16 paź 2016

XX. Inaczej

           “Cza­sami strach sta­nowi os­trzeżenie.
To jak­by ktoś położył ci dłoń na ra­mieniu,
mówiąc: nie idź dalej.”
~ Luanne Rice
Pamiętasz mamo? Często zabierałaś mnie do tego lasu nad rzeką, gdzie godzinami przesiadywałyśmy nad strumieniem i obserwowałyśmy płynącą wodę. Było w niej coś magicznego. Jednocześnie nas uspokajała, fascynowała swoją przejrzystością i siłą, z jaką pokonywała większość napotkanych przeszkód. Wrzucałyśmy do niej drobne, kolorowe kamienie o przeróżnych kształtach, rozprawiając o banalnych sprawach, bo przecież byłam zbyt mała, by poruszać ze mną dojrzałe tematy. Bywały jednak dni, kiedy z przerażeniem wpatrywałam się w ten rwący prąd, który był na tyle potężny, aby po prostu mnie porwać.    
Czy ludzka dusza nie przypomina rzeki? Może jest to coś nienamacalnego, coś czego nie da się zobaczyć, coś, co wydaje się być czyste jak ta woda. Te różnorodne kamyczki imitują ludzi, którzy wpadają w nurt naszego życia i w jakiś sposób nigdy go nie opuszczą. Pozostaną w naszej pamięci, choćby miały spocząć na samym dnie.
Pamiętasz tato? Mama często zabierała mnie do tego lasu nad rzeką, gdzie godzinami przesiadywałyśmy nad strumieniem i obserwowałyśmy płynącą wodę. Powtarzałam ci, że było w niej coś magicznego, że mnie uspokajała i fascynowała siłą czy przejrzystością. Wrzucałyśmy do niej kolorowe kamyczki o różnych kształtach, a ty wciąż powtarzałeś, żebym zaczęła szukać pośród nich złota.
Skoro kamienie imitują ludzi… To może jednak ci, którzy nie ostali się na dnie, mogą być tymi bryłkami złota? Cennymi skarbami, których tak uparcie poszukujemy pośród niewielkich kamyków, tracących na wartości, kiedy w nasze dłonie dostaną się te pożądane kruszce?
Znalazłam je. Trzymam schowane w sercu. Staram się nie wypuścić ich z rąk.
To najcenniejsze skarby, jakie kiedykolwiek podarował mi los.
***
Wciąż słyszę to dziwne bicie twojego serca. Wydaje mi się zbyt wolne, by uwierzyć w to, że przeżyjesz. Ale to dudnienie daje mi jakąś nadzieję. Sądzę, że się jeszcze kiedyś spotkamy.


