13 sty 2016

XIV. Światło


“Wszyscy ukrywamy coś przed światem.
Udajemy przyjaźń, ukrywamy niektóre związki.
Ale najgorsza jest miłość, której nie okazujemy.
Najgorsze są rzeczy, które ukrywamy przed sobą.”
~ Unknown

Kap, kap, kap.
Siedziała w fotelu, okupując kąt przestronnego salonu. Nawijała na palec kosmyk długich, hebanowych włosów, przesłaniających jej skatowaną, przerażającą twarz. Nuciła coś niezmiennym, drażniącym tonem, który wzbudzał we mnie okropne dreszcze. Czuła wysoce przyjemną satysfakcję, obserwując moje zastygłe na kanapie ciało. Powtarzałam sobie, że zaraz zniknie; łudziłam się, że na zawsze. Za każdym razem. I za każdym razem przypominałam sobie, że przecież zostałam przeklęta na resztę życia.
Zaczęła robić mi na złość. Spacerowała lekkim krokiem, zrzucając z półek kryształowe wazoniki mamy, książki taty, puchary brata, moją porcelanową lalkę. Figurka, jak za każdym kolejnym razem, roztrzaskała się o podłogę w drobny mak, a fragment jej bladej skorupki wylądował tuż pod moimi stopami.
Podeszła bliżej, stanęła tuż przede mną. Mój wzrok spoczywał utkwiony w szklanych drzwiczkach szafki, nawet na chwilę nie zmieniając swojej lokacji. Nie chciałam na nią patrzeć, znałam na pamięć każdy fragment jej szkaradnego ciała, które samym widokiem było wstanie zabić jakąś część duszy.
— Czego się boisz? — zapytała, nagle się nade mną pochylając.
Kiwnęła kościstym, sinym paluchem przed moją twarzą i wyszczerzyła się w swoim niekompletnym uśmiechu. Ani razu nie dane było mi podziwiać upiornych oczu, które w ciemnościach emanowały krwistą czerwienią, wpędzającą w obłęd. Biała, ubłocona koszula nocna, nosiła ślady juchy, która od wielu, wielu lat wciąż wydawała mi się świeża. Na niej, czy na moich rękach.
— Przecież ja to ty — wycharczała, jakby w jej gardle zalegały jakieś odrażające, śmierdzące płyny — a ty to ja, czyż nie?
Piorun przeciął niebo, ale nic po nim nie przyszło. Żaden grzmot, choćby najcichszy szmer. Deszcz lał, bezdźwięcznie rozbijając się o drewniane parapety domu, a wiatr w milczeniu szarpał łysymi koronami drzew. Zawsze gdy przychodziła, nie słyszałam nic poza swoim sercem i jej ciężkim, zduszonym oddechem.
— Jesteś dzisiaj jakaś milcząca — westchnęła, siadając obok. — Stało się coś?
Wątłe ciało zsunęło się z blatu stołu i z łoskotem uderzyło o stare, drewniane panele. Zadrżałam, zaciskając palce i zęby; nie ważne czy widziałam to pierwszy raz, szósty, dwudziesty czy każdy kolejny — to zawsze bolało tak samo.
— Coś nie tak? Myślałam, że już pokochałaś ten widok — syknęła do mojego ucha. Nagle jęknęła pretensjonalnie i obróciła się na kanapie, chcąc obserwować scenę, która rozgrywała się za nami. Uśmiechnęła się złowieszczo i szepnęła cierpko, jakby dziecięcym głosem: — Mikasa!
— Mikasa! — Głos Leviego przedarł się przez budynek, zabierając mi na moment oddech.
— Zaczekaj tu… — kontynuowała, wwiercając się w moją głowę z niebywała przyjemnością.
— Zaczekaj tu! — krzyknął.
— Paf! — Podskoczyła i klasnęła w dłonie, a moment później dźwięk wystrzału z pistoletu przebiegł przez korytarz, przesiąkając do innych pomieszczeń. — Och! Nie żyje! — Zwróciła się ku mnie. — Popatrz — syknęła, chwyciwszy moje dłonie w swoje — no popatrz, mała kurwo. Co masz na rękach?
Wzrok wciąż pozostawał utkwiony w martwym punkcie przede mną.
— Krew — zaszczebiotała, podnosząc się na nogi. Obróciła się dookoła siebie, tanecznym krokiem stąpając po miękkim, perskim dywanie. Była szczęśliwa. Najszczęśliwsza na świecie. — Krew! Wszędzie jest krew! Lubisz krew, prawda? Tak samo jak ja.
— Mikasa, do samochodu!
— Rivai, krwawisz! — Głos małej, przerażonej dziewczynki został szybko stłumiony przez kolejny strzał.
— Och, Rivai, Rivai! Krwawisz! — Nadal wirowała, śmiejąc się coraz głośniej.
— Biegnij!
Blade, wychudzone ramiona, cienkie jak brzozowe gałęzie, z potworną siłą wbiły się w oparcie kanapy tuż obok mojej głowy, a paskudne, czarne strąki włosów opadły na moją twarz. Zamknęłam powieki, by nie łypnąć jej w oczy; z całych sił nie chciałam dojrzeć w nich własnego odbicia.
— I uciekli — syknęła, rozpuszczając dookoła mnie sparszywiałą, mroczną aurę. — Uciekli. Zawsze uciekacie, nigdy nie obrócicie się za siebie, prawda? — Jej melodyjny sopran zaczął transformować w drżący, chrapliwy alt. — Po trupach, do celu. Po trupach, do wolności. Po trupach z dala od odpowiedzialności. Winni, tchórzliwi, najgorsi.
Czułam jak krople gorącego płynu rozbijają się o moją twarz. Jak powoli ta pozornie materialna mara wsiąkała w moje ciało, wypełniając je obrzydliwą goryczą i zimnem, które przeszywało mnie do żywego.
— Kap, kap, kap — wyszeptała z pomocą moich ust — teraz ty.
Otworzyłam oczy, skryte pod przedramieniem. Czułam jak zgięta ręka zupełnie zdrętwiała, ale bardziej zaniepokoiłam się drobinami potu, które skropliły się na mojej twarzy.
— Szlag — syknęłam, wzniósłszy się do siadu.
Przejechałam dłonią po buzi i popatrzyłam na komórkę. Odblokowałam wyświetlacz, ale tak jak się spodziewałam, nadal nic na mnie nie czekało. Był już czternasty stycznia, czwartek. Nikt do mnie nie dzwonił, nie przysłał sms-a, maila, ani nawet głupiego listu w sprawie tej szemranej roboty. Nie pozostawało mi zupełnie nic innego oprócz pogodzenia się z nieuwzględnieniem mnie w ich planach.
Zarzuciłam na siebie koszulę i wyszłam do salonu, budząc przy tym śpiącą na dywanie Toukę. Za oknami panował mrok, a znajdujący się nieopodal naszego bloku dzwon kościelny, miał zaraz wybić osiemnastą. Hinaty nie było; często znikała bez słowa, bo stan zdrowia jej ciotki nieco się pogorszył. Wieczory spędzałam sama, każdy miał jakieś inne zajęcia, a ja nie lubiłam wciskać się gdziekolwiek na krzywy ryj; samotność nie była taka tragiczna.
Gdy jednak sterczałam w kuchni i próbowałam wyrzucić z głowy obrazy z koszmaru, drzwi mieszkania otworzyły się zamaszyście, wnosząc do wnętrza przyjemną gwarę ludzkiej obecności.
— Jezu, proszę — jęknęła Hyuuga, której czerwone policzki aż prosiły o litość — zrób i nam herbatę.
Zza framugi wychyliła się blond czupryna; chłopak niósł jakiś wielki karton, który wyraźnie nie należał do najlżejszych.
— Co tam macie? — zapytałam, wyciągając z szafek dodatkowe kubki.
— Wymyśliła sobie jakiś stolik do pokoju — parsknął chłopak, mijając przejście.
— Był taki ładny, że nie mogłam oderwać od niego oczu — dodała Hinata, ściągając kurtkę. — Matko, nie pamiętam takich mrozów, naprawdę.
Porozmawiałam chwilę z dziewczyną, póki blondyn nie wkroczył do kuchni. Opierałam się o blat, sącząc gorący napój i obserwowałam jego twarz. Nie trudno było się domyślić, że czekał na to, aż ktoś dostrzeże jego minę i zada mu pytanie.
— No mów — nakazała Hyuuga, widocznie zauważając to co ja.
— No dobra, słuchajcie! — Klasnął zabawnie w dłonie, które potem o siebie potarł. — Co wy na to, by we trójkę zniknąć na weekend i zaszyć się z daleka od miasta?
— Niby kiedy? — zapytałam, po przełknięciu herbaty.
— Po ostatnim egzaminie. — Usiadł na krześle, które wcześniej podsunął pod blat, by nie siedzieć tyłem do żadnej z nas. — Z tego co wiem, ja zaliczam we wtorek, ty Mikasa w środę, a Hinata w piątek. Wieczorem wpakowalibyśmy się do auta i ulotnili.
— A co w razie nie zdania? — zapytała niespokojnie dziewczyna. — Mam problem z fizyką.
— Przecież wiesz, że tam też będziesz mogła się spokojnie pouczyć. — Popatrzył na nią pobłażliwie. — No? Co wy na to? Mikasa, poznasz nasze szczeniackie rejony i moich rodziców.
Po chwili namysłu doszłam do wniosku, że z chęcią bym się stamtąd wyrwała. Nie miałam dla kogo tam przebywać, a jeśli pojechaliby beze mnie, już całkowicie zostałabym sama i gniła z zazdrości.
— Co z Touką? — drążyłam, dając mu do zrozumienia, że jestem chętna na ową wycieczkę.
— Jeżeli chcesz ją wziąć, nie będzie problemu.
— Nie miałabym jej gdzie zostawić… Jeżeli poprosiłabym o to Leviego, pies byłby zagrożony przez Gaarę i Erwina. Obecność tych dwóch jej szkodzi.
Chłopak uśmiechnął się zgodnie i oboje popatrzyliśmy na Hinatę, która toczyła w głowie istną walkę myśli.
— No dobra — stęknęła, opierając czoło o blat stołu.
Plan więc był prosty. Musieliśmy się wszyscy postarać o to, by zdać egzaminy i móc spokojnie cieszyć się wolnym weekendem w spokojnej okolicy. Nurtował mnie jednak fakt o wspomnianych szczeniackich rejonach. Czyżby tam poznał się również z Kibą? Jeździli razem na wakacje? A może to miejsce w ogóle nie dotyczyło Inuzuki…
Miałam to w głowie. Wiarę w odnalezienie jakiegoś śladu, wskazówki. Czegokolwiek, co mogłoby mi powiedzieć, co się z nim dzieje. Czasem odnosiłam wrażenie, że Naruto, mówiąc mi, iż wszystko jest z nim w porządku, okłamywał też samego siebie.

