Jeśli głosy mówią mi zwolnij - nie.
Muszę czuć każdy dzień.
Za późno już kupiłem ten bilet.
Zanim złamię kark, muszę poczuć że żyje.
~ Mam na imię Aleksander
— Dzień w dzień to samo! — Mayako, nadal stała na środku ulicy, z uwagą lustrując dziewczynę, która wysiadła zaraz po niej. Kierowca skręcił na parking, pozostawiając dwójkę agresorów samym sobie. — Awanturujecie się już każdego wieczora, a moje biedne, zrównoważone i spokojne uduchowienie cierpi! Z wami nie idzie się dogadać na spokojnie!
— To ty zaczynasz większość afer, nadpobudliwa jędzo! — Szatynka pchnęła ją lekko, a fullcap zdobiący głowę Okanao, zleciał na ziemię i potoczył się pod chodnik.
— O nie! — ryknęła blondynka. — Nic mi nie będziecie wmawiać! Nie odezwałam się dzisiaj słowem! — Podniosła nakrycie głowy i otrzepała je ostentacyjnie, by po chwili ponownie umieścić je na głowie, wykonując przy tym gest niczym Ash Ketchum z Pokemonów. — Czemu mnie w to wciągasz? — burknęła z nadąsaną miną.
— Z przyzwyczajenia — odparła ta druga, zwracając wzrok w kierunku, z którego nadchodziła właśnie jakaś niska dziewczyna; od razu przypisałam jej rolę kierowcy. Kolejna blondynka. — Zadowolona?!
— Zamknij się, albo zaraz skręcę ci kark! — wrzasnęła, wrzucając klucze do torebki.
Z uwagą i niemałym rozbawieniem obserwowałam Mayako, która spoglądała to na jedną dziewczynę, to na drugą. Nie miałam pojęcia co się dzieje i odnosiłam wrażenie, że ona sama również. Hinata i Naruto zajęli się wzajemnym zawstydzaniem, a Kiba szeptem obstawiał, która którą pierwsza strzeli w twarz.
— Koniec! — Okanao zarzuciła na ramię plecak, po chwili rozstawiając szeroko ramiona z uniesionymi dłońmi, na wznak, że mają do niej nie podchodzić. Westchnęła głośno i zwróciła się za siebie. — Same się dogadujcie, ja się w to nie mieszam. I wy też nie próbujcie tego zrobić.
— O nie, nie, nie! — Szatynka chwyciła ją za kaptur i przyciągnęła z powrotem do siebie. — To ty wymyśliłaś wspólne mieszkanie, jesteś temu tak samo winna, jak ja!
— Ale to nie ja zorganizowałam totalne pochlaj party, podczas którego wyniesiono nam kanapę! — Obie przeniosły zdenerwowany wzrok na tę najniższą i stanęły nad nią, zakładając ramiona na piersiach. Ona natomiast przybrała bojową pozycję, podnosząc gardę i rozstawiając lekko nogi.
— No proszę, proszę kurwa! — Zaczęła podskakiwać w miejscu, wyrzucając przed siebie na zmianę pięści. — Myślicie, że jak jesteście większe, to możecie mi coś zrobić?!
— Uspokój się… — Dziewczyna obok Mayako przerzuciła włosy na jedno ramię i rozluźniła się lekko. Ułożyła wygodniej ramiączko torebki i otworzyła usta by coś dodać, jednak brutalnie jej przerwano.
— Nie pouczaj mnie mamuśko! — Mała podrygiwała coraz bardziej energicznie i nie miała zamiaru przestać. — Za bardzo się rządzisz, nie jesteśmy twoimi dziećmi!
— CO?!
— Ichirei, przesadzasz. — Okanao cofnęła się o krok, czując ciemną aurę werbalnie zaatakowanej istoty, która rzuciła swój bagaż na ziemię i właśnie podwijała rękawy błękitnej koszuli.
— Ty mała pchło! Po prostu się o was troszczę!
— Troszcz się o płody!
— Zabiję cię!
— Dziewczyny! — Mayako złapała rozszalałą szatynkę, która ciskała piorunami w malucha i zaczęła ją odciągać do tyłu. — Boże kochany, co za porażka… Ogarnijcie się, Ichi masz znaleźć tę kanapę!
— Bo co?! — Blondynka w dalszym ciągu wymachiwała piąstkami. — Ty też nie jesteś lepsza! Zasrany, leniwy chlejusie!
— Jędzo! — Scena niczym z bajki, gdy rola chętnego do mordu i zatrzymującego go właśnie się zamieniła, zniszczyła jakiekolwiek wrażenie, które mogłoby mówić, iż ta sytuacja jest naprawdę poważna, a nawet realna.
— Mayako! — krzyknęłam, widząc, że ludzie nie mają litości wobec tej trójki, śmiejąc się z nich najgłośniej jak się możliwie dało.
Dziewczyna spojrzała na mnie, a jej tęgi wyraz twarzy zelżał. Wyswobodziła się z ramion szatynki, w biegu chwyciła swój plecak, po czym machnęła dziewczynom i podeszła do nas, z łagodnym uśmiechem zdobiącym jej buzię. Przybiła piątkę Naruto, uprzejmie przedstawiła się Hinacie, a Inuzuce przyglądała przez dłuższą chwilę.
— Uzumaki, to ta super gwiazda koszykówki? — mruknęła, nachylając się nad skonsternowanym szatynem. — Coś nie wygląda. Wątły taki…
— Wypraszam sobie! — ryknął, unosząc zabawnie do góry brew. — Kim ty w ogóle jesteś?!
Im więcej czasu spędzałam z poszczególnymi osobami, tym bardziej moja intuicja podpowiadała mi, że coś z nimi jest nie tak. Byli impulsywni, wykazywali cholernie dziwne zachowania, które momentami były po prostu… rozbrajające.
— Twoje współlokatorki? — mruknęłam, gdy Okanao opadła obok mnie, szperając za czymś w plecaku.
— A no… — westchnęła, poprawiając kaptur bluzy. — Są okropne, wredne, nie myją się i wiecznie mi dokuczają. Raz nawet przez dwie godziny nie chciały mi otworzyć drzwi mieszkania i musiałam siedzieć na klatce.
— Może dlatego, że przyprowadziłaś wtedy dwa wielkie, bezdomne psy — wtrącił Naruto — a w mieszkaniu macie już Daisy i Nalę?
— Nie odzywaj się nieproszony… — bąknęła blondynka, marszcząc czoło.
— Do tego, gdy zaprowadziłaś je do schroniska, po tym jak Ichirei zagroziła ci policją, okazało się, że owe zwierzęta są zapchlone i wcale niebezpańskie? — drążył, z radością obserwując rosnącą złość dziewczyny.
— Uzumaki!
— Serio wynieśli wam kanapę? — Blondyn zarechotał głośno, podnosząc się i otrzepując spodnie.
— Daj spokój, Ichirei straciła kontrolę nad ludźmi i skończyło się jak skończyło… Kejża jest wściekła — prychnęła dziewczyna, mrużąc oczy przez słońce. — Nie wiem jaki to będzie miało finał.
— Kejża? — mruknęłam, opierając brodę o kolana. — Dziwne imię.
— To nie jest jej imię. — Mayako poszła w ślady chłopaka, stając na nogach. Skontrolowała godzinę i złapała plecak. — Nie lubi swojego prawdziwego i nie chce, by się nim posługiwano.
— Jak się z nią skonfrontujesz, zrozumiesz — Uzumaki pomógł wstać Hinacie, a ja z uwagą zaobserwowałam, jak Kiba zgrzyta zębami, obserwując w dalszym ciągu Okanao z dziwną zawiścią.
— Co ty robisz? — spytałam, gdy schował się lekko za mną i wiercił ją spojrzeniem.
— Obraziła mnie — warknął.
— Ja? — objuszyła się dziewczyna. — Moja wina, że jesteś gwiazdką?
— Nie mów tak o mnie! Nie afiszuję się z tym kim jestem!
— Aj aj, kapitanie — rzuciła melodyjnie, przez co miałam ochotę się głośno roześmiać, jednak peszyła mnie domniemana reakcja towarzyszy.
Ruszyliśmy do wnętrza uczelni, mijając grupy palaczy. Wewnątrz uderzył we mnie zapach jedzenia, którego próbowałam nie przyswajać. Chciałam odbić przed siebie, jednak zaciągnęli mnie siłą do bufetu, nie zważając na moje głośne protesty.
Postanowiłam skończyć z rozczulaniem się i zastanawianiem nad wszystkim, co wydawałoby się być czymś nowym. Zaczęłam się nawet oswajać z tym dziwnym uczuciem; traktowali mnie jak starą znajomą.
Od teraz jestem nową Mikasą, która stara się być normalna! Aż przytupnęłam sobie nóżką, jak na potwierdzenie mojej myśli.
— Tak swoją drogą, to robisz dziś pranie! — Usłyszałam za sobą, gdy chciałam usiąść na krzesełku przy stoliku, który zajął już Uzumaki. Zwróciłam się za siebie i bez zastanowienia otaksowałam obie uliczne fajterki, które miałam okazję oglądać w akcji kilka chwil wcześniej.
— Znowu wy?! — Mayako wyrzuciła ramiona w górę, a ja opadłam na tyłek, niczym ostatni chytrus nie pozwalając na zajęcie swojego miejsca.
Szatynka popatrzyła na mnie z chłodnym dystansem, wywierając jakąś dziwną presję przez co uciekłam wzrokiem, a mała blondynka podrygiwała nerwowo, co jednak nie umykało rejestrowanemu przeze mnie obrazowi.
— Co jej jest? — szepnął Inuzuka, nachylając się nad Naruto. Oboje przyglądali się zielonookiemu niziołkowi, przez którego szło dostać oczopląsu.
— Na co się gapisz?! — Ichirei uderzyła dłonią o blat biurka. — Kofeina! To jest, kurwa, kofeina! Tak działa na człowieka! Musiałam ją wypić! Czaisz?
