11 maj 2015

II. Ulotne ideały



Chodź zaśpiewamy dziś tak głośno jak tylko można,
gubiąc samotność i niech będzie zazdrosna.
~ Buka


— T-tak — stęknęłam, czując w środku coś na tyle dziwnego, by nie potrafić znaleźć na to odpowiedniego określenia.
Ofiara, bo taki przydomek sobie dzisiaj zyskała, stała naprzeciwko mnie i emanowała zupełnie inną aurą w przeciwieństwie do tej sprzed kilku godzin. Była spokojna, wyciszona, wyprostowana; w jakiś sposób nawet wzbudzała respekt. Peszyło mnie to jeszcze bardziej. Zaczęłam myśleć, że ten cały ratunek z mojej strony mógł wprawić ją w zakłopotanie. A jak poczęła myśleć, że się nad nią zlitowałam? To przecież nie jest wcale miłe uczucie, to…
Agrr, Mikasa! Od kiedy interesują cię takie rzeczy? Zrobiłam co zrobiłam, sprawa zamknięta, czas zacząć od nowa, czy coś takiego. Ach, to dlatego wkurzały mnie znajomości i inne relacje. Wszystko niesie za sobą jakieś głupie, uciążliwe problemy.
— Znacie się? — spytał beztrosko Levi, spoglądając na moją nową lokatorkę.
Dziewczyna potrząsnęła głową, jakby wybudzona z jakiegoś letargu; gdy usłyszała jego głos. Byłam pewna, że nie zdążyła jeszcze zwrócić na niego uwagi, bo na jej buzi ugrzązł dziwny grymas zastanowienia. Podeszła niepewnie w naszą stronę i wyciągnęła rękę.
— Hinata. Hinata Hyuuga. — Uśmiechnęła się delikatnie. Brat odwzajemnił gest, zapominając o swoim pytaniu, po czym poszedł odpiąć smycz Touki, kluczącej już po pomieszczeniach.
— Mikasa Ackerman — odparłam. Miała chłodną dłoń, co wzbudziło dziwne dreszcze.
Dobra. Po pierwsze, pomijając już tę cholernie cudaczną postawę, lekko zaprzeczającą wcześniejszej, nadal wydawała się być krucha jak porcelanowa filiżanka. Bardziej zaabsorbowało mnie to, że nie przejęła się obecnością chłopaka, jak każda inna. Punkt dla niej.
— Oooo, jak miło! — Elizabeth klasnęła w dłonie i uśmiechnęła się radośnie, przez co drgnęłam niespokojnie. — Chyba mi się udało to całe selekcjonowanie. Mam wrażenie, że jesteście dla siebie stworzone.
To się okaże…
Kobieta pociągnęła nas za sobą w głąb korytarza. Mały przedpokój wyprowadzał do niewielkiej, wyklejonej brzoskwiniową tapetą kuchni. Biała lodówka; szafki z brzozowego drewna; dwukomorowy zlew; średniej wielkości stolik i cztery krzesełka, których oparcia i siedziska obite były jasno pomarańczowym  materiałem. Wszystko świetnie ze sobą współgrało, tworząc przyjemną atmosferę, a spore okno za dnia musiało wpuszczać tam wiele światła. Zmyślne rozstawienie mebli pozwalało na spokojnie poruszanie się po pomieszczeniu.
Łazienka urządzona na kremowo posiadała pełne wyposażenie. Zaraz po wejściu z lewej strony znajdował się spory kosz na brudne ubrania, stworzony z wikliny, a nad nim kilka wieszaków na ręczniki. Kawałek dalej muszla. Wanna usytuowana była na końcu pomieszczenia — równolegle do wejścia. Zlew wbudowano po prawej stronie, a nad nim wisiała spora szafka, której drzwiczki tworzyło spore lustro.
Salon burzył wrażenie małego mieszkania. Wielka, trzyosobowa sofa, obita w materiał, którego nie mogłam przestać ukradkiem miętosić i dwa fotele w komplecie, duży telewizor, szklany stolik do kawy. Pod ścianą znajdował się obszerny regał wypchany różnymi tomiszczami książek, a na samym środku puchaty, ciemnobrązowy dywan, pasujący do drewnianego wystroju.
— No! A teraz to, na co najbardziej czekacie! — Właścicielka wydawała się być bardziej rozradowana niż my. W sumie każda uśmiechnięta osoba z nami kontrastowała. Miałam wrażenie, że zarówno ja, jak i Hinata, byłyśmy mocno poddenerwowane. I doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że czekała nas rozmowa dotycząca dzisiejszych wydarzeń, na co nie miałam zbyt wielkiej ochoty. — Są umeblowane tak samo! Ale w tym po lewej przygotowałam już posłanie dla pieska. Hinatko, mam nadzieję, że się nie obrazisz.
Łypnęłam na Hyuugę, która zmrużyła oczy, zastanawiając się nad czymś. Wszyscy staliśmy naprzeciwko zbioru książek, mając po lewej stronie balkon. Jasne tęczówki zatrzymały się na szklanych drzwiach.
— Nie. — Uśmiechnęła się. W tak zadziwiająco słodki sposób, że resztki kobiecości, jakie we mnie pozostawały, właśnie wyparowały. — Jestem strachliwa. Wolę słyszeć sąsiadów zza ściany niż odgłosy miasta, burzy czy wiatru. Chyba, że Mikasa…
— Nie, nie — wtrąciłam, starając się wyglądać mniej więcej tak delikatnie jak ona, ale spotkało się to tylko z nieoczekiwanym, głośnym parsknięciem Leviego, który z trudem powstrzymał rechot. — Dla mnie to bez znaczenia.
— No to wchodźcie zobaczyć! — Elizabeth ponownie klasnęła w dłonie.
Touka powłóczyła przy mojej nodze i weszła do pomieszczenia przede mną, gdy tylko uchyliłam wejście. Zatrzymałam się w progu i otworzyłam szerzej oczy. Brat przeniósł nade mną rękę, by włączyć światło, co uwydatniło cały widok.
— No, no — cmoknął, kiwając z uznaniem głową.
Duże okno z szerokim parapetem wpuszczało do środka ostatnie promienie słońca. Pod nim znajdowało się biurko i spory fotel na kółkach. Rozkładane, duże łóżko zaczęło momentalnie działać jak magnes. Nad nim kilka półek. Po prawej duża szafa, coś na wzór toaletki, a pomiędzy nią, a moim nowym legowiskiem, wzorzyste posłanie dla malamuta. Od razu je odnalazła i zaczęła ugniatać łapami, by zaraz się w nim ułożyć.
— Jest cudowny — stęknęłam, rozluźniając całe ciało — nawet nie myślałam, że będzie tak…
— Fajnie? — Levi dokończył za mnie i wszedł dalej, by się rozejrzeć.
Mój własny kąt, w którym mogłam zamykać się przed tym nowym światem. To sprawiało, że jednak bardziej przychylnie mogłam spoglądać na przyszłość, którą będę musiała tu przeżyć. W głowie pojawiły mi się setki pomysłów na przystrojenie go, ale przecież nie należał w pełni do mnie i…
— I jak? — Kobieta stanęła obok mnie z sympatycznym wyrazem twarzy. Oczy świeciły się radośnie, a na policzkach widniały lekkie rumieńce zadowolenia. — Podoba się? Starałam się urządzić go jak najlepiej, tak samo jak drugi.
— Jest świetny, proszę pani — odparłam, nadal nie mogąc pozbyć się silnego uczucia euforii.
— Urządź go jak tylko chcesz! Od teraz należy do ciebie. — Elizabeth położyła ciepłą dłoń na moim nadgarstku i delikatnie go ścisnęła. — Możesz poprzestawiać meble, zawiesić jakieś zdjęcia. Co tylko zechcesz! Bylebyś czuła się komfortowo i bezpiecznie.
— Jej bezpieczeństwem zajmuję się ja, więc często będę się tu pojawiał, żeby skontrolować, czy wszystko w porządku. — Chłopak stanął przy nas i oparł się o mnie ramieniem, jak o półkę. — A wtedy będę wpadać do pani na herbatkę.
— No ja myślę! — Zaśmiała się wesoło.