***

Śnieg sypał niemiłosiernie, lepiąc się do jego już zbyt długiej grzywki. Pędził chodnikiem, przekopując poły białego puchu, przy okazji przeklinając przemoczone buty. Dzierżył w drżącej, skostniałej dłoni papierosa i pospiesznie ściągał z niego kolejne porcje dymu; to tylko pogarszało jego stan, ale wmawiał sobie co innego.
Był niespokojny, osaczony. Od kiedy opuścił pub, znajdujący się na bulwarach Plymouth, nie potrafił pozbyć się niepokojącego wrażenia prześladowania. Ciągnęło się to za nim od kilku dni, ale wmawiał sobie, że to głupie mrzonki, spowodowane nadmierną ilością spożywanej amfetaminy. Bo przecież musiał sobie jakoś radzić, ukrywając się z dala od Londynu.
Gnał do swojego baraku, jednocześnie próbując wsłuchać się w przyjemny szum fal, gdy tylko znalazł się na wybrzeżu. Może i warunki były godne psa, ale cieszył się, że załatwili mu cokolwiek. Chciał już znaleźć się w swoim lokum, położyć na materacu i czuć, jak wiruje mu w głowie.
Wówczas wpadał w coraz gorszą paranoję. Rozglądał się dookoła, z przerażeniem doglądając każdego okna mijanych budynków. Zakrztusił się wdychanym powietrzem, gdy z kosza spadła pokrywa, a z ciemności zaułka wyłoniła się ludzka sylwetka.
— Młody, rzuć kilka funtów do wina! — Zachrypnięty głos miejscowego bezdomnego, który nie widział nic poza butelkami swojego ulubionego trunku, wywołał w jego umyśle nieprzyjemne drgania, a gorąc opanował całe jego ciało.
— Spadaj — fuknął, szczelniej okrywając się kurtką. — Sam nie mam hajsu.
Pokręcił głową i cisnął petem w śnieg, skręcając w ulicę, znajdującą się pomiędzy wielkimi hangarami. Zaleciało mu rybą; mimo to, wolał te rejony niż port, na którym znajdowało się zawsze od groma ludzi, przez transporty kanałem La Manche. Dach baraku majaczył nad wysokim murem, dzielącym go od lokum. Mógł iść naokoło i dostać się do niego jak cywilizowany człowiek, ale nie miał już na to siły. Postanowił wskoczyć na kontener i przedrzeć się przez przeszkodę.
Doszedł na koniec zaułka; postawił stopę na wystającej poręczy gigantycznego kosza i lekko ugiął drugą nogę, by móc sprężyście odbić się od podłoża, gdy wnet został wytrącony z uwagi przez rozrywający bębenki pisk opon. Chwilę później oblało go światło reflektorów auta, które szarżowało prosto na niego. Gdy próbował w pośpiechu wskoczyć na pojemnik, noga ześlizgnęła się z oblodzonej stali i runął na ziemię.
Samochód z poślizgiem wyhamował kilka metrów obok, stając w poprzek oblodzonej uliczki. Próbował się podnieść, ale w panice wciąż upadał na oszklone podłoże. Łzy drążyły ścieżki na jego czerwonych policzkach, a w głowie kołatała się tylko jedna myśl: już po mnie.
— Jean, Jean, Jean... — Męski, znajomy głos, przepełniony jadowitą kpiną, zmącił ciszę panującą w okolicy. — Dwa miesiące cię szukaliśmy. Uciekałeś kanałami jak pierdolony szczur, aż do dzisiaj.
Złapał za rączkę śmietnika i z jej pomocą, dźwignął się powoli na nogi. Cztery pary drzwi zatrzasnęły się z hukiem. Obrócił głowę w tamtą stronę, ale nie był w stanie dostrzec swoich gości, przez wciąż palące się światła auta. Kojarzył każdą sylwetkę, która trzymała w rękach podłużne przedmioty. Znał ich, doskonale wiedział kim byli. Od początku zdawał sobie sprawę, że gdy już ktoś zacznie się trudzić szukaniem go, to będą właśnie oni; nikt inny nie chciałby brudzić sobie nim rąk. Ich nazwisko budziło grozę, nie mniejszą od samych Akatsuki.
Tym razem nie pojawili się jednak we troje. Był z nimi ktoś jeszcze, wbijał w niego nienawistne, obłędne spojrzenie, które zabijało w ludziach resztki odwagi, sił do walki. Czekał na ten moment od dawna, nadając sobie własne prawo do zemsty.
— Pewnie nie mogłeś się nas doczekać, co?
Największy z napastników zaczął iść w jego kierunku, śmiejąc się głośno. Obracał w dłoni czymś podobnym do pałki teleskopowej. Jean próbował uciec bokiem, lecz oprawca bez najmniejszych skrupułów zamachnął się narzędziem i wpakował je w brzuch Kirsteina. Chłopak runął na kolana, czując w ustach nieprzyjemny, metaliczny posmak krwi. Barczysty facet przykucnął przy nim i odchylił mu głowę za włosy, dotykając zimnym, metalowym orężem jego podbródka.
— Jest fajnie, Jean? — Syknął inny z napastników. Ofiara jednak wciąż skupiała wzrok na tym, który nie miał nawet najmniejszego zamiaru ruszyć w jego kierunku. Stał wciąż w miejscu, nieprzerwanie się w niego wpatrując. — Podoba ci się?
— Powiem wam wszystko co wiem o Akatsuki — wyszeptał, czując jak stróżka juchy spływa po jego brodzie, a następnie szyi. — Przysięgam, wszystko.
— To może później — odezwał się wysoki, szczupły mężczyzna. Podszedł bliżej nich i stanął tuż nad Jeanem, przesłaniając widok dwójki pozostałych. — Teraz pokażemy, jak lubimy się bawić.
Przeraźliwy, urwany wrzask przeciął wybrzeże, podrywając do lotu przerażone mewy.
— To będzie dla ciebie nauczka — wysyczał wielki, zaciskając palce mocniej na jego włosach. — Więcej nie dotkniesz małej Ackerman, głupie ścierwo.

***

— Mikasa!
Odwróciłam głowę od okna i popatrzyłam na Uzumakiego, spoglądającego podejrzliwie w moim kierunku. Zamrugałam kilka razy i przeniosłam spojrzenie na Toukę, która leżała obok mnie na tylnej kanapie auta. Miałam w głowie dziwny pustostan i szum; przez chwilę zupełnie nie potrafiłam zebrać do kupy swoich myśli.
— Jesteśmy na miejscu? — zapytałam spostrzegając, że stoimy przed jakąś bramą.
— Owszem — przytaknął, odpinając pas. — Zaczekajcie, otworzę i wjedziemy.
W ciszy, razem z Hinatą, powiodłyśmy za nim wzrokiem; byłam pewna, że dziewczyna spała, przez jej długotrwałe milczenie. Gdy wjechaliśmy na podwórko, z zafascynowaniem podziwiałam jego rozmiary. Co prawda, wszystko było przykryte śniegiem, a drzewa posiadały puste gałęzie, ale nie trudno było mi wyobrazić sobie, jak ładnie musiało tam być latem.
Kiedy tylko zaparkowaliśmy, drzwi wielkiego, żółtego domu otworzyły się zamaszyście. Pojawiła się w nich chyba najurodziwsza kobieta, jaką kiedykolwiek widziałam. Obserwowałam ją z zafascynowaniem, gdy zatrzymała się na stopniach prowadzących na przytulny ganek. Naruto wypuścił Toukę, która prędko zeskoczyła na śnieg i zaczęła zwiedzać okolice auta. Hinata również mnie opuściła i ruszyła do owej piękności, aby się przywitać. Nie pozostawało mi nic innego, jak pójść w jej ślady.
— Nie wstydź się jej. — Usłyszałam, gdy tylko stanęłam na podjeździe. Naruto wyciągał z bagażnika nasze torby. — Inaczej poznasz nowe pojęcie piekła.
Uniosłam ku górze brew, a nim zdążyłam o cokolwiek zapytać, poczułam słodki zapach perfum.
— Mikasa! — Cudowny, melodyjny głos wpłynął w moje wnętrze jak jakieś środki odurzające. Zwróciłam oczy ku kobiecie i westchnęłam odruchowo, widząc, jak wyciąga ramiona. Objęła mnie i ucałowała policzek, jakbyśmy znały się od bardzo dawna. — Tyle o tobie słyszałam, jak miło cię w końcu poznać! Jestem Kushina, mama tego łobuza.
Skinęła głową na blondyna, a po chwili zaczęła ciągnąć nas do domu, pozostawiając syna samego z bagażem.
Budynek był cudowny. Przestronny, ale nawet przez chwilę nie miałam wrażenia, że czegoś mi brakuje. Ciepło i przyjemna atmosfera, nosiły się po jego wnętrzu, w miły sposób rozluźniając napięcie.
— Przygotowałam wam sypialnię — oznajmiła Uzumaki, wciąż będąc obok. Nie rozumiałam, o jakie piekło chodziło chłopakowi, przecież to była istna oaza spokoju. — Jest tam też posłanie dla twojego pieska.
— Bardzo dziękuję — odpowiedziałam, uśmiechając się. — Zapewniam, że to naprawdę grzeczny pies i nic nie zbroi.
Otworzyła usta. Przyglądała mi się uważnie, widziałam, że bardzo chciała mi o czymś powiedzieć, ale coś na to nie pozwalało. W błękitnych oczach skrywał się smutek i niepokój, oraz wielka potrzeba wyrzucenia z siebie jakiś niewygodnych informacji.
Hinata jednak odwróciła jej uwagę, a ja pozostałam sama ze swoją konsternacją i próbowałam jakoś wyrzucić to z głowy. Pomogłam Naruto zanieść torby do pokoju i dałam się oprowadzić po dwupiętrowym domu. Nigdzie jednak nie widziałam taty Uzumakiego. Nie pytałam o niego, nie chcąc wyjść na wścibską, ale byłam cholernie ciekawa tego, jakim był człowiekiem. Skoro mama była tą oazą spokoju, to z racji prawdopodobieństwa przeciwieństw, on musiał być tak samo porąbany jak syn.
Doszłyśmy z Hyuugą do wniosku, że weźmiemy szybki prysznic, by nie zajmować później łazienki. Byłyśmy zmęczone podróżą, jednak nie bardziej od Naruto, który słaniał się na nogach i ucinał sobie krótkie drzemki w najróżniejszych miejscach w budynku. Gdy szybciutko się opłukałam i doprowadziłam do stanu używalności, założyłam koszulkę, po czym skierowałam się do tymczasowej sypialni. Odłożyłam rzeczy na łóżko i wyszłam na korytarz, chcąc kogokolwiek znaleźć.
Wkroczyłam boso do kuchni i uśmiechnęłam się, spostrzegając, że Naruto mnie nie zauważył. Miał na sobie wielką, workowatą bluzę; znad gigantycznego kaptura wystawały jego poczochrane blond włosy. Podeszłam do niego cicho i w akcie prostolinijnego żartu — złapałam za szyję i zaczęłam lekko dusić, wydając przy tym głupkowate dźwięki.
— Matko i córko! Kushina, nie strasz mnie!
Zastygłam w bezruchu, nie potrafiąc drgnąć. Roześmiany blondyn zwrócił się do mnie przodem i znalazł się w tym samym stanie, co ja.
Był niemalże identyczny. Jasne kosmyki sterczały mu w każdym, możliwym kierunku, a błyszczące, niebieskie oczy — mimo stanu ewidentnej konsternacji — były tak samo radosne jak te, które już dobrze znałam. Silna sylwetka, wzrost na pierwszy rzut oka równy Naruto i ta sama, ciepła aura. Jedyny fakt jaki ich różnił to ten… że nie byli tą samą osobą.
— O, widzę, że poznałaś mojego męża — zaszczebiotała przed chwilą wspomniana, wchodząc do kuchni. Za plecami rozległ się zduszony chichot mojego przyjaciela.
— Minato — szepnął konspiracyjnie, podając mi dłoń.
— Mikasa — odparłam równie cicho, gdy zaczął energicznie potrząsać moją ręką. — Przepraszam, jesteście identyczni.
— Ludzie robili stokroć gorsze rzeczy, myląc nas… — Uśmiechnął się promiennie; tak samo jak zawsze Naruto, gdy był nieco zmieszany. — Nie ma tragedii.
— Mama kiedyś weszła nago do mojego łóżka, gdy była pijana.
Kobieta zgrzytnęła zębami, a powietrze automatycznie zgęstniało. Poczułam tylko jak dłoń Hinaty owija się wokół mojego nadgarstka, a potem ciągnie mnie do salonu.
— Huragan Kushina nadchodzi — jęknęła przerażona.
Gdy tylko przekroczyłyśmy próg dużego pokoju, dotarł do nas wrzask, łomot, jęk i salwa śmiechu głowy rodziny. Przynajmniej wiedziałam już, że gospodyni stwarzała tylko pozory spokojnej osoby.
Dziewczyna pociągnęła mnie w stronę sofy, a mój wzrok momentalnie skupił się na tacy z przepiękną zastawą wzorzystych filiżanek. Nad każdą z nich unosiła się kusząca para, która nabrała atrakcyjności, kiedy pomyślałam o panującej na zewnątrz zamieci. Nim usiadłam przy stoliku, poklepałam po głowie Toukę, która grzecznie leżała przy szklanych, tarasowych drzwiach.
— Jak podoba ci się w Yorku? — zapytał mężczyzna, wchodząc do pomieszczenia z talerzem pełnym kanapek.
— Nic nie widziała, gdy przejeżdżaliśmy przez miasto spała jak zabita — zauważył Naruto, opadając na fotel obok mnie. — Jutro zabiorę je na Shambles i do wioski wikingów. Pozwiedzamy troszkę.
— Shambles? — powtórzyłam, zaciekawiona nieznaną nazwę.
— To jedyna w Europie ulica, która zachowała się jeszcze z czasów średniowiecza. — Nawet nie wiedziałam, kiedy Kushina stanęła za moimi plecami. — Mają tam na przykład sklep z najprawdziwszymi akcesoriami dla wiedźm; oczy żabek, skrzydełka nietoperza...
— No właśnie — bąknął Minato, wskazując głową na swój posiłek. — Już wiesz, dlaczego nie jem normalnego obiadu po powrocie do domu. Moja żona ma tam kartę stałego klienta.
Materiał mojego siedziska wydał z siebie cichy zgrzyt, gdy zacisnęła się na nim kobieca pięść. Byłam na linii ognia, co wcale nie sprawiało, bym poczuła się lepiej. Udając, że sprawa mnie nie dotyczy, chwyciłam porcelanowe naczynie, by się napić. Czułam zmęczenie; powieki same mi opadały, a ciało zdawało się być całkiem spowolnione. Do tego cholernie bolały mnie plecy, przez to, że spałam w aucie powykręcana w chińskie osiem. Marzyłam o tym, by zatopić się pod kołdrą i obudzić wyspaną.
— Dobrze kochani, ja idę się myć i spać — zaszczebiotała kobieta — Naruto przygotuje wam łóżko, a rano zrobię wam pyszną wyprawkę, żebyście nie marnowali pieniążków w jakiś zakichanych fastfoodach.
Minęło może z czterdzieści minut, gdy ojciec naszego przyjaciela również nas pożegnał, a my mogłyśmy bez skrupułów przenieść się do sypialni. Siedziałam oparta o wezgłowie mebla i nakryta kocem, przyglądając się Hinacie, która z uporem maniaka odświeżała w telefonie swojego maila, by dowiedzieć się, czy zaliczyła ostatni egzamin. Naruto spoczywał na brzegu legowiska i trącał stopą śpiącą Toukę, wydającą przy tym z siebie niezadowolone buczenie.
— Sprawdzisz to jutro… — mruknął chłopak, zerkając na nią.
— Nie będę mogła zasnąć…
Obserwowałam błękitne oczy, które jak zawsze wpatrywały się w dziewczynę z niesamowitym wytęsknieniem i dziwną nostalgią. Wciąż nie byłam w stanie zrozumieć, co tak naprawdę łączyło tę dwójkę, ale jakaś część mnie bardzo chciała, by wzięli się w garść i coś ze sobą zrobili. Gdyby te wszystkie niedopowiedzenia, które oscylowały pomiędzy nimi w końcu zniknęły, zaznali by spokoju. Tak czy siak, istniała dziwna bariera, której nikt nie potrafił skruszyć. Ani z zewnątrz, ani od wewnątrz.
— Jest! — krzyknęła nagle, podskakując energicznie. — Zaliczyłam to! O matko, jak mi dobrze!
Wyciągnęłam w jej kierunku dłoń, z uśmiechem przyjmując piątkę. Blondyn zmrużył z zadowoleniem oczy i podniósł się, po chwili przeciągając.
— Śpijcie dobrze — mruknął, czochrając nasze włosy — jutro musimy wstać o przyzwoitej godzinie, żeby obskoczyć wszystkie miejsca, które mam w planach.
Pożegnałyśmy się i ułożyłyśmy wygodnie. Szeptałyśmy o jakiś przyziemnych sprawach, czując jak sen bardzo szybko nas zniewala. Byłam spokojna, choć gdzieś wewnątrz mnie kryła się dziwna pustka; brakujący element.