— Jezu… — Okanao uderzyła dłonią o czoło i obiegła wszystkich wzrokiem. — To małe, zabójcze i nadpobudliwe to Ichirei Tennotsukai. To wyższe to Kejża…
— Kushina Ryusaki! — krzyknął Naruto, na co dziewczyna wyprostowała się jak struna, a w moją twarz uderzyła fala gniewu.
— Gnojku… — warknęła, wyciągając przed siebie dłonie. Palce wygięła w charakterystyczne kocie łapy, chcąc zaprezentować siłę swoich paznokci na jego twarzy.
— Mów na nią Kejża, naprawdę — westchnęła Mayako, rozsiadając się na krzesełku. — Dziewczyny, to jest Mikasa.
Obie znacznie uspokoiły swoją agresję względem chłopaków i popatrzyły na mnie uważnie. Miałam nieodparte wrażenie, że celują do mnie z broni i mówią, że to moje ostatnie chwile. Czy mogę kogoś pozdrowić?
— Kejża. — Ryusaki wypowiedziała swój pseudonim, bo inaczej tego nazwać nie mogę, w bardzo spokojny sposób i wyciągnęła ku mnie rękę. — Miło cię w końcu poznać. Mayako zdążyła już skutecznie wpoić nam twoje istnienie. Zna się na ludziach, więc ci ufam.
— No, no! Lepiej tego nie spierdol! — Ichirei przełożyła mi ramię przez szyję i uwiesiła się na mnie, pokazując uniesiony w górę kciuk. Dosłownie w ułamku sekundy jej mina z rozradowanej, zamieniła się w srogą złość, a niebezpieczne iskry ciskała prosto w plecy chłopaka, stojącego tyłem do nas. — Co do tego znania się na ludziach, to sprawdza się tylko w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach.
Gdy zwrócił lekko głowę w kierunku swojego sąsiada, rozpoznałam go niemalże natychmiast, po czym zerknęłam na Mayako. Wbijała w jego sylwetkę nostalgiczne spojrzenie, przygryzając lekko dolną wargę.
— Nie gap się na niego, bo jeszcze tu przylezie — mruknęła Kejża, odwracając głowę przyjaciółki.
Wymieniliśmy z Kibą znaczące spojrzenia. Sądziłam, ze mógłby porozmawiać z blondynką na temat tego chłopaka, ale mieszanie się w nieswoje sprawy nie było moim ulubionym zajęciem, chyba że w ostateczności.
***
— Z chęcią bym się z wami przeszła, ale obiecałam już dziewczynom, że pojadę z nimi na działkę, do rodziców Ichirei. — Mayako stąpała przy mnie, gdy dreptałyśmy środkiem korytarza. Kierowałyśmy się w stronę mojego ulubionego parapetu, gdzie umówiona byłam z Hinatą i chłopakami, by dogadać dzisiejszy wieczór. Chyba zaczynałam odczuwać stres.
— Wiesz — zaczęłam niepewnie, spuszczając w dół głowę. — Od teraz będzie chyba mnóstwo okazji, na wspólne spędzanie czasu…
— No pewnie, że tak! — wrzasnęła, nim zdążyłam dobrze zakończyć swoje zdanie.
Uśmiechnęłam się lekko i podniosłam energicznie głowę, by po raz pierwszy otwarcie pokazać swoje emocje i zająć miejsce na parapecie, gdy nagle poczułam niesamowicie silny ból nosa. Rozpędzona uderzyłam o coś niemiłosiernie twardego i ciepłego, co odbiło się do tyłu zupełnie jak moje ciało. Złapałam się za obolałe miejsce, zaciskając mocno powieki, by niekontrolowane łzy wywołane drażniącym bólem, nie uciekły spod powiek, a na język cisnęły mi się bardzo siarczyste słowa.
— Cholera jasna, jak chodzisz? — warknęłam, podnosząc załzawione spojrzenie na swoją przeszkodę.
Mrugnęłam kilka razy, by obraz się wyostrzył i… zdębiałam. Czarne jak smoła, paciorkowate oczy, skupiały swoje spojrzenie na moich. Szare pukle włosów, które prezentowały sobą kosmiczny nieład, opadały na twarz, posiadającą niesamowicie męskie rysy twarzy. Czarna koszulka opinała się na silnych ramionach i twardej klatce piersiowej, na której prawie połamałam swój biedny nos.
Miał uniesione lekko dłonie, tak jakby chciał coś złapać, a ja dopiero teraz dostrzegłam w jego oczach lekką panikę.
— Przepraszam! — Podniósł głos. Cholera jasna, tak niski, ciepły, męski głos, że aż zgięłam się lekko w pasie, czując coś dziwnego w brzuchu. — Zagapiłem się, nic ci nie jest?
— J-ja… — Tak, zabrakło mi języka w gębie. Przed chwilą byłam skora zrewanżować się za poprzestawiane chrząstki, a teraz mogłabym go jedynie potraktować miotełką do kurzu, co by przypadkiem nie porysować tego cudownego oblicza. Gasp, o czym ja myślę?
— Idioto, nigdy nie patrzysz pod nogi! — jęknęła Mayako, o której obecności zupełnie zapomniałam. Dlaczego ona obrażała mój świeżo poznany przykład faceta, na widok którego moje serce zmieniło lekko rytm?
— Cicho! — Machnął na nią ręką i ponownie skupił się na mnie. — Hej, wszystko w porządku?
— Znacie się? — wypaliłam bez namysłu. Łypnęłam na blondynkę, która spoglądała na chłopaka w nieprzychylny sposób, podpierając śmiesznie boki, po czym z powrotem przeniosłam na niego wzrok. Warto byłoby odpowiedzieć na jego pytanie. — Wszystko w porządku… Chyba.
Zrobił krok do przodu i ujął delikatnie w dłonie moje nadgarstki, by odsunąć ręce od twarzy. To dziwne coś w brzuchu wróciło ze zdwojoną siła, gdy poczułam jego ciepłą i miękką skórę. Nie pojmowałam co się ze mną dzieje. Wyrwałam się jak poparzona, bojąc się, iż wyczuje to chore napięcie.
— Tak, stety bądź niestety — westchnęła i sprzedała mu mięśniaka w ramię. — To Kakashi Hatake, mój kuzyn, który nie zasługuje na twoje zainteresowanie.
— Możesz przestać być taką wstrętną jędzą? — burknął, rozmasowując ramię.
— Przysięgam, że jeżeli jeszcze raz mnie ktoś nazwie dzisiaj jędzą, to nie ręczę za siebie — syknęła, rzucając plecak na podłogę, tuż pod parapetem. — To Mikasa Ackerman. — Wskazała na mnie, siadając wygonie.
Hatake otworzył szerzej oczy i wbił we mnie wzrok. Przez moment zdążyłam opanować ciało i umysł, by ponownie zatracić się w panice i próbach uspokojenia brzucha.
— Jesteś siostrą Leviego? — spytał z lekką ekscytacją. Skinęłam zgodnie głową, a on wykonał gwałtowny ruch, przez co odbiłam się plecami od ściany. — W końcu cię widzę…
— Zabrzmiałeś jak rasowy seksoholik. — Blondynka naciągnęła na nos czapkę i oparła głowę o szybę, jakby chcąc pozwolić sobie na chwilę drzemki. Umknęło jej to, że po tych słowach poczerwieniałam jak burak.
— Kakashi! — Wysoki szatyn stojący kilka metrów dalej z jakimiś dwoma chłopaczkami, skinął na szarowłosego ręką w geście przywołania.
— Muszę spadać. — Westchnął. Widziałam, że wymija mnie niechętnie, podążając do swojej paczki. Odwrócił się jednak i spojrzał na mnie, idąc przez chwilę tyłem. — Miło było cię poznać!
Skinęłam głową i odwróciłam się do Mayako, chcąc zapytać o chusteczkę, jednak moje ciało ponownie zostało zaatakowane przez jakiegoś napastnika. Silne ramiona owinęły się dookoła mojej tali i uniosły ku górze, by obrócić się ze mną dwa razy dookoła własnej osi.
— Gwiazdo, zostaw ją! — Mayako kopnęła szatyna lekko w ramię i odrzuciła na bok fullcapa. — Chyba ma złamany nos.
— Co? — Kiba postawił mnie na ziemi i oparł o ścianę, po chwili pochylając się głupio i doglądając mojego stanu. — Co żeś zrobiła?
Moje ciało reagowało na Inuzukę w bardzo podobny sposób, co na Kakashiego. Kręciło mi się już w głowie od nadmiaru wrażeń.
— Zderzyła się z Kakashim i rąbnęła o niego twarzą — skwitowała Okanao, przykładając komórkę do ucha. — Przyciągasz do siebie nieszczęście dziewczyno.
— Co nie? — bąknęłam, gdy szatyn odchylił do tyłu moją głowę i kombinował przy mojej twarzy.
— Cholera… — syknął nagle.
— Co? — jęknęłam spanikowana, a Mayako przysunęła się do nas i obserwowała poczynania chłopaka z bliska, rozmawiając z kimś przez telefon.
— Złamany nie jest, ale na pewno lekko poprzestawiany…
— Skąd pewność?
— Widzę to?
— A mogę ci ufać?
— Znam się na takich rzeczach!
— To coś z tym zrób!
— Nie chcę być tym, który sprawi ci ból!
— Jaki ból?!
Jak na zawołanie chłopak chwycił mój nos między palce i pociągnął go do siebie. Poczułam, a nawet też usłyszałam, nachodzące na siebie chrząstki, co po chwili zastąpił jeszcze większy ból, niż w trakcie uderzenia.
— Ała, ała, ała! — wrzasnęłam, wyrywając się chłopakowi.
— Musiałem cię zagada…
Świst powietrza, pisk podeszwy uderzającej o posadzkę, głośne syknięcie i zapach, który błyskawicznie wdarł się do mojego nosa i tak samo szybko został rozpoznany. Uniosłam przerażone spojrzenie i tak samo jak Okanao, wpatrywałam się w rozwścieczoną twarz Leviego, który trzymał zaciśnięty w pięści materiał bluzy Inuzuki i mierzył prosto w jego twarz.