Zerwałam się na łóżku, gwałtownie wybudzona przez łomot i towarzyszący mu, dziewczęcy krzyk. Nawet nie odważyłam się drgnąć czy mrugnąć, nasłuchując jakichkolwiek niepożądanych dźwięków, które zdawały się ustać. Jedynie Touka usilnie próbowała otworzyć sobie drzwi pokoju, skrobiąc łapą framugę. Nienaturalna cisza stawała się z każdą sekundą coraz bardziej podejrzana, aż w końcu przerwał ją stłumiony szloch. Słaby głos Hinaty nieudolnie wzywał moje imię, przedzierając się przez ściśnięte od płaczu gardło i grube ściany mieszkania. Każde kolejne jego brzmienie sprawiało, że rosła we mnie niepożądana, wstrętna wręcz trwoga. Nawet nie próbowałam wywoływać w sobie tej dawnej, głupiej odwagi.
Ona już nie istniała.
Kiedy Hyuuga zawyła na tyle głośno, by sprowadzić mnie niemalże natychmiast na ziemię, zrozumiałam, że po prostu byłam jej potrzebna, a ja jedynie siedziałam na rozgrzebanej pościeli i starałam się wyrzucić z głowy wszelkie niepotrzebne obrazy z przeszłości, które rozsiały się przed moimi oczami gęsto jak na wystawie sztuki. Ocknęłam się; skopałam kołdrę na podłogę i bez zastanowienia zeskoczyłam z łóżka. Szarpnęłam za klamkę drzwi, chcąc jak najszybciej dostać się do źródła rozpaczy. Przebiegłam przez skąpany w mroku salon, uważając na porozstawiane meble i zastałam Hinatę na ziemi w przedpokoju — zalaną łzami, przerażoną. Jej mleczna, blada skóra kontrastowała z ciemnościami, które panowały wokół nas.
— Co się dzieje?!
Opadłam gwałtownie na kolana, łapiąc ją jednocześnie za barki. Byłam pewna, że jej oczy powiedzą mi więcej, niż Hyuuga zdoła z siebie wydusić, ale nie chciała nawet na krótki moment uchylić powiek. Chłód paneli drażnił moje nagie nogi, a przeciąg, który przedostawał się do mieszkania przez otwarte, kuchenne okno, w przenikliwy sposób chłostał ramiona.
— Była tu — wykrztusiła, trzymając dłoń blisko serca.
Zawrzałam, a nieprzyjemne dreszcze przebiegły po moich plecach. Dlaczego teraz?
Ponownie struchlałam, nie potrafiąc zmierzyć się z grawitacją, usilnie trzymającą mnie przy ziemi. Słyszałam coś na wzór niewyraźnych szeptów, bębniących tylko w mojej głowie. Wiedziałam co powinnam była zrobić, a czego nie. Z drugiej jednak strony doskonale zdawałam sobie sprawę z paranoi, która zaczęła się rządzić od jakiegoś czasu wszystkimi ludźmi wokół mnie, a jedynie nieliczni zachowali zdrowy rozsądek.
Wstałam. Wzięłam głęboki wdech, zacisnęłam na moment pięści i powieki, udając, że moje nogi wcale nie drżą. Stałam na ugiętych kończynach, ale nie potrafiłam postawić kroku w żadną stronę, dopóki nie upewniłam się co do własnych zamiarów. Coś musiałam zrobić. Cokolwiek.
Przeszłam nad dziewczyną, odruchowo chwytając w dłoń leżącą na komódce parasolkę. Przezornie wyjrzałam przez judasza, z przerażeniem doglądając, że fotokomórka rzeczywiście była włączona, a przecież nikt normalny nie kręci się po klatce o trzeciej w nocy, w środku tygodnia. Uchyliłam drzwi, nie ściągając łańcuszka; kryłam się za nimi, ostrożnie badając wzrokiem korytarz, gdzie nie dostrzegłam żywej duszy. Zdjęłam zamek i otworzyłam szerzej skrzydło, wystawiając głowę na zewnątrz. Rozejrzałam się wokół i z ulgą dostrzegłam kocura, który jakiś czas temu zadomowił się na poddaszu.
— Hinata, nikogo tu nie ma — wyszeptałam, wciąż bacznie obserwując schody.
— Była tutaj, przysięgam.
Odwróciłam się w stronę mieszkania i z politowaniem przyjrzałam się wychudzonej sylwetce, wciąż próbującej uspokoić oddech. Widząc ją w takim stanie, nie potrafiłam pokazać po sobie, że cała ta sytuacja wzbudziła strach też we mnie. Z nas dwóch to ja musiałam dźwigać brzemię tej odważniejszej; tej, która wyciągnie nas z opresji. Byłam od niej silniejsza i trwałam w przeczuciu, że przez długi czas Hinata będzie ponownie wykluwać się ze swojej skorupki, a ja zyskam obowiązek prowadzenia ją za rączkę, jakby na nowo miała poznawać świat i przyzwyczajać się do jego okrucieństwa.
Weszłam z powrotem do środka, kolanem wpychając tam Toukę, która z zaciekawieniem obserwowała krążącego po korytarzu burka. Zamknęłam oba zamki i odłożyłam swoją prowizoryczną broń, po czym w milczeniu podeszłam do Hinaty i zaprowadziłam ją do kuchni. Wstawiłam wodę i przygotowałam w jej ulubionym kubku torebkę melisy, a w oczekiwaniu na wrzątek, usiadłam przy niej i czekałam, aż na mnie popatrzy.
— Jestem chora? — zapytała, odsuwając dłonie od twarzy. — Czy jestem chora?
— Nie — wyszeptałam, gładząc lekko jej ramię. — Nieco przewrażliwiona, jak każdy z nas.
— Stała tam… — Westchnęła kilka razy, kiedy szloch nie pozwalał jej rozluźnić krtani. — Obudziło mnie pukanie do drzwi. Podeszłam jak najciszej, nie rozumiejąc, kto może się do nas dobijać o tej godzinie. Wyjrzałam przez wizjer…
— Hinata…
— Była tu — powtórzyła któryś raz, patrząc w końcu prosto w moje oczy. Tym razem miałam wrażenie, że to nie był zwykły majak. — Jestem tego pewna.
***
— To procedura, przez którą musiało przejść każde z was — mruknął cicho Sakumo, siadając naprzeciwko zdenerwowanej blondynki. — Niczym się nie stresuj. Jedynie odpowiadaj na moje pytania, zgodnie z prawdą. Rozmowa musi być nagrana.
— W porządku. — Jej odpowiedzi towarzyszyło lekkie skinienie głową.
Grzywka opadła na błękitne oczy, które usilnie starała się skryć przed drugim mężczyzną, siedzącym w rogu niewielkiej sali. Pan prokurator — wychudzony okularnik, może po ćwierć wieku, zaciskał dłonie na swojej skórzanej teczce i wyglądał, jakby przerażał go jego własny cień.
— Jak się nazywasz? — zapytał Hatake po krótkim odchrząknięciu.
— Ino Yamanaka.
— Ile masz lat?
— Dwadzieścia dwa.
— Mieszkasz w Londynie i utrzymujesz status studentki?
— Tak.
— Gdzie poznałaś Sakurę Haruno?
Zamilkła. Wiedziała, że przesłuchanie będzie dotyczyć byłej kompanki; miała nawet ułożony w głowie plan. Przemyślała wszystko, by przypomnieć sobie każdy szczegół związany z tą dziewczyną. Gdy jednak padło to pytanie, struchlała, jakby bojąc się, że wszystko co powie, posłuży Sakurze jako podkładka do zabicia jej.
— Ino…
— Znałyśmy się od dziecka — wyszeptała, zataczając kciukami niewielkie kółka. — Wylądowałyśmy w tej samej szkole podstawowej i od tamtej pory zawsze trzymałyśmy się blisko siebie. Razem z Hinatą Hyuugą, Naruto Uzumakim, Sasuke Uchihą i Kibą Inuzuką, tworzyliśmy paczkę przyjaciół i przeżyliśmy ze sobą długi okres dzieciństwa…
— Co dalej? — Sakumo odezwał się, kiedy Yamanka ponownie przestała wydawać z siebie jakiekolwiek dźwięki. — Coś się stało, tak?
— Wyjechała z rodzicami do Manchesteru w wieku czternastu lat i słuch po niej zaginął. Nie znaliśmy powodu ani dokładnego miejsca zamieszkania. Nie odzywała się, nie pisała. Nic. Po trzech latach, kiedy wróciłam do domu z urodzin Hinaty, zastałam ją w moim mieszkaniu. Nie zdążyła dobrze odwrócić się w moją stronę, a już wiedziałam, że coś się w niej zmieniło.
Potarła dłońmi ramiona i ucichła. Hatake podniósł się z krzesła, by podejść do niewielkiej szafki, na której stały dwie butelki chłodnej wody. Odkręcił jedną z nich i wlał jej zawartość do szklanki, po chwili bez słowa stawiając ją przed dziewczyną. Nie chciał ciągnąć Ino za język. Wiedział, że jeżeli się zestresuje, to będą musieli to drążyć w nieskończoność.
— Jej głos, postura, uśmiech, spojrzenie. Wszystko było inne. Przepełnione ironią i dziwnym jadem. Mimo to, usilnie starała się być taka jak kiedyś, a ja próbowałam uwierzyć w to, że wszystko dojdzie do normy. Niestety, nie tylko ja zauważyłam w niej tę zmianę… Kiba, Naruto i Sasuke nie potrafili się do niej przekonać w żaden sposób, a Hinata prawie płakała, gdy spotkała jej wzrok. Nie z żalu czy tęsknoty za starą przyjaciółką, a z przerażenia.
— Coś wam zrobiła?
— Nie. — Pokręciła spokojnie głową, przełykając ślinę. — Ona po prostu była. I to stało się wystarczającym powodem do tego, by zauważyć, ile się w niej zmieniło. Chłopcy wciąż mi powtarzali, żebym się od niej odłączyła, że ma na mnie zły wpływ. Ja tego nie widziałam. Miałam wrażenie, że wszystko jest w porządku, że oni byli przewrażliwieni, spędzali z nią zbyt mało czasu, by zauważyć, że po prostu dorosła. Chodziłyśmy razem do jednej klasy z Hinatą, a w tej samej szkole Inuzuka, Uzumaki i Uchiha byli nieco wyżej. Nim się obejrzałam, byłam już po tej złej stronie barykady, którą oni zbudowali.
