, co ja miałam w głowie...
      ALE CIE JUTRO WYRUCHAM XD

      Usuń
    3. Wyruchaj siebie, to Twoja zasługa! ;)

      Usuń
    4. Tak samą siebie to nie zabawa... xD

      Usuń
  2. Czytałam to dosłownie dwa razy. DWA RAZY wzruszałam się przy tych samych momentach i DWA RAZY zabijałam w myślach tego typa znęcającego się nad Mayako.
    Może zacznę od tego, że codziennie zaglądałam tutaj i dziś rano pochłonęłam ten rozdział niemal bez mrugnięcia okiem.
    Zaskakujesz.
    Wciąż pojawiają się momenty, których zupełnie sie niespodziewałam. Może dziwnie to zabrzmi, ale tak jak u Martina - czekam, aż w końcu kogoś uśmiercisz. ^^
    To niedopowiedzenie jakie wisi nad Mikasą i Kibą... wszystkie tajemnice - i jak się okazuje, nie tylko ona takowe posiada, ale i sam Inuzuka wydawał się tutaj dość specyficzny, jakby nie chciał pokazać prawdziwego siebie, prawdziwej natury, tego kim jest.
    Po cichu im kibicuję. <3 Uwielbiam czytać dialogi pomiędzy nimi. Kiedy nasza bohaterka walczy ze swoimi uczuciami, próbuje je na wszelkie sposoby usprawiedliwiać. Tylko... Gdzie ten powód? Tu moja niecierpliwość zawsze sięga zenitu...
    Ale, ale! KAKASHI. <3 Tak czułam, że i w tym rozdziale się pojawi... szczególnie, że już wcześniej wydał się taki zaplątany w życie jej i Leviego. Czyżby wiedział zbyt dużo? A może właśnie wie o czymś bardzo istotnym? I tak... Przyznaję rację pannie Kejży, że to scena w pokoju była conajmniej romantyczna! :) Kto nie chciałby brata obrońcy, na dobre i złe, w zdrowiu i chorobie.. I to w dodatku takiego, który nie cofnie się przed niczym? :> Do teraz mam ciarki po scenie, w której Kiba oświadcza Mikasie, że nalezy do niego. To było takie... Niecodzienne. Jakby oświadczył jej własnie, że zabije każdego, kto odważy się mu ją odebrać.

    Ciesze się i nie cieszę.
    Nie, bo znów trzeba czekać na piątkę.
    Tak, bo na 28 w końcu coś się pojawi. <3
    Dużo weny. Dużo, dużo. Pozdrawiam ciepło! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anja, kocham Cię. Twoje treściwe komentarze mnie jarają, bez kitu. xD I cieszę się ze zwrócenia uwagi na relację Mikasy i Leviego, bo jakby nie było, chcę pokazać, że jest ona na swój sposób dziwna i tylko dla nich zrozumiała. Niespodzianek pomiędzy tą dwójką będzie sporo, także, no no. :D

      Usuń
  3. Eeee.... To tego.... Nie pamiętam już, co miałam napisać w tym komentarzu, bo czytałam rozdział w niedzielę, no a wiesz jak to jest, uczyłam się i inne takie... Yyyy...

    NO DOBRA CHUSTII OGARNIJ SIĘ!

    O dziwo nie chcę Cię udusić za brak akcji, bo... Bo mimo twoich biadoleń pod rozdziałem, że Czwórka taka statyczna i wgl... To jak dla mnie była akcja :D No chyba że napisałaś tak tylko dla picu, zapobiegawczo, żebyś jakbym się czepnęła, to mogła powiedzieć "no przecież ostrzegałam, że nudno!". No to nie, nudno nie było, bo ja się bardzo wciągnęłam :3

    AAAA! Wiem co miałam! O meczu koszykówki miałam napisać!I tu pojawia się moja wredna osobowość, bo jestem ciekawa jak Ty to chcesz opisać. I wiedz, że będę patrzeć Ci na ręce i jak znajdę jakieś nieścisłości, złamiesz jakąś zasadę koszykówki, to z przyjemnością Ci to wytknę! Bo masz do czynienia z koszykarą z krwi i kości, która trenowała ten piękny sport przez 9 la XDD I jak mi odwalisz z jakimś ZONE to chyba Cię ukatrupię!! No... także się strzeż! :)

    Skoro było o koszykówce, to przejdę do Kiby i Mikasy. UGRRRR!!! Dlaczego musisz robić mi na złość i sprawiać, żeby im się zepsuło? A to jak Kiba położył głowę na jej kolanach i się do nich przytulił, no jeeeeejjuuuuuu, to było takie genialne, a Mikasa tak bardzo nie wiedziała, jak zareagowac i tak mnie tym wkurzyła... Cały czas mnie wkurza, no ale okej, jakoś to przeżyje, bo jednak idzie na ten mecz DLA KIBY i to O NIEGO się martwi a nie o Kakashiego xd Chociaż ten też coś za bardzo się kreci wokół niej. A kysz! On jest przyjacielem Leviego a siostry kumpli to towar zakazany, O!