— Co ty odpierdalasz, gnoju? — warknął, a ja jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zapomniałam o bólu i wpadłam między nich. Wyrwałam ciuch z uścisku brata i stanęłam twarzą do niego, wpatrując się w zupełną dezorientację bruneta. Odruchowo chwyciłam jego twarz w dłonie, chcąc w choćby minimalny sposób unormować jego rozwścieczony oddech. Dosłownie drżał, a w oczach dostrzegałam coś, czego nie widziałam już naprawdę długi czas.
— Uspokój się, uspokój — szeptałam, dociskając opuszki do jego skroni. Czy wiedziałam co robiłam? Nie. Był nieobliczalny, a ja jak w jakimś filmie szeptałam do niego w akcie rozpaczy i modliłam się, by nie rzucił mną na bok i nie dorwał się do chłopaka. — On mi pomógł, on tylko pomógł…
Czułam to. Czułam przerażone spojrzenia gapiów, ale najbardziej wwiercały się we mnie te, należące do Mayako i Kiby, którego wyraźnie za sobą słyszałam. Jego spazmatyczny oddech dawał o sobie znać. Nie sądzę, by się bał. Levi go po prostu zaskoczył, jak to miał w zwyczaju. Jakiekolwiek kroki podjęte przez szatyna w samoobronie, mogłyby się skończyć piekłem. Wpadł w swój maniakalny amok; białą gorączkę, którą mogło powstrzymać tylko silne uderzenie kijem bejsbolowym w potylice.
Ups, nie miałam ze sobą kija. Więc pozostawały mi tylko próby werbalnego umorzenia sprawy. Byłam jednocześnie wściekła i przerażona. Do tego w głowie kołatała mi się myśl, że właśnie straciłam to, co zdążyłam tu zyskać, przez nieprzemyślane zachowanie brata…
— Co on… — sapnął. Wpatrywał się na tyle intensywnie w moje oblicze, że byłam pewna, iż spogląda przez nie na Kibę.
— Zderzyłam się z kimś i poprzestawiałam nos — odparłam powoli i spokojnie, łudząc się, że to go uspokoi. — Kiba mi go nastawił, chciał dobrze.
Mój organizm po tych słowach jakby przypomniał sobie o niechcianej kontuzji i ponownie skumulował ból w nosie. Skrzywiłam się lekko i zaobserwowałam, że brat lekko się uspokoił na wydźwięk znanego imienia. Wyjrzał zza mnie na szatyna, który swoją pozycją nie okazywał nawet grama skruchy czy przestrachu. Nie ukrywam, zaimponowało mi to.
— To ty… — mruknął Rivai, biorąc ostatni głęboki wdech. — Pierwszego dnia… Uratowałeś jej tyłek?
Barki szatyna opadły minimalnie w dół, dając znak o rozluźnieniu.
— Tak. — Ton jednak wskazywał na wzmożoną czujność.
— Sorry. — Bracie, cóż za niespodziewanie wysoki poziom elokwencji! Z uporem osła wodziłam wzrokiem za ruchami brata, wiedząc na co go stać. Podał Inuzuce rękę i wyjaśnił zajście, tłumacząc się swoim przewrażliwieniem na punkcie mojej osoby. Za dobrze go jednak znałam i widziałam, że i tak najchętniej coś by mu połamał. Kiba ewidentnie nie przypadł mu do gustu, gdy tylko pierwszy raz o nim usłyszał.
— Ładnie się bawicie. — Mayako przypomniała o swojej obecności. — Widzę, że agresję i skłonności do bicia ludzi macie we krwi.
— Błagam, nie pogrążaj mnie. — Westchnęłam i oparłam się czołem o zimną ścianę. Kątem oka dostrzegłam to, jak Rivai obserwuje dziewczynę, która po chwili mu się przedstawiła. Zrobiło mi się niedobrze, gdy obserwowałam rozkoszny widok tej dwójki, która w milczeniu się w siebie wpatrywała, jednak skarciłam się za to w myślach. Chwilę wcześniej byłam nie lepsza przy pierwszym kontakcie z Kakashim. O, tak swoją drogą przyszła chwila, by oznajmić bratu wstrząsającą prawdę. — Wychodzę dziś ze znajomymi.
W sumie wyglądało to jak spowiedź przed ojcem, kiedy tak naprawdę chyba spełniałam potrzebę pochwalenia się tym, że… coś się w końcu zmienia.
— Z kim? — spytał, potrząsając lekko głową, by sprowadzić myśli na ziemię.
— Z Hinatą, jej przyszłym chłopakiem i z Kibą. — Zachowywałam względny spokój, choć Levi działał odwrotnie.
— Gdzie? — drążył.
Kiba zmarszczył czoło:
— Pewnie jakiś plener, czy pub — mruknął, lecz brat rzucił mu spojrzenie w stylu nie ciebie pytałem. Nie przejął się tym jednak za specjalnie. — Jakie to ma z resztą znaczenie, będzie z nami, nic jej się nie stanie.
Sprzedałam mu kuksańca w bok, korzystając z jego bliskiej memu położeniu pozycji i przejęłam pałeczkę:
— Będę miała przy sobie cały czas telefon, jak będę wiedzieć gdzie idziemy, dam ci znać… Zadowolony? — prychnęłam, czując rosnące zdenerwowanie. Miał prawo się martwić, ale zabraniać czegokolwiek; już nie bardzo.
— Nie.
— To trudno! — Tak Mikasa, musisz zatriumfować!
— Wolałbym… — zaczął, jednak na korytarzu rozległ się czyjś krzyk, nawołujący jego imię. Przeszedł mnie dreszcz, gdy tylko do mnie dotarło, że należał on do Kakashiego. Zwróciłam w tamtym kierunku wzrok, który w mgnieniu oka zszedł się z tym, należącym do Hatake. — Dobra, idę. Czekam na informacje.
Levi mnie wyminął, a ja zerwałam kontakt wzrokowy, sądząc, że wpatrywanie się w niego raczej nie wniesie wiele do mojego życia. Jakaś zapadka w moim umyśle klapnęła cicho, przyswajając informację o tym, że mój brat i ten chłopak… Znają się. Co więcej, zaczęłam kojarzyć, że Rivai czasem o nim wspominał i to w niesamowicie dobrym świetle, uznając go za przyjaciela.
— On tak zawsze? — spytał Kiba, gdy we trójkę obserwowaliśmy, jak grono chłopców z entuzjazmem wita mojego brata. Czy on robił za samca alfa w każdym miejscu, okolicznościach i gronie ludzi?
— Tylko, gdy coś mu się nie podoba. — Westchnęłam, obserwując zamyśloną Mayako. — Z reguły bywa pogodny, ale dziś chyba wstał lewą nogą.
— Niech znajdzie sobie dziewczynę… — odparł szatyn. — Wtedy skupi połowę zazdrości na niej, a nie całość na tobie. — Wzruszył ramionami.
— Sądzę, że jeśli nawet w końcu ją znajdzie, to i tak będzie mnie dręczyć. — Na moich ustach pojawił się cwaniacki uśmiech. Stanęłam przed dziewczyną zaczęłam lekko uderzać pięścią o jej udo. — Szukał tyle lat i nie mógł się zdecydować, a ja dziś pierwszy raz w życiu spostrzegłam, że patrzył na jakąś kobitkę z takim zainteresowaniem jak przed chwilą na ciebie.
Skupiła na mnie przerażone spojrzenie i przez chwilę się nie poruszała. Mimo wszystko błysk euforii w jej oku zupełnie ją zdradził.
— Przestań, wiesz, że jestem z nim… — odparła, próbując odwrócić twarz spowitą rumieńcem.
— Zobaczymy jak długo — fuknęłam dosyć melodyjnie, zarzucając na plecy torbę i odchodząc, w ostentacyjny sposób bujając się na boki. — Chodźcie na zewnątrz, tu jest strasznie duszno.
Tak, duszno. Od wrażeń, męskich ciał i spojrzeń.
Cholernie duszno.
***
— No już, już, już! — Hinata weszła do mojego pokoju z telefonem przyłożonym do ucha i rzuciła mi przepraszające spojrzenie. — Mikasa, oni już są pod blokiem — mruknęła, przykrywając mikrofon dłonią.
Poczułam jak moja powieka nerwowo zapulsowała od złości. Poderwałam się z łóżka i stanęłam naprzeciwko dziewczyny.
— Ale jak to? Mieli być za godzinę! — Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i z zażenowaniem spuściłam głowę, widząc na sobie rozciągnięty dres i flanelę.
— Oni to robią zaw…
Jej słowa przerwało walenie do drzwi.
— Pod blokiem, mówisz? — Przekrzywiłam na bok głowę, a ona zacisnęła powieki i jęknęła przeciągle. Przystawiła z powrotem słuchawkę do ucha i zwiesiła do tyłu głowę, wychodząc z pokoju.
— Mikasa was zabije… — mruknęła.
— No zobaczymy! — usłyszałam stłumiony głos Uzumakiego. — Niech cwaniara pokaże, na co ją stać!
Wyrwałam z pokoju jak rakieta, wyprzedziłam Hinatę, dopadłam drzwi, otworzyłam je zamaszyście i wykonałam gwałtowny krok do przodu, uderzając stopą o kamienne podłoże. Naruto przechylił się niebezpiecznie do tyłu, a Inuzuka chwycił go za bluzę, by nie rąbnął o ziemię.
— Jestem — syknęłam, posyłając mu wredny uśmieszek.
Weszli do środka, goszcząc się jak u siebie. Okey, rozumiałam, że znali Hinatę od dziecka, ale właścicielką mieszkania byłam również ja, a Hyuuga nie była w stanie nad nimi zapanować. Przynajmniej tak mi się wydawało.
— Macie siedzieć na tyłkach i nie rozłazić się jak mrówki! — nakazała piskliwym głosikiem, próbując wyglądać na poważną. Najbardziej rozbawiło mnie to, że patrzyła prosto na szatyna, bo wstyd przed drugim, nie pozwalał na nic innego. — Przyszliście za wcześnie, więc macie teraz czekać.