— Innymi słowy…
— Stałam się więźniem Sakury, czego też wtedy nie zauważyłam. Któregoś razu zaprowadziła mnie do jakiegoś dziwnego klubu i poznała z ludźmi, mówiąc mi wcześniej, że jeżeli dobrze wypadnę i będę sobą, to mogę dostać zajebistą pracę, z której wyciągnę dobre zyski. W życiu nie pomyślałabym, że wstępuję w szeregi sławnego Akatsuki, gdyby nie powiedział mi o tym Obito.
— Uchiha był z nimi gdy do nich dołączyłaś?
— Tak — odparła, robiąc się nieco pewniejszą. — I od samego początku do nich nie pasował. Jego zachowania, czyny i to, jak sprzeciwiał się wielu decyzjom Hidana sprawiały, że na tle tych ludzi wyglądał na jedyną osobę o zdrowym rozsądku. To on uświadomił mi, kim tak naprawdę stała się Sakura i dlaczego właściwie tak bardzo się zmieniła.
— Jesteś w stanie nam o tym coś powiedzieć?
— Jej ojciec i matka popadli w niesamowite długi i dlatego chcieli wyjechać z Londynu. Chcieli uciec przed ludźmi, którym dłużni byli pieniądze. W sumie nie było to zbyt dziwne. Nabrałam pewności, że chcieli jedynie chronić swoje dziecko, choć od czasów piaskownicy za nimi nie przepadałam. Wydawali się bardzo oschli i surowi. Sakura nie raz i nie dwa przychodziła do nas zapłakana i z całych sił starała się kryć przed nami sińce i rany, którymi ją obdarowywali. W każdym razie, po trzech miesiącach spokoju w Manchesterze, wierzyciele przyszli po swoje i zabrali pewien procent w postaci ich córki.
Sakumo poprawił się na krześle, trawiąc nadesłaną mu informację.
— Oddali swoją córkę?
— Tak — zaśmiała się nerwowo, zakrywając usta. Jej oczy jednak zaszły łzami. — Oddali własną córkę, by jacyś ludzie pieprzyli ją w piwnicach starych kamienic, zamiast pożyczyć pieniądze od przyjaciół lub znaleźć jakikolwiek inny sposób. Zrobili z Sakury zakładkę na własne życie.
— Zaraz, zaraz. Chcesz powiedzieć, że byli winni pieniądze Hidanowi?
— Nie. — Uśmiechnęła się cierpko. — Hidan był osobą, która rzekomo miała odbić Sakurę z rąk tamtych ludzi, kiedy to jej rodzice zorientowali się, jaki błąd popełnili. Ale ich córka wydała na nich wyrok, tak samo jak oni zrobili to wcześniej wobec niej. Hidan wybił tamtą szajkę i zabrał stamtąd Sakurę. Podobno był nawet gotowy, żeby naprawdę zwrócić ją rodzicom i cierpliwie poczekać na zapłatę. Ona jednak powiedziała, że nie ma zamiaru do nich wracać, że nie chce ich znać i że mogą pozdychać na jej oczach. Hidan spełnił jej życzenie, w zamian tego, że Haruno wstąpi w szeregi Akatsuki. Zgodziła się i obserwowała, jak jej nowy szef z zimną krwią podrzyna gardła jej rodziców.
Zwróciła wzrok w stronę adwokata, który słuchał jej z otwartymi ustami. Nabrała pewności, że był nowicjuszem i ciężko było mu w to uwierzyć. Ona sama nie potrafiła tego pojąć, lecz z biegiem czasu zrozumiała, że anormalność Sakury musiała z czegoś wynikać.
— Kiedy Obito opowiedział mi tę historię, a ja wykrzyczałam Haruno, że już o wszystkim wiem, była niewzruszona. Zapytała mnie, co zrobiłabym na jej miejscu. Czy potrafiłabym wybaczyć rodzicom coś takiego. Wtedy też zatrzymałam się w miejscu i zaczęłam dużo nad tym myśleć. Nie zabiłabym ich… ale nie potrafiłabym im wybaczyć. Prawdopodobnie również bym oszalała. Prawdopodobnie również znienawidziłabym ludzi. Prawdopodobnie, tak jak ona, chciałabym wyładować jakoś swoją wściekłość. Ale nie potrafiłabym zabić. Nie potrafiłabym nawet o tym myśleć.
— Raz mierzyłaś bronią do Mikasy Ackerman — zauważył Hatake.
— Owszem — odpowiedziała, kiwając zgodnie głową — lecz nawet nie miałam pojęcia jak się tego używa. Czy broń jest odbezpieczona. Kazali mi ją jakoś utrzymać w miejscu, a ja pomyślałam, że mogę ją postraszyć — zaśmiała się. — Ale Mikasa nie bała się niczego. Nie bała się Sakury. Widziałam w jej spojrzeniu to, że czuła się od niej silniejsza. Wierzyła, że da jej radę za każdym razem. I tak właśnie było. Nawet kiedy Haruno położyła ją fizycznie, Ackerman potrafiła zniszczyć ją psychicznie. Jako jedyna była w stanie mieszać w głowie Sakury do tego stopnia, że postradała do reszty zmysły. Ustawiła sobie za cel zabicie ich wszystkich. Bez wyjątku.
— Myślisz, że wciąż do tego dąży?
Błękitne oczy wpiły się w martwy punkt tuż nad głową Hatake.
— Myślę, że tak.
***
Zawsze się zastanawiałam, co tak naprawdę sprawuje władzę nad naszym życiem: nieprzychylny los czy nieprzewidywalne przeznaczenie. Wciąż zadaję sobie to samo pytanie.
Zarówno jedno jak i drugie, stawiają na naszej drodze wielu ludzi, których charaktery diametralnie różnią się od naszych. Czasem działa to jak przeszkoda, a innym razem dodaje nam sił do dalszego życia. Tak czy siak, musimy się z nimi zmierzyć, jeżeli chcemy ruszyć do przodu, prawda?
Chociaż przez ten pozornie długi czas wiele moich poglądów uległo zmianom, wciąż trzymałam się tego samego zdania, co na początku, kiedy przybyłam do Londynu. Ludzie wchodzą w nasze życie z butami, a to, czy pozwolimy im wejść do niego z błotem, zależy tylko do nas. Jedni porządnie wytrą je o wycieraczkę i nie pozostawią po sobie żadnych skaz, a inni wniosą na podeszwach wiele bałaganu, którego czasem nie jesteśmy w stanie pozbyć się do końca życia.
Dużo myślałam. Obserwowałam, analizowałam i wnioskowałam. Nie żałowałam żadnej podjętej przez siebie decyzji. Drażniło mnie tylko to, w jaki sposób je realizowałam. Często popełniałam banalne błędy, których nie byłam już w stanie naprawić, lecz gdyby nie owa głupota… kto wie? Może nie dotarlibyśmy tak daleko?
Od tamtego dnia minęło sporo czasu. Nie wiedziałam jak go spożytkować, czym się zająć, gdzie się podziać. Jedyne co mogłam robić, to oswajać się z myślą, że to był już koniec. Starałam się skupić na nauce przed letnią sesją i nie żałowałam owego wyboru, bo skończyłam jako druga z najlepszej trójki na roku. Tuż przede mną znajdowała się Temari, która jak najbardziej zasłużyła na ten tytuł. O Mayako nie będę nic mówić; z całą pewnością wystarczyła mi myśl, że Kejży i Ichirei było na tyle wstyd za jej wyniki, że na tydzień wywaliły ją z mieszkania, a ta ulokowała się u mnie, zajmując pół podłogi swoim dmuchanym materacem, który całą noc trzeszczał i nie dawał mi spać. W końcu Touka wzięła sprawy w swoje łapy i przegryzła materiał. Nie, nie oddałam Okanao pieniędzy. Uznała to za znak z nieba, że może już wrócić do swojego mieszkania.
— Mikasa!
Zaskoczona zwróciłam się na pięcie, zwabiona głosem dziekana i popatrzyłam na niego; parł prędko w moją stronę, zwracając na siebie uwagę garstki studentów, którzy tak jak ja, wracali właśnie z ostatniego egzaminu tego roku.
— Coś się stało? — bąknęłam, wsuwając telefon do kieszeni.
— Chcę tylko powiedzieć, żebyś nie zapomniała upomnieć się w przyszłym semestrze o stypendium naukowe — mruknął zdyszany, podpierając się ręką o ścianę. — Miałaś naprawdę dobre wyniki, a znając już twoją sytuację w rodzinie, sądzę, że owe ci się przyda.
Uśmiechnęłam się mimowolnie; sprawa sprzed kilku miesięcy została rozpowszechniona, ale nie ujawniono nazwisk ludzi, którzy przyczynili się do likwidacji korzeni i trzonu Akatsuki. Nie wiedział o tym właściwie nikt, oprócz nas i policji. Nie chcieliśmy robić wokół siebie zamieszania i sprawić sobie prezentu w postaci nieprzychylnych spojrzeń ludzi. Nie ukrywajmy, my też byliśmy mordercami. Przynajmniej ja się tak czułam, znowu.
— Dziękuję — odparłam, nie żałując swojej decyzji o tym, by opowiedzieć dziekanowi o chorobie Erena. Chciałam się dowiedzieć, jakie mam szanse na stypendium, które przyda się do spłaty kredytu, a Sarutobi wyciągnął ze mnie resztę. — To kolejne źródło dochodu, które pozwoli nam stanąć na nogi.
— Szkoda, że to jeszcze musi tyle potrwać.
— Nie szkodzi — zaśmiałam się, poprawiając bluzę. — Niedawno mojemu bratu i mnie wpłynął spadek w sporej ilości po ciotce z Niemiec. Podzieliliśmy to na raty i jak na razie możemy spokojnie spłacać swój dług.
Kłamstwo za kłamstwem, do tego też już przywykłam. Po prostu dostaliśmy wynagrodzenie za pomoc w sprawie Hidana.