Levi posiedział jeszcze jakiś czas, by załatwić kilka spraw organizacyjnych z właścicielką mieszkania i przekazać informacje od wujostwa. Pomógł mi przenieść walizki z przedpokoju i pożegnał się z nami, by chwilę później zniknąć za drzwiami razem z Elizabeth.
Rozpoczął się proces rozpakowywania. Touka obserwowała, jak kursowałam po pokoju, pakując ubrania do szaf i rozstawiając swoje rzeczy w różnych miejscach. Pomieszczenie powoli wypełniało się mną, a gdy w końcu skończyłam i wrzuciłam puste walizki do kufra łóżka, opadłam na nie, by odetchnąć. Wolną ręką zaczęłam nieudolnie szukać kabla i podłączyłam go do kontaktu, dając zasilanie białym lampkom, zawieszonym na półkach.
Tak. Wszystko było dopięte na ostatni guzik.
Zamknęłam powieki, zaciskając palce na kocu, który dostałam dwa lata temu od Erena. Kupił mi go za swoje odkładane kieszonkowe, chcąc zrobić mi urodzinową niespodziankę.
— Ale przytulnie! — Zwróciłam wzrok w stronę Hinaty, która stała w progu. Związała włosy w niedbała kitkę na czubku głowy, założyła na siebie szare spodnie od dresu i czarny, lekko za duży, sweter. — Skończyłaś?
— Taaaak — odparłam na wydechu, uśmiechając się. — Padam na twarz, niby nic wielkiego, a tak wiele. A jak z tobą?
Rozmowa wcale nie miała sztywnego wydźwięku. Wręcz przeciwnie, była zaskakująco… Luźna?
— Prawie finish! Z chęcią się pochwalę efektem końcowym. — Skąd w niej było tyle życzliwości? Nawet jak stała i nic nie mówiła, człowiek posiadał wrażenie, że prawi ci niesamowicie miłe komplementy.
— To może skoczę do łazienki i wezmę w tym czasie prysznic… — Podniosłam się gwałtownie i podparłam o boki. — Chyba, że…
— Spokojnie. — Znowu ten uśmiech… — Szafeczka nad zlewem ma dwie półki, rozstawiłam się na jednej, resztę zostawiłam tobie.
Skinęłam do niej zgodnie głową, po czym zaczęłam szukać koszulki i spodenek, w których miałam zamiar spać. Czmychnęłam do wymienionego pomieszczenia z rzeczami, które przy okazji chciałam tam zostawić. Opłukałam się, wysuszyłam, ubrałam… I nie wiedziałam co dalej. Stałam na środku, gapiąc się w swoje odbicie i spekulowałam nad tym, czy pójść od razu do pokoju udając zmęczoną, czy może jeszcze coś zjeść i napić się gorącej herbaty, ale to równało się z konfrontacją. Wcześniej chciałam się dowiedzieć kilku rzeczy, ale później ochota na jakąkolwiek rozmowę prysła jak bańka. Chyba dosięgnął mnie stres.
— Tsss, nie bądź pieprzonym dzikusem — warknęłam i zamaszyście otworzyłam drzwi.
Chciałam przejść do pokoju, by wziąć koszulę, ale po drodze usłyszałam dziwne stękanie. Nie miałam pojęcia co ona robi, ale wydało mi się to być nadzwyczaj dziwne.
— Hinata? — mruknęłam, zaglądając do środka.
Zaskakiwała mnie coraz bardziej. Spodziewałam się wszechobecnego różu, a napotkałam odcienie szarości, biel, czerń i… o zgrozo, fiolet.
— Och. — Spojrzała na mnie, lekko zdezorientowana i czerwona. Zmagała się z komodą, którą chciała najprawdopodobniej przesunąć.
— Co robisz? — Weszłam dalej, dopiero po chwili myśląc o tym, że w sumie mogła tego nie chcieć. Nie ważne, musi się przyzwyczaić do tego, że jestem pierwszą kandydatką do kursu savoir-vivru.
— Próbuję ją lekko przesunąć, drzwi się o nią ocierają…
— Pomogę — mruknęłam, podchodząc do mebla. Oparłam o niego dłonie i pchnęłam o dosłownie kilka centymetrów, ślizgając się jednocześnie po podłodze. Wyprostowałam ciało i złapałam za drzwi; ruszyłam nimi kilka razy, by sprawdzić rezultaty. — Starczy?
Spoglądała na mnie uważnie przez dłuższą chwilę, znowu się nad czymś zastanawiając. Nie miałam pojęcia dlaczego tak ważyła słowa, choć zaczynałam spekulować nad tym, iż może nie wzbudzałam większego zaufania.
— W sumie, mogłam od razu poprosić cię o pomoc — odparła nagle, drapiąc się po przedramieniu. — Zjemy coś?
Och. No dobra, czemu nie. Tylko czy na pewno dam radę wysiedzieć z nią sam na sam przy stole?
— Z chęcią, tylko skoczę po koszulę. — Wskazałam na mój pokój i ruszyłam do niego z wolna.
Zarzuciłam na siebie ciuch i zawiesiłam wzrok na Touce, która leżała na swoim miejscu.
Nie wiedziałam, jak zacząć rozmowę; czy w ogóle powinnam. Może to były stare rany, których za nic nie powinnam rozdrapywać? Jednak z drugiej strony, to nie wyglądało mi na koniec. Do tego weszłam pomiędzy nie, mieszając się w całą sytuację, która zaczęła również dotyczyć mojej osoby. Jeżeli miałam być uważna, musiałam wiedzieć z kim mam do czynienia.
Weszłam do kuchni, gdzie cicho grała muzyka. Późnym wieczorem, na jednej z lokalnych stacji puszczano stare hity, które najwidoczniej miały nam od tamtej pory często towarzyszyć. Na stole stały już kubki z przygotowaną do zalania herbatą, a Hyuuga szykowała przy blacie kanapki.
— Trzeba było zaczekać, pomogłabym… — mruknęłam, podchodząc do elektrycznego czajnika, który skończył gotować wodę.
— Nie trzeba, to przyjemność. — Uśmiechnęła się pod nosem, dopiero po chwili na mnie spoglądając. — Odwdzięczam się za pomoc!
— Bez przesady — prychnęłam, szykując napoje. — Musimy obgadać kilka rzeczy, no nie? — Dziewczyna zastygła. Acha. Więc ten temat trzeba jednak wrzucić na dno szuflady, zamknąć złotym kluczykiem i wyrzucić go do rwącej rzeki. — No wiesz, jak dzielimy obowiązki i tak dalej.
Jej barki się rozluźniły.
— Co do lodówki, to…
— Co moje to i twoje? — zażartowałam, na co odwróciła się energicznie w moją stronę.
— Chciałam to powiedzieć!
— No to ustalone. — Wbiłam wzrok w kubek, uśmiechając się lekko.
Touka przyszła do nas i odnalazła swoje miski, w których zatopiła pysk.
— A co do sprzątania, zostaw to mnie — kontynuowała, stawiając przede mną talerzyk z dwiema, bogatymi w składniki, kanapkami. — Naprawdę lubię to robić, więc nie będzie mi to przeszkadzać.
— Chyba żartujesz — bąknęłam, biorąc gryza. Uniosłam z uznaniem brwi i pokiwałam głową. — Smaczne.
— Dziękuję… Wiesz, gotować też mogę… — Usiadła naprzeciwko mnie. Uciekała wzrokiem. Nie dziwiłam się, będzie musiało minąć kilka dni, zanim w pełni się do siebie przyzwyczaimy.
— No, to prędzej ci powierzę — westchnęłam.
Nastał ten moment niezręcznego milczenia, które co chwilę przerywał pies, chlipiąc wodę. Rockowa ballada działała usypiająco, tak samo jak mrok panujący za oknem. Podziwiałam siebie za to, że z nią w ogóle rozmawiałam. Poczucie obowiązku i tego, by być normalną wzięło górę. Chociaż zaczęłam myśleć, że jej osobowość w żaden sposób mnie nie przytłaczała, nie wywierałą presji i mogłam zaznać przy niej nieco luźniejszego nastawienia.
— Chciałabym ci podziękować za dzisiaj. — To był brutalny sposób na przerwanie mojej zadumy. Kręciła młynka palcami, obserwując swój kubek. — Gdybyś się tam nie pojawiła, prawdopodobnie doprawiłaby mi makijaż pod kolor włosów.
— Żaden problem — odparłam, głaszcząc psa po głowie. Westchnęłam i podniosłam na nią spojrzenie. — Może nie powinnam pytać, ale o co jej chodziło? Kim w ogóle jest? — Skoro zaczęła, to musiałam to wykorzystać. Touka położyła się pod stołem, a ja podciągnęłam do góry nogi. Wsparłam brodę na kolanach, próbując przybrać pozycję wskazującą na pełne oddanie wobec mówcy.
— Sakura Haruno… — mruknęła, odchylając do tyłu głowę. Objęła się ramionami i przymknęła powieki, wypuszczając z płuc powietrze. — Pech chciał, że trafiłam z nią do liceum, tak jak dwoje moich przyjaciół.
— Coś takiego jak dzisiaj, działo się zawsze? — Zagryzałam od wewnątrz policzki.
— Powiedzmy… Za dzieciaka się przyjaźniłyśmy, potem drogi się rozeszły. Przez pierwsze dwa lata ogólniaka obserwowałam jej agresję z boku. Każdy, kto jej podpadł, źle kończył, więc nie miałam zamiaru podłączać się do tej grupy ludzi.