***

— Mamo! Zrób nam coś ciepłego do picia! — krzyknął Uzumaki, gdy tylko zamknął za nami drzwi.
Choć starałam się pozbyć z ubrań całego, zalegającego śniegu — przy ściąganiu kurtki, ten i tak zsypał się na podłogę w przedpokoju. Byliśmy zmarznięci, mimo, że od auta do domu dzieliły nas dosłownie metry. Zwiedzanie Yorku było czymś naprawdę fascynującym, ale ujemna temperatura, która przez calusieńką wycieczkę nam nie odpuszczała, nieźle nas wyziębiła.
— Już, już! — Dotarło do nas z kuchni.
W nasze ręce szybko dostały się kubki z gorącą czekoladą. Do pełni szczęścia brakowało nam jeszcze cieplutkich pryszniców, po których w komplecie ponownie zasiedliśmy w salonie.
— Zmarźluchy — prychnął Minato, który pojawił się w pomieszczeniu, cały wymazany smarem. Naruto wspominał wiele razy, że jego ojciec uwielbiał grzebać w swoim samochodzie i często dzięki temu pozbywał się stresu. — Jak było?
— Świetnie — odparłam, posyłając mu grzeczny uśmiech. — York to piękne miasto, a spoglądanie na nie z York Minster, wręcz zapiera dech w piersiach.
Wypytał nas o inne, zwiedzone miejsca i sam udał się na kąpiel. Nasza trójka doszła do zgodnego wniosku, że gdy rodzice położą się już spać, obejrzymy sobie jakiś film. Jeszcze wtedy nie spodziewałam się, że atmosfera w tym domu będzie mogła się tak diametralnie zmienić.
Graliśmy w karty, rozłożeni wygodnie na kanapie; jako że żadne z nas nie miało ochoty oddawać nikomu swoich pieniędzy, Uzumaki rozdał nam po paczce zapałek o które drapieżnie walczyliśmy, nie zważając na to, jak głośni przy tym byliśmy.
— Dobra, chrzanię to. — Blondyn rzucił kartami na koc i dźwignął się na nogi. — Zabiorę Toukę na dwór, a wy zastanówcie się nad filmem.
Chłopak minął się w przejściu ze swoim ojcem, a po chwili opuścił dom.
— Nie chcecie napić się czegoś mocniejszego? — zapytał wesoło, mijając sofę. Podszedł z wolna do barku i otworzył jego drzwiczki, by rozejrzeć się po jego zawartości. — Mam whiskey i dobre, domowe wino.
Wymieniłyśmy z Hinatą znaczące spojrzenia i z chęcią przyjęłyśmy ofertę, mimo, że na mieście zdążyłyśmy skosztować różnych rodzajów alkoholu, gdy trafiliśmy do restauracji, gdzie trwała degustacja zachodnich produktów. Mężczyzna przyniósł z kuchni szklankę do rudej i dwa, spore kielichy, które po chwili wypełnił burgundowym płynem.
— Skąd jesteś Mikasa? — zapytał, siadając w fotelu. Wziął do ręki pilota i przebiegł po kilku programach, by zatrzymać się na meczu koszykówki. Szybko jednak odwrócił wzrok w moim kierunku. — Podobno poznaliście się w Londynie, ale na święta jechałaś do rodziny.
— Z Newcastle. Mieszkamy z wujostwem na obrzeżach miasta, nigdy nie lubili tego nieprzyjemnego zgiełku.
— O cholerka, masz spory kawałek drogi, żeby wracać do domu… — Zamieszał płynem w swojej szklance. — Podoba ci się w Londynie?
Zgrabnie ominął temat wujostwa i nie próbował zagłębiać się dalej, byłam pewna, że Uzumaki uprzedził go o moim specyficznym życiu, o którym sam miał niewiele pojęcia. Mimo wszystko, rozmowa z tym człowiekiem była naprawdę przyjemna. Na pierwszy rzut oka można było dostrzec, że to bardzo wykształcony, pokojowy facet, nie dający się szybko wyprowadzić z równowagi. Był postawny i silny, tak jak jego syn, ale ten, jak się okazało, odziedziczył większość z charakteru mamy. Choć i w przypadku Minato szło znaleźć wiele podobieństw.
W między czasie w salonie pojawiła się Kushina. Gdy tylko zobaczyła w naszych rękach alkohol, jej mina dziwnie zrzedła. Była milcząca, a brwi wciąż dziwnie schodziły się do siebie, co tylko wzmagało moje zainteresowanie stanem kobiety. Wyraźnie się czymś martwiła, a nawet denerwowała.

— Jest cholernie zimno! — Naruto wszedł do salonu, rozcierając dłonie. Popatrzył na nas i pokręcił głową. — Jeszcze wam mało?
Zaśmiałyśmy się, widząc jego nieprzychylną minę. Chłopak usiadł z powrotem na swoim miejscu i z niechęcią zerknął na karty, dając nam do zrozumienia, że raczej nasze rozgrywki dobiegły końca.
— Naruto, napijesz się trochę? — zapytał mężczyzna, wskazując na butelkę.
— Minato! — Ryknięcie gospodyni dosłownie podrażniło moje bębenki. Przestraszona spojrzałam w jej kierunku i odruchowo wcisnęłam się w kąt kanapy, dostrzegając, że Hinata zrobiła dokładnie to samo. Nawet spuściła głowę, jakby czuła się czemuś winna. — Postradałeś zmysły?!
— Mamo spokojnie… — Chłopak uniósł dłonie w geście obronnym. — Nawet bym…
— Żeby po tym wszystkim… — wyszeptała jadowicie, podchodząc do stolika. Zgarnęła z niego szkło i ze złością zakręciła butelkę. — Nie wierzę, kurwa, że wciąż jesteś na tyle durny, Minato!
Mężczyzna się nie odzywał. Zawiesił wzrok na rozgniewanej twarzy żony i nie wiedział, jak ma zareagować. Wrzuciła butelkę do barku, nie zważając na to, że mogła ją potłuc i wyszła z salonu, nawet się nie odwracając. Siłą przygwoździłam Toukę z powrotem do podłogi, gdy zdenerwowana poderwała się na łapy i zaskomlała. Kątem oka dostrzegłam, jak ojciec przechyla szklankę i wlewa w usta całą, pozostałą zawartość, po czym rusza do drzwi wyjściowych domu.
— Przepraszam — wyszeptał Naruto, patrząc na moje ręce, które mimowolnie drżały. Zrozumiałam, że Hinata nie pierwszy raz była świadkiem takiej sytuacji; schowała twarz w dłoniach. Zawsze to robiła, gdy się denerwowała, bała. — Naprawdę cię przepraszam… — Wstał i pobiegł w tym samym kierunku co Kushina, odprowadzony moim wystraszonym wzrokiem.
— Wymaż to z głowy. — Szept Hyuugi ledwo do mnie dotarł. — Inaczej Naruto nie będzie potrafił ci spojrzeć już w oczy.
— Co się właściwie stało? — zapytałam, odstawiając nasze kieliszki na etażerkę. — Hinata?
— Nie drąż — odparła, odsłaniając czerwoną twarz. Popatrzyła na mnie spokojnie i wzięła oddech. — Innym razem.
Przytaknęłam głową; sytuacja naprawdę była zaskakująca. Miałam pewność, że właśnie uchylono przede mną rąbka tajemnicy, która raczej była skrzętnie trzymana pod kluczem. Czułam się nieswojo wiedząc, że moja obecność przy tym wybuchu była dodatkowym źródłem zażenowania dla Naruto.
W milczeniu wpatrywałam się w kolorowy ekran wielkiego, plazmowego telewizora i nie wiedziałam, jak zebrać do kupy myśli. Uzumakiego nie było już dobre dwadzieścia minut, a gdy w końcu się pojawił, nie miałam pojęcia gdzie patrzeć.
— Moja mama jest bardzo wybuchowa — powiedział nagle, gramoląc się między nas. Miałam wrażenie, że usilnie starał się zachowywać tak, jakby nic się nie stało. Za radą Hinaty, miałam zamiar zrobić dokładnie to samo. Nie było to jednak łatwe, bo wręcz odwracał głowę tyłem do mnie, nie chcąc, by przypadkiem nasze spojrzenia się spotkały. — I jak, wybrałyście film?
— Zagadałyśmy się… — odparła Hyuuga.
Drogą eliminacji, skończyliśmy z jakimś filmem sensacyjnym, którego fabuła okazała się być całkiem ciekawa, przez co każde z nas się rozluźniło. Naruto wrócił do dawnej postaci, choć nadal unikał ze mną kontaktu wzrokowego.
Był świetnym gospodarzem; niczego nam u niego nie brakowało, zapewniał nam wszystko, byśmy czuły się swobodnie. Rano nawet pojechał po świeże pieczywo, z którego jego mama przyrządziła nam naprawdę pyszne kanapki. Zazdrościłam mu tego. Nie ważne, czym tak naprawdę była spowodowana ta nieprzyjemna sytuacja, oni się kochali. Mogli na siebie liczyć, darzyć wspólną, silną miłością… Razem mogli wszystko.