Wciąż drżą mi ręce.


— Cieszę się. — Jego ciepły uśmiech i zmarszczki przy oczach sprawiły, że poczułam się dużo lepiej. — Do zobaczenia w październiku.
Poklepał mnie po ramieniu i odszedł w swoją stronę, ginąc gdzieś w bufecie. Odetchnęłam ciężko, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, że udało mi się ogarnąć studia, które w pewnym momencie przestały mieć dla mnie jakiekolwiek znaczenie. Miałam wakacje. Mogłam szukać jakiejś dorywczej pracy, ale najpierw chciałam pojechać do Newcastle i w końcu zobaczyć się z rodziną.
Ruszyłam w stronę korytarza, błądząc wzrokiem po zielonkawych ścianach uniwersytetu, za którym już tęskniłam. Mimo wszystko to miejsce było naznaczone wieloma wspomnieniami, których nie chciałam wyrzucić z głowy. Zarówno tych, dotyczących Akatsuki, czy tych, które miały związek z nimi.
— Ja pierdolę, jaka ty jesteś wolna!
Mayako rzuciła we mnie pustą, plastikową butelką, gdy tylko pojawiłam się na parkingu. Pojemnik uderzył w mój brzuch i upadł na ziemię, by potoczyć się pod nogi Uzumakiego. Chłopak pokręcił z dezaprobatą głową i się schylił.
— Weź się opanuj, laska — warknął i wrzucił do kosza podniesiony przedmiot. — Nie ogarniam tego, że Levi zainteresował się taką wariatką.
— Spójrz na Ichirei i zastanów się, jakim cudem Itachi zainteresował się nią — odpysknęła, blokując ręką drzwi auta, bo wspomniana Tennotsukai spoczywała na jego tyłach i właśnie zaczęła tam robić niewyobrażalny burdel. — Widzisz?
Zaśmiałam się i popatrzyłam na Hinatę. W jej jasnych oczach coś się zmieniło.
— Swoją drogą, dzwonił do ciebie? — Okanao podeszła bliżej, odpalając papierosa.
Zapach tytoniu zmieszany z jej słodkimi perfumami, przywrócił do mnie kilka wspomnień.
— Kto? — mruknęłam, marszcząc czoło.
— Twój brat!
— Nie.
Zmarkotniała. Tak samo jak ja, nie dostawała od niego żadnych wieści, przynajmniej od trzech tygodni. Ż a d n y c h. Wiedziałam, że nic mu nie było, bo w końcu nie wyjechał sam. Do tego łączyła nas ta dziwna nić, która podświadomie alarmowała, kiedy coś działo się drugiemu z rodzeństwa.
— Dobra, słuchajcie. Jak chcecie napić się jeszcze dzisiaj, to lepiej pakujcie dupska do samochodów i się pospieszcie — oznajmił luźno Samuel, ciągnąc mnie za kaptur do swojego auta. — Rusz się, pucfo! Nie mamy całego dnia.
Wzruszyłam ramionami, robiąc gorzką minę i podążyłam za nim; właściwie to nie miałam innego wyjścia. Złapałam za klamkę i odwróciłam się w stronę ulicy. Coś nienaturalnego przyciągnęło moją uwagę.
— Mikasa, wsiadaj!


Zajechaliśmy pod sporą rezydencję, w której miałam okazję się kilka razy pojawić. Sznurek samochodów jadących za nami wprawiał mnie tylko w lepszy nastrój. Tego dnia wszyscy skończyliśmy semestr i mieliśmy ochotę to najzwyczajniej w świecie opić.
Neil zatrzymał auto na gigantycznym podjeździe, a żwir zachrzęścił pod jego kołami. Kiedy chwyciłam za klamkę drzwi, powstrzymał mnie gwałtownie i obserwował, jak wszyscy wydostają się ze swoich pojazdów. Miał dziwną minę; od początku wydawał mi się jakiś przybity.
— Jak ty się trzymasz? — zapytał po chwili, wyciągając kluczyk ze stacyjki. — W ogóle nie rozmawialiśmy o tamtym dniu.
— Nie ma o czym rozmawiać, Sammy. — Westchnęłam cicho i popatrzyłam na kokpit za kierownicą. Na ułamek sekundy w mojej głowie pojawiła się która retrospekcja z podróży na święta, kiedy to Neil podrzucił mnie do Newcastle, a następnie uległ wypadkowi przez te szumowiny. — To wszystko działo się tak szybko, a ja byłam na granicy śmierci. Nie miałam czasu na to, by cokolwiek zapamiętywać. Chciałam ratować siebie i resztę.
— Wiem, ale…
— Sam, naprawdę. — Uśmiechnęłam się cierpko, mrużąc oczy. — Nie chcę o tym rozmawiać, nie chcę tego rozpamiętywać. Jest okay i niech tak zostanie, dobrze?
— Dobrze. — Wzruszył ramionami, opierając czoło o kierownicę. — Po prostu mam wrażenie, że od tamtego dnia nieco się od siebie oddaliliśmy. Prawie w ogóle nie rozmawiamy. Kiedy po mnie wczoraj zadzwoniłaś, myślałem, że się posikam ze szczęścia, bo moja przyjaciółka sobie o mnie przypomniała.
— Sam…
— Okay, ja rozumiem. To wszystko co się stało, miało prawo nieco namieszać we wszystkich relacjach, mogłaś być rozbita i tego typu rzeczy, ale doskonale wiedziałaś i nadal wiesz, że gdy masz jakiś problem, to powinnaś do mnie przyjść i po prostu się wygadać. Zwłaszcza, że…
— Nie kończ — syknęłam, chwytając go za nadgarstek. — Przepraszam, zawaliłam — przyznałam gorzko, lekko potrząsając jego ręką, kiedy zerknął na mnie kątem oka. — Pogubiłam się w tym wszystkim, wiesz?
Prędko zareagował na mój ściszony głos, prostując się na siedzeniu.
— Wiem doskonale, ale chyba jestem kimś godnym tego, by pomóc ci wyjść na prostą — mruknął, łapiąc mnie za tył głowy. Ucałował lekko moje czoło i uśmiechnął się ciepło, czochrając włosy. — Od tego są przyjaciele.
— Będę o tym pamiętać, już zawsze. — Poprawiłam kaptur bluzy i wzięłam głęboki wdech. — Idziemy?
Popatrzył przed siebie, po chwili kiwając twierdząco głową i zamrugał kilka razy, jakby chcąc się nieco otrzeźwić. Wyszliśmy z auta i prędkim krokiem ruszyliśmy w stronę drzwi, za którymi już wszyscy zniknęli.