    Teraz czuję się spokojniejsza :3

    Ech, chciałam jeszcze napisać o scenie Levi&Mikasa i o tym jak Mikasa przywaliła temu typkowi, i jeszcze o zapędach Inuzuki w gniew... Ale tak mi się dzisiaj nic nie chce, że już nic więcej nie napisze. Najwyżej pod następnym rozdziałem coś do tego dodam.

    NIE GNIEWAJ SIĘ ZA CHUJOWY KOMENTARZ!

    A ogólnie, to daję okejkę! :DDDD
    BUZIAKI :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie napisałam tego dla picu, tylko serio miałam wrażenie, że akcji tam nie ma. xD No i docisnęłaś mnie koszykarskim wyzwaniem. Ciekawe jak ja to teraz napiszę. xD Nie, nie planowałam, żadnego zone. xD Mecz miał być tłem, a teraz będę się na nim skupiać przez Ciebie bardziej, niż na odpowiedniej fabule. Idź Ty. xD
      Z tym robieniem na złość, to dopiero początek. Meehhehehe. xD

      Usuń
  4. Jezusie, Mayako! Nie wiem, czy to kwestia muzyki, czy mojego dzisiejszego humoru, a może wszystkiego po trochu łącznie z tym, że (jak już wiesz) piszesz zjawiskowo i bez problemu przenosisz mnie do życia swoich bohaterów sprawiając, że mam wrażenie, iż stoję koło Mikasy. Ale wracając - nie mam pojęcia o co chodzi, ale oczy mi się zaszkliły. Na poczatku trochę się puszyłam w kwestii Mika-Kiba, tego, że dziewczyna jednak chce uciec i otoczyć się murem. Ale później to jakoś zaczęło schodzić na drugi plan.
    " — Zadałem ci, kurwa, pytanie.
    Ta reakcja, ten nieopisany obłęd w oczach…
    — Jeżeli kiedykolwiek zobaczę, że choćby na nią patrzysz — wycedził szatyn, odrzucając ramię blondyna — to upierdolę ci łeb.
    Jest w tej chwili zupełnie jak…
    — Kurwa, pieprznęła mnie w pysk i wszystko jest spoko? — Zaczął zwracać spojrzenie na mnie, ale Inuzuka chwycił jego twarz w dłoń, zaciskając palce na policzkach i obrócił siłą w swoją stronę.
    — Nie patrz… na nią — powtórzył. Miałam wrażenie, że szczęka Kirsteina pęka.
    ...Levi." -> to mój ulubiony fragment i możesz mi wierzyć lub nie, ale czytałam go kilkakrotnie <3
    Okrutnie podobał mi się ten rozdział. Zrobiło mi się trochę żal Mikasy, tego, że tak ciężko jej się pozbyć demonów przeszłości. Leviego kocham jeszcze bardziej niż wcześniej, już nie wspominając o Inuzuce. Podoba mi się, że Mikasa staje w obronie nowych znajomych. Może trochę przegięła, rzucając się na "faceta" Mayako w tak... spontaniczny sposób, ale za odwagę ma dziewczyna ogromnego + ode mnie! :]

    Za to Ty jesteś niereformowalna, Maya. Najpierw sprawiasz, że zmieniam stosunek względem Sasuke Uchihy, a teraz jeszcze Kiba! :D Ciekawe, co mi jeszcze zafundujesz xD
    Niech ten remont szybko Ci się kończy i pokazuj nam V, bo nie wytrzymam! :D

    Całusy ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, cieszę się strasznie, że ten fragment Ci się spodobał, bo w sumie mi też. xDDD Trochę samozachwyt, ale mam jakąś taką tendencję do jarania się agresją u facetów. Ale nie taką o, z tyłka wyciągnięta, bo facet jest niezrównoważony, ale tą dotyczącą ich kobiet. No skarb jak sto pięćdziesiąt. xD
      Remont skończony, ale zanim zacznę pisać, muszę ponadrabiać teksty innych, w tym Twoje!

      Buzi, buzi :*

      Usuń
  5. Okej, komentuję to o trzeciej nad ranem i moja moc dedukcji, czy chociażby logicznego myślenia odfrunęła tak gdzieś z godzinę temu, więc żadnymi wnikliwymi teoriami spiskowymi się nie popiszę. Szczerze mówiąc, dokładnie za sześć godzin i czterdzieści dziewięć minut powinnam wstać i zacząć się ogarniać, żeby przyjść na zakończenie roku szkolnego w miarę żywa. Ta, jakoś w to wątpię xd
    Ale koniec mojego biadolenia (łaaaa! Niebo z granatowego stało się jasnoszare! :o), czas na komentarz właściwy!