— Dobranoc.
Blondyn wyszedł z pokoju, gasząc światło i zamykając drzwi. Ułożyłam się wygodnie, splatając dłonie na brzuchu. Wpatrywałam się w sufit, czując dziwny brak odwagi na to, by się odezwać. Hyuuga położyła się plecami do mnie, dając znać, że nie ma ochoty na rozmowę. Ja jednak nie potrafiłam zasnąć, a czas dłużył mi się w nieskończoność. Dziewczyna kręciła się, co jakiś czas nabierając głośno powietrza w płuca. Zaczynałam się martwić. Przez głowę przeszło mi nawet, że zaraz dostanie jakiegoś ataku i spędzimy tę noc na pogotowiu, jednak nim zdążyłam zapytać, czy wszystko w porządku — kolejny grom tego wieczoru uderzył we mnie zwiastując potężną burzę.
— Kocham go — szepnęła, przewracając się na plecy. Nie potrafiła na mnie spojrzeć… Zupełnie tak jak ja na nią. — Kocham od naprawdę wielu lat, ale tak bardzo boję się obarczać go sobą.
— Gdy tak widzę, ile trudu sobie zadaje, byś była szczęśliwa, to jakoś nie wydaje mi się, by mu to obarczanie przeszkadzało — odpowiedziałam spokojnie, zamykając powieki. — To się wydaje trochę egoistyczne, Hinata. On daje z siebie wszystko, byś nie doznała zagrożenia z żadnej, możliwej strony. By niczego ci nie brakowało… A oczekuje w zamian naprawdę niewiele. Twojej uwagi, twojego ciepła i dawki tych głupich uczuć, które tak skrzętnie w sobie zamykasz. Dlaczego, do jasnej cholery, mu tego nie oddasz?
— Chcę zmniejszyć ryzyko zranienia go do minimum.
— Żartujesz? — fuknęłam, zwracając głowę gwałtownie w jej kierunku. — Odtrącasz uczucia zajebistego chłopaka, który zginąłby, byś tylko była szczęśliwa. A on jeszcze głupi na to pozwala. — Tak, zazdrościłam jej. Stąd pretensjonalny ton, którego nie mogłam się pozbyć. — Nie ważne, jak bardzo starasz się przed nim ukryć, jak uciekasz, jak stawiasz niewidzialne mury. Wystarczy, że powiesz do niego po imieniu, a w jego oczach już pojawia się taka dziwna iskra, łaknienie twojej uwagi… — Wyłamałam palce, czując na sobie lekko zszokowane spojrzenie. — Zazdroszczę ci tej miłości, jaką Naruto cię darzy. Wiele bym oddała, by również ktoś mnie tak mocno kochał… Jednak nie mogę nic oddać, bo nic nie mam. I wiem, że nie nadaję się do kochania, lecz ty tak. Musisz tylko w końcu poukładać sobie w głowie.
Zmarszczyła delikatnie czoło i odwróciła wzrok. Wpatrywała się w łyse gałązki dębu, które drapały szybę przez nieustający wiatr. Śnieg kleił się do szkła i mienił ciepłymi kolorami, przez światło ulicznej latarni. Widziałam, że nad czymś myślała; wręcz walczyła ze sobą, zbierając wszystkie siły. Czułam, że miał nastąpić kolejny przełom; że zaraz dosięgnę prawdy. Bałam się tylko, że owa będzie wstrząsająca.
— Naruto ma już dwadzieścia cztery lata — zaczęła nagle, kręcąc młynka kciukami. Ta informacja, choć zupełnie dla mnie oczywista, w tamtym momencie była jak drobna iskra, która przyczyniła się do wybuchu. — Niestety, z tego okresu zabrano mu jakieś pięć lat.
— Chorował?
— Chcielibyśmy — prychnęła, a na jej twarzy po raz pierwszy dostrzegłam tak dziwny wyraz twarzy. — Karin Uzumaki to starsza siostra Naruto. Była całkiem dobrą uczennicą, wygrywała wszelkie olimpiady i zgarniała najlepsze nagrody, powoli sprawiając, że ich nazwisko stało się rozpoznawalne. Była w czołówce najlepszych uczniów w Londynie. Dostała się nawet na renomowaną uczelnię, jednak wybrała nasz uniwersytet. Jej rodzice w to jednak nie ingerowali. Nigdy nie zmuszali jej do bycia prymuską, robiła to sama z siebie. Do czasu, aż wpadła pomiędzy bardzo nieciekawe towarzystwo.
Coś było nie tak, i to bardzo… Dlaczego błądząc po tym domu  nigdzie nie dostrzegłam zdjęć na których widniałby ktoś poza naszym blondynkiem i jego rodzicami? Nie natknęłam się nawet na najmniejszy ślad.
— Możesz mi wierzyć, lub też nie, ale Karin była szychą w Akatsuki. Zaraz po tym, jak zaczęła spadać na samo dno i pociągnęła za sobą szesnastolatka. — Odruchowo popatrzyłam w stronę drzwi. Co chciała mi przez to powiedzieć? Zaczęłam wiązać fakty; czyżby ta dziewczyna była powodem reakcji ich matki? — Do tej pory nie wiemy jakim cudem Naruto skończył liceum. Wciąż był pijany, nie mówiąc o regularnym zażywaniu narkotyków. Nie mogliśmy do niego dotrzeć, wpłynąć na niego. Żadne argumenty, represyjne próby przywrócenia go do porządku nie pomagały… Był wrakiem człowieka, który potrafił odwiedzić mnie o drugiej w nocy, przelewać się w moich ramionach i błagać o to, bym go najzwyczajniej w świecie zabiła, bo nie miał już siły. Bo nie potrafił jej się postawić.
Wpatrywałam się w jej blade oblicze, analizując przed chwilą usłyszane słowa. Jak to możliwe, by ten Naruto, mógł być kimś takim? Nie byłam nawet w stanie sobie tego wyobrazić. Przecież nie raz napił się z nami piwa czy wódki. Co prawda, nigdy nie przesadzał, ale jak wiele musiał poświęcić, by pozbyć się tej przeszłości?
— Był taki wieczór, kiedy został w domu i zaprzysiągł sobie, że da radę nic nie schrzanić, bo były to urodziny jego mamy. Udało mu się, naprawdę. — Popatrzyła na mnie, jakby chcąc upewnić w swoich słowach. — Sprawił, że wszyscy zaczęli mieć nadzieję, że on wróci na dobrą drogę. Lecz do domu wparowała Karin. Na gwałt potrzebowała pieniędzy, nie obchodziło ją to, że w domu było pełno gości; darła się, że natychmiast mają jej dać jakąś kasę. Naruto zaczął się stawiać, ale jego własna siostra napadła na niego z nożem w ręku. Zwyzywała całą rodzinę, wyrzekła się ich, dosłownie… I czasem zastanawiam się, czy to było gorsze, czy może fakt, że ukradła samochód rodziców i śmiertelnie potrąciła bogu ducha winną ośmiolatkę. — Zamilkła, a ja nie śmiałam powiedzieć słowa. Czekałam na to, aż w jakiś sposób to spuentuje, bo ja byłam rozbita na tysiąc kawałków i nie potrafiłam skleić myśli. — Siedzi w więzieniu. Jej wyrok kończy się za sześć lat, choć i tak każdy twierdzi, że po zsumowaniu wszystkich jej występków, powinna dostać więcej. Nawet nie chce mi się tego wszystkiego wymieniać, ale sama rozumiesz… Skoro jej pierworodni rodzice skreślili ją z rodziny, to coś musiało być nie tak… — Uśmiechnęła się cierpko. — Naruto ją odwiedził. Raz, jedyny. Tylko po to, by powiedzieć, jak bardzo jej nienawidzi i podziękować za to, że otworzyła mu tamtego wieczora oczy. Wyszedł z tego, ciężko walcząc. Zaczął z czystą kartą, został by studiować w Londynie, rodziców namówił do wprowadzenia się do tego domu, który należał do jego dziadków… Za to wszystko go pokochałam, Mikasa. Za siłę, odwagę i miłość, którą wokoło siebie roztaczał; nie ważne w jakim będąc stanie.
— Jest wyjątkowy — wyszeptałam, zgodnie z własnymi myślami. — Nigdy, przenigdy nie pomyślałabym, że to właśnie on przeżył takie piekło.
— No właśnie… — Odchyliła do tyłu głowę, a w jej oczach pojawiły się szkliste łzy, które za wszelką cenę chciała zatrzymać. Niestety próby poszły na marne, a ciemne pomieszczenie wypełnił jej cichy szloch. — Więc powiedz mi, proszę… Czy po tym wszystkim, ktokolwiek chciałby sprowadzać sobie na głowę dziewczynę, którą bito i gwałcono w jej własnym, rodzinnym domu?
Kolejna bomba spadła na moją głowę i serce. Nie trudno było domyślić się, że mówiła o sobie. Widziałam, ile trudu sprawiła jej ta rozmowa, ale mimo wszystko tliła się w niej potrzeba opowiedzenia w końcu o tym wszystkim. To nawet nie było szukanie wsparcia, a zwykłe przepełnienie negatywnymi emocjami. Odruchowo przysunęłam się do niej i wręcz siłą przyciągnęłam do siebie.
— Były tygodnie, gdy powtarzali to noc w noc… Tłamsili mnie, pozbawiając wszelkich sił i nadziei. Gnoili, upokarzali, odbierali resztki honoru — łkała, starając się stłumić płacz. Bała się; miałam wrażenie, że obawiała się tego, iż Naruto to usłyszy. — Nie mogłam pisnąć słowa… Milczałam, ze strachu moczyłam się w łóżko. Nienawidziłam zimnych krat klatki, w której mnie zamykali. Nienawidziłam ich zapachu, dotyku, głosu…
— Kto ci to robił? — zapytałam, gdy ucichła. Głaskałam jej głowę, nie potrafiąc ogarnąć ogromu myśli, jaki zawitał w moim umyśle. — Kto cię tak krzywdził?
— Mój kuzyn i jego ojciec… — Przetarła oczy, próbując unormować oddech. — Wszystko zaczęło się gdy miałam trzynaście lat… Trwało prawie rok… Całą wieczność. Moi rodzice wyjechali do stanów, a mnie oddali pod opiekę tego skurwysyna.
W końcu zrozumiałam jej nadwrażliwość. Dziwne reakcje na dotyk, na ciemność, na hałasy. Była wiecznie wystraszona, nieobecna, przewrażliwiona. Jej niechęć do związku z Naruto nie polegała tylko na jego przeszłości… W większej mierze opierała się na jej fobii, strachu, czystej traumie. Wszystko zaczęło układać się w jednolitą całość, która nurtowała mnie od przyjazdu do Londynu.
— W pewnym momencie przestałam modlić się o cud — kontynuowała spokojnie, okrywając się szczelniej kocem. — Ale ten przyszedł, i to dosłownie. Słyszałam walenie do drzwi, choć byłam w domu zupełnie sama, zamknięta w tej popieprzonej klatce. Często ktoś próbował się do nas dobić, ale bezskutecznie. Dorośli wcale nie byli zaniepokojeni moją nagłą nieobecnością na podwórku, tak samo jak inne dzieciaki. Oprócz tej dwójki… — Do głowy niemalże natychmiast przyszli mi Naruto… I Inuzuka. — Usłyszałam, jak drzwi domu się otwierają, jak ktoś cicho wsuwa się do mieszkania, nic nie mówiąc. Przemieszczał się po domu bezszelestnie, trwało to prawie kwadrans, a ja byłam coraz bardziej przerażona, bo niewielu ludzi miało pojęcie gdzie chowałam zapasowy klucz. Drzwi piwnicy w końcu się otworzyły, a ja momentalnie rozpoznałam sylwetkę chłopaka, który zbiegł na dół, po spróchniałych schodkach, mało się przy tym nie zabijając.
— Naruto…
Pokręciła głową, uśmiechając się przez łzy.
— Kiba — szepnęła. — Złapał za kraty i z przerażeniem wypytywał mnie o co chodzi. Dlaczego tam jestem. Kopał zamek, lecz nic to nie dawało, oprócz niepotrzebnego rabanu. Wtedy też pękłam i zaczęłam płakać, po raz pierwszy głośno błagając o pomoc. Obiecał mi wtedy, że wróci, żebym się nie poddawała, żebym była silna. A ja uwierzyłam mu na słowo. — Westchnęła głośno, nieco spokojniejsza. — Pobiegł do Naruto, będąc pewnym, że jego nikt nie posłucha. Uzumaki jako szesnastolatek miał większe szanse na to, by cokolwiek zdziałać… Na pewno miał przewagę nad wiecznie zbuntowanym przyjacielem. Bez chwili zastanowienia ruszył na policję. Na początku nikt nie chciał mu uwierzyć, ale zaczął mówić o tym, że zniknęłam. Że od prawie roku nikt mnie nie widział, a do szkoły wysłano wniosek o indywidualne nauczanie, bez konkretnych podstaw. Potem poszło już z górki. Komendant bardzo szybko zaangażował się w sprawę, co było całkiem zaskakujące. Najpierw zgarnęli dyrektora szkoły, który dostał w łapy pieniądze i nie drążył tematu mojej nieobecności w szkole. Policja chciała się dostać do domu, ale wujek się nie zgodził, bluźnił i krzyczał, że ich nie wpuści. Radiowozy zostały na ulicy, podwórko było obstawione przez wielu funkcjonariuszy, by przypadkiem nie próbowali ze mną uciec, a jeden z mundurowych pojechał po nakaz rewizji. Do tej pory dokładnie pamiętam twarz komendanta, który wyciągając mnie z klatki, płakał… Jego córeczkę spotkał ten sam los, tyle że ona tego nie przeżyła. — Zamyśliła się na kilka chwil. — Od tamtej pory byłam nierozłączna z Kibą i Naruto… Wciąż szliśmy jedną ścieżką i krzyżowaliśmy ją z drogami innych.
Walczyłam z nieprzyjemnym uściskiem w gardle. Popatrzyłam na nią, czując jak moje oczy mimowolnie się szklą. Opanowało mnie potworne uczucie współczucia i bólu, który mi się udzielił. Przyjęłam te wszystkie wiadomości, dosadnie zdając sobie sprawę z tego, że zło nie omija nikogo.
— Cieszę się, że pojawiłaś się w moim życiu — wyszeptała, normując oddech. — To jedna z lepszych rzeczy, jakie mnie spotkały.