— Tak, tak. — Inuzuka podniósł dłonie do góry i zwiesił głowę na kanapie. Spoglądał na mnie, stojącą przed swoim pokojem z założonymi na piersiach rękoma. — Ale możecie się pospieszyć. — Mrugnął okiem, na co moja mina stężała, a w odpowiedzi otrzymał trzaśnięcie drzwiami.
— Dobra… — Wypuściłam z płuc powietrze, otwierając szafę. Już wcześniej ułożyłam sobie w głowie jako taki plan na ubiór, gdy chłopcy powiedzieli, że wybierzemy się do jakiegoś studenckiego pubu, jednakże nie byłam do niego przekonana. Czarna, matowa, rozkloszowana spódnica, a do niej szara koszulka z krótkim rękawem nie do końca była w moim stylu, jednak skoro zaczęłam tu jakiś nowy etap w życiu, sądziłam, że czas na próbowanie innych, nowych rzeczy. Skontrolowałam, czy Hinata również utrzyma coś z elegancji i gdy utwierdziła mnie w tym przekonaniu, powiedziałam sobie stanowcze tak. — No, będę dziś kobietą. — Zacisnęłam pięści i przygryzłam dolną wargę.
Wciągnęłam na nogi kryjące, czarne rajstopy; wskoczyłam w kieckę, mało nie rozbijając sobie przy tym głowy o kant regału. Ubrałam koszulkę, którą schowałam za materiałem spódnicy i podeszłam do lustra.
Nie, nie czułam się pewnie. Wsunęłam stopy w czarne balerinki, przeczesałam włosy i musnęłam rzęsy tuszem, by chwilę później stanąć w progu pokoju i obserwując chłopaków, dmuchnęłam cicho, by znienawidzony kosmyk włosów wyemigrował z mojego czoła, jednak uparcie tam wracał. Hinata wbiła we mnie spojrzenie, unosząc z uznaniem brew, a Uzumaki otaksował mnie kątem oka. Dźgnął łokciem Kibę, który gapił się w telefon, a ten zaszczycił mnie najbardziej zaskakującym spojrzeniem, jakim zostałam kiedykolwiek obdarowana.
Przyłożył pięść do ust i wypuścił głośno powietrze, nadymając przy tym śmiesznie policzki.
— I? — Uniosłam dłonie, kręcąc głupkowato głową i czekając na cokolwiek.
— Osobiście jestem zachwycona! — Hinata uśmiechnęła się promiennie i ruszyła do kuchni. Naruto podniósł się i podążył za nią, pokazując mi uniesione ku górze kciuki, kiwając z uznaniem głową.
Wszystko fajnie, ale to chyba na jego słowach zależało mi najbardziej, a on wciąż milczał. To było śmieszne uczucie — pragnienie zainteresowania, które kiedyś było dla mnie zupełnie obojętnie. O czymś to świadczyło, ale chyba nie potrafiłam się do tego przyznać sama przed sobą.
Inuzuka podniósł się na nogi i przetarł dłońmi czarne spodnie, wbijając spojrzenie w podłogę. Zbliżył się do mnie, gdy stałam nadal w miejscu i uparcie go obserwowałam. Zdjął bluzę; miał na sobie białą koszulkę z ciemnym nadrukiem, a na szyi spostrzegłam jakiś naszyjnik z drewnianych koralików. Zassałam policzki i przygryzłam je, widząc materiał opinający się na bicepsach chłopaka, które napięły się, gdy skrzyżował ramiona na klatce piersiowej.
No powiedz to…
— No, Mikasa…
Powiedz, bo eksploduję!
— Wreszcie jak kobieta… — szepnął, chwytając w palce materiał rękawa koszulki.
Prawie to, o co mi chodziło.
Gdy dotknął knykciem mojej skóry, wzdrygnęłam się i cofnęłam, nie kontrolując reakcji swojego organizmu.
Chyba za szybko parłam do przodu.
— Spokojnie. — Uśmiechnął się ciepło i zmrużył powieki. — Nie spodziewałem się takiego ubioru, wyglądasz… — No, no, no! Ślicznie, świetnie, cudownie?! — Bardzo elegancko.
— Ojjj… — jęknęłam i wyminęłam go, by po chwili zawrócić do pokoju po kurtkę, gdy spostrzegłam szykującą się do wyjścia współlokatorkę.
— Przytulnie tu — mruknął, sprawiając, że lekko się przestraszyłam. Stał na środku z rękoma skrytymi w kieszeniach i rozglądał się.
Odwróciłam się w jego stronę i chciałam coś powiedzieć, jednak moje ciało ogarnął paraliż.
Dlaczego teraz?
Pokój zawirował, a lampki zaczęły na przemian migotać. Drzwi zatrzasnęły się, ogłuszając przeraźliwym hukiem. Gdzieś w zakamarkach mojego umysłu rozlegał się wrzask dziecka. To był mój krzyk… Ten z przeszłości, ten przerażony, wołający o pomoc. Sylwetka Kiby zaczęła zmieniać kształty, wyciągając się w górę, lub rozciągając wszerz. Obrzydliwy chłód opanował moje ciało, a na ziemi spostrzegłam jakieś dwa wielkie kształty. Wiedziałam co to było, doskonale wiedziałam.
Uniosłam w górę dłonie, czułam coś ciepłego i mokrego. Lepiło się, emanowało metalicznym zapachem, który drażnił nozdrza i umysł.
Ona stała znowu przede mną, z przechyloną na bok głową i uparcie starała się sprawić, by całe zebrane przez kilka dni szczęści, zniknęło szybciej, niż mrugnięcie okiem. Byłam w potrzasku, bo nie dało jej się nigdy powstrzymać. Musiałam przeczekać stan napadu strachu, wypruć się z emocji i wypełnić strachem; całkowicie przyzwyczajona do tego procesu.
— Nie, nie, nie… — szeptałam, niczym opętana słaba dziewczyna, próbująca blokować się na działania wewnętrznego demona. Podniosłam załzawione oczy ku górze, a strzyga przeszłości kierowała w stronę mojej byzi swoje kościste paliczki.
— Teraz ty...
— Zostaw! — wycedziłam przez zęby, gdy zimne paluchy owinęły się dookoła moich nadgarstków. — Levi! Rivai!
— Mikasa!
Szarpnięcie.
Czar prysł? Zimne dłonie, zamieniły się w te ciepłe, należące do Kiby. Tak samo jak ciemna plama, która przybrała z powrotem jego posturę. Podłoga była pusta, lampki świeciły jak wcześniej, a drzwi pozostawały otwarte.
Szeroko otwartymi oczyma szukałam oznak przerażenia w ciemnych jak węgiel tęczówkach, wypuszczając gorące oddechy z rozchylonych ust. Plecami przylegałam do drzwi szafy, a chłopak pochylał się nade mną i oddychał spokojnie, w przeciwieństwie do mnie, duszącej się jak świnka morska.
Nie odsuwał się. Trwał w jednej pozycji, nie puszczając moich rąk, wzniesionych na wysokość twarzy. Nie wykonał najmniejszego gestu świadczącego o próbie zerwania kontaktu wzrokowego. Nie robił nic, tylko patrzył. Próbował znaleźć odpowiedź w oczach drżącej dziewczyny, którą udało mu się uratować.
— No, czas na nas! — Naruto zajrzał do pokoju i zdębiał, rejestrując nasze położenie. Nie zamykając ust, zwróciłam mechanicznie głowę w jego kierunku. — Co jest?
Błagałam tych z góry o to, by mój problem nie ujrzał światła dziennego, tymczasem dopadł mnie w najmniej oczekiwanym momencie, naruszając zbudowaną równowagę. Nie miałam pojęcia co tym razem mogło być impulsem dla ataku, choć przez głowę przeszło mi wejście obcego mężczyzny na mój teren.
Co z tego, jeżeli nie usłyszeli mnie w salonie. Przyjaźnią się, to był mój koniec.
Jesteś wariatką Mikasa, właśnie się o tym dowiedzą.
Wróciłam spojrzeniem na szatyna, łącząc na chwile własne wargi, by przełknąć ślinę. Wbiłam wzrok w jego szyję, która napięta od obrotu eksponowała się w całej swojej okazałości.
— Dokuczam jej — powiedział nagle, śmiejąc się głupkowato. — Twierdzi, że nie będzie z nami pić!
Ewidentnie mnie krył.
— A, no chyba, że tak! Możesz ją nawet załaskotać na śmierć, ale napić się z nami musi. — Blondyn wrócił do dużego pokoju, a Inuzuka do mnie.
Ponownie skupił się na moich oczach.
Nie wiedziałam co mówić. Jednocześnie chciałam krzyknąć, by stąd wyszedł, przeprosić go lub zapaść się pod ziemię. A najbardziej pragnęłam tego, by był tu Levi.
— To... — zaczęłam, choć sama nie wiedziałam, co dalej powiem. Ten natomiast pokręcił delikatnie głowa na nie i opuścił nasze dłonie w dół. — Matko, Kiba…
— Cicho — szepnął i uśmiechnął się delikatnie, przez co trochę się uspokoiłam. Oderwał mnie od szafy i nachylił się na tyle mocno, by nasze czoła zetknęły się ze sobą, jakby próbował wzbudzać jak na więcej zaufania. — Nikomu nic nie powiem, obiecuję.
Odsunął się i ruszył w stronę drzwi, a ja jak ostatni szaleniec złapałam go za przedramię i pociągnęłam w swoją stronę. Do tej pory byłam chłodna, zdystansowana, a on starał się nawiązać kontakt. Teraz przyszedł czas na to, bym ja zdała się na jego łaskę…
— Nie jestem wariatką… — szepnęłam drżącym głosem. To była najbardziej żałosna rzecz, jaką kiedykolwiek zrobiłam.
— Ani przez chwilę tak nie pomyślałem — odparł, nawet na mnie nie patrząc. Uwolnił ramię i chwycił w dłoń moje palce, podnosząc z ziemi kurtkę. Przyjemne ciepło zwróciło mi czucie i jakikolwiek spokój.
