23 paź 2016

Epilog

Nie śpię.

— Inuzuka, rzuć mi browar!
Siedziałam z Mayako na plastikowym stole i odliczałam sekundy do momentu, w którym jego nogi w końcu się połamią. Mimo wszystko miałyśmy stamtąd idealny widok na rozgwieżdżone, grafitowe niebo, które przecięła lecąca tuż nad naszymi głowami, butelka piwa.
Skuliłam się z przezorności, próbując stłumić głupkowaty śmiech, za to moja kompanka chwyciła pustą puszkę i cisnęła nią w stronę Sasuke, trafiając chłopaka prosto w głowę.
— Zabiłbyś nas! — ryknęła, odgrażając się pięścią, nadchodzącemu w jej kierunku brunetowi.

Obserwuję.

Okanao odesłała Uchihę do jego starszego brata i Ichirei, którzy siedzieli tuż przy ognisku. Oparła stopę na kole wózka Kejży i potrząsnęła nim, chcąc zwrócić na siebie uwagę przyjaciółki.
— Nie pij tyle, bo ci wpierdolą mandat za prowadzenie pojazdu pod wpływem — mruknęła, oglądając się kontrolnie w poszukiwaniu Madary.
Brunetka władowała dziewczynie łokieć w udo, sprawiając jej przy tym naprawdę ekstremalny ból.
Popatrzyłam na towarzyszy i z zadowoleniem przyglądałam się ich uśmiechniętym twarzom. Od kiedy poznałam tych ludzi, nie miałam okazji widzieć ich w komplecie, zadowolonych i szczęśliwych, a to naprawdę mnie podbudowywało.
Ja też jestem szczęśliwa. Prawdopodobnie najszczęśliwsza na świecie.
Wpiłam wzrok w Naruto i Hinatę, którzy ganiali się w pobliżu aut. Z przyjemnością obserwowałam, jak Uzumaki chwyta ją w ramiona i w końcu, bez najmniejszych oporów, całuje dziewczynę. Tuli do siebie, szepcze coś do ucha. Śmieje się i wywołuje uśmiech.
Hinata nareszcie pojęła, że ten chłopak stanowił większą część jej żywota, które niejednokrotnie zostało uratowane właśnie przez niego. Stanęła na wysokości zdania i przyznała sama przed sobą, czego tak naprawdę pragnie. Zrozumiała, że zawsze miała to pod ręką; przez całe życie.

Planuję.

— Kiedy pójdziemy do namiotu? — usłyszałam ciche mruknięcie, tuż nad uchem, gdy silne ramiona oplotły mój brzuch. — Długo tak nie wytrzymam...
Spięłam się, mając ochotę ukręcić mu głowę. Jego podchody od kilku dni przyprawiały mnie o zawroty głowy, które stawały się coraz to bardziej niebezpieczne.
— Później, Kiba — odparłam, niby niewzruszona.
Napuszył się nieco, ale najwidoczniej nie miał zamiaru się już oddalać.

Wstaję.

Przyjrzeliśmy się Kakashiemu, który siedział przy palenisku i towarzyszył spłoszonej naszym towarzystwem Ino.
Wybaczyliśmy jej. Koniec końców stanęła po naszej stronie, a poznając jej historię zrozumieliśmy, że nie była w stanie z tego wszystkiego uciec o własnych siłach. Kiba, Sasuke, Naruto i Hinata przeprowadzili z nią bardzo długą rozmowę i naprawdę miło było popatrzeć na ich szczęście, kiedy dawna przyjaźń ponownie nabrała odpowiednich obrotów.
— Myślisz, że im się uda? — szepnęłam, zerkając na Inuzukę.
— Myślę, że tak — odparł, wciąż na nich patrząc. — Będę bardzo szczęśliwy wiedząc, że ten skurwysyn więcej nie będzie próbował się do ciebie dobrać.
Kakashi odegrał w moim życiu bardzo ważną rolę. Nie był kimś, o kim mogłam tak po prostu zapomnieć. Wręcz przeciwnie — w wielkim stopniu przyczynił się do mojej zmiany. Niejednokrotnie postawił mnie na nogi, poukładał w głowie, chronił za cenę własnego życia. W jakiś sposób nim nasiąknęłam. Pamiętałam dobrze tamten pocałunek i byłam świadoma, że nie był tym samym gestem, jakim mogłam obdarowywać się wzajemnie z Kibą. Choć na początku Hatake niesamowicie przyciągał moją uwagę, a ja pragnęłam w jakiś sposób jego bliskości, z czasem rozumiałam, że nie czuję do niego zupełnie nic poza szacunkiem i początkowo bezpodstawnym zaufaniem.
Był ważny dla mnie, był ważny dla mojego brata. Był cholernie istotny dla naszego dzieciństwa, tak samo jak jego ojciec. Walczył o to, by zrzucić z nas łańcuchy przeszłości i spisał się doskonale. Nie wyobrażałam sobie tego, by mógł nagle zniknąć.
— Mieliśmy o tym zapomnieć! — sarknęłam, czując, jak czerwienieję.
— O takich rzeczach się nie zapomina.