— Dzisiejsza sytuacja jednak temu zaprzecza...
— Kwestia głupiego przypadku. — Nachyliła się nad stołem i objęła dłońmi gorące, ceramiczne naczynie. Przez chwilę nad czymś myślała, a w pewnym momencie prychnęła cicho, kręcąc głową. Jakby oceniała swoje myśli jako żałosne. —  Kupiłam kawę w automacie, stałam ze znajomymi… Ktoś mnie szturchnął, a zawartość kubka w całości znalazła się na niej.
— I mści się do tej pory o coś takiego? — Uniosłam głowę, odczuwając dziwny zgrzyt w umyśle.
— Raczej chodzi o to, że jestem jedną z osób, które nie potrafiły się jej postawić. — Zawiesiła wzrok na kalendarzu przed nią. — Nie chciałam mieszać w to przyjaciół, by nie narobić dodatkowych problemów sobie i innym, zmagałam się z nią sama. Albo raczej się jej poddawałam, bo do zmagania mi brakowało... Gdy straciłam kilka razy cierpliwość, pyskowałam… I kończyłam z siniakami.
— Nikt dorosły nie reagował? — Nienawiść do tej różowowłosej pindy wzrastała w niesamowicie szybkim tempie. — Przecież to niemożliwe, by nikt tego nie zauważał.
— Potrafię idealnie wszystko ukryć. A ona potrafi idealnie wyczuć moment. — Tym razem uśmiech nie był już tak przyjemny. Ironia zmieszana z jakimś nostalgicznym bólem wymalowała się na jej bladej buzi. — W wielu liceach działy się takie rzeczy. Zawsze gdzieś pomiędzy nami będzie taki agresor, na którego ciężko będzie znaleźć kogoś mocniejszego. Jednak czasem się udawało. Ale nie tu… To nie było zwykłe łobuzerstwo, wandalizm. To było jak straszna choroba, przed którą każdy chciał uciec, a Haruno była jej nośnikiem. — Nawet teraz, słuchając jej, miałam wrażenie, że nie mówi o człowieku. Kim była ta laska, skoro siała taki straszny postrach? — Sprawy zaczęły się komplikować, gdy znalazła sobie doborowe towarzystwo i dochodziło do coraz większych rozbojów.
— To znaczy? — Poruszyłam się niespokojnie.
— Potrafiła pobić kogoś do nieprzytomności, przyjść do szkoły z nożem. Wszystko to sprawiało jej niewyobrażalną przyjemność, jak jakiemuś psychopacie… Przed nią samą miało się szansę jeszcze uciec, ale gdy była z nimi? W życiu.
Czy to można było podpisywać pod zwykłe problemy rodzinne, które wynosiła z domu i wyładowywała na słabszych? Cała ta sytuacja nabrała nowego wyrazu i wskazywała na to, że Haruno była kimś na wzór kryminalisty… Albo czegoś jeszcze gorszego.
— Gdzie policja? — spytałam, marszcząc czoło.
— Nigdy jej nie było. Zastraszała ludzi w chory sposób, a jej znajomi szli w zaparte. — Przeniosła spojrzenie na okno. — Wszyscy się bali, plecy jakie sobie zrobiła zbliżone były do mafii. — Znowu prychnęła, jakby nie wierzyła samej sobie. — Informacje napływały falami, okazało się, że wstąpiła do jakiejś chorej organizacji, nie uczyła się, przestała przychodzić do szkoły. Cudem zdała egzaminy końcowe, ale to przez wpływ jej rodziców. Myślałam, że ten cały koszmar się skończy. W życiu nie spodziewałabym się, że będzie studiować. — Gwałtownie zwróciła się w moją stronę, po chwili kryjąc twarz w dłoniach. — Jest na drugim roku anglistyki i z tego co widzę, zdążyła narobić ambarasu.
— Co za spieprzona sytuacja. Czuję się jakbyś opowiadała mi scenariusz jakiegoś taniego filmu, a nie życia... — warknęłam. Jęknęłam przeciągle, prostując nogi. — Nieźle się wpakowałam.
— Przez to się martwię — szepnęła. — Obiecałam sobie, że nigdy nikogo w to nie wciągnę, a teraz? Chłopcy już w tym siedzą, ciągle się o nich martwiłam… Byłam spokojna do dzisiaj. Póki jej tam nie zobaczyłam. Do tego wciągnęłam cię w to...
— Daj spokój! — podniosłam głos, siląc się na wesoły ton. — W nic mnie nie wciągnęłaś. Weszłam w to zupełnie sama, nie poprosiłaś o pomoc. — Odchyliłam jedną dłoń od jej twarzy i dodałam żartobliwie: — Przeżyłam wiele dużo gorszych rzeczy, Hinata.
— Wiem.
Każdy mięsień mojego ciała spiął się do granic możliwości. Aż poczułam nadchodzący skurcz barku. Projekcja niechcianych zdarzeń ponownie pojawiła się w mojej głowie. Co to miało znaczyć? Przyglądałam się jej, nie ukrywając szoku i konsternacji, ale nic sobie z tego nie robiła. Zemdliło mnie.
— N-nie rozumiem… — szepnęłam.
— Nie zrozum mnie źle… — podniosła się, by zmyć naczynia. — Po prostu, twoje oczy… Odbija się w nich straszne cierpienie, ból... ale i siła, która mnie przytłacza. Pierwszy raz widziałam panikę Sakury. Jesteś kimś, kto nie bał się stanąć jej na drodze. — Kiba… On też chciał coś od moich oczu. — Współczuję jej — dodała po chwili. — Nie wiedziałam, że kiedykolwiek będę zastanawiać się nad tym, czy jest ktoś, kogo jeszcze bardziej nie chciałabym mieć za wroga, niż ją.
— Jesteś strasznie bezpośrednia — bąknęłam, bawiąc się kosmykiem włosów, który wiecznie opadał mi na czoło.
— Nie lubię kłamać i mówić rzeczy, którymi zdobędę względy innych. — Wytarła dłonie w ręcznik i popatrzyła mi w oczy. — Mam nadzieję, że będzie między nami dobrze i uda nam się zbudować relację, która kiedyś przerodzi się w przyjaźń.
Przyjaźń. To chyba pierwszy raz, kiedy usłyszałam coś takiego. Nadal nie wiedziałam co o niej myśleć, ale chyba ją w tamtym momencie polubiłam. Zaczęłyśmy dzielić wspólny problem, jakim była tamta dziewczyna, więc dobrze było mieć sojuszników.
Hyuuga wyciągnęła do mnie rękę i uśmiechnęła się.
— Damy z siebie wszystko? — spytała. Cholera, jak tak na nią patrzyłam, to zaczęłam zastanawiać się, czy byłby ktoś, kto jej odmówi.
— Damy — przytaknęłam, podając jej dłoń.
W tym uścisku było coś dziwnego. Tak jakbyśmy w niewerbalny sposób zawarły umowę, która miała wielkie szanse na powodzenie. Stała się kolejną osobą tutaj, która wyróżniała się na tyle innych tym, że potrafiłam ją tolerować… Ba! Akceptować. Doznałam bardzo podobnego uczucia do tego, które powstało przez Mayako.
Czy to były te więzi, o których tyle czytałam?
Rozmawiałyśmy jeszcze jakiś czas, ale w końcu zdecydowałyśmy się na sen. Obie miałyśmy zajęcia od ósmej, więc czekała nas wczesna pobudka, a zegar wskazywał dwudziestą trzecią. Poszłam umyć zęby, a później wskoczyłam prosto do łóżka. Leżałam nakryta kołdrą i wpatrywałam się w lampki, które mój umysł podświadomie próbował policzyć.
Sakura. Dno, które pociągnie mnie niedługo w dół. Jeżeli była taka znana, to w sumie bardzo możliwe, że Levi coś o niej wiedział. Z drugiej strony zapytanie o nią równało się z przyznaniem do tego, że moja konfrontacja była jej powodem, a to mogłoby się skończyć litanią i innymi takimi, na jakie stać było brata. Lub jego fizyczną ingerencją, a to już w ogóle mnie przerastało. Męczyła mnie również ta cała pieprzona organizacja, do jakiej należała Haruno. Nie chciałam już drążyć tematu, bo choć Hinata opowiedziała mi pokrótce co i jak, to wiedziałam, że przyszło jej to z niemałym trudem. Zostało mi tylko mozolne zbieranie informacji i próby odcięcia się od tej laski.
No i Kiba. Nie wiem dlaczego, ale co jakiś czas miałam dziwne nawroty z popołudnia. Jego wizerunek co rusz przepływał przez mój umysł tak samo jak głos. I zapach. Choć nierealnym było wyczucie go bez obecności chłopaka, to jednak…
— Co się ze mną dzieje — jęknęłam, zaciskając powieki.
Spodziewałam się zmian, ale nie aż tak diametralnych, jeśli chodzi o ludzi. Miałam mieć ich w dupie, a działo się odwrotnie. Inuzuka, Okanao i Hyuuga. Jeden dzień, troje ludzi. Całe moje dotychczasowe życie skupiało się tylko na Levim i Erenie.
— Hmpf? — Zerknęłam na biurko, na którym leżała moja komórka.
Sięgnęłam po nią i odblokowałam ekran, by odczytać sms-a.