Kim jesteś Kiba? Proszę, wyjaśnij mi to.
***
Zielonobłękitny neon niesamowicie raził, a stworzony z niego napis “Alibi” odbijał się w oczach całej czwórki. Jak się okazało klub, nie pub, każdego wieczora wypełniany był przez gromady studentów z różnych kampusów i figurował na liście tych popularniejszych, jak jego bliźniaki, osadzone w różnych częściach miasta.
Przed budynkiem, w którego piwnicy znajdowało się wybrane przez nas miejsce, stało sporo palaczy zajętych sobą. Chłopcy puścili nas pierwsze i weszli zaraz za nami.
Uderzyła we mnie duchota. Może nie tak silna, jakiej się spodziewałam, jednak na tyle odczuwalna, by przypomnieć mi, gdzie schodzę. Czułam zapach alkoholu i papierosów, ale miejsce samo w sobie było schludne, ciekawe i… ogromne. Ściany pomalowane na bordowy kolor, przyozdobione czarnymi elementami. Całość utrzymana była w takich właśnie barwach. Znajdowała się tu scena, na rzecz często organizowanych koncertów; dwa wielkie bary, masa wolnej przestrzeni do tańca i multum stolików z krzesełkami czy kanapami. Naruto od razu wypatrzył miękkie siedziska, osadzone pod ścianą i pognał tam, by uprzedzić jakieś cztery lafiryndy.
Gdy tylko usiedliśmy, padło pytanie klucz: kto co pije?
Nie odrobiłam pracy domowej zadanej przez życie. Pierwszy raz wyszłam sama ze znajomymi i nie przygotowałam się na tak trudne pytania. Nigdy nie byłam skora do picia, a jeśli już to robiłam, to z pomocą Leviego, który robił zapasy. Nie zapamiętywałam etykiet, nawet gdy siedzieliśmy z jego znajomymi z Newcastle, zawsze przelewałam sobie browar do szklanki i byłam szczęśliwa.
Nadszedł czas na palenie głupa.
— Takie jak wy — zakomunikowałam. Hinata przytaknęła moim słowom, a Uzumaki poszedł złożyć zamówienie. Hyuuga skupiła się na czytaniu ulotki, a ja wodziłam wzrokiem po ludziach, czując jak Kiba skupia na mnie swoje spojrzenie.
Do stolika doskoczyły jakieś dwie blondynki z roku Hyuugi i zaczęły z nią rozmawiać. Muzyka grała głośno, DJ świetnie bawił się przy konsoli, na szczęście prowadząc taką grę, by goście mogli ze sobą rozmawiać bez zbędnego zdzierania gardła.
— Pierwszy raz jesteś w takim miejscu? — Zapytał wspierając się łokciem o stolik i podpierając głowę na dłoni. Spięłam się i popatrzyłam na niego.
— Nie, no… co ty!
— Nie kłam — sparował natychmiast, a ja poczułam rumieńce, których na pewno nie wywołało ciepło.
— Skąd wiesz? — spytałam, opierając się plecami o miękkie obicie.
— Jesteś problematyczna. — Westchnął. — Jednocześnie można cię łatwo rozgryźć, zaś z innej strony to niemożliwe. To co człowiek chciałby wiedzieć najbardziej, jest zamknięte zbyt głęboko…
— I niech tak pozostanie. — Przymknęłam powieki i wypuściłam z siebie ciążące mi powietrze. — Możemy o mnie nie rozmawiać?
— Kiedy ja chcę o tobie rozmawiać. — Przybrał dokładnie tę samą pozycję co ja. — Mikasa, jaka byś nie była… Nie wstydź się nas.
Zerknęłam na niego i szybko odwróciłam uwagę od siebie, wskazując brodą Naruto, który przyniósł na okrągłej tacy cztery kufle zimnego piwa. Natychmiast złapałam za swoje naczynie i postawiłam je przed nosem. Napisałam Leviemu szybkiego sms-a o swoim położeniu i zabrałam się za trunek, chcąc się choć odrobinę wyluzować.
Pierwsze, drugie, trzecie, czwarte… a ja nadal miałam wrażenie, że spięcie moich mięśni nie chce mnie opuścić. Mimo to musiałam przyznać, że bawiłam się… naprawdę wyśmienicie. Nie jestem pewna, czy kiedykolwiek spędziłam z kimkolwiek tyle czasu w tak udanej atmosferze, ciągle się śmiejąc. I to tak szczerze, nie wymuszenie. Było dobrze. Naprawdę dobrze, a ja siedziałam tam zadowolona z siebie, swoich postępów; czując rozpalone policzki i obserwując diametralną zmianę przed sobą. Wypiłam sporo i szybko, by sobie jakoś pomóc, ale w tamtej chwili miałam już wrażenie, że i bez tego ci ludzie by to osiągnęli.
Tak, to była ich zasługa. Złamali mnie, poniekąd.
— Wyjaśnij mi to — mruknęłam do Inuzuki, który próbował naprawić suwak kieszeni bluzy.
Nie rezygnując z głupiego uśmiechu popatrzył przed siebie, gdzie rozochocona Hinata krzyczała głośno, śmiała się, sprzedawała Naruto mięśniaki i ogólnie bawiła się prześwietnie w jego towarzystwie, nie wykazując nawet najmniejszego grama wstydu.
— Hinata ma trzy oblicza — mruknął, przysuwając się do mnie, by nie krzyczeć przez głośniej grającą muzykę. — Pierwsze. — W zabawny sposób wyprostował jeden palec. — To, które poznałaś, czyli słodka, cicha i zbyt uprzejma Hinacia, w jakiej zauroczył się ten pajac. Drugie, to to, które aktualnie widzisz. Staje się duszą towarzystwa, która bawi się najdłużej z nas wszystkich, a na drugi dzień nie można się z nią skontaktować.
— A trzecie? — spytałam, gdy przerwał, zawieszając wzrok na mojej twarzy. Był zakręcony i widocznie posiadał uśmiechający się szczękościsk, zupełnie jak ja.
— O nim przekonasz się kiedyś sama, zobaczysz.
Kiedy ja chciałam wiedzieć od razu.
— Mam pomysł! — Hyuga klasnęła w dłonie i przewróciła zakręconą, pustą butelkę po coli. — Gramy w butelkę!
Kiba, korzystając z chwili gdy dziewczyna znowu skupiła się na Naruto, wyjaśnił mi pokrótce o co chodzi w butelce. Dobra, pozornie wydaje się fajne, dopóki w grę nie będą wchodzić jakieś porąbane pomysły na zadania. No i pytania.
O przeszłość.
Mimo wszystko zaczęłam to zachwalać, bo mój humor wspiął się chyba na swoje wyżyny. Zwłaszcza gdy Hinata nakazała chłopakom potrzeć się o siebie nosami, co w oczach otaczających nas ludzi nie wskazywało na czysto przyjacielską relację.
No i nadszedł moment, kiedy przestało być śmiesznie.
— Co? — obruszyłam się, czując jak głowa kołysze mi się na boki. Ewidentnie alkohol zaczął brać górę nad moim ciałem. — Przecież padło na niego, dlaczego mnie w to wciągacie?
— Odmówiłaś wykonania poprzedniego zadania, więc przeszło dalej! — Zaśmiał się Uzumaki.
Z lekko rozchylonymi ustami spojrzałam na Inuzukę, który wspierał się łokciami o stolik i zakrywał dłońmi usta. Był czerwony jak otaczające mnie ściany. A ja? Przerażona.
— Jejku, przecież to nic strasznego! — Hinata zaczynała mnie przerażać. Przede mną siedziała zupełnie inna osoba, to ja teraz robiłam za zagubioną między wilkami, owieczkę. — Wyjdziecie na parkiet, pobujacie się trochę i zakończycie cudownym finałem.
— Chyba was troszkę porąbało! — Musiałam się bronić, choćbym miała stamtąd wybiec.
Zaczęłam podnosić głos, zmiękczając zabawnie głoski. Moja złość w ogóle nie miała w sobie nic przekonującego. Poderwałam się na nogi, by wzmocnić swój protest, czując po chwili jak ktoś chwyta mnie za nadgarstek i ciągnie za sobą.
— Co ty wyprawiasz?! — Nogi mi się plątały, tak strasznie…
— Nie dadzą nam spokoju… — Kiba wciągnął mnie między ludzi i zatrzymał się, a ja spojrzałam za siebie, skąd przyglądali nam się zakochani.
— Kiba ja nie…
— Spokojnie, rozegramy to jak pierwszego dnia naszej znajomości!
Czyli, kurwa, jak? Sfingujemy pocałunek, tak jak zrobił to wtedy? Jak mogli dać nam takie zadanie? Może i powinniśmy się dobrze bawić, ale… gdy znamy się lepiej, niż oni mnie aktualnie.
Chłopak odwrócił mnie plecami do nich, a ja… Odleciałam. Nie dosłownie, nie zemdlałam, ale przeniosłam się chyba gdzieś indziej. Dookoła dostrzegałam tłum, który wił się w rytmie interesującego kawałka. Kolorowe światła naznaczały co jakiś czas moje ciało, a stroboskop zmieniał każdy ruch w coś mechanicznego i w jakiś sposób fascynującego. Nawet nie wiedziałam kiedy zaczęliśmy podzielać czynność wszystkich ludzi dookoła. Może i byłam pijana, ale nie przez to oddawałam się swojemu partnerowi. Teraz, gdy patrzył mi ponownie dzisiejszego dnia prosto w oczy, tylko w zupełnie inny sposób, miałam wrażenie, że byłam lalką, a on pociągał za moje sznurki. Łamał wszelkie granice, których nikt nigdy nie naruszył. Czas płynął, taniec trwał wieczność. Biodro w biodro; silne dłonie sunęły się po moich biodrach, a ja nie reagowałam.... Nie czułam złości, nie denerwowałam się. Przyjemne skurcze brzucha zaczęły obejmować całe moje ciało, przez dotyk i zapach. Jego zapach; woda kolońska, alkohol, pot, a nawet dym papierosowy, który po praz pierwszy w życiu mi nie przeszkadzał. Nawet nie wiedziałam, dlaczego go wyczuwałam w materiale koszulki, skoro Inuzuka nie palił. Wszystko to mieszało mi w głowie, bardzo, bardzo mocno.