— Cześć wózkowa! — ryknęła Ichirei, podbiegając ochoczo do Kejży. Byłam pewna, że ją przytuli, jednak tylko głupiec spodziewałby się po tej dziewczynie tak miłego gestu. — Zmieniłaś opony na letnie?
— Przysięgam, że gdy tylko odzyskam siły, to kopnę cię w mordę — warknęła Ryusaki, poruszając się wściekle na swoim siedzisku. — Masz to jak w banku.
— Nie gadaj tyle, tylko daj mi pojeździć!
Popatrzyłam z politowaniem na tę scenę i prychnęłam śmiechem, obserwując stojącą za nimi Mayako. Wyglądała, jakby nie wiedziała, czy ma rechotać z tekstów Ichirei czy bronić obolałą Kejżę. Koniec końców cofnęła się o kilka kroków i odwróciła tyłem, by nikt nie widział jej roześmianej twarzy.
Wszyscy mocno ucierpieliśmy po tamtych wydarzeniach. Jedni upadli psychicznie, inni fizycznie. Kejża najdłużej męczyła się z konsekwencjami; pobicie przyniosło bardzo nieprzyjemne skutki, w postaci niedowładu lewej nogi. Madara woził ją na rehabilitację i załatwiał najdroższych lekarzy, by tylko pomóc ukochanej. My mogliśmy jedynie dostarczać jej dobrego jedzenia i czasem zabierać na spacery, by nie skisła w domu.
— Dobra, kochani! Kto chce piwko?
Do salonu wkroczyli Itachi i Sasuke, niosący dwie skrzynie browaru. Byłam w szoku, kiedy wszyscy rzucili się na nich jak wygłodniałe wilki, a szczególnie przeraził mnie fakt, że Kejża znalazła się tam pierwsza.
— Oszukujesz, masz kółka! — ryknęła Ichi, widząc, jak jej przyjaciółka odjeżdża w drugą stronę, trzymając na kolanach cztery butelki. — Powyginam ci szprychy!
— Próbuj, Niziołku!
Dawno nie czułam tak luźnej atmosfery pośród tych ludzi. Nasze wspólne piekło, swoiste pandemonium, wyssało z nas najdrobniejsze zapasy szczęścia i jakiejkolwiek radości, która dopiero zaczynała powoli wracać. Przynajmniej dopóki brunetka nie wjechała swoim bolidem w etażerkę, z której strąciła szklany wazon. Niektórych rozbawiło to jeszcze bardziej, ale Itachi i Sasuke nie wyglądali na zadowolonych. Gorzej — byli przerażeni.
— Po Sakurze nadal nie ma śladu.


Była tutaj, przysięgam.


Podniosłam wzrok na Madarę, który stanął obok mnie i chwilę obserwował swoją ukochaną.
Poczułam na plecach gęsią skórkę; to działo się za każdym razem, kiedy ktoś o niej wspominał. Policja wciąż uznawała ją za poszukiwaną i niebezpieczną, ale nikt nie potrafił nawet określić, czy nadal była w Londynie, w Anglii czy na wyspach. Rozpłynęła się w powietrzu, a my nieprzerwanie martwiliśmy się, że jest w stanie w jakiś sposób nam zaszkodzić. Do tego nadal pamiętałam tę nieszczęsną noc, kiedy Hinata dostała ataku paniki. Już sama nie wiedziałam co myśleć i w co wierzyć.
— Myślisz, że jest w stanie zrobić nam cokolwiek, będąc samą? — zapytałam, przechodząc z nim na taras. — Choć tamtego dnia w jej oczach widziałam szał, to gdzieś za nim kryła się panika. Strach. Widziałam, jak bardzo nie chciała umrzeć.
— Sakura jest chora — odparł najnormalniej w świecie. — Teraz wiemy co stało się w jej przeszłości. Wiedziałem od samego początku, że jej psychika jest mocno popieprzona.
— Faktycznie. Czyli to nie Hidan namieszał jej tak w głowie. Gdy już do niego trafiła, była na straconej pozycji.
— Pomyśl — mruknął, zataczając koło butelką w powietrzu — gdyby była zdrowa, to nawet by z nim nie porozmawiała. On tylko dołożył jej do głowy dodatkowego spierdolenia.
— A co z Sasorim? — Oboje odwróciliśmy się w stronę przejścia, w którym pojawił się Itachi. — Nikt nie potrafi mi powiedzieć nic konkretnego.
— Zgłosił się na policję zupełnie sam, w środku nocy, tuż przed tamtym dniem — odparłam, upijając łyka alkoholu. — Zgodził się na współpracę i wyśpiewał dosłownie wszystko co wiedział. Nawet nie prosił o to, by go łagodniej potraktowano. Mam wrażenie, że od początku tam nie pasował i nie chciał tam być.
— Hidan potrafił wysługiwać się szantażem — wtrącił Madara — być może miał na niego jakiś haczyk.
— Możliwe. Dlatego też jego sprawa wciąż jest w toku. Pomógł nam, policja i sąd wzięli to pod uwagę — wyszeptałam, jeżdżąc kciukiem po gwincie butelki. — Kto wie, może więzienie go ominie?
— Nie sądzę. — Itachi patrzył znacząco na Madarę. — Był ich wspólnikiem, a nie naszą wtyką. Nie działał jako podwójny agent. Po prostu na koniec stchórzył, albo zżarło go sumienie. — Poprawił spodnie i wyrzucił peta za balustradę. — Madara, chodź. Musisz zanieść swoją księżniczkę do łazienki, bo się zaraz posika.
Starszy Uchiha zaśmiał się gromko i uderzył lekko w barierkę dłonią, jakby sygnalizując mi swoje odejście. Itachi poprosił, bym również weszła do środka, ale chyba potrzebowałam chwili samotności. Słońce barwiło niebo niemalże na czerwony kolor; ta czerwień mnie przerażała.


Twoja krew powoli wypływała z ran. Za wolno, tak samo jak za wolno biło twoje serce. Zrobiło mi się wtedy strasznie zimno. Ta krew krzepła, nim dobrze zetknęła się z podłożem.


Pobiegłam do salonu, słysząc wrzask Mayako. Był dziwny, nieco mnie zaniepokoił. Gdy jednak pojawiłam się w centrum gigantycznego pomieszczenia, zupełnie wymiękłam. A przecież miałam być twarda.
— Levi — wydusiłam z siebie i mechanicznie ruszyłam w jego stronę.
Chwycił mnie mocno w ramiona i przytulił do siebie z taką siłą, że chrupnęły mi kręgi. Czułam, jak w moich oczach powoli pojawiają się łzy, a w głowie chęci do tego, by go pobić do nieprzytomności.
— Ty szujo — syknęłam, wciąż mocno do niego przylegając — jak mogłeś nie dawać znaku życia przez tak długi czas?!
— Byłem zbyt zajęty — szepnął, całując mój policzek. Odsunęłam głowę by popatrzeć w jego oczy. Chyba był szczęśliwy. — Z resztą nie chciałem dać się zbyt szybko namierzyć.
Wyjechał. Razem ze spółką; zawiesili studia, biorąc dziekankę. Wszystko po to, by ścigać niedobitków z Akatsuki i ich wyeliminować. Walczyli za naszą wolność i bezpieczeństwo, najwyraźniej wychodząc z tego bez szwanku.
Kakashi oberwał kilka mięśniaków od Mayako, która nie szczędziła sobie obelg pod jego adresem. Martwiła się o kuzyna i miała ochotę go zabić. W końcu przez cały ten czas, kiedy go nie było, to właśnie Okanao musiała sprawować pieczę nad Ino.
— Gdzie ciężarna? — zaśmiał się Hatake, wypatrując blondynki w tłumie.
Yamanaka kilkukrotnie starała się pokazać nam, że chciała odłączyć od siebie tamtą przeszłość. Tak samo jak Sasori, poszła na policję i powiedziała o wszystkim. Jak się okazało, porównując jej zeznania z tymi należącymi do Akasuny, dziewczyna była zmuszana do przebywania z nimi i działała pod presją Haruno, która od samego początku jej groziła. Sakumo Hatake postanowił załatwić sprawę o uniewinnienie lub tymczasowe zawieszenie sprawy, w związku z jej ciążą. Dziewczyna chciała donosić dziecko i wciąż dawała nam do zrozumienia, że Obito był dla niej kimś naprawdę ważnym. Za to Kakashi postanowił dotrzymać danej dawnemu przyjacielowi obietnicy, a my… sądziliśmy, że może z tego wyniknąć coś więcej.