1 października 2015 23:43
Levi
Jak się czujesz?


Uśmiechnęłam się pod nosem, czując ciepło. Czasem zastanawiałam się, czy bez niego byłabym tym, kim jestem teraz.


1 października 2015 23:47
Odpowiedź do: Levi
Dobrze. Urządziłam pokój jak chciałam
i dobrze się w nim czuję. Hinata to fajna
dziewczyna. Dogadałam się z nią od razu.
Mam nadzieję, że wszystko będzie szło
w dobrym kierunku. Trochę martwię się
jutrzejszym treningiem, ale postaram się
przetrwać. Dzięki za wszystko Levi,
jesteś najlepszym bratem jakiego można
mieć.


1 października 2015 23:50
Levi
Mówiłem, że nie będzie źle. Trzeba się
starać i wszystko się układa. Idź już
spać, jutro postaram się wpaść na chwilę.
Dobranoc.


Odłożyłam telefon i odłączyłam lampki. Nakryłam się szczelniej kołdrą i odwróciłam na bok, chcąc przyjąć jak najwygodniejszą pozycję..
Nie byłam superbohaterką, doskonale o tym wiedziałam. Być może ratunek jaki sprawiłam Hinacie był po prostu szczęśliwym przypadkiem. Skoro Haruno rzeczywiście miała takie plecy, to mogłam naprawdę sobie zaszkodzić i nawet lata mojego treningu nie pomogą mi, gdy dopadnie mnie z paczką. Siłą rzeczy, nie potrafiłam postąpić inaczej. Mogłam tylko wierzyć w to, że uda mi się naprawdę nawiązać jakieś znajomości, a na tę sukę po prostu nie wpaść. Jak najdłużej.
— Jakie to męczące — burknęłam i sięgnęłam znowu po komórkę.


2 października 2015 00:23
Odpowiedź do: Levi
Levi, co jest nie tak z moimi oczami?


2 października 2015 00:25
Levi
Nie rozumiem.


2 października 2015 00:28
Odpowiedź do: Levi
Ludzie dostrzegają w nich coś, czego
ja sama nie widzę. Każdy zwraca
na nie uwagę.


2 października 2015 00:31
Levi
Słyszałaś kiedyś, że oczy
są zwierciadłem duszy? Coś w tym jest.
Zwłaszcza Twoje. Ja wiem co się za nimi
kryje. Inni nie. Od Ciebie zależy, czy
będziesz chciała kiedyś opowiedzieć komuś to,
co sprawia, że takie są.


2 października 2015 00:34
Odpowiedź do: Levi
Nigdy.


2 października 2015 00:37
Levi
Jak zdobędziesz prawdziwych przyjaciół
nie powstrzymasz się. To jeden ze sposobów
pozbycia się naszej przeszłości, Mika.
Zrozumiesz za jakiś czas.


Odłożyłam komórkę i zamknęłam powieki. Czy w ogóle możliwe, żeby się od tego odłączyć?


***


— Hinata! — ryknęłam, wybiegając z pokoju jak poparzona. — Hinaaata!
Wpadłam do sypialni, zastając dziewczynę w jednej z najbardziej kosmicznych pozycji, do tego śpiącą jak kamień. Podbiegłam do łóżka i zaczęłam nią szarpać.
— Co się dzieje? — wybełkotała, przecierając oczy.
— Zaspałyśmy!
Patrzyła na mnie przez chwilę, bez żadnej reakcji. Gdy jednak zerwała się z łóżka, mało mnie nie przewróciła.
— Wyjdź ze swoim psem, ja nam zrobię szybkie śniadanie!
Wskoczyłam w ciuchy, założyłam buty i wpadłam do windy, która właśnie się zamykała po wyjściu jakiegoś faceta. Touka dosłownie przestępowała z nogi na nogę, dając mi do zrozumienia, że ledwo daje radę.
— Jeszcze chwilka — szepnęłam, obserwując malejące cyfry na wyświetlaczu.
Gdy puszka zadzwoniła, wyleciałyśmy ze środka i pobiegłyśmy do wyjścia z klatki, chwilę później kierując się do parku, położonego za blokiem.
Spóźnienie się było nie najlepszym pomysłem, zwłaszcza, że zaczynałam od zajęć z dziekanem. Miałam jeszcze tylko niecałą godzinę, a musiałam liczyć się z dojazdem. Dziesięć minut później byłam już z powrotem w mieszkaniu. Weszłam do pokoju, złapałam torbę, wrzuciłam do niej jakiś długopis i zeszyt. Z krzesła ściągnęłam kurtkę, bo dzień nie zapowiadał się na zbyt ciepły i przyjemny. Rzuciłam to w przedpokoju i poszłam do łazienki, ogarnąć twarz i głowę.
— Szybka jesteś! — wyrzuciłam z siebie, widząc wszystko, co stało na stole.
Dwa pojemniki z kanapkami, po jednej bułce na teraz i kubki termiczne. A Hinata? Ubrana, gotowa do wyjścia.
— Kawa? — spytałam, podchodząc do stołu.
— Tak, z jedną łyżką cukru! — Wytarła dłonie w ręcznik i popatrzyła na mnie. — Może zjemy po drodze na autobus, bo jakoś czarno to widzę…
— Zgadzam się — fuknęłam, wypijając z nią duszkiem napoje i zbierając co swoje. — Dziękuję! Jutro ja się tym zajmę!
Chwilę później wyszłyśmy z mieszkania. Obie dostałyśmy zapasowe klucze, do których Elizabeth dołączyła po breloku. Hyuuga cieszyła się głową króliczka, a ja żaby, co trochę mnie przerażało.