    Mateńko, mam pewne trudności z przypomnieniem sobie, co było na początku rozdziału, dlatego wrócę się tam szybko *skroluje w górę* Aaa, okej, już wiem! *skroluje w dół* A więc, sytuacja KibaxMikasa! Ich relacja chyba nie znajduje nazwy w moim prywatnym słowniczku. Ni to przyjaźń, ni to miłość. Bardziej można to określić stopniowym uzależnianiem się od siebie do (zapewne, a przynajmniej tak wynika z reszty notki) granic obsesji, której zobaczyliśmy przejawy, kiedy Kiba dał w pysk temu małemu skurwysynkowi od Mayako, ale o tym potem. W każdym razie, ich relacja z pewnością normalna nie będzie.
    Dalej! *ponownie skroluje w górę dla przypomnienia dalszego przebiegu rozdziału* A, no tak. *i w dół* Telefon od Carly... Ja pierdziu, mówisz, że Eren i jego choroba dadzą po bandzie pod koniec? Aż się boję... A tak nawiasem mówiąc, to współczuję jego rodzicom. Oboje stają na głowie, żeby uratować tego kochanego pingwina (<3), ale hajsu brak. To przykre...
    Idąc coraz dalej! Mikasa uznaje, że jej uczucia i rodząca się zależność względem Kiby nie mają racji bytu, dlatego niewerbalnie karze mu się od siebie odpieprzyć. Okej. Rozumiem, że ma swoje uzasadnione powody, ale czyż nie miała zaczynać od nowa?
    Ocho, Schizy i Mroczne Wydarzenia Z Przeszłości (w skrócie SIMWZP) powracają pełną mocą! Nie wiem dlaczego, ale wyśniłam sobie, że to była jakaś grubsza sprawa. Na przykład... O! Rodzice Leviego i Mikasy wplątali się w jakieś porachunki z mafiosami, tamci ich kropnęli i zaczęli wyżywać się na Mikasie na oczach jej brata, przez co oboje sfiksowali! No, i to jest plan! Albo tajemniczy 'oni' byli jakimiś pieprzonymi prześladowcami i psychopatami, którzy obrali sobie za cel owe rodzeństwo. Cóż, wszystko się może okazać. Ale mimo wszystko moment LevixMikasa był taki słooodki i urooooczy x3
    Co tam się dalej działo... *ponowny skrol* (oooo, a teraz niebo jest już bladopomarańczowe :o Jezus Maria! Piszę ten komentarz pół godziny?!)
    Ooo, a teraz gwóźdź programu! Czyli jak wpierdolić damskiemu bokserowi w czterech krokach, poradnik dla opornych!
    1. Daj zrobić sobie lajpo pod okiem.
    2. Przyjdź tak do szkoły.
    3. Pozwól, żeby nie do końca normalna koleżanka z ławki zobaczyła ów lajpo.
    4. Rozjusz koleżankę słowami w stylu 'to nic takiego'.
    I w tym momencie koleżanka wstaje i kieruje kroki w stronę stołówki, z zamiarem solidnego wpierdolu na damskim bokserze!
    Koniec poradnika!
    Ale seryjnie, nie wiedziałam, że Levi ma jazdy w stylu Kiby ze stołówki. Chociaż myślę, że niebawem się przekonamy, jak bardzo jest on nienormalny, choć z pozoru się taki wydaje. Inuzuka pewnie też.
    No to można powiedzieć, że Mikasa:
    a) Ma przechlapane u Haruno i jej świty.
    b) Ma przechlapane u damskiego boksera i jego świty.
    Ja Cie, jest na uczelni przeszło miesiąc, a już tak sobie nagrabiła. Do tego trzeba mieć talent!

    Dobra, kończę, bo muszę w końcu iść spać...
    Weny życzę i pozdrawiam cieplutko <3
    Shori

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Shori, dawno się tak nie uśmiałam, jak przy Twoim komentarzu. Hahahah, uwielbiam Cię. :D Od samego początku widzę, że wiesz co mi chodzi po głowie. Czuję się w jakiś sposób zagrożona! Ale to mimo wszystko fajne uczucie wiedzieć, że ktoś myśli podobnie. Nie, Levi nie będzie normalny, masz rację. Kiba też nie! Ale wszystko powoli będzie wyglądać do nas z ciemnego pokoju i obnażać się z cienia. Co do przeszłości rodzeństwa - na to będzie poświęcony prawie cały rozdział, ale to jeszcze troszkę. Najpierw pewne sytuacje będą musiały zmusić Mikasę do wyjawienia prawdy.
      huhuhuuh :D

      Również pozdrawiam kochana! <3

      Usuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ejejejej kocham momenty z Kibą. Aż mam motylki w brzuchu i czuję się jak zakochana 12 latka XD
    Rozdział odkładałam na 2 lipca, po sesji... I co? I chuj XD

    Dobra, przejdźmy do poważnej części komentarza. Nawet nie wiesz jak nurtuje mnie, co przytrafiło się Mikasie. I co dzieje się z tą Mayako? Kurde. Mayako przypierdol frajerowi prawymu hakiem, aż m szczękę roztrzaskasz T_T Bo ja to zrobię. Tylko wezmę schodek.