Idę.

— Mikasa!
Popatrzyłam w stronę Leviego, który dreptał w naszym kierunku nieco chwiejnym krokiem, potykając się o małe przeszkody. Niósł w dłoni moją komórkę, której wyświetlacz był podświetlony. Podał mi ją do ręki i wziął łyka piwa, patrząc mi przy tym w oczy.
— Eren do ciebie dzwonił, ale nie zdążyłem odebrać — powiedział, sprawdzając własny telefon. — Do mnie też, ale zablokowali mi konto. Spróbuj do niego oddzwonić.
Zsunęłam się ze stołu i pozwoliłam Kibie ucałować mój policzek przed odejściem. Minęłam Samuela, który siedział z Konan i Yahiko; popatrzyli na mnie i uśmiechnęli się ciepło, a mój drogi Neil pomachał mi butelką piwa.
— Zaraz do was przyjdę! — rzuciłam radośnie, przeskakując nad sporym pniem, na którym wylegiwali się upaleni trawą Erwin i Gaara.
Odeszłam w stronę jeziora, otoczonego strzelistymi sosnami, które wywoływały zachwyt swoją wysokością. Przeszłam po chrzęszczących kamieniach nad sam brzeg wody, próbując wybrać odpowiedni numer. Dookoła panowała całkiem przyjemna cisza, zakłócana rabanem, jaki podnosili moi towarzysze. Mimo tego, to miejsce było idealne.
Idealne dla wszystkiego.
Nawet dla umierania.
— Dzwoniłeś — mruknęłam radośnie, poprawiając pokracznie spodnie jedną ręką — nie zdążyłam odebrać.
Mikasa — szepnął łamiącym się głosem, drżącym od płaczu, stłumionym przez ściśnięte gardło. — Mikasa, ratujcie nas.

Szukam.

Upuściłam butelkę na skaliste podłoże, zwracając na siebie uwagę najbliżej znajdujących się osób, w tym brata i Inuzuki. Słyszałam jak pośpiesznie idą w moją stronę, lecz ja jedynie wpatrywałam się nieprzytomnie w drugi brzeg zbiornika wodnego, gdzie stała Strzyga. Miała minę pełną trwogi; żalu do mnie, do samej siebie.
Płakała.
Nie udało mi się — wyszeptała, niemalże bezgłośnie, nadając te słowa wyłącznie do mojej głowy.
Dziwne trzaski i szepty rozbrzmiewające w słuchawce sprowadziły mnie z powrotem na ziemię w ułamku sekundy; poczułam znienawidzone pieczenie wewnątrz ciała, w każdym organie, w każdej, najmniejszej, pierdolonej komórce.
— Eren, co się dzieje?! — syknęłam, biorąc spory haust powietrza.
Przyszła tu… Przyszła jakaś dziewczyna — łkał cicho, bojąc się, że ktokolwiek go usłyszy. — Zrobiła im krzywdę.
— Komu?!
— Mikasa, co się dzieje? — Levi złapał mnie za ramię, widząc jak blednę.
Mama, tata… Oni leżą w salonie, kazali mi uciekać. — Jego głos stawał się coraz głośniejszy. Krztusił się łzami, brakowało mu powietrza. — Mikasa, błagam, przyjedźcie tu. Ratujcie nas.
W słuchawce usłyszałam skowyt Touki a następnie wrzask chłopca. Rozdzierał gardło wzywając imię psa, a potem moje. Błagał o ratunek, jakby widział przed swymi młodymi oczami najprawdziwszą postać śmierci, której dopiero wywinął się z rąk.
— Eren! — ryknęłam, zwracając się na pięcie w stronę samochodów. — Sakura — syknęłam tak, by chłopaki to usłyszeli. — Sakura przyszła do naszego domu. Eren, odezwij się!
Chłopaki wznieśli alarm. Gdzie nie spojrzałam, dostrzegałam samą siebie; winną i przegraną. Kryłam się w cieniach i w świetle, na ścieżkach i za plecami wszystkich przyjaciół. Nie byłam w stanie od siebie uciec. Nie potrafiłam już sobie wmówić, że znowu wszystko skończy się dobrze.
Trzymałam telefon przy uchu, wciąż nawołując kuzyna, lecz zamiast jego głosu, słyszałam jedynie szelest i głośne oddechy. Byłam pewna, że biegnie. Przecież nie był głupi; zawsze bezwzględnie słuchał nakazów swoich rodziców, jak i moich czy Leviego. Płakałam i wierzyłam, że tym razem będzie tak samo. Wierzyłam, że ucieka, że nie ogląda się za siebie. Wierzyłam, że Sakura go nie dostanie.
— Wypiłem mniej od ciebie — warknął Inuzuka, każąc uprzednio wsiąść Leviemu na miejsce pasażera.
Gdzieś za nami słyszałam trzaśnięcia drzwi; wiedziałam, że reszta nie odpuści, że wszyscy pognają za nami, choć na dobrą sprawę nie wiedzieli co się dzieje.
— Gdzie on jest?! Odzywa się? — Levi wyglądał, jakby miał zaraz rozszarpać kogoś z nas. Jego rozwścieczone spojrzenie i głos sprawiały, że bałam się jeszcze bardziej.
— Nie, chyba biegnie — wyszeptałam, drżąc. — Eren!
— Boże, niech się gdzieś schowa — syknął Kiba, szarżując autem po leśnej drodze. — Kurwa, najszybciej będziemy tam za pół godziny!
— To zapierdalaj! — ryknął Rivai.
Mikasa?