— Przyjechałem się zobaczyć, ale będę w Londynie tylko dwa dni — uświadomił mnie Rivai, odbierając od Sasuke butelkę piwa. — Przykro mi, ale zostało nam do ogarnięcia jeszcze kilka spraw.
— Rozumiem — odparłam, kiwając przy tym głową. — O mnie się nie martw, przywykłam do twojego trybu życia. Gorzej z Mayą.
Brat popatrzył na blondynkę, która siedziała na kanapie z Hatake i Ino; o czymś z nimi rozprawiała. Mimo tego, często zerkała w stronę Leviego, a ja zdawałam sobie sprawę z tego, jak bardzo musiało ją to boleć.
Prawda?
— Spokojnie — zaśmiał się. — Jutro zrobię wszystko, by miała mnie na jakiś czas dość.
— Ohyda — burknęłam, skubiąc krawędź oparcia sofy. — Jak wam idzie?
— Wydaje mi się, że to już koniec. — Zapatrzył się w stronę schodów prowadzących na wyższe piętra i zmrużył powieki, jakby chcąc się czemuś przyjrzeć. — Wyeliminowaliśmy wszystkich, którzy byli na liście osób, mających jakikolwiek związek z Akatsuki. Nigdy nie wiadomo, o ilu jeszcze nie wiemy, ale Akasuna sprawnie dostarczył nam nazwiska ludzi, z którymi kiedykolwiek się kontaktowali, a Ino dołożyła do tego kilka osobnych pozycji. No i nie zapominajmy o wszystkich kontaktach, jakie odnaleźliśmy w telefonie i mieszkaniu Hidana.
Poczułam, jakby jakaś niewidzialna siła ściągnęła z moich barków resztki zalegającego strachu i nerwów. Naprawdę byliśmy tak blisko osiągnięcia upragnionego spokoju?


W sumie to nadal mi zimno. Najzimniej. Pusto. Coraz słabiej słyszę to dudnienie. Krew zaschła całkowicie. Przyznaję się, kilka razy tam wracałam i patrzyłam na te plamy. Jedna była moja, druga twoja. Minęły się, kiedy się rozpływały. Dlaczego?