— Do której masz dziś zajęcia? — spytałam, wpychając do ust resztę kanapki. Wiał dosyć silny wiatr, który rozrzucał nasze włosy na wszystkie strony, a autobus miał przyjechać za dwie minuty.
— Z tego co pamiętam, do trzynastej trzydzieści. Potem muszę jeszcze skoczyć do mojej cioci.
— Masz tu rodzinę? — Wyjrzałam na pobliskie skrzyżowanie, widząc już naszą podwózkę.
— Tylko ją. Rodzice wyprowadzili się do Manchesteru, razem z moją młodszą siostrą. Ale o tym wolę rozmawiać na spokojnie i w mieszkaniu — poprawiła chustę, okalającą jej szyję, po czym weszłyśmy do autobusu. — A ty jak kończysz?
— Umm… — Mój plan był przecież do dupy.. — Zaczynam o ósmej piętnaście, a potem mam przerwę od dziewiątej czterdzieści pięć do trzynastej trzydzieści.
— Wracasz do mieszkania?
— Chyba tak — mruknęłam, przylegając plecami do szyby, by przepuścić jakąś starszą kobietę. — Potem siedzę do siedemnastej czterdzieści, a o dziewiętnastej mam trening.
— Co trenujesz? — spytała, spoglądając mi w oczy. Jej jasne tęczówki naprawdę nie pomagały się skupić czy uspokoić. Miałam wrażenie, że patrzę na ducha.
— Kickboxing. — Dyskretnie udałam, że coś za oknem skupiło moją uwagę.
— To wiele wyjaśnia.
A no. Bez tego mogłabym jej nie obronić.


***


Byłyśmy na styk. Po wejściu do budynku dziewczyna ruszyła w swoją stronę, a ja powłóczyłam przed siebie, gdzie znajdował się ciąg sal mojego wydziału. Przypomniałam sobie, że nie wiem co Hyuuga studiuje i odhaczyłam jako rzecz, której muszę się dowiedzieć przy najbliższym, ponownym widzeniu.
Wspinałam się po schodach, czując dziwne spięcie. Niby nie myślałam o Haruno, ale gdzieś w mojej głowie kołatała się wizja, że zaraz wyskoczy zza rogu i będzie oczekiwać powtórki z wczoraj.
Na szczęście się nie pojawiła. Z daleka zauważyłam, że ludzie stoją nadal przed salą i ze sobą rozmawiają. Nie dostrzegałam stąd Mayako i to przyniosło kolejne, dziwne uczucie goryczy. Z nią byłoby mi raźniej, prawda?
— Mikasa! — Z tłumu wybiegła blondynka, która podeszła do mnie zbyt ochoczo i cieszyła się do mnie w nienaturalnie szczery sposób.
— H-hej — mruknęłam, obserwując ją uważnie.
— Mój brat mi o tobie wczoraj powiedział! Nie miałam pojęcia, że jesteś siostrą jego współlokatora. — A więc to Temari. Nie wiedzieć czemu, nie zapamiętałam jej wczoraj najlepiej. — Gaara to idiota, z góry przepraszam za każde jego głupie zachowanie.
— Przywykłam. — Podrapałam się dosyć ostentacyjnie po karku, czując dziwne zażenowanie. Zastanawiałam się, czy ta dziewczyna wiedziała, że jej brat robi wiele różnych, dziwnych rzeczy. Od chodzenia po nieswoim domu nago, po ganianie się na czworaka z moim psem. — To… Śmieszny chłopak.
— Nie, po prostu skończony idiota! — Pokręciła śmiesznie głową, krzyżując ramiona na piersiach. — A tak w ogóle, nie poznałyśmy się osobiście. Temari No Sabaku. — Wyciągnęła do mnie dłoń, na którą przez chwilę patrzyłam, zaciskając zęby. Ludzie do tej pory skutecznie mnie unikali. A tu nie minęła nawet doba, a grono osób, które łaknęły znajomości, wciąż rosło.
— Mikasa Ackerman. — Uścisnęłyśmy sobie ręce, a ja uśmiechnęłam się delikatnie, nadal je obserwując. Było mi dziwnie, przyjemnie. Do tego poczułam przepływ dobrej energii, o ile coś takiego istniało. Skoro jej brat wbrew pozorom był w porządku, to czemu ona miałaby nie być? — Nie ma go jeszcze? — Skinęłam głową na drzwi sali.
— Nie. — Pokręciła przecząco głową. — Podobno zawsze się spóźnia na poranne zajęcia, ale mieści się w ostatnich chwilach kwadransa, przez co studenci nie mogą pójść do domu. A i lepiej mu nie podpadać.
— To znaczy? — Ściągnęłam z siebie kurtkę, patrząc jej w oczy, co lekko ją peszyło.
— Jest mega człowiekiem, póki ktoś go nie zdenerwuje. — Westchnęła. — Potrafi zniszczyć kilkoma słowami, no… Wiesz o co chodzi.
Temari zachowywała się normalnie wobec mnie i nie wykazywała żadnych ekscesów, które mogłyby być związane z wczorajszym zajściem. Może wieści się tak szybko nie rozeszły… Albo brat uprzedził ją o moim jestestwie. Chociaż, gdyby tak było, to raczej nie rozmawiałaby ze mną tak ochoczo.
Sarutobi pojawił się rzeczywiście o ósmej dwadzieścia dziewięć. Minutę przed momentem, w którym moglibyśmy odpuścić. Z drugiej strony, wcale by mnie to nie ucieszyło, bo wolałabym pospać niż przyjeżdżać tu na marne. Wczołgaliśmy się do sali, gdzie zajęłam wczorajsze miejsce. Po Okanao nadal nie było widać śladu.
W momencie, gdy profesor otworzył usta, by wypowiedzieć swoje pierwsze dzisiejszego dnia słowo, drzwi otworzyły się z rozmachem, a do pomieszczenia wpadła blondynka.
— Przepraszam! — krzyknęła i odnalazła wykładowcę wzrokiem. Oparła się dłońmi o kolana i oddychała po szybkim biegu. — Stałam w strasznym korku.
— Dobrze, dobrze. — Uśmiechnął się, wyciągając z teczki listę studentów. — Niech pani usiądzie.
Dziewczyna pognała do mnie i opadła zdyszana na miejsce obok. Wyciągnęła jakiś zeszyt i ołówek. Była roztrzepana, bluza zsuwała się jej z ramienia, a oddech szalał jak po maratonie.
— Nie stałaś w korku — stwierdziłam, obserwując mężczyznę, który miał za chwilę zacząć sprawdzać obecności, a figurowałam na liście jako pierwsza.
— Jezu, co się czepiasz — prychnęła, dmuchając ku górze, by niesforny kosmyk zleciał jej z nosa. — Ty nigdy nie zaspałaś?
— Nie — skłamałam, przypominając sobie, jak rano zleciałam z łóżka, doglądając godziny.
Zmrużyła oczy i pokazała mi język, po chwili zwieszając do tyłu głowę, by unormować oddech.
Wyciągnęłam telefon z kieszeni, czując krótką wibrację.


2 października 2015 08:39
Levi
Wpadnę po Ciebie o 18:30
i zawiozę na trening.