***

Siedziałam na podłożu stworzonym z grubych, drewnianych pali i z niezadowoleniem wciągałam w płuca tumany kurzu. Mimo to, uparcie rozglądałam się po strychu, kąpiącym się w przyjemnym półmroku. Touka dreptała po pomieszczeniu, zaglądając do pudeł i na tylko przez nią widziane stworzenia.
Naruto, Hinata i Minato pojechali na większe zakupy, z których ja zrezygnowałam przez stan podgorączkowy. Tak czy siak, ze sporą ochotą ruszyłam na poddasze za Kushiną, by pomóc poszukać jej starych, kuchennych sprzętów, które chciała oddać na skup rzeczy dla ubogich.
— Ostatni raz ktokolwiek wchodził tu jakiś rok temu — chrząknęła, w przerwie od duszenia się kaszlem. — Wybacz mi ten bałagan, słońce.
— Prawie jak u siebie. — Uśmiechnęłam się, odwracając w jej stronę. Śmiesznie wyglądała; wiecznie nosiła przewiązany przez brzuch, biały fartuszek. Nie wyglądała na pedantkę, ale chyba ten kawałek materiału miał jakąś wartość sentymentalną. — Macie tu strasznie dużo sprzętu.
— Większość tych rzeczy należała do rodziców mojego męża — odparła, odpychając na bok jedno z mniejszych pudełek. — Niestety, byli już wieloletnim małżeństwem, gdy Minato przyszedł na świat. Zmarli kilka lat temu, już wcześniej pozwalając nam tu zamieszkać.
— Przykro mi — mruknęłam i podeszłam bliżej, widząc jak nie radziła sobie z wiklinową skrzynią, a uparcie chciała się za nią dostać.
Podniosłam ją z niemałym trudem i przestawiłam na bok, czując na sobie skonsternowane spojrzenie.
— Ach, przestań. — Machnęła ręką. — Śmierć to naturalna sprawa. Szczególnie ta ze starości.
Była coraz bliżej trafienia w mój czuły punkt.
Dokopałyśmy się do wielkiej, białej skrzyni, na której widok bezsprzecznie się ucieszyła. Wysunęłyśmy ją na środek, by mogła spokojnie przy niej uklęknąć i zacząć grzebać w jej wnętrzu. Zawiesiłam wzrok na tekturowym pudle i szybko spostrzegłam wystający z niej przedmiot. Byłam pewna, że ową rzeczą była ramka ze zdjęciem; nabrałam ochoty na sięgnięcie po nią, ale jeżeli była to mina w postaci zdjęcia Karin, mogłam się nieźle wpakować. Z drugiej strony byłam cholernie ciekawa tego, jak wyglądała starsza siostra Naruto. Wykorzystując nieuwagę gospodyni, sięgnęłam po fotografię i doznałam większego szoku, niż mogłoby mi się wydawać.
Sześcioro znajomych mi ludzi; Uzumakiego, Hinatę, Sasuke, Sakurę, Ino oraz Kibę. Byli dziećmi, mogli mieć najwyżej po dwanaście lat i wyglądali na naprawdę zgraną paczkę. Próbowałam dokopać się w zakamarki pamięci i przywrócić jakiekolwiek informacje, ale nikt nigdy mi nie wspominał, że oni się kiedykolwiek przyjaźnili. Jedyne, co pamiętałam, to to, że chodzili razem do jednego liceum.
Wpatrywałam się w ich zastygłe, młode oblicza, które nie pokazywały nawet grama zła, zmęczenia, strachu czy nienawiści. Do tej pory, gdy ich widywałam, szybko mogłam dojrzeć tego, co zatruwało ich umysły, a ta głupia fotografia przedstawiała beztroskie dzieciaki, które nie miały pojęcia, jakie piekło je czeka.
— Naruto kazał mi je wyrzucić już lata temu. — Szept kobiety przywlókł za sobą nieprzyjemne dreszcze. Przyklękła przy mnie i popatrzyła na zdjęcie z dziwną nostalgią. — Jakoś nie potrafiłam, mimo tych dwóch, wstrętnych dziewuch.
Popatrzyłam na nią z lekkim przestrachem. Pragnęłam, by powiedziała mi wszystko co o nich wiedziała. Przez chwilę chciałam dowiedzieć się, jaka za tamtych czasów była Haruno.
— Byli nierozłączni — zaczęła cichutko, przejmując ode mnie ramkę. — Od zawsze trzymali się razem i wszystkie dzieciaki bardzo ich lubiły. Każde z nich miało zupełnie inny charakter. Sasuke był nieprzystępny, od kiedy pamiętam. Źle znosił obecność obcych i tylko przy tej piątce czuł się swobodnie. Był rozważny i zawsze przestrzegał ich przed głupimi pomysłami, na koniec z braku laku biorąc w nich udział. Ino była przesłodka i zadziorna jednocześnie. Wszystkie dziewczynki chciały być takie, jak ona — zaśmiała się, lecz jej mina lekko zbladła. — Tylko nie Sakura. Ona zawsze żyła w jej cieniu, a mimo to nie potrafiła się z nią rozstać na dłużej, niż dwa, trzy dni.
Przepraszam, co pani powiedziała? Sakura w cieniu Ino? Przecież Yamanaka zachowywała się jak mały pies, na smyczy średniej długości, co by się nie plątała pod nogami i nie oddalała zbyt daleko. Była popychadłem Haruno i niezmiennie chodziła za nią jak cień. Co takiego musiało się stać, że role się odwróciły?
— Hinata zawsze była aniołem. Potrafiła ich uspokoić, wpłynąć na nich i przekonać, by się nie poddawali lub czasem odpuścili. Potem Sakura zeszła na złą ścieżkę i bardzo ją gnębiła, przez co Hyuuga zamknęła się w sobie i do tej pory ciężko jej się w jakikolwiek sposób bronić; czy to werbalny, czy siłowy. Za to ta dwójka? — Przyłożyła palce do głów chłopców. — Podwórkowi chuligani! Zawsze pakowali się w najgorsze kłopoty, wywoływali bójki; zachowywali się jak kompletna dzicz. I każdy mówił, że działali na siebie wzajemnie, podjudzając do takich działań… Wszyscy uważali, że byli tacy sami. — Jej twarz spochmurniała. Wesoła aura prysła jak mydlana bańka, a ja czułam, że albo mnie zaraz popieprzy ze złości, albo się rozkleję. Drażniła mnie; ta głupia gula, która podchodziła do gardła. Nieprzyjemny gorąc, wywołujący dreszcze i dziwne odrętwienie. — Powiedz mi Mikasa, uważasz, że który z nich, to ten roztropny?
— Naruto — odparłam bez wahania.
Wydawało mi się, że to jak najbardziej prawdziwa odpowiedź.
— Nie — prychnęła, uśmiechając się i zaciskając powieki. — Mój syn pakował się w szarpaniny, działał bez namysłu, nie myślał o konsekwencjach. Kiba szedł mu w jakiś sposób na przekór, choć robił dokładnie to samo co on. Jednak Inuzuka zawsze potrafił odnaleźć się w sytuacji, sprecyzować najlepsze, dostępne możliwości, zminimalizować ich szkody i niebezpieczeństwo, które mogło się przełożyć na resztę paczki. Zawsze szedł w zaparte i dopinał wszystkie niedokończone sprawy na ostatni guzik, czasem nie konsultując tego z resztą. Poświęcał się, brał za nich odpowiedzialność, w milczeniu znosił zadawany mu ból. Niestety nikt tego nie dostrzegał. Dla nich wodzem był Naruto, ale żadne z tych dzieciaków nie dostrzegało, że Kiba był jego głosem, rozumem i sumieniem. — Znieruchomiałam, widząc, jak szklą jej się oczy. Zaskoczyła mnie, bo jej głos nawet na moment nie zadrżał. — Od zawsze go obserwowałam, był zadziwiającym dzieckiem, którego nie potrafiłam rozgryźć. Cholernie uparty, silny i nieosiągalny. Przez popapranego ojca, bardzo często znikał…
— Tak jak teraz — wtrąciłam się, zupełnie niekontrolowanie. Miałam wrażenie, że ta kobieta była jedyną osobą, prócz mnie, która dostrzegała w Kibie coś nienaturalnego. — Wciąż nie mam pojęcia, gdzie on jest. Czy w ogóle żyje. Czy nic mu nie jest…
— Naprawdę myślisz, że ten chłopak tak szybko by przegrał? — W jej głosie wyczułam znikomy zawód.
Popatrzyłam na nią. Ponownie przyglądała mi się w ten sam sposób, co pierwszego dnia. Po raz kolejny chciała mi coś powiedzieć, ale widocznie się blokowała.
— Myślę, że to ja przegrałam jego… — Momentalnie przybiegły do mnie wspomnienia z dnia, kiedy kazałam wynosić mu się z mieszkania Leviego. Jego wzrok, słowa i dziwne uczucie pozbawienia mnie kawałka serca. A moment później noworoczna noc i fakt, że spierdoliłam na całej linii. Zanim zaczęłam krzyczeć, by Kakashi wyszedł z mojego pokoju, zanim Levi do nas wpadł i wyszarpał go stamtąd siłą, zanim zaczęłam użalać się nad swoją słabą wolą. Spieprzyłam wszystko. — Przegrałam dwa razy.
— Nie mów tak. — Położyła dłoń na moim ramieniu i lekko je ścisnęła. — Może i jestem stara i nie do końca wiem, jak teraz pojmować młodzież… Ale miłość zobaczę w każdych oczach. Nawet w tych najciemniejszych, które starają się ukryć wszystko przed otaczającymi ich ludźmi.
— Miała pani kiedyś wrażenie, że nie da się pani kochać? — zapytałam szeptem, skubiąc rękaw bluzy. — Że nosi pani w sobie jakiś zalążek zła, który jest w stanie stać się materialną istotą, do bólu panią przypominającą? Czy kiedykolwiek bała się pani samej siebie? Tego, że skrzywdzi pani bliskich? — Patrzyła na mnie z uwagą, analizując każe słowo. — Czasem tracę kontrolę nad sobą i światem, który mnie otacza. Boję się, że przez ten stan zaprzepaściłam szansę, o której pani mówi. Za późno zrozumiałam, że to spojrzenie, którego nie potrafiłam pojąć, było tym, którego podświadomie pragnęłam najbardziej na świecie.
— Każdy pragnie miłości, Mikasa. — Oparła czoło o moją głowę i westchnęła głośno. Byłam pewna, że się uśmiechnęła. — I każdy ją czasem odtrąci. Ale kiedy pojmiesz swój błąd i zbierzesz w sobie siłę, która pozwoli ci ją do siebie z powrotem przywołać, ta na pewno wróci. W najmniej spodziewanym momencie, ze zdwojoną siłą, nowymi nadziejami i pragnieniami.
— Gdzie on jest? — Podniosłam na nią wzrok, pałając chorą potrzebą wiedzy. Jakiejkolwiek, kurwa, wiedzy.
— Tu, Mikasa.