— Nawet nie wyglądasz, jakbyś na mnie czekała.
— Nie czekam, skoro wiem, że coś na pewno się pojawi.
Wcisnęłam nos w jego bluzę i z przyjemnością wciągałam ukochany zapach, chcąc pobudzić swoje zmysły. Ostatnio czułam go, kiedy wyjeżdżał. Wtedy też tak wiało.
— Po co ta zabawa w chowanego? — zapytałam, zaciskając palce na jego ubraniu. Dopadłam go dopiero na drugim piętrze, sterczącego na tarasie z papierosem.
— Chowanego? — szepnął mrukliwie, wtulając nos w moje włosy. — Stałem tu cały ten czas.
— Znowu kłamiesz.
— Znowu kłamię.
Wsunął dłoń w moje włosy, popychając głowę w swoją stronę. Ułożył palce na karku w sposób, który zawsze mnie obezwładniał; delikatnie gładził skórę, jakby bojąc się, że może ją w jakiś sposób uszkodzić. Objął ustami moje i pieścił je czule, z wytęsknieniem napierając na moje ciało. Zawsze w takiej chwili drżałam i miękłam, jakby działo się to po raz pierwszy. To ja byłam chora, czy to może on miał na mnie taki wpływ?
— Powiedz mi — szepnęłam. — Powiedz, potrzebuję tego.
— Gdy to powiem, stwierdzisz, że twoja przeszłość to zniszczy. A przyszłość nas wykończy. — Zderzył nasze czoła, ciężko oddychając.
— Nie boisz się tego? — zapytałam, odsuwając się na krok. Wciąż gładził mój policzek kciukiem. — Jestem kimś z bagażem na plecach. I sama nie wiem co w nim mam.
— Nie boję się bycia z tobą. Nie boję się tego, co do ciebie poczułem — szeptał, wciąż opierając czoło o moją głowę. — Nie boję się miłości i nie boję się powiedzieć, że cię kocham, Mikasa.
Zamroczyło mnie, nie potrafiłam oderwać oczu od jego hipnotyzującego wzroku. Zawładnął mną do reszty.
— Nie potrzebuję tego, co działo się kiedyś w twoim życiu. Nie potrzebuję twojej przeszłości, tak samo jak ty mojej. — Musnął ustami mój nos. — Tak samo jak nie potrzebuję twojej przyszłości i tego, co się stanie. Nie potrzebuję nawet teraźniejszości. Nie potrzebne mi to do tego, by cię kochać, Mikasa.
— Zazdroszczę ci tego, że potrafisz to powiedzieć bez ogródek — zaśmiałam się, uciekając z jego ramion.
— Nie wymagam tego od ciebie — odparł, opierając się o barierkę. Stanęłam obok i razem oglądaliśmy tańczące na wietrze gałęzie brzóz, posadzonych w centrum niewielkiego ronda, umieszczonego za siedzibą Uchihów. — Mów co chcesz, ale wiem, że odwzajemniasz to uczucie.
Nie zaprzeczyłam, bo i tak wiedziałby, że kłamię.
— Pojedziesz ze mną w przyszłym tygodniu do mamy? — zapytał, gasząc papierosa w glinianej popielnicy. — Dzwoniła i mówiła, że chce nas zobaczyć. Razem.
— Z chęcią.
Uśmiechnęłam się. Sama miałam ochotę zobaczyć się z tą kobietą, bo rzadko z kim rozmawiało mi się tak dobrze.
Zamilkliśmy na kilka chwil, wsłuchując się w przyjemną ciszę. Wciąż nie mogłam uwierzyć w to, że kogoś pokochałam, że potrzebowałam go bardziej niż tlenu. Każdy dzień jego nieobecności dłużył mi się niemiłosiernie i przeklinałam zarówno jego jak i brata za to, że zgodził się na te wspólne podróże i zabawę w stróżów moralności.
— Ichirei!
Oboje jak na zawołanie spojrzeliśmy w dół i obserwowaliśmy, co się dzieje. Tennotsukai korzystając z okazji, podprowadziła wózek inwalidzki Kejży i postanowiła zabawić się w rajdowca. Wyjechała po brukowanej drodze przez otwartą bramę prosto na opustoszałe rondo i postanowiła zrobić wokół niego kilka rundek.
— Ichirei, do kurwy nędzy! — Madara wybiegł za nią i starał się biec na przełaj po wszystkich roślinach, jakie tam rosły. — Zatrzymaj się, bo jak cię dorwę, to sama skończysz na wózku!
Nawet z tego balkonu byłam w stanie dostrzec, jak bardzo ją to zmotywowało do dalszej ucieczki, by tylko zyskać wspomniany pojazd.
— Nie rozumiem i nie chcę zrozumieć — oznajmił Kiba, próbując powstrzymać się od śmiechu.
Wyszczerzyłam zęby i zaśmiałam się głośno, chwytając go za ramię. Pociągnęłam go w stronę drzwi i zaprowadziłam na dół, gdzie panował istny chaos.
Bałam się, że nie zdołam zapamiętać zbyt dobrze tego wieczoru.
***
Przez cały czas, kiedy tylko przekroczyliśmy próg domu, Carla przyglądała się Inuzuce, nie ściągając z twarzy głupkowatego uśmiechu.
— Wciąż nie mogę uwierzyć, że pojawił się ktoś, kto poruszy skamieniałe serce Mikasy — zaśmiała się, przestając już zwracać jakąkolwiek uwagę na moje złowrogie spojrzenia. — Jestem przez to cholernie szczęśliwa.
Kiba siedział naprzeciwko niej, popijając chłodną już kawę. Był tak nienaturalnie spokojny i uprzejmy, że nie chciało mi się wierzyć, że to ten sam chłopak. Miałam nieodzowne wrażenie, że jego postawa miała zostać uznana przez Grishę, który z uwagą analizował każde jego słowo czy gest. Wszedł w rolę podejrzliwego tatuśka, który miał sprawdzić, czy chłopak był dobrym materiałem dla jego córki.
— Mikasa nigdy nie chciała mi powiedzieć, jak się poznaliście. — Ciocia poprawiła znajdującą się na palcu obrączkę. — Mówiła tylko, że był to zupełny przypadek.
Gdy tylko Kiba otworzył usta, kopnęłam go pod stołem, by za wiele nie powiedział.
— Może mi pani wierzyć, lub też nie, ale to jej oczy mnie do niej przyciągnęły. — Potarł zabawnie palcem o nos, jakby ta rozmowa nieco go zawstydzała. — Do tej pory nie potrafię odgadnąć, co takiego się za nimi kryje, choć powiedziała mi o tym, co miało miejsce w jej dzieciństwie.
Carla posmutniała, a Grisha popatrzył na mnie kontrolnie, jednak skinęłam mu głową, że wszystko było w porządku.
— Może nie powinienem tego mówić, ale podziwiam zarówno ją jak i Leviego za to, że wytrwali i nie dali się zniszczyć wspomnieniom. — Zapatrzył się w naczynie dzierżone w dłoni i nagle spojrzał prosto w oczy cioci. — Zazdroszczę im tej siły.
Ciotka poruszyła kilkukrotnie ustami, zaskoczona takim przebiegiem rozmowy.
— Ona naprawdę ci ufa.
Oboje popatrzyliśmy na Grishę, który rzadko wtrącał się do rozmowy.
— Nigdy nie chciała nikomu powiedzieć o tym, co zaszło tamtej nocy — mówił dalej, dziwnie ściszonym głosem. — Sądzę, że po tym jak się w końcu wygadała, było jej stokroć lżej. Szanuję cię chłopaku za to, że nie pozwoliłeś jej poczuć, iż mogła to być zła decyzja.
Z każdą chwilą miałam wrażenie, że ta rozmowa ucieka na zupełnie inne tory. Przez moment nawet przyszło mi do głowy, że Inuzuka zaraz poprosi o moją rękę i błogosławieństwo.
Chłopak przekręcił nieco głowę w moją stronę i łypnął na mnie, uśmiechając się zadziornie. Nie potrafiłam dobrze ukryć przed czujnym okiem ciotki, że mnie to zawstydziło, zwłaszcza że nie szczędził sobie takich zagrywek.
— Mikasa, znalazłem!
Odwróciłam się w tył i zeskoczyłam z krzesełka, widząc, jak Eren dźwiga nasz duży, rodzinny namiot.
Mój mały kuzyn nie zachowywał się jak dziecko dotknięte straszną chorobą. Leczenie przynosiło znakomite skutki; w końcu przybrał na wadze, a z jego młodej buźki nie schodził uśmiech. W oczach wciąż iskrzyła się radość i najprawdziwsza chęć do życia. Nie ważne jak wiele pieniędzy musieliśmy wydać, by do tego doprowadzić, ale za każdym razem gdy mu się przyglądałam, wiedziałam, że są tego warte. Że wszystko co stało się do tej pory, było tego warte.
Odebrałam namiot od chłopca i popatrzyłam na wujka.
— Na pewno możemy go pożyczyć? — zapytałam, zaglądając do środka, w celu skontrolowania zawartości.
— Ile razy mnie jeszcze o to zapytasz?
Nim zdążyłam odpowiedzieć, usłyszeliśmy trąbienie samochodu. Kiba podniósł się ospale i wyjrzał przez okno na intruzów, którzy zatrzymali auta wzdłuż naszego podwórka.
— To Madara — mruknął i popatrzył na mnie.
Zebraliśmy się dosyć szybko. Przebywaliśmy w domu wujostwa od dwóch dni, umówieni z resztą ekipy na krótki, wakacyjny wyjazd pod namioty, nad jezioro, gdzie chcieliśmy jedynie w swoim towarzystwie odetchnąć pełną piersią i chociaż na moment odłączyć się od zgiełku miasta, które przypominało nam o tych wszystkich zdarzeniach.
Inuzuka chwycił nasze torby, grzecznie pożegnaliśmy się z wujostwem i ruszyliśmy w kierunku auta Kiby.
— Prowadźcie! — krzyknął Sasuke, wychylając się przez szybę. — Temu sukinsynowi padła nawigacja, dojechaliśmy tutaj na resztce baterii z mojego telefonu!
Wgramoliłam się do auta, w czasie gdy Inuzuka zaniósł chłopakom ładowarkę samochodową i usiadłam najwygodniej jak się dało. Mrowiło mnie czoło i nie miałam pojęcia co to, kurwa, mogło oznaczać.
— Zabrali tyle skrzynek piwska, że własne rzeczy muszą trzymać na kolanach — powiedział, wsiadając do samochodu. — Rzecz jasna nie marudzę, bo jest tam też nasz alkohol, ale fakt, że wypchali w ten sposób dwa samochody, nieco mnie przeraża.
— Są priorytety i priorytety, sam rozumiesz — odparłam, zapinając pas. — Wszystko wzięliśmy?
— Nie.
Struchlała odwróciłam się w stronę okna, gdzie ujrzałam twarz Grishy. Podał mi do ręki telefon; zapatrzyłam się w to małe urządzenie i przeszły mnie dziwne dreszcze. Z jakiegoś powodu w ogóle o nim nie pamiętałam i nie chciałam na niego patrzeć.
— Dziękuję — mruknęłam, wrzucając komórkę do kieszeni torby.
— Szerokiej drogi, uważajcie na siebie — rzucił, na odchodne czochrając moje włosy. — Widzimy się za trzy dni.
Jego słowa, głos, tonacja; wszystko to obiło się echem w mojej głowie i nie potrafiłam oderwać od niego wzroku, dopóki Kiba nie ruszył z podjazdu. Moje serce porwało dziwne poczucie nostalgii, kiedy widziałam wujostwo i Erena, machających mi ze schodów.
— Kiba — szepnęłam, unosząc dziwnie dłoń.
— Zapomniałaś czegoś?
Mikasa…
Widziałam ją. Stała razem z nimi, trzymała dłonie na barkach Erena i patrzyła w moją stronę, prosto w oczy; dlaczego teraz?
— Ej!
Potrząsnęłam głową i zamrugałam kilka razy, po czym zwróciłam wzrok z powrotem w stronę chłopaka. Madara trąbił na nas z tyłu, a ja przez chwilę miałam wrażenie, że znajduję się w innym świecie. Czarno-białym koszmarze, z którego nie byłam w stanie się wybudzić.
— Źle spałam — szepnęłam, zakrywając twarz dłońmi. — Zdrzemnę się, okay?
Kiba pokręcił głową, robiąc gorzką minę i wzruszył ramionami. Po tym jak ruszył, jeszcze przez długi czas kontrolnie na mnie zerkał, kiedy ja usilnie wpajałam sobie, że naprawdę byłam zmęczona i każda rozłąka z rodziną sprawiała mi takie nieciekawe doznania.
— Wszystko będzie dobrze — powiedział cicho, kiedy skręcał w stronę wielkiego lasu. Miałam wrażenie, że był zły, że zaciskał zęby. — Obiecałem ci to, prawda?
— Prawda — odparłam krótko, mając wrażenie, że jakakolwiek inna odpowiedź go rozdrażni. — Pamiętam o tym.