***


Wróciłam do mieszkania, ale nie specjalnie miałam co w nim robić. Wyszłam z Touką na spacer, a po powrocie chciałam się czymś zająć. Fakt, że mieszkałyśmy tu od wczoraj, niósł za sobą to, że nawet nie zdążyłyśmy nabrudzić. Drzemka nie wchodziła w grę, bo po takowej zazwyczaj jestem nieprzytomna. Włączyłam telewizor i jedząc kanapki od Hinaty, latałam po programach, nie mogąc się na nic zdecydować.
Ostatecznie wyszłam z mieszkania i ruszyłam pieszo na uczelnię, by poznać okolicę. Choć moje lokum znajdowało się w blokowiskach, dwie ulice dalej rozpościerała się już inna panorama miasta. Ruchliwe ulice, budynki wielkich korporacji, sklepy, sklepiki, restauracje. Gdzieś w połowie drogi na OMR znajdowało się gigantyczne centrum handlowe, które oznaczyłam sobie za jeden z celów na najbliższe dni.
Niebo pokrywały coraz ciemniejsze chmury, zaganiając wszystkich do wnętrz budynków. Przed samą uczelnią stali tylko najwytrwalsi palacze, kryjąc twarze w kołnierzach kurtek. W oczy rzuciła mi się Mayako. Stała oparta plecami o szklany bok budynku i obserwowała z uporem czubki butów chłopaka, który znajdował się tuż przed nią. Zaczęłam dumać czy powinnam zakodować kolejną informację o Okanao, jednak jej aura w żaden sposób nie sprzyjała zadowoleniu.
Zwolniłam, czując dziwną potrzebę zauważenia przez blondynkę. Wyjęłam z uszu słuchawki i spoglądałam na nią wyczekująco. Rozmawiali o czymś nieprzyjemnym. Miała na twarzy dziwny grymas; buzi chłopaka nie byłam w stanie dostrzec. Był wysoki, miał na sobie ciemne, spodnie i białą bluzę, której kaptur okalał głowę.
— Dobra, kurwa. Daruj już sobie — warknęła głośniej Mayako, na co stojący nieopodal nich ludzie dziwnie ich zlustrowali. — Ile kurwa można przerabiać w kółko to samo?
— Ciszej — odparł, próbując złapać ją za dłoń, jednak błyskawicznie zabrała rękę. — Boże, przeprosiłem, tak?
— Nie rozśmieszaj mnie — wycedziła przez zęby, odbijając od okna. — Już ci mówiłam, że dla mnie twoje przepraszam nie istnieje. Przeprasza się za coś, czego nie chce się już zrobić. A ty w kółko powtarzasz te same błędy. Rzygam tym wszystkim. Albo przestawisz sobie życiowe wartości, albo znikaj. Każdy ma granice wytrzymałości, nawet ja.
— Też nie jesteś święta — zatrzymał ją, nieco brutalniej, gdy dała krok w stronę wejścia.
Wyrwała mu ramię. Mogłam przysiąc, że zaraz go opluje.
— Święta może nie, ale na pewno słowna, sukinsynie.
Nie miałam pojęcia, kim jest dla siebie ta dwójka, ale gdy w końcu ujrzałam twarz chłopaka, poczułam coś na znak grozy. Zawiesił na mnie spojrzenie, krzyżując je z moim. Cwaniak? Nie, to za mało. Mayako nie bez powodu nazwała go sukinsynem. Coś musiało być na rzeczy, do tego jego postawa zdradzała ogólne nastawienie do otoczenia. Jestem najlepszy, ot co. Opanowały mnie chłód i niepewność. Zapragnęłam tego, by zza rogu wyłonił się Levi, bo poczucie mojego bezpieczeństwa zostało sprowadzone do parteru. Jak nie niżej.
— Mikasa! — Przeniosłam otępiałe spojrzenie na Okanao, która podeszła do mnie i złapała pod rękę. Pociągnęła do środka, stawiając pewne, ciężkie kroki. Jakby chciała opowiedzieć mi o swojej złości, lecz niewerbalnie.
— On miał jakiś problem? — spytałam, poprawiając kurtkę. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, jak to zabrzmiało.
Przez moment patrzyła na mnie jak na jakiegoś oszołoma. Machnęła ręką i roześmiała się głośno, próbując zdjąć plecak.
— Nie zaprzątaj sobie tym głowy — rzuciła, gdy nieco się uspokoiła. Rozejrzała się po bufecie i spojrzała na zegarek. Zostało nam pięć minut do zajęć, więc pociągnęła mnie w stronę sali. — Czasem po porostu jest zbyt ciężko, by odciąć się od ludzi. To jest właśnie do dupy, jeśli chodzi o więzi międzyludzkie. Niektóre upadają szybko, inne trwają wiecznie. Ale są też takie, które dają złudne nadzieje… A potem okazują się nic nie warte. A ty jesteś już na tyle przyzwyczajona, że nie do końca wiesz jak odpuścić. — Westchnęła głośno, wkładając dłonie do kieszeni bluzy. — Ulotne ideały nie mają sensu.
— Ile ze sobą jesteście? — Zatrzymała się, słysząc moje pytanie
— Jesteśmy… — mruknęła beznamiętnie. —  Nie wiem. Nie wiem, czy można to w ogóle nazwać byciem ze sobą. — Wzdrygnęła się. — Kurwa! Nienawidzę facetów, Mikasa. — Zatrzymała się i spojrzała mi w oczy. — Nienawidzę ich, a nie potrafię… Ughh, rozumiesz mnie?
Zwiesiła ramiona i spojrzała na niebo, przez wielkie okno. Nie szło dostrzec już żadnego błękitnego skrawka, tylko granatowe kłęby. Czy ona rozmawiała ze mną? A może mówiła do siebie? Otoczka szaleńca coraz bardziej ją okalała, a ja traciłam nadzieję na to, że rozgryzę jej osobę. Do tego ukuło mnie to, że nie potrafiłam postawić się na jej miejscu i powiedzieć czegokolwiek sensownego.
— Rozumiem, ale na swój sposób — odparłam, ruszając przed siebie.
Została tam.
Nie przyszła na zajęcia.
Zniknęła.


***


— Na miejscu — mruknął Levi, gasząc silnik. Odpiął pas i wysiadł, a ja chwilę po nim.
Sięgnął po moją torbę, pozostawioną na tylnych siedzeniach auta i ruszył ze mną do budynku. Nad wejściem widniał schludny szyld sekcji kickboxingu, której członkiem miałam zaraz zostać.
Już na korytarzu słyszałam rumor dochodzący z hali. Brat pchnął skrzydło wahadłowych drzwi, prowadzących na nią i pociągnął mnie za sobą.
— Spodziewałem się większych tłumów — prychnął, krzyżując ramiona na piersi.
— Ja też — przytaknęłam, wędrując badawczym wzrokiem po hali i obecnych w niej ludziach.
Drogi sprzęt, który musiał być widocznie często konserwowany, rozstawiony był na całej szerokości pomieszczenia. Aż zawrzało we mnie, gdy zaczęłam myśleć o tym jak będę się wyżywać na każdym z nich. Głównymi punktami hali były dwa, spore ringi służące sparingom. Byłam wniebowzięta, ale niepokoiło mnie to, że garstka tych ludzi ginęła pomiędzy urządzeniami.
— Szefie! — krzyknęła rosła dziewczyna, która stanęła przed nami z przewieszonym przez szyję ręcznikiem. Zaczerwienioną od wysiłku skórę zdobiły krople potu, a uważne spojrzenie w towarzystwie tęgiego wyrazu twarzy, skupiało się na mnie. — Twoja gwiazda przybyła!
— Tsss, masz ciekawą opinię. — Levi zaśmiał się chrapliwie i odchylił do tyłu głowę.
— Zamknij się — warknęłam, zrywając z jego ramienia torbę. Przewiesiłam ją na swoim i zaczęłam czuć dziwną presję. — Ukartowaliście to z trenerem?
— Rodzeństwo Ackerman! — Męski krzyk rozdarł powietrze jak piorun, pozostawiając po sobie echo. — Moje zabijaki, czekałem na was.
Nas?
Łypnęłam złowrogo na brata, sytuacja stawała się niemniej podejrzana. Wszyscy obecni zeszli się do nas, a z oszklonego gabinetu wyszedł wielki mężczyzna o niewyobrażalnie potężnych mięśniach. Białe włosy splątane w małe warkoczyki, twardo trzymały się zaczesania do tyłu, a okulary przeciwsłoneczne, które nosił wewnątrz budynku, tworzyły kiczowaty wizerunek typa z plaży, odzianego w hawajską koszulę i jasne szorty.
— Nie wierzę — jęknęłam bezradnie.
Mężczyzna zbliżył się do nas i zbił z Levim piąteczkę, jakby byli starymi znajomymi. Następnie z resztą swoich podopiecznych, skupił na mnie podejrzliwy wzrok. Nie mogłam zrozumieć co się dzieje, ale osaczenie, które zaczęło mi boleśnie doskwierać, przeistaczało się w chorą nerwówkę.
— Alex zachwalał cię jak szalony… — Facet otaksował mnie spojrzeniem, ostentacyjnie masując podbródek. — Ale jak tak na ciebie patrzę… Mała jesteś, nie masz zbyt wiele masy.
Poczułam, jak aura Leviego z przyjaznej przeskoczyła na bojową. Dobra, chcę umieć komuś przydzwonić w pysk, gdy zajdzie taka potrzeba, ale nie mam zamiaru wyglądać jak szalony transwestyta. Jakby nie było, te sześć dziewczyn, stojących przede mną, wyglądało jak wściekłe dziki z lasu, przez co poczułam się jeszcze bardziej przytłoczona.
— Samuel. — Mężczyzna skinął na jakiegoś chłopaka głową, a potem na mnie.
Wysoki szatyn wyszedł z szeregu i podszedł do mnie, stając naprzeciwko. Miał dziwne, przenikliwe spojrzenie i strasznie jasne, zielone oczy. Patrzył na mnie z góry, co mocno mnie denerwowało. Rivai, mimo niespokojnej aury nie wykonywał żadnych czynności, jakie już dawno w tej chwili miałyby miejsce. Stał i obserwował.
Gdy otworzyłam usta, by zapytać co się dzieje, wyczułam nadchodzący cios. Torba runęła na ziemię, a moje przedramię zablokowało high kicka, skierowanego prosto w głowę. Brunet nie zmieniał swojego lekceważącego wyrazu twarzy. Widocznie wszyscy mieli mnie tu za kogoś, kto w ogóle do nich nie pasuje. Brat trzymał nerwy na wodzy, wiedząc, że mnie sprawdzają. Jego ingerencja osłabiłaby moją pozycję, którą właśnie musiałam sobie zbudować.
Samuel wykonał szybki ruch, odsuwając nogę, opadając na nią, wykonując szybki obrót i próbując wymierzyć kolejnego kopniaka co prędko zniwelowałam. Złapany za kostkę, stracił swoją równowagę jak i wyższość nade mną. Nie mogłam jednak zaprzeczyć temu, że kopał mnie strasznie mocno. Nie miałam pewności czy to wszystko na co go stać, ale zaczęłam tracić panowanie nad tą sytuacją. Miałam do czynienia z niesamowicie szybkim człowiekiem, czego chyba jeszcze nigdy nie doświadczyłam.
— Za wolno — syknął, jakoś mi się wywijając. Poczułam wbijający się w mój brzuch łokieć. Chwycił mocno za nadgarstek i ściągnął do ziemi.
Kątem oka wyłapałam poirytowanie brata, który nadal konsekwentnie stał w miejscu i próbował się powstrzymywać, gdy chłopak usiadł na mnie okrakiem i szykował natarcie. To powoli traciło zamysł kickboxingu, tu działy się inne rzeczy. Ale nie mogłam się poddać. Nie wtedy, gdy miałam wstąpić w szeregi, startując od mentalnego zera.
Zacisnęłam zęby, wybijając dwa ciosy i uderzyłam kolanem w jego plecy, korzystając z tego, że przysiadł na moim brzuchu, a nie miednicy. Złapałam za ramiona i zrzuciłam z siebie, zamieniając zwinnie role. Gdy wymierzyłam cios, który powstrzymałam przed samą jego twarzą, zacisnął powieki.
Poddał się. Ale raczej nie dlatego, że był słabszy, bo to mogłam tylko zakładać… A dlatego, że mnie nie docenił i byłam w stanie go jakoś zaskoczyć.
— Mała ale zwinna i z parą w ciele  — podsumował trener, spoglądając na nas. — Już rozumiem o co chodziło Alexowi. Jestem Killer Be, inaczej szef, szefuńcio czy inne takie… Przyjmuję cię do najlepszej sekcji w Londynie. Jak nie na świecie. — Rozpostarł szeroko ramiona, jakby oświadczał zbawienie całemu światu.
Wstałam z chłopaka i otrzepałam spodnie, spoglądając na niego ukradkiem. Podniósł się z niezmiennym wyrazem twarzy, jednak jego usta wygięły się w cwaniackim uśmieszku. Trener zbliżył się do mnie, poklepał po plecach i pokazał szereg białych zębów.
— Jednak jesteś dobra. — Usłyszałam dziewczęcy głos, jednak nie wyłapałam, która z nich się odezwała. — Pozory potrafią mylić.
— A no — szepnęłam, schylając się po torbę.
Gdy tylko wróciłam do pionu, poczułam na brzuchu ciepło dłoni. Automatycznie spięłam mięśnie; Samuel rozłożył palce i docisnął je do mojej koszulki, mrużąc oczy. Po chwili złapał za krawędź materiału i podniósł go do góry, odsłaniając moją skórę.
— C-co ty?! — Popatrzyłam na niego zaskoczona.
— Jaki, kurwa, twardy — sarknął, podnosząc na mnie wzrok.
Levi złapał mnie za ramię i szarpnął do tyłu, dochodząc do tego samego wniosku co ja: sparing zakończony, już nie możesz dotykać Mikasy.
— Spokojnie. — Uniósł ręce ku górze i odwrócił się do nas plecami. — Jeszcze będę miał okazję popatrzeć.
— Czuj się… — warknęłam pod nosem.
— No! — krzyknął Be i klasnął w dłonie. — Wracajcie do swoich zajęć, dziś ja zajmę się panią Ackerman.
Przeszliśmy do gabinetu mężczyzny, który po zamknięciu drzwi stał się prawie dźwiękoszczelny.
— Znacie się? — spytałam, spoglądając na brata.
— Można powiedzieć. — Westchnął, opierając się plecami o ścianę, gdy ja usiadłam przed biurkiem. — Byłem tu kilka razy.
— Po co?
— Trzymaj. — Killer podał mi szklankę z wodą, skutecznie przerywając wymianę zdań, która miała dla mnie spore znaczenie. — Wybacz ten niesympatyczny początek, ale do mojej grupy należą tylko najlepsi. Alex cię chwalił, ale sama rozumiesz... — Rozsiadł się wygodnie, zakładając nogi na biurko. — Póki czegoś nie zobaczę, nie uwierzę. Ale wiedziałem, że można mu ufać.
— Nie mam za złe — odparłam, biorąc łyka płynu.
— Dziś już kończymy, bo przez zapiernicz zapomniałem cię poinformować, że zaczynamy wcześniej. Treningi są trzy razy w tygodniu, w poniedziałki, środy i czwartki o siedemnastej.
— Zapamiętam.
— A na resztę nie zwracaj uwagi. Trzeba do siebie przywyknąć, jakby ktoś sprawiał ci jakieś problemy, mów mi o tym od razu. Mamy tu kilku niereformowalnych ludzi. — Przechylił się z krzesłem do tyłu.
— Coś jak Samuel? — Ironia Leviego była zabójcza.
— Coś jak on — przytaknął Be.
Siedzieliśmy jeszcze jakiś czas w środku i wymienialiśmy różne informacje, wypełniliśmy kilka papierów i próbowaliśmy się poznać. Szef był w porządku, wzbudzał moje zaufanie, mimo bycia hawajskim frajerem.