    Relacja rodzeństwa jest dziwna. Bardziej przypomina mi to relację matki z dzieckiem. Levi = matka. Nie chodzi o to, że jest nadopiekuńczy, bo skoro Mikasa miałam przejebane życie to się nie dziwię. Jednak wydaje mi się, że ma takie "kobiece" podejście do niej. Nie mówię, że to źle, tylko po prostu nie często spotykam w opowiadaniach faceta, który z jednej strony jest twardzielem, a z drugiej delikatnym opiekunem. Podoba mi się to. A wręcz kocham. Każdemu bohaterowi dajesz dwie twarze.

    Martwię się o tę flądrę, bo nie dość, że Haruno i Yamanaka ją hejcą to teraz jeszcze tej pojeb Mayako. I tym bardziej się stresuję, że jest już 4 rozdział, a Ty nie napisałaś co dalej z wkurwem Różowej. Boję się jakiejś poważnej spiny. :<

    Spadam się uczyć, kochciam <3

    Tak, jak nie zdam to PRZEZ CIEBIE. https://www.youtube.com/watch?v=f2ag5hSWiSI

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. LEVI - STATEK MATKA XDDDDDDDDDDDDDDDDD
      Rivai, jak wspomniałam wcześniej, jest po prostu popierdolony. Nie żeby coś *UWAGA, SPOILER ALERT*, ale Levi będzie chciał pobić Mikasę już w przyszłym rozdziale, nie mówiąc o planowanej akcji na jednym z koncertów, gdzie będzie mocna rozruba, wprowadzająca Mikase w kręgi Akatsuki. OHOHOHO, ALE JESTEM ZŁYM KUTASEM, PLANUJĄCYM ZAGŁADĘ WSZYSTKIEGO I WSZYSTKICH. XD

      Usuń
  8. http://media.giphy.com/media/1QZWociinH7mU/giphy.gif ---> Mniej więcej tak wyglądałam po przeczytaniu tego rozdziału xDD
    Ewentualnie jeszcze tak: http://media2.giphy.com/media/8uzVsRzOScAa4/giphy.gif xDDDD
    Co tu się zadziało, kobieto!

    Smuteczek mnie ogarnął podczas rozmowy Mikasy z Kibą, to było jak dobry hartbrejk w filmie normalnie. :( W trójce takie romantiko, a tu pufffff, "to nic nie znaczyło". Jak mogłaś być taka okrutna wobec mnie? xD Ale, po dalszych wydarzeniach wnioskuję, że i tak pomiędzy nimi coś bydzie, i to coś poważnego, I can feel it in my bones, a my bones mają gud filling, soł oni są sobie p r z e z n a c z e n i. Nie wiem co tam uknułaś, ale trzymam się tej wersji. xDDDDDD :D

    Ciekawa jestem, czy uda im się zebrać to sto osiemdziesiąt tysięty :O Przecież to jest w cholerę dużo :O I tak czy siak, uważam, że nawet Mikasa powinna iść do pracy, bo każde nawet grosze się tu przydadzą. Coś czuję, że z tym będzie bardzo trudno... I jak tu być dobrej myśli? Hartbrejk namber tu.

    "— Jeżeli kiedykolwiek zobaczę, że choćby na nią patrzysz — wycedził szatyn, odrzucając ramię blondyna — to upierdolę ci łeb." Mój ulubiony moment tej notki <3 Kibuś <3 Ktoś tu się martwi i troszczy, bardzo, bardzo lubię to. :3 A swoją drogą facet, który podnosi rękę na kobietę powinien zostać spalony na stosie i tyle, to chyba najodpowiedniejsza kara dla takiego ścierwa. A, no i podoba mi się, że Mikasa strzeliła mu w ten popieprzony pysk, za to też szacun. Szkoda tylko, że bardziej nie uszkodziła tego skurwysynka. Może by zapamiętał do końca życia, a co!

    No i czekam z niecierpliwością na ten mecz koszykówki, co się wydarzy ;> Pewnie coś już kombinujesz, przebiegła xD

    To teraz czekam z utęsknieniem na 28 :3

    OdpowiedzUsuń