Śpisz?



Od autorki: 3 miesiące!
Matko boska, jak mi z tym źle, to sobie nawet nie wyobrażacie. Strasznie nie lubię robić długich przerw w dodawaniu rozdziałów, ale ta Belgia po prostu rozbiła mi życie. W każdym razie, nie przynudzam.
Mam nadzieję, że się wczuliście i pamiętacie o epilogu. Jest właściwie gotowy, nawet Kejża już przez niego przebrnęła. Ale sądzę, że muszę do niego jeszcze kilka razy zajrzeć, więc pojawi się tutaj w przeciągu kilku dni.
O matko, kolejne moje dziecko dobiega końca i mam przez to drgawki. xD

Do epilogu moi mili!

8 komentarzy:

  1. Serio dzisiaj, kiedy nie mogę przeczytać? ;____;

    OdpowiedzUsuń
  2. O tej godzinie co wstawiam ten komentarz skończyłam czytać rozdział. Jestem padnięta po niedzieli, ale znalazłam choć trochę siły by przeczytać. Chyba powinnam się już położyć bo szkoła daje wycisk i nie warto spać na lekcjach, ale... kto by tam się tym przejmował. Odeśpię na religii xD
    Rozdział jak zawsze jest zarąbisty (ograniczam brzydkie słowa;_;).
    Nic dodać, nic ująć. Szkoda, że już się kończy, ale... wrócę do tego opowiadania jeszcze po jakimś czasie. Wtedy wszystkie rozdziały pochłonę na raz.
    Wiesz jakiego mi stracha narobiłaś? Myślałam, że zabiłaś mi mojego drugiego męża z tego opowiadania! Aż tu nagle on sobie pali papierosa... ech... i co ja mam teraz zrobić jak ja przez połowę rozdziału płakałam?
    Wisisz mi paczkę chusteczek!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. CZY TY WIESZ, ŻE NIE MASZ ZA GROSZ WYCZUCIA CZASU Z DODAWANIEM ROZDZAIŁÓW? ;-; W każdym razie przeczytałam (i poświęciłam zaledwie pół lekcji WOK'u i kilka przerw).
    Ale na mój szczegółowy komentarz poczekasz do Epilogu, cobyś nie straciła nagle chęci na jego dodanie.

    OdpowiedzUsuń
  5. To się nie skończy dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział po 3 miesiącach !!!! Powinnaś dziękować nam na kolanach za to że masz tak zajebistych fanów którzy Cie nie opuścili hehe :) Po przeczytaniu rozdziału dalej mi serce wali jak dotarłam do końca , serio nie wiem co w twojej głowię jeszcze siedzi ale daj im już święty spokój albo będę jak jakiś cień tak jak w twoim opowiadaniu nie dam Ci spokoju :D I myślę że to najlepsze twoje dzieło mimo ze nie ma w nim tyle Kakasia ile bym chciała a jestem z tobą od samego początku :* Pisz szybko następny rozdział a najlepiej następny zajebisty taki blog :D Będziemy czekać , POZDRAWIAMY !!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Zaczęłam pisać komentarz osiem godzin temu, ale mi lekcje i konkurs wypadły so... masz go teraz.

    Początek był magiczny. Pokochałam to całym sercem i od razu skojarzył mi się z "Hey brother" Avicii (nie wiem, jak to się odmienia xD). Najlepsze było to, że ona opowiadała to samo, tyle że z różnych perspektyw. A porównanie do rzeki kocham <333
    Tak mi żal Hinaty... Akurat ona musiała ją zobaczyć, biedaczyna. Chociaż w sumie zastanawiam się, dlaczego ona przyszła najpierw do nich, dlaczego nie do kogo innego...
    Muszę ci coś przyznać - u ciebie narracja trzeciosobowa to prawdziwe cudo. A scenę przesłuchania Ino uznaję za najlepszy fragment rozdziału. I chociaż za nic mi podejrzewałabym, że Sakura miała tak tragiczną przeszłość i tak pojebanych rodziców, myślę, że Madara ma rację - już wtedy musiało być z nią coś nie tak, że przystała na propozycję Hidana.
    Kocham Mayako, to, jak została wykopana z mieszkania xDDD Ale dalej, sorry, jak przeczytałam o stypendium to sorry, ja nie wierzę, że ty tu jakąś sielankę, kurde, odwalasz. Wiem, pewnie powinna się cieszyć, ale ja wiem (kto by nie wiedział, przeczytawszy moment odjazdu z domu jej rodziców), że tu się cos jeszcze odpierdoli. Na sto procent.
    Dodatkowo doszły kolejne "szczęśliwe chwile" w siedzibie Uchihów (to tak brzydko wygląda...) i wieść, że prawie wszyscy członkowie Akatsuki zostali wybici (czy złapani, bez różnicy), że moja pewność wzrosła do 150%.
    Kiba jest CUDOWNY. Ten tekst <3 I dobrze, że zrezygnował z takiego czegoś, że "liczy się tylko teraźniejszość" albo coś w ten deseń. To już przereklamowane xD
    Mam wrażenie, że scena w domu rodziców Mikasy była strasznie ponura i poważna. A POTEM WYSKAKUJESZ Z DWOMA SAMOCHODAMI PIWA XDD No i tym nieszczęsnym Erenem... Przez ten fragment o staniu za akurat JEGO plecami, mam rozkminę (pewnie złą, ale nieważne), że jego leczenie pójdzie źle, ktoś to porwie itd. W każdym razie, że te odpierdolenie będzie miało coś wspólnego z Erenem.

    Dzięki ci, Kejża, że nie każesz mam czekać <33

    A w ogóle, chociaż patrzę z telefonu, zauważyłam nowy szablon. Tamten to był jeden z moich ukochanych, ale ten też jest świetny, a pomarańcz dodaje wszystkiemu niepowtarzalnego klimatu. Tylko tło pod posty (chyba) przypomina mi gwiazdy. I o ile z całością szablonu komponuje się wspaniale, jakoś nie pasuje mi do opowiadania.

    Łał, komentarz na telefonie pisałam prawie godzinę (więc mi odpowiadam za wszelkie błędy, bo nie chce mi się go sprawdzać) xD

    OdpowiedzUsuń
  8. No hej <3 Czekałam tak dłuuugo na ten rozdział.
    W pierwszej chwili tak sobie pomyślałam, że za mało w tym rozdziale akcji, jednak sądzę, że to zabieg celowy. Niby sielanka, a w następnym rozdziale będzie rozpierducha!
    Mam tylko nadzieję, że Erenowi się nic nie stanie ani wujostwu Mikasy i Levi'ego. Oni na to nie zasługują!
    Czekam z niecierpliwością na kontynuację!

    OdpowiedzUsuń