***


— Ale się dzisiaj wyspałam. — Hinata towarzyszyła mi na szerokim korytarzu. Była jedną z niewielu osób, których towarzystwo naprawdę mi nie wadziło. Wręcz przeciwnie, czułam się dobrze, gdy była obok i o czymś ze mną rozmawiała. Zainteresowanie ze strony rówieśników; coś czego dopiero zaczynałam doświadczać w tym przyjemnym aspekcie, rzecz jasna.
Spotkałam ją chwilę po tym, gdy przyjechałam z drugiego wydziału, gdzie raz w tygodniu miałam zajęcia. Miała dwie godziny przerwy, tak jak ja, co pozwoliło nam nie być samotnymi.
— Co powiesz na jakiś pomysłowy obiad? — wyrwała nagle.
No dobra jest fajnie, ale wspólne gotowanie było czymś, co wprowadzało mnie w niezręczny stan.
— Hinata! — Usłyszałam krzyk ze swojej prawej, a chwilę później stał przed nami jakiś wysoki blondyn. Szara bluza, kangurka; ciemne spodnie, rozsunięty plecak.. Roztrzepane włosy, lazurowe oczy i szeroki, biały uśmiech. Roztaczał niewyobrażalnie przyjemną aurę, która wpłynęła we mnie i wytrąciła z przytłaczającej równowagi. — Hej — mruknął, całując ją w policzek, na co Hyuuga automatycznie spłonęła czerwonym rumieńcem. Intruz zwrócił się do mnie, przez chwilę nad czymś dumał i nagle wybuchł, łapiąc mnie za rękę. — O to ty! Cholera, jestem ci strasznie wdzięczy za to, że obroniłaś Hinatę przed tą jędzą. Jesteś niesamowita! — Czy to ta blond smuga, która ją wtedy porwała? — Jestem Naruto Uzumaki.
Wyciągnął do mnie dłoń, którą przez chwilę obserwowałam. Kolejna osoba, która bez żadnych zahamowań chce mnie poznać, jest miła, uśmiecha się do mnie. Czy przez przyjazd do tego miasta się zmieniłam? Ciemna aura została w Newcastle? Nie, to nie to. Ona wciąż ze mną była, schowana w kieszeni, gotowa do wyjścia. Ale tego nie robiła. Chciałam być akceptowana? Chciałam mieć kogoś… Kogoś oprócz Leviego? Chciałam mieć…
— …przyjaciół? — Zniecierpliwiony blondyn chwycił moją rękę i zaczął nią potrząsać, jak jakiś nieokrzesany wariat.
— Co? — spytałam wyrwana z zadumy, czując, że boli mnie już ramię.
— Mówię, że chyba nie masz tu zbyt wielu przyjaciół — powtórzył, puszczając w końcu moją dłoń. — Skąd jesteś?
— Newcastle… Nazywam się…
— Mikasa Ackerman! — Wyszczerzył zęby i przymknął oczy, które po chwili szeroko otworzył. Ach, no w porządku, skoro widzę zaznajomienie między nim, a Hyuugą i to jeszcze na takim poziomie, mogła się czymś pochwalić. — Zaraz, ty jesteś siostrą Leviego?!
— Tak — odparłam, siadając na parapecie okna.
— Jesteście strasznie podobni…
Nie był cwaniaczkiem. Wręcz przeciwnie. Może cechowała go jakaś swoista nadpobudliwość i już wiedziałam, że wszędzie będzie go pełno, ale nie był szkodliwy.
Zdążyłam wyłapać, że był jednym z tych przyjaciół, o których Hinata wspomniała mi tamtego wieczora. Nie musiałam również dużo myśleć, by zarejestrować, że ta dwójka miała się ku sobie. Jednak dziewczyna ginęła; była zbyt wstydliwa, nieśmiała, a on? Otwarty, wygadany. Próbował mnie zagadywać i skutecznie mu to wychodziło, bo całkiem fajnie mi się z nim rozmawiało.
Uczelnia posiadała kilka wejść, by można było wygodniej się poruszać pomiędzy biblioteką, parkingami, halą sportową czy też wydziałem obok i aulą główną. Przy jednym z wymienionych wejść, zaczął się nasilać jakiś rumor. Do środka weszła grupa rozentuzjazmowanych chłopaków, a ja poczułam lekki dreszcz, który utorował sobie drogę wzdłuż mojego kręgosłupa, gdy dojrzałam kto ich prowadził. Ubrany w szeroką, czerwoną bluzę i ciemne bojówki; wykwintnie roztrzepany, bawił się piłką do kosza i śmiał głośno, ciągnąc za sobą stado zapatrzonych w niego kumpli.
— O nasza gwiazda idzie! — Naruto łypnął na nadchodzącą grupę.
Szatyn zwrócił ku niemu wzrok, nadal się śmiejąc, a po chwili powędrował nim prosto na mnie. Oczy mu błysnęły, a ja przewróciłam swoimi, czując nadchodzącą potyczkę. Moją uwagę odwrócił jednak blondyn, idący za nimi, z dłońmi w kieszeniach. Ten sam, z którym wczoraj kłóciła się Mayako. Zerknął na mnie i przyglądał się bez żadnego wyrazu, odstając od reszty grupy.
Inuzuka odbił od reszty i podskoczył do nas, witając się energicznie z Uzumakim. Ucałował policzek Hinaty, która w jego przypadku zareagowała całkiem normalnie. Wystartował z buzią również do mnie, jednak jego twarz spotkała się z moją otwartą dłonią. Wszystko byłoby całkiem w porządku, gdyby nie to, że chwilę po wyczuciu jego ciepłych ust na moim przegubie, coś w wewnątrz mnie zawrzało.
— Jak zawsze, niedostępna. — Stanął przede mną, oparł piłkę o moje nogi i uśmiechnął się ciepło. — Uciekłaś mi wczoraj do samochodu, nie zdążyłem cię złapać.
— A więc jesteś niesłowny — sarknęłam, opierając się o szybę. Nadal mierzyłam się wzrokiem z tym chłopakiem, który wymijał każdego, idąc w swoim kierunku.
— Nie prawda, po prostu mi uciekłaś. — Inuzuka powiódł za moim spojrzeniem i dziwnie się spiął. — Znacie się?
— Nie. — Wzruszyłam ramionami i popatrzyłam w końcu na niego. Jego oczy były cholernie magnetyzujące. — Ale jestem ciekawa kim jest.
— Bo?
— Po prostu.
— A jak ci nie powiem?
— To dowiem się od kogoś innego, proste.
Burknął coś, na wzór poprzedniej szermierki, jaką już raz przeżyliśmy. Przyznam, że było to na swój sposób zabawne, zwłaszcza gdy się denerwował.
Dlaczego mówię o nim tak, jakbym znała go latami?
— Jean Kirstein. — Westchnął i oparł się bokiem o ścianę w taki sposób, by móc na mnie spoglądać. — Drugi rok, ale nawet nie pamiętam co studiuje. Jest w mojej drużynie od niedawna, nikt nie może się z nim dogadać. Zadufany w sobie furiat, dosyć agresywny. Miej to na uwadze, jak będziesz chciała się z nim zaprzyjaźnić.
— Raczej nie wykazuję takich chęci. — Przypominając sobie to, jak przyczepił się do Okanano i rzucał do niej przy ludziach, automatycznie odrzuciłam opcję jakiejkolwiek znajomości. — Można powiedzieć, że mi podpadł.
Kiba zmrużył lekko oczy, a na czole pojawiła się zmarszczka.
— Coś ci zrobił? — spytał, spoglądając na Naruto, który próbował na wszelkie sposoby zagadać coraz bardziej zawstydzoną Hinatę.
— Nie, nie mi… Z resztą na pierwszy rzut oka idzie dostrzec, że coś z nim nie tak. — Zamyśliłam się i wyjrzałam na czyste, słoneczne niebo. — Twojej drużyny?
— Kiba jest kapitanem w naszej uczelnianej sekcji koszykówki. — Uzumaki zarzucił plecak na ramiona i popatrzył na nas uważnie. — Chodźcie na zewnątrz, Hinacie jest chyba słabo.
Spojrzałam na Hyuugę, która najprawdopodobniej od nadmiaru obecności chłopaka zaczęła odpływać. Wyciągnęliśmy ją przed budynek, a chłopcy poprowadzili nas na schodki. Powłóczyłam za nimi, choć nie do końca rozumiałam dlaczego. Miałam wrażenie, że robię to zupełnie niepotrzebnie. Tak jakbym się pod nich podłączyła. Jednak każde co chwilę odwracało się za siebie i kontrolowało, czy przypadkiem nie zniknęłam gdzieś pomiędzy ludźmi.
Usiedliśmy, ciesząc się chłodnym wiatrem i ciepłymi promieniami słońca. Jesień można było już wyczuć w powietrzu, czy dostrzec po mozolnie żółknących liściach drzew.
Hinata nabrała swojego bladego odcieniu skóry, a Naruto i Inuzuka zajęli się rozmową.
— Ej, pogoda jest dziś mega — Kiba rozłożył się wygodnie, podkładając pod głowę piłkę i zamknął oczy. — Co powiecie na jakieś piwo?
— Chętnie! — krzyknął blondyn i spojrzał na Hinatę. — Hinacia?
Dziewczyna wydęła dolną wargę, zbierając się na odwagę i skinęła zgodnie głową. Obserwowałam tańczące liście brzozy, czując w głowie zupełną próżnię. Obijały się po niej tylko wczorajsze słowa Mayako… Ulotne ideały nie mają sensu. Czy pod taki rodzaj ideału mogłam podpisać też więzi międzyludzkie? Tak często czytałam wypowiedzi anonimowych, którzy popadali w depresję przez coś, co uważali za nierozerwalne. A było takie przez chwilę.  Ile razy człowiek próbuje uwierzyć w to, że w końcu odnalazł dla siebie idealnego przyjaciela, a po kilku dniach prawda uderzała w głowę, sygnalizując kolejną pomyłkę? Nie mogłam wierzyć w to, że nadejdzie dzień, w którym zyskam takich ludzi, bo za bardzo się nakręcę, a potem spadnę na dno. Nauczyłam się żyć sama i nie specjalnie mi to przeszkadzało, a taka porażka mogłaby być zabójcza dla mojej egzystencji; nie mam pojęcia jaka byłaby moja reakcja. Nie szukam na siłę akceptacji, a z drugiej strony wiem, że sama do mnie nie przyjdzie, bo przecież to niemożliwe.
Zaczynałam się gubić, bo doświadczałam zbyt wielu nowych rzeczy. Miałam wrażenie, że zaraz zacznę panikować i wszystko zburzę. Tylko czym było to wszystko? Nie potrafiłam tego jeszcze w żaden sposób określić… Studia? Nie. Mieszkanie? Nie. Chyba chodziło o tych, których miałam okazję poznać, od kiedy pojawiłam się w Londynie. Ale czy na pewno?
— No to wpadniemy po was z Naruto, tylko podaj nam jeszcze raz ten adres — rzucił szatyn.
Po was.
— Mikasa zwiedzi swoje okolice — zaśmiał się Uzumaki.
Co?
— Ja? — zdziwiłam się.
— A widzisz tutaj kogoś innego? — prychnął blondyn. — Sorry, ale już siedzisz na naszych schodkach, więc to coś znaczy. Wstąpiłaś do naszych kręgów, nie masz wyjścia. Chyba, że nas wszystkich pozabijasz. Albo zaprzyjaźnisz się z Haruno.
— Kpisz sobie ze mnie? — Spojrzałam na niego lekceważąco.
— Oj, przestań chrzanić! — Kiba poderwał się do siadu i sprzedał przyjacielowi mięśniaka w ramię. — Od razu wiedziałem, że nie trafiła tu przypadkiem. — Zwrócił wzrok ku mnie i uśmiechnął się, w tak cholernie dziwny sposób, że miałam wrażenie, iż wokoło wszystko ucichło. O zgrozo. — Nawet bez tamtej sytuacji, nie potrafiłbym przejść obok ciebie obojętnie. Jesteś inna, tak jak my, więc w jakiś sposób podobna do nas. Ot, taki paradoks. Do tego sama, a nikt nie chce pozostawiać cię na pastwę twojego brata, o którym wielu już słyszało.
Uzumaki i Hinata zaśmiali się cicho i również na mnie popatrzyli.
— Daj nam jedną szansę. — Inuzuka podszedł do mnie i przykucnął, patrząc prosto w oczy. — Pozwól nam cię poznać, Mikasa. — Poczochrał moje włosy i zmrużył oczy.
Nie wiedziałam co się dzieje, ale wrażenie małych kapsułek wypełnionych endorfinami, które zaczęły eksplodować w moim ciele, odebrało mi na chwilę oddech. Całe życie stroniłam od ludzi, a oni ode mnie, nie podejmując żadnych prób zbliżenia się do mojej osoby. Ta trójka jednak to zrobiła. Co więcej, nie trudno było zauważyć, że nie skończy się tylko na słowach. Im zależało. Po prostu, kurwa, zależało.
— Powiedziałbym — ziewnął Naruto, przeciągając się mocno — że spróbujemy, a jak nie da rady to odpuścimy… Ale sądzę, że będziemy próbować aż do skutku.
— Mnie się nie pozbędziesz tak szybko — szepnęła Hinata, wbijając lekko zawstydzone spojrzenie w swoje splecione dłonie. — Jesteśmy na siebie skazane.
— Ej, to zabrzmiało jak zażalenie! — Poruszyłam się niespokojnie, zdobywając na jakieś emocje. Spięłam mięśnie, zdając sobie sprawę z tego, że mój głos drżał.
— Wracając do słów Naruto, mnie tym bardziej. — Kiba, choć spokojny, wyglądał na cholernie zdeterminowanego. Nie miałam pojęcia, dlaczego tak bardzo chciał walczyć, ale to wywoływało u mnie różnorakie emocje, których naprawdę nigdy nie doświadczyłam. Poczułam, że zaczynam żyć jak każdy inny. Zacisnęłam powieki, modląc się o to, by nie był to głupi sen… I żebym tego tak szybko nie schrzaniła.
Przez chwilę zaczęłam tonąć od natłoku wszystkiego. Oni złapali mnie za rękę.
Jestem na niepewnej łodzi, razem z nimi. Spostrzegam dziury, przez które dostaje się tu woda. Ale widzę też tę trójkę, która zatyka je czym popadnie.
— Oho — mruknął Uzumaki.
Nasze spojrzenia zwróciły się ku głównej ulicy, z której właśnie zjeżdżało jakieś ciemne auto. Samochód wjechał na drogę, prowadzącą na parking. Poruszał się niewyobrażalnie wolno, ze środka dochodził okropnie głośny, stłumiony bas. Wtórowały temu jakieś wrzaski, a przez przednią szybę, od której odbijało się światło słoneczne, szło dostrzec zarys sylwetek, które okładały się po twarzach.
— Co tam się kurwa dzieje? — Kiba nie mógł powstrzymać rozbawienia, a ja miałam dziwne przeczucia, że zaraz stanie się coś głupiego.
Wszyscy ludzie stojący przed budynkiem ucichli i wiedli wzrokiem za maszyną, która nagle zatrzymała się na środku drogi, a prawe, tylne drzwi otworzyły się z rozmachem. Ze środka wypadła tak dobrze znana mi postać, która odwinęła się do tyłu i wyrzuciła w górę ramiona.
— Jesteście popierdolone! — ryknęła, próbując przekrzyczeć muzykę. — Więcej z wami nie jadę!
— Nie wierzę — parsknęłam, zakrywając twarz dłonią.

Dlaczego zawsze gdy myślę, że nic mnie już nie zaskoczy, dzieją się takie rzeczy?

16 komentarzy:

  1. Huhuhuhuhuh wyczuwam akcjęęęęęę. xDDDDDD Jaaaa, nawet nie wiesz, jak nie mogę się jej doczekać! :D
    Ej kompletnie mi wyleciało, że Mikasa ma mieszkać z Hinatą. .______. Co w sumie mnie zaskoczyło i to na plus. Spodziewałam się każdego, ale nie Hyuugi. xD I robisz z niej taką magiczną osobę, za którą zawsze ją miałam. Cicha i wstydliwa, ale mająca w sobie tyle dobra i ciepła, że ojej! Aż chce się z nią przyjaźnić. :3
    No i ich paczka - Naruto. Mhyhyhyh, przypomniał mi się mój sen. xD
    Killeeeeeeeeeeeeeeeeeeeer! Takiego trenera to i ja chcę, podziel się nim. xD Mikasa bardzo mi zaimponowała! I wiesz co? W sumie to czuję się, jakbym czytała o Tobie. Serio. Zaraz się jeszcze okaże, że Mikasa bardziej do Ciebie pasuje, niż Mayako. xD
    Wyjątkowo beznadziejny ten mój komentarz, nie mam weny, przepraszam. xD W każdym razie czekam na ciąg dalszy bardzo niecierpliwie. :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty, jak tak teraz dumam, to rzeczywiście Mikasa chyba będzie mi bliższa. FAIL NA CAŁEJ LINIIII XD

      Usuń
  2. "Wyrwała mu ramię." ...a potem, chlapiąc krwią na prawo i lewo, odeszła w siną dal XDDDD

    Jestem zmęczona, więc będę marudzić.

    Nie potrafię się wczuć w Mikasę. Jakoś to jej "potrzebuję więcej przyjaciół i mniej przyjaciół" mnie drażni. Normalnie coś na zasadzie "potrzebuje więcej koców i mniej koców" :v
    (http://medycznezarciki.pl/_picbase/4c47f66b475a2411bca1e7ab7e24ef0a.jpg)
    Ten mem sam w sobie mnie bawi, ale w wykonaniu Mikasy nieszczególnie. Wiem, że za tym jej dzikim zachowaniem kryje się głębsza historia i w ogóle, no ale póki co mam wrażenie, że czytam takie masło maślane. Może to dlatego, że po prologu byłam nastawiona na krwawą i wartką akcję, a dostałam... Normalne Życie Każdej Normalnej Studentki. No błagam, to mam na co dzień!