Zamknęłam oczy, próbując ustabilizować nerwy. I wtedy się zaczęło.
Pierwszy jego oddech: szyja, ucho — czułam w tych miejscach gorąc, który sprawił, że zmiękły mi nogi.
Nie jestem pewna.
Drugi jego oddech: skroń, policzek — wydałam z siebie ciche mruknięcie, którego całe szczęście nie miał szansy usłyszeć.
Przecież nigdy tego nie robiłam.
Oddech trzeci: usta — oparł o siebie nasze czoła. Czekał; czekał na mnie, na moją reakcję, ruch. A ja nie potrafiłam nawet rozchylić powiek.
To nie będzie imitacja.
Czwarty: usta, ponownie — dociska palce do mojego ciała. Otwieram oczy, widzę te jego, wpatrzone we mnie; wyczekujące spojrzenie, to już nie była zabawa.
Zrób to. Naprawdę kupiłam bilet w tę stronę, chcę żyć!
Pięć. Szybki, mocny — uderzył w moje usta, rozszedł się po policzkach.
Nogi odmówiły posłuszeństwa, zacisnęłam dłoń na jego ramieniu, napiął mięśnie, by utrzymać mnie w pionie, zrobił to. Nagle, niespodziewanie; zrobił.
Śnię.
Jego ciepłe wargi przywarły do moich, nieruchomo, mocno, jedynie w swoim rodzaju, z uczuciem, pewnością i również jej brakiem, przestrachem, niewiarą, niepełnym pożądaniem.
Nie przestawaj.
Rozchylił usta, zrobiłam to samo. Niedoświadczona, oddana mu zupełnie, polegająca na nim bezgranicznie, słaba i bezbronna.
Nie przestawaj.
Język otulił język, porywając go w tan. Ciepły, przyjemny, wymarzony, pierwszy.
Nie przestawaj!
Docisnął moje ciało do swojego, mocno, niebrutalnie. Otulił je swoimi ramionami dostarczając mi uczuć, o których nigdy nawet nie marzyłam. Doznania tak silne, pierwsze, genialne, idealne. Nie, to za mało by to opisać. Zawsze będzie za mało, nigdy nie będzie wystarczająco.
Brakowało nam tchu, czułam jak opadam z sił, jednak byłam bezpieczna.
Byłam bezpieczna.
Byłam bezpieczna.
Z dala od Leviego.
Ja, byłam bezpieczna.
Nie! Nie odsuwaj się, błagam!
Patrzył mi prosto w oczy, dostarczając do płuc życiodajnego powietrza. Drżał, tak samo jak ja. Trzymał wciąż mocno, zrobił niebezpieczny krok do przodu. Tracił panowanie nad ciałem, czułam to.
— Kiba…
— Przepraszam.
Poczucie winy, żałuje?
— Duszno mi — jęknęłam, a on chwycił mnie za dłoń.
— Chodź na zewnątrz.
Pociągnął mnie przez tłum, jednak nie zaszliśmy zbyt daleko. Poczułam szarpnięcie za koszulkę, odwróciłam się i otrzymałam siarczysty policzek, który normalnie wytrąciłby mnie z równowagi, ale nie wtedy, gdy mój organizm był nadal opętany tym chorym, aczkolwiek przyjemnym, uczuciem.
— Co ty odpierdalasz?! — ryknął Inuzuka.
Tłum nie zwracał na nas uwagi, podrygiwał nadal w dancehallowym rytmie, a ja patrzyłam prosto na błękitnooką blondynkę, dotykając obolałego miejsca.
Znałam ją. To ta przyjaciółka Sakury, która razem z nią dopadła Hinatę. Patrzyła na mnie z niewyobrażalną nienawiścią, jej barki unosiły się od wrogich wdechów. Gdy zastanawiałam się, czy jej oddać, Kiba wpadł w nią i przeraził mnie nie na żarty.
Przez chwilę pomyślałam, że ją uderzy, jednak wciąż powtarzał słowo wypierdalaj. A ona uderzała pięściami w jego szeroką klatkę piersiową, do której jeszcze przed chwilą przywierało moje ciało. Rzucała pod jego adresem straszne obelgi, a ja nie wiedziałam, co się dzieje. Zaczęłam gubić ich w tłumie, a wtedy pojawiła się panika. Jeszcze większa, gdy zniknęli zupełnie, a ludzie zaczęli na mnie napierać.
Ktoś zaczął się z kimś bić, tuż obok, po mojej prawej. Jakiś mężczyzna oberwał w twarz i już upadał prosto na mnie, gdy czyjeś ramię wyrosło zza mojej głowy i osłoniło przed wielkim cielskiem, odpychając je z powrotem. Bójka stawała się coraz agresywniejsza, a ja wydałam z siebie gardłowy wrzask. Bez celu, po prostu. Po to, by ktoś mi pomógł.
I tak się stało. Przedramię nie było wytworem mojej wyobraźni, a członem znajomego mi ciała. Zostałam chwycona w pasie i podniesiona do góry, po czym wyniesiono mnie poza granice tłumu. Minęło mnie pięciu ochroniarzy, pędzących do agresorów, a ja stanęłam na ziemi dopiero w gigantycznej palarni, gdzie dym unosił się w powietrzu, tworząc markotne smugi.
— Nic ci nie jest, dziewczyno? — Byłam przerażona tym, co mogło się stać jutro, a nawet jeszcze dzisiaj. Drżałam, tym razem ze strachu.
Tylko nie to, Levi nie może wiedzieć.
— Kakashi… — stęknęłam. Schowałam twarz w dłoniach i załkałam. Nerwy mi puściły, nie rozumiałam tego. Pozwoliłam sobie na płacz, pierwszy raz przy kimś, kto nie był moją rodziną.
— Kurwa, czyli coś się stało?! — Potrząsnął mną i odsłonił twarz. — Mikasa, spójrz na mnie!
— Nie! — krzyknęłam, wycierając nieporadnie łzy. — Nic się nie stało!
— Na pewno?!
— Tak!
— Bogu dzięki…
Wzięłam wdech, chcąc pokazać, że się uspokoiłam, ale stało się zupełnie odwrotnie.
— Błagam, błagam kurwa! Nie mów nic Leviemu! — Lawina poszła w ruch. — Błagam cię Kakashi! To był niefortunny wypadek, a on powie, że ja nie mogę nigdzie chodzić sama, że mi nie wolno! A ja chcę normalnie żyć! Przecież on też tak może, czemu ja nie?! — Po ostatnich słowach, wyciągnęłam się do przodu, by spojrzeć prosto w jego oczy. — On nie może wiedzieć, nie może!
Był zaskoczony, a ja głupia i dziecinna. Poskarżyłam się na starszego brata, który nie robił niczego w złej wierze, jednak wiedziałam, że jeśli zasmakowałam tego zakazanego owocu, to każda blokada narzucona przez Rivaia będzie jak kolejny cierń w sercu. Do tego zupełnie się ośmieszyłam, płacząc i krzycząc w takim miejscu, przy kimś… Obcym. Na całe szczęście tylko on był tego świadkiem.
— Nie powiem mu, obiecuję. — Słyszałam coś podobnego już drugi raz podczas tego wieczoru. Poczochrał moje włosy i wytarł łzy rękawem swojej czarnej bluzy. — Skoro cię tam zabrał, nie powinien zostawiać samej…
A więc wszystko widział.
— Coś się stało, jakaś dziewczyna… — zaczęłam, próbując nieudolnie wyrównać oddech. Hatake posadził mnie na kanapie i usiadł obok. — Nie rozumiem o co chodzi.
— Mikasa, czy zatarg o którym mówił mi Levi, powstał między tobą a Sakurą Haruno? — spytał dosyć poważnie.
— Tak… — odparłam i popatrzyłam na niego nieco spokojniejsza. On natomiast spoważniał, co wcale mi się nie spodobało.
— Zawrzyjmy umowę. — Westchnął po dłuższej chwili namysłu. — Ja nie powiem nic twojemu bratu o dzisiejszej akcji, a ty mi obiecasz, że będziesz się trzymać z daleka od tej dziewczyny i jej znajomych.
Chwilę zajęło mi przyswojenie informacji.
— Dobrze — odparłam, całkowicie puszczając w niepamięć swoją histerię.
— Obiecaj, nie przytakuj.
— Obiecuję.
— Mikasa! — Hinata wbiegła do środka i mało nie rozpłakała się na mój widok.
Wybiegła z powrotem, by krzyknąć “tutaj jest”, a następnie do nas wróciła. Wpadła we mnie i zaczęła ściskać jak pluszowego misia, bełkocząc coś pod nosem. Chwilę po niej pojawili się Naruto i Kiba, na którym skupił się mój wzrok.
Jest jakieś mocniejsze określenie dla strachu, stojące wyżej niż przerażenie?
Podniosłam się, żeby pokrótce opisać moją drogę tutaj. Uzumaki zagadał Kakashiego, a szatyn podszedł do mnie i wyciągnął drżącą rękę.
— Jak mogłeś ją zostawić ty kretynie! — Hinata strzeliła go w rękę i utrzymała między nami dystans.
— Ma rację, powinieneś na nią bardziej uważać — wtrącił Kakashi. — Trochę więcej odpowiedzialności.
Inuzuka zadrżał, najprawdopodobniej stopniowo rozdrażniany każdymi dodatkowymi spostrzeżeniami.
— Dobra, dajmy już spokój — odezwałam się. Wystarczyło na niego spojrzeć, by zrozumieć, że sam doskonale zdawał sobie sprawę z tego co zrobił. Zastanawiała mnie jednak tylko ta jego przedziwna reakcja na blondynkę. Zachował się niesamowicie agresywnie o co do tej pory go nie podejrzewałam. — Wracamy do domu?