***

Weekend u rodziców Naruto okazał się być cholernie dziwną, aczkolwiek dobrą ideą. Pomijając wypoczynek z dala od zgiełku miasta… W końcu poznałam prawdę. Wiedziałam już jak dokładnie podchodzić do Hinaty, jak ją wspierać i starać się jej pomóc w zapomnieniu o traumatycznej przeszłości. Im częściej o tym myślałam, im więcej jej uśmiechów dostrzegałam, w tym większą determinację rosłam.
Czułam się dziwnie odmieniona, lżejsza. Nabrałam nowych sił i lepszego nastawienia, którym miałam ochotę zarażać wszystkich wokoło. Naruto przyznał mi się do tego, że poprosił Hinatę o opowieść dotyczącą jego przeszłości; on nie potrafił tego opisać. Sądził, że ktoś, kto patrzył na to z boku, bardziej obiektywnie, był w stanie zarysować mi większą część historii niż on. Wspominał tylko ból, ciemność i zimno, których nie mógł się pozbyć.
Jednak rozmowa z Kushiną nie napawała mnie radością. Z mijającym czasem miałam wrażenie, że to była próba utrzymania mnie na nogach, kiedy doznawałam coraz bardziej rozległego załamania nerwowego. Mimo to, byłam jej wdzięczna, bo chociaż przez jakiś okres mogłam zaznać stanu przyjemnej euforii; jeszcze przez długi czas czułam ukłucie kobiecego palca w moją lewą pierś. Choć było to cholernie ckliwe i zazwyczaj takie rzeczy mnie zawstydzały, ta kobieta nie wywoływała u mnie negatywnych emocji.
— Mikasa, kopnę cię zaraz w twarz. — Zamrugałam kilka razy i zwróciłam wzrok ku Mayako. Na nowo parsknęłam śmiechem, widząc jej fioletowe, spuchnięte oko. — Nie śmiej się, kurwa. Jest mi wtedy przykro.
— Przecież ty nie masz uczuć — mruknęła Kejża, dopijając pozostałe na dnie szklanki piwo.
— No właśnie, znieczulico. — Ichirei zablokowała telefon i rozejrzała się po barze. — Pijcie to szybciej, nie chcę jechać po ciemku. Ostatnio cierpię na kurzą ślepotę, a nie chcę się rozbić.
Wyjrzałam za okno, gdzie mrok powoli pochłaniał londyńskie ulice. Dziewczyny zadzwoniły, bym wyszła do nich na piwo, przynajmniej dopóki nie spotkam się z Hinatą i Naruto w parku. Okanao doskonale wiedziała, co zaszło w moim pokoju pomiędzy mną a jej kuzynem, i byłam jej cholernie wdzięczna, że w tej sprawie milczała jak grób. Zapadłabym się pod ziemię, gdyby jeszcze ktokolwiek się o tym dowiedział; tymczasem blondynka sprzedała Hatake ostrą reprymendę, a ja nie widziałam go od tamtej pory na oczy. I dobrze, bo albo bym zemdlała, albo go pobiła.
— Jak Inuzuka? — Tennotsukai skupiła całą swoją uwagę na mnie. — Odzywał się?
— Nie… — odparłam, zupełnie niegotowa na taki temat.
— O Sasuke też nic wciąż nie wiadomo…
— Do tego Itachi i Madara też ostatnio ulotnili się na kilka dni. — Ryusaki założyła nogę na nogę i zawiesiła wzrok na podgrzewaczu. — Mam wrażenie, że oni coś wiedzą…
— Ale niezmiennie są nie do rozgryzienia i nawet, gdybyśmy chciały ci podrzucić jakąkolwiek informację o Kibie, nie damy rady. — Ichirei przyległa plecami do oparcia fotela. Przez chwilę nad czymś dumała, aż w końcu doszła do stanu, kiedy wszystkie myśli wywiało jej z głowy; zaczęła dźgać palcem spuchnięte oko przyjaciółki. — Dawno nikt cię tak nie urządził.
— Tak się kończy chodzenie do durnych klubów — skwitowała szatynka, dmuchając w górę, by niesforny kosmyk jej włosów wrócił na miejsce. — Już raz cię stamtąd pogonili i gdyby nie brat Mikasy i Kakashi, mogłoby was już tu nie być. A ty znowu tam polazłaś.
Zerknęłam ukradkiem na Mayako, która nieco się zmieszała. Przy spowiedzi z zajścia nie uwzględniła dokładnego miejsca tej sytuacji. Sama mi mówiła, że mam trzymać się stamtąd z daleka; chłopcy też nam to powtarzali. Byłam pewna, że miała jakiś cel, którym za wszelką cenę nie chciała się ze mną podzielić.
Dopiłyśmy piwo i opuściłyśmy lokal, żegnając się w towarzystwie sypiącego z nieba śniegu. Styczeń powoli dobiegał końca, a ja nie miałam ochoty myśleć o wiośnie, odwilży i nadchodzącym cieple, którego nie znosiłam, choć czekał na mnie jeszcze luty.
Odbiłam w ulicę prowadzącą do parku, a gdy tylko wkroczyłam na jego teren, oczekująca mnie para momentalnie rzuciła się w oczy. Przykleiłam do twarzy uśmiech i przyspieszyłam kroku, lecz im bliżej nich byłam, tym bardziej mina mi rzedła. Ewidentnie mieli złe humory, a ja głupia miałam nadzieję, że w końcu się dogadali.
— Ale zimno — zagadałam, tupiąc w miejscu. — Jak się macie?
— Dobrze — odparła dziewczyna, wstając z zaśnieżonej ławeczki. Chłopak posłał mi ciepły uśmiech, przepełniony totalnym brakiem ochoty na cokolwiek. Miał dziwne, wodniste oczy. Zmarszczyłam czoło i otworzyłam usta, jednak Hyuuga odwróciła moją uwagę. — Wracamy do domu?
— Przecież chciałaś iść jeszcze do galerii — zdziwiłam się zmianą jej zdania.
— Już nie potrzebuję. — Widocznie nalegała na moją zgodę. — Chodźmy, jest strasznie zimno.
Skinęłam głową i wzruszyłam ramionami, wciąż zaniepokojona stanem Uzumakiego. Może nie miałam stu procent pewności, ale wrażenie, że płakał — już na pewno. Dreptałam u boku Hinaty, która opowiadała mi o tym, co powiedzieli jej w szpitalu, gdy odwiedzała ciocię. Nie czułam się z tym najlepiej, ale nie potrafiłam się skupić na wypowiadanych przez nią słowach. Po głowie wciąż chodził mi Naruto, który trzymał się ze dwa metry za nami i wciąż milczał. Wiedziałam, że nie miał ochoty na rozmowy, tylko czuł obowiązek zapewnienia nam eskorty do domu.
Gdy znaleźliśmy się na bliskim naszego osiedla skrzyżowaniu, zatrzymał się. Odruchowo zrobiłam to samo i stanęłam do niego bokiem, obserwując jego minę. Wpatrywał się w Hinatę, która z opóźnieniem zwróciła się za siebie. Jaskółczy niepokój wdarł się do mojej głowy, a przeczucie szeptało mi o dziwnych rzeczach i o tym, że muszę temu zapobiec, bo stanie się jakaś tragedia.
— I co? — zapytał nagle, energicznie poruszając ramionami. — Ja już nie mam siły, Hinata. Nie mam, kurwa, siły.
Popatrzyłam na dziewczynę, nie wychylając nosa zza szalika. Pierwszy raz w życiu nie dostrzegałam w jej obliczu paniki.
— Naruto, przestań.
— Nie przestanę! — ryknął. Ludzie, którzy dopiero nas minęli, odwrócili się za siebie. Słyszałam szepty, które dosadnie dokładały mi dziwnego dyskomfortu, ponieważ stałam na linii ognia. — Ja odpadam, naprawdę odpadam. — Wzruszył ramionami; wyczuwałam dziwną histerię w jego głosie. — Nie chcę cię już męczyć, naprawdę. Nie mam już pomysłów, nie mam siły. Nie wiem jak do ciebie dotrzeć, jak cię przekonać.
— Proszę, przestańcie. — Wyciągnęłam asekuracyjnie dłoń ku górze, czując, że na chodniku zbierało się coraz więcej gapiów, zwiedzionych krzykiem chłopaka. — Chodźcie do mieszkania.
— Nie, nigdzie nie idę Mikasa. — Zwrócił wzrok ku mnie. Przez chwilę czułam się, jakby ktoś obarczał mnie winą za zaistniałą sytuację. A może ja naprawdę byłam winna? Może Hinata jakoś przeinaczyła moje słowa przy ich odbiorze? — Jeżeli potrzebujesz czasu, okay. — Znów się w nią wpatrywał. Zaczął cofać się w tył, w stronę przejścia. — Będę czekać, choćby do usranej śmierci. Kiedy będziesz mnie potrzebować, wołaj. Ja nie będę się już narzucać. — Zacisnął pięści i szczęki. Byłam pewna, że chciał coś rozwalić, ale jednocześnie starał się nie wypuścić swojego gniewu z ryzów. Nie wiedziałam już, czy to była agresja, czy żal. Ale na pewno jego słowa, ton i aura przyprawiały mnie o dreszcze. — Będę czekać, póki nie zrozumiesz, że niszczysz samą siebie, zamykając się w tych pierdolonych, niewidzialnych murkach. Bo tak jest najprościej, prawda? Odizolować się. Wmówić sobie, że samej jest ci najlepiej. Że nikogo nie potrzebujesz.
Dziewczyna zrobiła krok w jego kierunku, ale pokręcił energicznie głową.
— Otwórz drzwi, Hinata — prychnął, jakby miał zaraz roześmiać się z nieopisanej bezsilności. — Jeśli je otworzysz, to pojawi się światło.
Wkroczył tyłem na ulicę. Nim odbiłam się od ziemi, mój umysł rozerwał ogłuszający pisk opon, wrzask jakiejś starszej kobiety i uderzenie. Słyszałam jak coś się tłucze, jak coś miażdży. Uderzyła we mnie siła przerażenia Hyuugi, która przewracając się na śliskim chodniku, dusząc i nie mogąc złapać powietrza — starała się tam dostać, przegonić wszystkich; przegonić czas i powstrzymać go. Jej głos, niczym błyskawica na niebie, rozbiegł się po ulicach i zaułkach, budząc wszystkie dusze znajdujące się w zaświatach.
Opadłam na kolana, rozrzucając dookoła świeży, biały puch. Znalazłam się pośród przenikliwej ciszy, w której dało się tylko wyłapać spowolnione bicie mojego serca. Zakryłam usta dłonią, chcąc stłumić szloch; mimowolnie drugą uniosłam w kierunku kształtu, który zaczął zlewać się z ciemnym asfaltem.
Pąk kwiatu, który wyrósł w moim wnętrzu, wypuścił piękne, białe płatki, gdy tylko po raz pierwszy spotkałam tych ludzi. Starałam się go pielęgnować jak tylko mogłam; stwarzać mu odpowiednie warunki do życia. Tym czasem jeden z jego płatków boleśnie oderwał się od trzonu i opadł gdzieś na dno; delikatnie i cicho, tak, bym nie mogła go już odnaleźć.
— Naruto…