    I generalnie mam wrażenie, że czasem piszesz takie sceny-zapychacze. Jak na mój gust, te dwa rozdziały dałoby się skrócić do jednego. Pominęłabym całą "wycieczkę" z domu rodzinnego, na stancję Leviego, wujostwo i Erena wystarczyłoby wspomnieć w myślach Mikasy. No nie będę wymieniać, ale są sceny, które praktycznie nic nie wnoszą. Nie chcę tutaj zgrywać jakiegoś mózga idealnego, bo sama na TL często takie coś wwalałam, więc tym tam się jakoś szczególnie nie przejmuj - po prostu zwracam Ci na to uwagę :)

    Czasem też przeskakujesz z czasem narracji. Niby całość piszesz w czasie przeszłym, a jednak zdarza Ci się walnąć akapit w czasie teraźniejszym. Chyba mają to być myśli, ale nie jest to w żaden sposób zaznaczone.
    Przykład:
    "Nauczyłam się żyć sama i nie specjalnie mi to przeszkadza, a taka porażka mogłaby być zabójcza dla mojej egzystencji, bo nie mam pojęcia jaka byłaby moja reakcja." ---> Nauczyłam się żyć sama i nie do końca mi to przeszkadzało, a taka porażka mogłaby być zabójcza dla mojej egzystencji, ponieważ nie miałam pojęcia, jak bym zareagowała.

    Dobra, kończę, bo się mondruję, jakbym nie wiadomo jakie humanistyczne studia skończyła, a ja przecież zwykły parobek z pożal się boże polibudy. Te przedmioty ścisłe mi mózg wyprały.

    Rozkręć akcję, proszę, okej? :)

    Buziaki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ŚWIADOMA JA, SALUTUJĘ, SPADAJĄC SOBIE NA DNO. XD

      Nie no, tak całkiem poważnie. Przede wszystkich Chusti dziękuję Ci za szczerość, bo to jest dla mnie ważne. I jestem świadoma, że te dwa rozdziały to była taka rozciągnięta fabuła, ale zrobiłam to tylko po to, by ważniejsze rzeczy wypłynęły sobie na wierzch i już tam zostały, a od 3 części będzie już tylko zwięźle i na temat + akcja, z którą w sumie też nie mogę przesadzić. Zgrzyt, popadnę ze skrajności w skrajność. xD
      Co do przeskakiwania w narracji, mam z tym lekki problem, ale staram się leczyć. :D

      Dziękuję, dziękuję, dziękuję, poprawę obiecuję! <3

      Usuń
  3. Fooooooch...w tym rozdziale miał być Kakashi a go nie ma , wiem ze to blog nie o nim , ale i tak foch xd Co to wypowiadającej się powyżej hmm dla mnie właśnie te szczegółowe niby nic nie znaczące sceny są bardzo fajne bo wszystko opisujesz w szczegółach także no co kto lubi , wiadomo że nie każdemu się spodoba co piszesz i jak , ale moim zdaniem i tak powinnaś napisać książkę :)

    Pozdrwaiam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. EJEJEJ, NIE POWINNAM TEGO MÓWIĆ, ALE KASZALOCIK WPADA W TRZECIM ROZDZIALE B|

      Usuń
  4. CHCĘ WIĘCEJ LEVIEGO!
    No, widzę, że Sakura ma niezłą przeszłość za sobą. Już czuję te krwawe jatki między nią a Mikasą. Podoba mi sie przedstawienie Hinaty, nie lubię jak wszyscy robią z niej taką kluchę, która boi się własnego cienia.
    Widzę tu takie Mika x Kiba, nie spodziewałam się. :D
    Scena z treningu fajna, dynamiczna. :) Nie wiem jak z innymi, ale mnie się tam podoba ta zazdrość Leviego jako brata. Z chęcią bym Cię zobaczyła przy opowiadaniu RivaMika, serio :3
    No i ta tajemnicza końcówka + tajemniczy Jean.
    Uhuhuh, chce nextaaaaa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie więcej Leviego? Nie no nie wiem. Skupiamy się na Mikasie, Levi to taki dodatek. Ale muszę Ci się pochwalić, że tworzę coś RivaMika i jestem z tego dumna. :3

      Usuń
  5. Aaaależ mnie się to podoba! *.* Cudnie, cudnie, cudnie! Okropnie mi się podoba postać Hinaty i Samuela, zakochałam się w nich od pierwszego słowa :D Naruto jak to Naruto, wesoły roztrzepaniec zawsze sobie zjedna innych ^^ Za to Mikasa coraz bardziej mnie intryguje. Okrutnie jestem ciekawa co ta dziewczyna ma za sobą (i przed sobą w sumie też!). Tak samo zżerała mnie ciekawość jak myślałam, co mogłaby trenować i automatycznie wpadła mi do głowy koszykówka. Nie wiedzieć czemu wzięłam to za pewnik i tak się zdziwiłam, jak przeczytałam "kickboxing" :D Bardzo przypadła mi też do gustu postać Leviego. Nadopiekuńczy, starszy brat, który za nic nie da zrobić Mice krzywdy? Skąd ja to znam... Sprawiłaś w ten sposób, że to opowiadanie stało mi się... wyjątkowo bliskie pod pewnymi względami :) Czekam na kolejne, to tajemnicze spotkanie, hmmm :>
    (i widzisz, znowu czytam Twoje dzieła, zamiast powtarzać do jutrzejszego egzaminu xD)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, jeszcze jedno! Dzięki za trzymanie kciuków ;* Musiałaś je trzymać naprawdę mocno, bo pomimo wielkiego stresu, który nagle na mnie spadł i język stanął mi w gardle, to zdałam :D <3

      Usuń
    2. Kyyyyaneee! <3
      Ej, ale w sumie z racji tego, że zaczęła mnie z lekka jarać koszykówka, to Kibe w nią wkręciłam, więc w sumie się wstrzeliłaś. xD

      I cieszę się! Ciesze strasznie, że zdałaś! :*

      Usuń
  6. Walić 28, dawaj trójeczkę. Chociaż 28 tez lubię sobie poczytać to Zamknięte wciągnęły mnie na maksa! <3 Czyżby szalonym kierowcą samochodu była Iczirej? XD Błagam, nie rób z niej okropnej jędzy, to dobra dziewczyna. Ichi is a good girl. :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobra, lubię to. Jestem jak najbardziej na tak. Hinata jako współlokatorka to świetny pomysł, choć generalnie jej nie lubię. Irytuje mnie - w kanonie. Tutaj jednak ją polubiłam, także propsujesz, bejb. Ta “mafia” mnie trochę zastanawia, choć i tak chodzi mi po głowie “Gang Albanii” i taka Sakura obok: ye ye nyga nyga - słucham playlisty Miku i, chcąc czy nie, przesłuchałam kilka kawałków XD Jestem teraz człowiekiem ulicy, joł.
    Minął już drugi rozdział, a tu nadal ani śladu Uchihów. To troszkę rani moje serduszko, ale czuję - niestety - że będą po ciemnej, znienawidzonej stronie mocy. Choć w sumie, chyba nawet mnie to nie boli. Uchiha muszą być diabloczni xD
    Ciekawisz, serio. Obiecuję, że kolejny sprawdzę na czas, I promise!
    Do roboty! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. SKISŁAM XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD GANG ALBANI XDDDDDDDDDDDDDDD EJ, ALE POPKA ZAMKNĘLI. XDDD
      I tu Cię szefowo zaskoczę, bo Uchiha nie do końca będą reprezentować ciemną stronę. Nie mogę nic zdradzić. Hehehehhehehehehheheszky xD

      Usuń
  8. Jaaaaaaaa, miałam skomentować wczoraj, bo teraz mam papkę z mózgu -.-' No nic, z góry przepraszam za ten komentarz, postaram się, aby był w miarę ogarnięty ;D
    Prolog - zajebisty. Miesza w bani, bo nie wiadomo, gdzie co i jak przykleić. Lubię takie ;)
    Pozwól, że rozdziały, już trochę sobie pomieszam ;) Ogólnie ich długość powala na kolana! Tak sobie przysiadła, stwierdziłam, że szybko machnę, bo trochę czasu mam, a tu musiałam czytać na raty, bo tak poumawiana byłam. Przewijałam w dół, a końca nie było o.O Ale to dobrze, lubię, jak jest długo, bo przynajmniej dowiem się więcej rzeczy :D
    Kocham Leviego! <3 i tego z mangi i tego u Ciebie <3 trochę ubolewam, że to nie blog o nim, ale na szczęście lubię też Mikasę, więc jest luz :D Zaskoczyłaś mnie tym, że wprowadziłaś filologię polską, ale to miła odmiana :)
    Ubóstwiam Cię za to, że Sakura odgrywa u Ciebie rolę czarnego charakteru, bo rzadko kiedy taka sytuacja ma miejsce w blogosferze. Ogólnie to myślałam, że Levi będzie mieszkał z kimś z Akatsuki itd, że szybciej się pojawią, a jednak trzymasz czytelnika w napięciu - na początku, gdy pisałaś o pierwszym spotkaniu Kiby i Mikasy, to myślałam, że to będzie Itachi - tak jakoś go sobie wbiłam do łba ;)
    Spodziewałam się, że współlokatorką Mikasy będzie Mayako lub Temari, Hinatą kompletnie mnie zaskoczyłaś. To dobrze, bo przynajmniej ciężko cokolwiek przewidzieć, żyje się fabułą :D
    Poza tym, czyżby Kiba się zakochał? ];> Jestem ciekawa, co im tam wymyślisz, bo na pewno ich od razu nie spikniesz (o ile w ogóle masz taki plan xD).
    Jestem ciekawa, jak Sakura się zemści, bo na sto pro nie zostawi całej tej sprawy niedokończonej. Chociaż, nie obraziłabym się, jakby jakiś nauczyciel wyczuł od niej alkohol... Ale ciiiiiii xD
    Pokochałam Toukę, ale w sumie inaczej nie idzie. Malamuty to bardzo kochane psiny <3 (jaaaaaa, ale mi wspomnień narobiłaś :D)
    Wszystko pięknie, ładnie, wciągająco, pozostaje tylko czekać na następny rozdział :(
    Pozdrawiam, całuję i gonię do roboty, bo nie wytrzymam! :D

    OdpowiedzUsuń