Wszyscy straciliśmy ochotę na siedzenie tu. Naruto pociągnął za sobą Kibę, Hinata podreptała za nimi, a ja zatrzymałam się w połowie drogi do przejścia na salę.
— Dziękuję ci. — Uśmiechnęłam się do szarowłosego, który odpalił sobie papierosa i siedział nadal w tym samym miejscu.
— Nie ma za co. — Puścił mi oczko i odwzajemnił wyraz twarzy.
Wyszłam. Podążyłam za nimi. Wezwałam taksówkę, nie chcąc się napatoczyć na kolejną aferę, a o drugiej w nocy, w piątek — nie było to takie trudne. Wysiadłyśmy pierwsze; Naruto uparł się, że zapłaci.
Wspięłyśmy się na górę, weszłyśmy do mieszkania. Poczekałam, aż dziewczyna weźmie prysznic i wchłonęłam w tym czasie dwa banany, rozkoszując się czarną dziurą w mojej głowie.
Pół godziny później leżałam w łóżku i kontrolowałam telefon, zapchany wiadomościami od Leviego. Ostatnia zawierała ciekawą informację z przestrogą na temat tego, że mam szczęście. Bo Kakashi nas widział. Bo widział, że wszystko jest w porządku. Bo widział jak wychodzimy i wsiadamy w taksówkę.
Bo milczał i nie powiedział mu prawdy, utrzymując nasz układ, do którego musiałam się dostosować również i ja.
Odłożyłam komórkę i zamknęłam oczy. Wszystko wróciło.
Dotyk, oddechy, pocałunek, siła; bezpieczeństwo, które potem prysło.
Usta zaczęły mnie mrowić, dziwne uczucie w podbrzuszu rozsiewało po moim ciele falę ciepła. Miałam ochotę, by znowu tu był. W moim pokoju.
A nigdy podobnych temu zachowań i chęci nie wykazywałam.
Spojrzałam na skąpaną w ciemnościach szafę, do której przykuł mnie przed wyjściem.
Zastanawiałam się, czy on również dotrzyma obietnicy.
5 października 2015 03:43
Numer nieznany
Dziękuję i przepraszam. Mam nadzieję,
że wybaczysz mi głupotę. Spierdoliłem,
wiem o tym. Dobrej nocy...
Może i spierdolił... Ale czy na pewno to zrobił? Chciał mnie chronić, nie miał wpływu na tłum.
Muszę zapisać numer, bo zapomnę...
5 października 2015 03:49
Odpowiedź do: Kiba
To ja dziękuję za wszystko.
Dobranoc, Kiba.
Mhyhyhyhyhyhy. xDDDDDDDDDD Sceny Mayako-Ichirei-Kejża uwielbiam i coś czuję, że właśnie tak będziemy się zachowywać w sierpniu. Jak trzy wariatki drące mordy na środku Radomia, tudzież Jedlni. xDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
OdpowiedzUsuńZdecydowanie Troszcz się o płody! wygrywa ten rozdział, zdecydowanie! xDDDDDDDDDDDDDDDD Padłam jak to przeczytałam, hahahah! To tak bardzo do nas pasuje! :D
Ale dobra, pośmieszkowaliśmy trochę, a tu nagle wchodzi jakaś schiza i jeb, sprowadza nas na ziemię. Nie mam zielonego pojęcia co sobie wymyśliłaś, ani kto skrzywdził Mikasę, ale jak tylko się dowiem, bierę Kibę i Kakashiego, odnajduję skurwiela i wykręcam mu jaja. Bądź sutki, jeśli to była babeczka. xDDDDDDD
A co do Kiby... Scena w klubie, ojejajajejajwejbhv! Umierałam z rozkoszy i o wiele głośniej niż Mikasa prosiłam o więcej. xDDDD A POTEM TA PIEPRZNIĘTA INO MUSIAŁA SIĘ WTRYNIĆ I WSZYSTKO ZEPSUĆ, SUKA. ._____. (Suka, hehehehehe xDDDDDDDDDD)
Mheheheh, LevixMayako, nonono. :3 Może być ciekawie, zważając na wybuchową naturę Okanao. xD I jeszcze te jej przyjaciółeczki. xDDDDD
Jakoś tak za szybko przeczytało mi się ten rozdział. Pewnie dlatego, że tak dobrze się przy nim bawiłam, potem bałam, a potem chciałam seksów. Ech. ._____. W każdym razie mam nadzieję, że kolejny też napiszesz w dwa dni. Na przykład w weekend. :3
<3
Z tymi płodami nie mogłam się powstrzymać, ze względu na nasze rozmówki. Zakładam, że cała relacja tej trójki będzie się opierać w jako taki sposób na naszej relacji. xD
UsuńCo do krzywdy Mikasy, znam ją doskonale, ale planuję co do niej dwa rozwiązania i chyba wezmę się za to dramatyczniejsze. xD
Cieszę się, że scena pocałunku mi się udała, liczyłam na to. xd
Jeden z najpiękniejszych pierwszych pocałunków o jakich czytałam :P ekstra, prosze o nexta ;*
OdpowiedzUsuńO dziękuję! :)
UsuńO JEZUSIE *______________________________*
OdpowiedzUsuńDobra,zacznę tylko od jednej małej rzeczy, która może nie tyle co mi sie nie spodobała, ale wprawiła w konsternację.
Mikasa. I nie chodzi mi tu o to, że w końcu mamy akcję, o nie! Broń Boże! Tylko z zamknietej stała sie nagle taka luźniejsza, ale w sumie przy kazdej sytuacji dopisywałaś jej obawy, takze spoko ;p
Ogóle? jestem zakochana i to totalnie w Kibie! Sytuacja początkowa bardzo mnie rozbawiła, no śmiech na sali i tak samo jak Kejża padłam z tego "troszcz sie o plody" hahahah, rozumiem że Kejża bedzie studiować położnictwo xd
Sytuacja na korytarzu - śmietanka! To spotkanie z Kakashim, wiedzialam, ze nie bedzie normalne xd i jego rozbrajajaca panika xD Mimo wszystko Levi wygrał :) Jak przystało na starszego, troskliwego brata, wpadł w idealnym momencie ;) Już myslałam, że go uderzy :D
Sytuacja w mieszkaniu tez poczatkowo byla zabawna, ale ta akcja potem? Nie mam pojecia co szykujesz tej dziewczynie, ale juz jej wspolczuje. I brawa dla Kiby, myślałam że się pocałują. xD W każdym razie juz wtedy zaczelo mi sie podobac jego zachowanie wzgledem dziewczyny.
Pub? WISIENKA!
Opis tego pocałunku był tak epicki, że stopniowo czułam jak robni mi sie mokro. xDDDDDDDDDDD Bez kitu, normalnie słyszałam w głowie taką klubową muzykę, ten ZAJEBIŚCIE TRAFNY EFEKT STROBOSKOPU i jak ją w końcu pocalował. OAAAWW.
Ino... Chyba mam na to pomysł, ale siedze cicho i poczekam na rozwój wydarzeń. Kiba, krzyczacy "wypierdalaj". Miałam takie proste wyobrażenie, jak nie popycha jej rekoma tylko idzie caly czas do przodu, pochylony na nią jak do bójki z niższym gościem i bluzga - małe dreszcze miałam, no nie powiem, że nie. I Kakashi <3 Superhiroł! Myślałam, że okaże się iż to Levi, ale pomysł na Hatake jest ciekawszy :3
No i nie wiem czemu, ale zasmiałam się przy wchłanianiu bananów xD
Ogólnie cud miód malina, no naprawdę! Jestem pełna pozytywnych emocji, ale boje się, że znowu pojawi się jakies piekło. :(
Chce szybko IV!
Sama to zauważyłam, ale to chyba przez lekką presję. Wiesz jak to jest gdy coś się planuje, a potem nie do końca wychodzi. Mikasa od początku miałą mieć mocny charakterek, a rzeczywiście zrobiłam z niej kluska. Ale to już idzie w niepamięć, wchodzi prawdziwa pani Ackerman.
Usuń*-*
OdpowiedzUsuń>,...,<
UsuńWitam.
OdpowiedzUsuńWcześniej nie udało mi się napisac tu nic sensownego, ani nic co mogłoby rzeczywiście oddać uczucia jakie gromadzą się we mnie, kiedy czytam to opowiadanie.
Ciągle nie jestem pewna na co zwracać uwagę. Czy na tajemnicza przeszłość Mikasy, na jej zauroczenie Kibą, na zauroczenie Kakashim, czy obsesyjnie chroniącego ją brata. Wszystko jest takie trudne do pojęcia, do rozwiązania - jeżeli chodzi o jej wewnętrzne myślenie.
Cudownie budujesz nastrój, a jeżeli chodzi o opisy uczuć, bohaterów i ich przeżyć... omg. CUDOWNE.
Przeczytałam w komentarzu wyżej, że to najbardziej romantyczny pierwszy pocałunek. I chyba powielam to zdanie. Nigdy nie spotkałam się z prawdziwym pierwszym. Najprawdziwszym. I w dodatku tak niepewnym, tak zdanym na drugą osobę.
Przyznam się szczerze, że nigdy nie widziałam w takich barwach Kiby, a moge śmiało powiedzieć, że jestem nim oczarowana.
Chociaż wciąz zastanawia mnie sylwetka Kakashiego.. kim będzie on w życiu Mikasy?
Zazdroszczę Ci tej swobody w pomysłach. Tego talentu płynnych zdań...
Z niecierpliwością będę oczekiwać IV rozdziału, dlatego życze dużo weny, szybko zdanych egzaminów.
Pozdrawiam! :)
Jjejeje! Jak się cieszę, że Kiba Wam się podoba! Od zawsze go wielbiłam i przyszedł na czas dobrego wykreowania jego postaci. :3
UsuńDziękuję za komentarz Anja! :* Cieszę się, że tu jesteś. :)
Coś niesamowitego! W życiu nie pomyślałabym o połączeniu tych dwóch mang, a wyszło Ci wyśmienicie! Podoba mi sie Kiba, bardzo go lubię a zawsze jest go tak mało! Do tego taki mrr, pisz szybko nastepne! powodzenia na egzaminach!