40 komentarzy:

  1. Jedno słowo - GENIALNE.
    Gdyby mój zasób słownictwa ograniczał się do minimum - a doprowadzasz mnie swoją historią do podobnego stanu - ten pojedynczy wyraz mógłby zastąpić każde następne zdania wielokrotnie złożone.
    Jesteś genialna.
    Nie pisze tego obraźliwie, czy tez aby wytykać Ci jakieś niezrozumiałe błędy, ale muszę przyznać - i to z czystą przyjemnością - że każdy z Twoich kolejnych rozdziałów mówi o Twoim dojrzewaniu życiowym, w sferze pisarskiej i każdym innym etapie. Budujesz niesamowite napięcie, pobudzasz wszystkie emocje jakie szargają czytelnikiem i wprowadzasz go w nową wizję rzeczywistości - rzeczywistości która de facto kreujesz Ty. Tworzysz świat, do którego wracam z niebywałą przyjemnością i napawam się nim, póki nie nadchodzi złośliwy koniec.
    Jestem zachwycona Naruto - będę to powtarzać za każdym razem, kiedy będę miała okazję przekazać Ci kilka z moich myśli. Stanowi On odzwierciedlenie człowieka, którego zawsze chciałam mieć blisko siebie - opiekuńczego, wyrozumiałego, oddanego. Tak. Twój Naruto nie potrzebuje dobrze zbudowanego ciała, czy nieskazitelnie czystej skóry - jest taki jaki być powinien w mojej wyobraźni.
    Kolejna sprawa to tajemnice. Tajemnice przez duże T. Kiedy zaczynam czytać rozdział wydaje mi się jakbyś uchyliła ich strzępek, jakbyś oddała część tej niewyjaśnionej historii, która śni mi się po nocach i nie pozwala normalnie funkcjonować na zajęciach kiedy dostrzegam 100% - a przecież sesja już tuż tuż. Jednak mylę się, za każdym razem wywołujesz to samo uczucie niespełnienia; jakże cudownego niespełnienia.
    Gdzie jest Kiba? Dlaczego wszyscy wszystko o Nim wiedzą tylko nie najważniejsza osoba w całej tej historii? Dlaczego Mikasa nigdy nic nie wie? I dlaczego Hinata zawsze jest taka... nieogarnięta? (tak, to chyba odpowiednie słowo)
    Czytam już drugi raz, aby niczego nie pominąć, aby znaleźć jeszcze gdzieś ukryty kontekst, ale nie dostrzegam już nic co zaspokoiłoby moją ciekawość.
    Dlatego czekam z niecierpliwością i życzę udanej sesji, luźnego podejścia do egzaminów i kupę szczęścia. Czasami się przydaje.
    Jak wizyta u dentysty? :)

    Weny, Droga Mayako!Pozdrawiam ciepło! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej, Anja! Strasznie Ci dziękuję za te przemiłe słowa i wciąż cholernie się cieszę, że mój Naruto naprawdę Ci się podoba. Niestety, mam słabość do Uzumakiego i uwielbiam go kreować na takiego kochanego, opiekuńczego, bo takiego go kurcze widzę. <3
      Sesja jakoś przeleci, przynajmniej mam taką nadzieję. :D A dentystę jakoś przeżyłam! :3
      Buziaki!

      Usuń
  2. Zabiję Cię, jeśli zabiłaś Narito. ;(
    I to jeszcze w taki sposób, że normalnie zrobiło mi się zimno, bez kitu. Jezu, znowu zaczynam od końća.
    Nie mogłam się doczekać tego rozdziału (wcale nie dla tego, że miałam nadzieję, iż Kiba się pojawi xD). Zakładam, że początkowa część tekstu to wspomnienie bardziej, niż koszmar. Przepraszam za wyrażenie, ale zajebiście to opisałaś. To, że ta mara sięzachowywała jak ostatnia suka i w ogóle. To jak zrzucała rzeczy, jak wirowała, podśpiewywałą sobie etc. Końcóweczka aż wzbudziłą dreszcz, gdy wsiąknęła w Mikasę. W ogóle, to jak przedrzeźniała etc. No super!
    Wyjazd na wieź do rodziców mi się podobał i nie ukrywam, że parsknęłam śmiechem, jak Mikasa pomyliła Naruto z jego ojcem, hahah ;p W ogóle, tak samo jak w "Nieszczęsnej serwetce" podobało mi się to, jak opisywałaś Minato i Kushinę. Jestem za tym, zebyś napisała o nich partówkę, wiesz? Będę na to czekać.
    Moment wybuchu Kushiny, aż mnie dreszcze przeszły i w ogóle, jej. Co do Hinaty, podejrzewałam, że była zgwałcona, ale myślałam, ze zrobił to jakiś przypadkowy chuligan, a nie własna rodzina (Neji???) To super, że Naruto i Kiba od zawsze wyciągali z opresji, ale w zyciu nie spodziewałabym się, że Naruto ma taką chujową przeszłość. Jeszcze ta karin (nigdy jej nie lubiłam xdd).
    Biedny Jean, (nie)współczuję mu. xD Bardzo mi się w ogole ta scena podobała, szczególnie jakoś tak początkowy opis tych bulwarów taki nostalgiczny. :3 Mam wrażenie, że między czwórką najeźdźców był Kiba. i zapisuję sobie od Ciebie cytat "nadał sobie własne prawo do zemsty". No bankowo to Kiba był!
    Rozmowa z Kushiną też fajna, ale jakaś taka za krótka mi się wydawała, jakby na szybko pisana. Ale i tak git. Na samym końcu dialogu byłam pewna, że Kiba wyjdzie zza rupieci. xDD
    Hehe, dobrze Ci mAyako z tym guzem (żart xo). Zastanawiam się co robiła w tym klubie, że dostała po buzi.
    No i ten nieszczęsny Naruto. Naprawdę nie przeżyję, jesli on umrze. Kogo jeszcze poślesz w czorty? Co z Samuelem?
    Piękny tekst z tymi drzwiami i światłem, ale niepiękna śmierć. [*]

    Pozdrawiam, pisz szybciutko. I poprawiaj Save me, bo znowu się za nie wzięłam. xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, jeżeli serio udało mi się początkową sceną Cię troszku pobudzić, to się bardzo cieszę. :D Mam wrażenie, że scena z Kushiną, wyrywającą Minato butelkę nie wyszła tak, jak planowałam, ale to normalne u mnie. xD
      Na razie nie będę już nikogo mordować, obiecuję. <3 I nic więcej nie mówię. :D

      Usuń
  3. Kurwełe już po snapie wiedziałam, że ten szablon będzie zajebistyyy D: zrób mi kiedyś szablon :<
    lecę czytać~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem tylko, że jak zajebałaś Naruciaczka, to ja przestaje to czytać. Dobranoc!

      Usuń
    2. Ej, nie opuszczaj mnie. :(

      Usuń
    3. ZABIŁAŚ GO W 28 WEEKS, SAVE ME NIE CZYTALAM ALE MOZE TEZ GO ZABILAS, TUTAJ CHCES GO ZABIĆ, NIE MASZ PRAWA TEGO ROBIĆ :X

      Usuń
  4. Czekał na ten moment od dawna, nadając sobie własne prawo do zemsty. Epicki tekst, jakoś tak wzmógł mój niepokój przy tamtym fragmencie. Jestem pewny w 100%, że z tą trójką był Kiba. Pewny jak nigdy; własne prawo do zemsty, to jego prawo.
    Ej, weź nie zabijaj Naruto, aż się we mnie zagotowało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pragnę jeszcze napomknąć, że ostatni opis dotyczący pielęgnowania kwiatu, to jedno z Twoich najlepszych porównań.

      Usuń
    2. Co jeśli Ci powiem, ze poniekąd utożsamiam Cię nieco z Inuzuką?

      Usuń
    3. Dojdę, hehe.