OdpowiedzUsuńKiba zawsze był mrr mrr. :D
UsuńJaram się przeogromnie!
OdpowiedzUsuńOpis pocałunku - epicki! *-* Już nie mogłam się doczekać, aż ją pocałuje i bałam się, że się wycofa w ostatnim momencie, że niby udawany całus będzie tylko. Powinnaś napisać jakiś erotyk, bo opis akcji w Nieszczęsnej Serwetce też mnie poruszył ogromnie. xD
Co ja mogę jeszcze dodać. Majeń, świetnie piszesz i chcę więcej!
Monia, wezmę pod uwagę Twoje słowa i jak będę pisać kolejną partówkę to scenę łóżkową zadedykuję tylko i wyłącznie Tobie. xD
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńGdybyś go nie usunęła, było by zabawniej :C
UsuńDobra, korzystając z okazji, że mam wkurwa na naukę i moją kochaną grupę, zasiadam do komentowania.
OdpowiedzUsuńZ początku byłam pewna, że ten rozdział będzie typową komedią ze mną i Kejżą w rolach głównych i już szykowałam na Ciebie swoje rękawice bokserskie, ale masz szczęście.
ZAKOCHAŁAM SIĘ W KIBIE.
Zawsze wydawał mi się sympatyczny i w ogóle, ale jakoś mnie nie jarał aż tak bardzo. Ale po tym pocałunku... MRY MRY MRYYYY. Zjadłabym go.
Wkurzyło mnie, że zostawił Mikasę, ale w końcu skąd miał wiedzieć, że coś jej się przez te kilka minut wydarzy? W takich chwilach nie myśli się racjonalnie i nie mógł się rozdwoić ;c
Dobra, masz szczęście, że piszę komentarz kilka dni po przeczytaniu, bo bym Ci skopała dupsko śmierdzielu za zrobienia ze mnie nadpobudliwego i wulgarnego dzika. xd
I tak Cię kochciam, chociaż ostrzegam. Zważaj na słowa, bo stworzę partówkę o Tobie i zdradzę Twoje mroczne sekrety! XDDD
<3
No i punkt dla tej pani! Jako jedyna zrozumiała Kibę. xD
UsuńHahahahahha xDD
OdpowiedzUsuńNo nie mogę po prostu xDDDDDD
Pierwsza scena rozdziału (IchireixKejżaxMayako) zwaliła mnie z łóżka! Uśmiałam się bardzo i gorąco proszę o więcej takich scenek! xdd
Zdecydowanie postać Ichirei wygrywa ten rozdział, już wiem, że ją polubię xddd
Matko, jakie schizy O,o
Mikasa widać poza wypadkiem przeżyła w przeszłości coś jeszcze. Nieciekawie. Bardzo nieciekawie.
Oblicza Hinaty! Cholernie ciekawi mnie to trzecie, którego nie dowiedzieliśmy się w tym rozdziale :D
Lol.
Lol...
Lol!
LOL!
Mrau pocałunki z Kibą takie mraśne x3 I kiedy wszystko układało się tak pięknie, wpadła Ino! Myślę, że taka gwałtowna reakcja Kiby na jej osobę spowodowana jest tym, że (możliwe) w przeszłości ze sobą chodzili (?), ale ona go zmieszała z błotem, bo się zaczęła przyjaźnić z Haruno. A jeśli chodzi o Sakurę, to mam nieodparte wrażenie, że Sasuke w jakiś sposób jest powodem jej wypaczonego stylu życia. Opcjonalnie zakochała się w nim, on ją brutalnie odrzucił i teraz kobiecina wyładowuje emocje na innych. Ale to tylko moje domysły!
Czekam na kolejny rozdział! I na pewno skomentuję!
Shori
Shori, doceniam mocno rozumowanie! Jesteś bliżej od prawy niż inni. :D Niedługo wyjaśni się co stało się przed wypadkiem i będę pamiętać, że nad tym dumałaś! :D W ogóle widzę, że mamy podobne umysły! Wynagrodzę Cię za to, zobaczysz! :D <3
UsuńNooo, w końcuuuu! W końcu widzę w tekście Mayako z prologu. Tak, tak, tak, tak! ♥
OdpowiedzUsuńTo zacznę od tego, co tygryski mojego pokroju lubią najbardziej - SCHIZY *q* Generalnie to w ogóle się czegoś takiego tu nie spodziewałam, dlatego szacun za zaskoczenie. Bo okej, wiedziałam, że z Mikasą jest coś nie teges, przecież bez powodu by się ludzi tak nie bała, ale że na psychę jej padło, to nie podejrzewałam :D Łącząc wiedzę z prologu i z tego rozdziału, jak również chorobliwe zatroskanie Levi'ego, wnioskuję, że ta dwójka w dzieciństwie została porwana, przetrzymywana w piwnicy (czyżby sposób na pieski lub kotki? :OOO), nad Rivai się znęcali, a Mikasę gwałcili. Bo czemu nie? Jak mieć przejebane, to po całości xd I serio myślę, że coś z tego jest prawdą, ale pewnie jeszcze mnie czymś zaskoczysz. Enyłej, moment, kiedy Mikasa straciła kontakt z rzeczywistością i późniejsza reakcja Kiby - cudo. Nawet przeczytałam tę scenę dwa razy :3
Druga naj scena to POCAŁUNEK. O Jezusie, to liczenie oddechów było takie magiczne *___* I w ogóle cały pocałunek był taki magiczny. To chyba był najlepszy opis pocałunku ever, jaki czytałam. No łał łał ŁAŁ, nie mogę wyjść z podziwu ._.
I generalnie strasznie mi się podoba, że to Kibie dałaś taką ważną rolę. Do tej pory czytałam tylko jedno ff z nim w roli głównej (tu prawie że głównej xd) i jestem tym zachwycona, bo to jednak cholernie przystojna bestia jest xd I jeszcze gra w koszykówkę, nie? (dobrze pamiętam? :oo) a ja kocham koszykówkę, więc tym bardziej, niaaach niaaach (jak strzeliłam gafę, to przywal mi w łeb). I musisz mi wybaczyć, bo jeśli dojdzie do rywalizacji Kakashi vs Kiba, to będę po stronie Inuzuki i to MOTZNO! I będę hejtować, jeśli wygra Kakashi. Oj będzie hejt xd
Dobraaaa, bo fiza na mnie czeka :((( Dziś bez wytykania błędów, bo tak mnie zauroczyłaś treścią, że daruję sobie wredotę xdd
BUZIAKI :*
PIWNICA XDDDDDDDDDDDDDDDD
UsuńTak, tak, tak! Po oglądaniu Kuroko tak się zjarałam na ten sport, że musiałam go wrzucić w kosza. I zrobić z niego kapitana. xD
No nie hejć Kakaszka, on dobry chłopak będzie!
Jezu, stara, to jest naprawdę genialne!
OdpowiedzUsuńNawet nie wiem kiedy pochłonęłam te rozdziały *,*
W ogóle nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. W życiu nie powiedziałabym, że Haruno będzie jakąś uliczną fajterką, a Mikasa zamieszka z Hinatą. No pomysł bomba! Levi jest trochę irytujący, tym swoim nadmiernym troszczeniem się wkurza, ale z drugiej strony lepiej, żeby tak się zachowywał niż gdyby miał ją gdzieś. Uwielbiam tych ludzi, haha. Mam nadzieję, że Naruciak wyrwie Hinatę i niedługo będą razem, bo ich "relacje" zapowiadają się obiecująco. :3
Bardzo podobały mi się te "wizje", schizy Mikasy, cholernie ciekawią mnie szczegóły jej przeszłości. Nie mogę się doczekać, aż dowiem się, o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi i od czego dziewczyna chce się oderwać. Na razie nowe życie jest całkiem w porządku i szkoda by było, gdyby teraz zaczęło się coś psuć.
Kiba. Kiba. Kiba! Matko kochana. co do pocałunku zgadzam się z Chusteczką, również w życiu nie czytałam lepszego opisu pocałunku. Skąd ty to..., jak ty...? No nie mam pojęcia, ale wiedz, że to było naprawdę cholernie dobre, ba, cudowne wręcz! Tylko teraz pytanie, czy coś z tego będzie? Bo ona rzeczywiście mogła coś do niego poczuć, ale czy z jego strony to nie był jakiś pic na wodę? Chociaż... w sumie patrząc na jego zachowanie, to raczej nie był pic na wodę. MUSIAŁ to czuć. No musiał i koniec! Jeśli do czegoś dojdzie między tą dwójką (oby) to serdecznie im kibicuję!
Super, że pojawił się Kakasz <3 Też pojawia się w niebanalnych momentach, haha. A może jakiś trójkąt (Kiba, Mikasa, Kakasz? xDD)? Hahha, dobra, poniosła mnie wyobraźnia. xDDDD ale w sumie... xDDDD
Weź no pisz, pisz, bo nie mogę się doczekać następnego rozdziału, no! Kupiłaś mnie :D
Aaaa no tak, i zdanej sesji życzę z całego serca :3
Jeeeeeeeej! Kobieto, rozbudzasz wyobraźnię w niesamowity sposób. To jest... genialne, po prostu!
OdpowiedzUsuńMimo tych wszystkich przerywników: przywidzeń Mikasy, ataku furii Leviego czy paniki dziewczyny w klubie, widać coś dużo ważniejszego - że Mika naprawdę zaczyna się aklimatyzować w nowym otoczeniu. Dobrze, że chce się zmieniać, chce zacząć od nowa z czystą kartą i nie ukrywa się w kącie, to dobrze o niej świadczy :) Jest odważna.
No i jak Kibę darzyłam raczej obojętnym uczuciem, tak po tym rozdziale się w nim zakochałam! Co do opisu pocałunku, ja również zgadzam się z przedmówczynią :D Cudowne, magiczne, nadzwyczajne. Ciekawi mnie tylko, co dalej zrobi Mikasa. Pozwoli sobie na jakieś głębsze uczucie, czy jednak postanowi trzymać go na dystans?