      Usuń
  5. Naruto [*]
    Ale gdzie Kiba?!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale mi złamałaś serce. Pokruszyłaś na tysiące małych kawałeczków. Oczywiście najbardziej zraniła mnie ostatnia scena, ale przeszłość Naruto i Hinaty... Ja pierdziele, kto normalny wpada na coś takiego? XDDDDDD Spodziewałam się, że mieli przesrane, ale nie, że aż tak. A najbardziej szkoda mi Hyuugi, bo przecież ona taka delikatna i tak bardzo niezasługująca na takie cierpienie. :( Teraz już się jej nie dziwię, że ma taki stosunek do Naruto. Naprawdę się nie dziwię. :(
    Kiba. Wreszcie pojawił się Kiba. Wreszcie skopie temu dupkowi jaja i wróci do Mikaski, prawda? PRAWDA? Mam nadzieję, że to prawda, bo jak nie, to ja skopię Ci jaja. XDDDDD
    Matkę Naruto pokochałam, mimo, że jest nadpobudliwa. XD A ta scena z Minato, jak Mikasa zaczęła go dusić - genialna. Parsknęłam wtedy śmiechem. XD I to chyba jedyny moment w tym rozdziale, kiedy zaczęłam się śmiać. ;x
    Mam taki mętlik we łbie, że nie wiem co Ci napisać, a jeszcze chciałam zaglądnąć do Peculiar, więc taki komentarz musi Ci wystarczyć. XD Chciałam tylko wiedzieć, że tym rozdziałem poruszyłaś najtwardsze serca, jestem tego pewna! A moje to już w ogóle. Był genialny, naprawdę genialny. Jeden z lepszych.
    Mimo wszystko kocham i czekam na pogrzeb naszego blondyna i jeszcze więcej cierpienia. :((((

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. NO I TEN GENIALNY SZABLON, WIELBIĘ, WIELBIĘ!

      Usuń
    2. Przecież tysiąc razy powtarzałam, że w tym opowiadaniu wszyscy są popierdoleni, nie mówiąc już o ich przeszłości. xD Nie musisz pisać nic, ważne, że się podobało. :3

      Usuń
  7. Dlaczego post jest jak Chusteczki a niby twój blog? Dlaczego na nagłówku jest postac KattLett? Nie rozróżniasz bohaterów? teraz czekam na ból dupy z twojej strony, bo nawet nie wiesz jaka ma sie z tego beke xD.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ŁO JEZUSIE NAZARETAŃSKI, ALE MNIE DUPA BOLI, JA PIERNICZE

      Usuń
    2. O kurwa, no nie wierzę. Miałam zjebany tydzień, bo nie zaliczyłam dwóch kolokwiów chociaż uczyłam się w chuj czasu, w piątek i dziś się uczyłam, wchodzę na Zamknięte, bo chciałam się odprężyć. Nie wiem, mam tak, że zawsze przed przeczytaniem rozdziału zaglądam do komentarzy i je lustruję wzrokiem, taki głupi nawyk. I co widzę? Napomknięcie o mnie. Z początku nie rozumiałam o co chodzi, ale potem weszłam na komputer (wcześniej byłam na komórce) i co widzę? KURWA JAK MOGŁAŚ! Ten szablon... Fajnie tak kraść czyiś pomysł? No nie wierzę, kurwa. Nagłówek podobny do mojego na Dziewczynie, układ kolumn prawie identyczny, z tym, że ty masz swoją po lewej a ja po prawej. No i kolory! Tekstury! Dokładnie tak, jak u mnie na TL. JA PIERDOLE, MYŚLAŁAM, ŻE SIĘ PRZYJAŹNIMY, A TY MI NÓŻ W PLECY WBIJASZ! I co teraz? A nie mogłaś napisać do mnie? Spytać, czy możesz się zainspirować? Nie, kurwa, bo patrzysz tylko na swoją dupę i jej wygodę. Wiesz co....

      Boże, nawet już brak mi słów.
      Chyba po prostu chciałam napisać, że jest mi w kurwę przykro.

      Tsss... Ludzie mieli racje, kiedy na ciebie wrzucali na asku. Jesteś kłamliwa, podła i fałszywa. Szkoda, że dopiero teraz się na tobie poznałam....

      Usuń
    3. Jezu, ja nie rozumiem o co ta spina w ogóle. ;___; Przecież wiesz, że nie zrobiłam tego umyślnie, ja nawet nie wchodziłam na TL miesiącami i nie pamiętałam, jak ono wygląda. ;/ Nie pojmuję, że wierzysz anonimowi, a nie mi. Proszę Cię, nie róbmy gównoburzy, bo ludzie naprawdę pomyślą, że jestem kser-cwelem, a obie wiemy, że tak nie jest! Nie lepiej załatwić to prywatnie?

      Usuń
    4. Maju, nie spodziewałam się, naprawdę. Myślałam, że Ty i Chusteczka się PRZYJAŹNICIE. Zawiodłam się. Żal mi Chusteczki, bo ona tak się napracowała przy tym szablonie. Mogłaś się jej zapytać, czy możesz się tym szablonem zainspirować czy coś. No ja nie wiem, ale... to takie dziwne, takie niekoleżeńskie bardzo.

      Usuń
    5. Przecież ją przeprosiłam! Może mam jej jeszcze kwiaty wysłać?

      Usuń
    6. Myślę, że milka oreo to jednak lepszy wybór. ;/

      Usuń
    7. Wtf, co tu się odjebuje? XDDDD Majka kradziej? Czegoś takiego jeszcze nie było. XDDDDDD

      Chustii zluzuj, Maja na pewno nie zrobiła tego specjalnie, ot, tak jej się kolorki dopasowały. Dam sobie rękę uciąć, że podobieństwo nie jest specjalne, więc nie ma o co robić afery. :)

      Usuń
    8. Kurwa, nie stać mnie na Oreo.

      Usuń
    9. Tutaj nawet Milka Oreo nie pomoże. Our friendship is over!!!

      Usuń
  8. To przykre, by mieć tak nierozwiniętą wyobraźnie i problem ze skumaniem faktów, że postać z obrazka KattLett jest po prostu bardzo podobna do Mikasy. Robi mi się naprawdę przykro, widząc, że młodzież w tych czasach jest tak nieziemsko ograniczona. Również rzec mogę, że po wstępnych oględzinach i porównaniu tła pod tekstem (jak to Maya profesjonalnie nazwała "patternu") są to dwie różne tekstury.
    Kurde, kto ma teraz palec w dupie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akai, przestań, bo mnie zacznie bardziej dupa boleć. xD

      Usuń
  9. Jejku, czy ta dodatkowa osoba z trójka oprawców Jeana, to był Kiba? Oo Kiedy Inuzuka wróci?! On był tak epicki w tym oppwiadaniu, że nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak zajebiscie mozna wykreowac postacie drugoplanowe, na ktore zazwyczaj sie zwraca soe tyle uwagi :3 Niech Kiba wraca! I w koncu pocaluje Mikase!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nic nie mogę powiedzieć. Ale cholernie dziękuję za te cudowne słowa o moim Kibusiu. Widzę, że gramy w jednym teamie. :D

      Usuń
  10. Lel, co tu się odjebało? XD Wpadam dodać komentarz, bo przez betowanie zawsze zapomnę a tu jakaś gównoburza. Nie bardzo jestem w temacie, Wy tak serio? Jak Maya coś podjebała to ja lubię w dupkę. =___=

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Co do rozdziału, znów łamiesz mi serce </3 Tak, napisałam to zjebane serduszko XD Jak Naruto nie przeżył tego wypadku to Ty nie przeżyjesz następnego dnia po tym, jak to opiszesz. To wszystko robi się coraz bardziej posrane. Za dużo pytań, a wiem że i tak mi na nie nie odpowiesz.

      Usuń
    2. Pozostaje mi tylko czekać. Czuję, że w pewnym momencie zajebiesz czytelnikom nóż w pikawę i wtedy zabłyśnie neonowy billboard "THE END", czego nie zniosę. Jean śmieć niech zdycha, nie polubię go. Chociaż ma w sobie coś takiego jak Ibiki z Kejżowskiego Baranka. Niby jest skurwysynem, niby go nienawidzisz, jednak z czasem próbujesz zrozumieć.

      Usuń
    3. Widzę, że ciśniesz rozdział niczym kupkę przy zatwardzeniu. Już 50%! Kochciam Cię <3

      Usuń
    4. Przepraszam za SPAM, ale blogger obcinał mi komentarze i musiałam podzielić na części =_=

      Usuń
    5. Jak naciśniesz na moje bubu, to zatwardzenie puści, koteczku. ;* xD

      Usuń
  11. Miło patrzeć, że ludzie skupiają się u Ciebie na fabule i wyłapują ważne szczegóły. Że Kiba był z Uchiham (bo tak mi się wydaje, że to oni) etc. Ja w tym rozdziale zauważyłam jeszcze jedną, nową rzecz. Otóż Mikasa po raz pierwszy w całym opowiadaniu wspomniała o rodzicach. Czyżbyśmy byli bliżsi prawdy? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie takich czytelników ceni się najbardziej! :3 Jednakże muszę napomknąć, iż Mikasa raz wspomniała o rodzicach, a dokładniej o ojcu. W jednym ze wspomnień o Levim i ich więzi.

      Usuń
  12. No dobra, tak na wstępie, to poprzednia grafika podobała mi się bardziej :P Ale to kwestia gustu ;) Niemniej, muzyka w dechę, robi klimat <3
    Co do samego tekstu... Ja Ciebie, ku*wa, zabiję.
    Sen Mikasy, dla mnie, był straszny. Współczuję jej jak tylko mogę, ale też zachwycam się sposobem, w jaki to opisałaś. Nigdy nie czytałam horrorów, ale mam wrażenie, że wyglądałyby one właśnie w ten sposób :)
    Rozbawiłaś mnie strasznie napaścią Mikasy na Minato xD nie wiem sama czemu, bo domyśliłam się, że to starszy Uzumaki, ale kompletnie mnie ta sytuacja rozwaliła xD I Kushina <3 tak, właśnie tak ją sobie wyobrażam ^^
    Jestem Ci też niesamowicie wdzięczna za to, że ujawniłaś co spotkało Naruto i Hinatę. Nie spodziewałam się, że zrobisz z zołzy Karin siostrę Liska, ale teraz te wszystkie porozwalane w mojej głowie kawałki puzzli zaczynają się powolutku układać w całość. Tak przynajmniej myślę, choć pewno jeszcze nie raz zaskoczysz... Muszę się przyznać, że czytając o przeżyciach Hinaty i mnie łezka zakręciła się w oku. Jestem z niej dumna, że mimo wszystko żyje dalej, bo po takich przeżyciach ciężko wyjść do jakichkolwiek ludzi, choćby nie wiem jak cudowni i bliscy nam byli. Mimo, że jest niepozorną osobą, to jednak bardzo silną :)
    Zaskoczył mnie też nieco przerywnik z Jean'em, ale w takim sensie, że się go po prostu nie spodziewałam xD Wydał mi się taki odrealniony, a jednak był cudnym przerywnikiem od reszty bohaterów. Ja nie wiem, jak Ty to robisz, że w tym opowiadaniu jest tyle sprzeczności, niedopowiedzeń, zagadek, każdy chyba poza Tobą się w tym gubi, a jednak wszystko jest tak... no, zajebiste, co tu dużo mówić :P
    Ale zabiję Cię. Jak Boga kocham, Mayako, rozerwę na kawałki... Albo nie. W prosektorium mamy już zniszczone ciała, to może inaczej to wykorzystam... wracając, jeżeli uśmiercisz Naruto... co, mam przykre wrażenie, zrobisz... znienawidzę Cię. Zabiorę do pana Edwarda i skończysz jako preparat. A jeszcze będziesz miała ode mnie minusa, jak stąd do Japonii, kuźwa jego mać! ><

    OdpowiedzUsuń