Dopadam.

Struchlałam.
Wstrzymałam oddech.
Kolejna część mnie umarła.
Moja ukochana Mikasa? — Jej przesączony jadem głos, pobudzał we mnie wszelkie pokłady strachu i nienawiści. — Czy to ci czegoś nie przypomina?
— Gdzie jest Eren, ty głupia dziwko?! — wrzasnęłam, zaciskając dłoń na fotelu kierowcy. — Co im zrobiłaś?!
Najpierw zabiłam ojca. Potem matkę. Tak to było, Mikasa?
— Nie waż się skrzywdzić Erena!
Levi widząc moją rozpacz, rzucał się na fotelu i wrzeszczał, jak w jakimś stanie agonii. Uderzał dłońmi o drzwi, szybę, schowek, fotel. Widziałam, jak uchodzą z niego resztki sił i panowania nad sobą. Inuzuka niestety był w nie lepszym stanie; nie przestawał przeklinać i wciąż jedynie przyspieszał ruch maszyny, która wydostała się na ulicę.

Torturuję.

Niestety, nie ma przy nim starszego brata, który mu pomoże — wyszeptała, a ja w końcu usłyszałam szloch kuzyna. Żył. — To straszne, prawda?
Mikasa! — Jego rozpaczliwe krzyki odejmowały mi sił. — Mikasa, błagam!
— Kiba, uważaj!
Podniosłam wzrok, widząc jedynie oślepiające światło reflektorów auta jadącego z naprzeciwka.
Powiedzcie sobie pa pa.
— Sakura, nie rób tego!
Mikasa! Nie pozwól jej mnie…
— Eren!

Zabijam.

— EREN!







~ oOo ~

Od autorki: Jej, to naprawdę koniec.
Jakoś mi z tym źle, nieswojo. Nie wiem, kurde. Ale jednego trzymałam się do samego końca. Kiedyś wspominałam, że wymyślanie przebiegu zdarzeń dla tej historii było strasznie pokraczne, ponieważ jego początek przyszedł mi do głowy na sam koniec. A od końca wszystko się zaczęło. I ten koniec nie został zmieniony; tak jak sobie zaplanowałam, tak go stworzyłam.
Od kiedy zaczęłam pisać Zamknięte Dusze wiedziałam, że nie pojawi się tu jakiś przesłodzony di end. Nie chciałam nawet kończyć tego w jakiś neutralny sposób, ale wydaje mi się, że to, co zaserwowałam wam na koniec, nie jest wcale takie jednoznaczne, prawda? Wrzaski Mikasy zakłóciły wołanie o pomoc przez Erena. Ja sama na dobrą sprawę, nie wiem co tak naprawdę się tam stało i chyba nigdy się nie dowiem, bo jestem rozbita. Ale to już własna refleksja. Nie wiem, czy jestem zdolna do tego, by dołożyć Mikasie jeszcze większego piekła.
Jedna rzecz jednak uległa bardzo dużej zmianie. Rzecz, o której nie wspomniałam ani razu. To nie Kiba miał być tym, kim się stał. To Kakashi miał odgrywać rolę mężczyzny, który pretendował do przeprowadzenia Mikasy przez to wszystko za rękę. W pewnym momencie jednak się zatrzymałam i przemyślałam to raz jeszcze. Nie będę się rozwodzić, bo to nie ma najmniejszego sensu. Chcę, byście tylko wiedzieli, że tej zmiany nie żałuję. Wyszła na dobre temu blogowi.
Prolog na Zamkniętych pojawił się dokładnie dwudziestego trzeciego marca, dwa tysiące piętnastego roku. Myślałam, że skończę go dużo wcześniej, a tu taka niespodzianka. Przynajmniej dla mnie. Z tego też miejsca chciałabym podziękować wszystkim, którzy tutaj byli. Od początku, od połowy, od niedawna. Bez znaczenia. Przez tę historię przeszło wiele osób. Wiele też jej nie dokończyło, ale mimo wszystko pozostawili tutaj po sobie jakiś drobny ślad, a ja miałam świadomość, że nie pisałam tego wyłącznie dla siebie.

Nie lubię dziękować imiennie. Jestem roztrzepaną osobą, która wiecznie chodzi z głową w chmurach. Pominięcie kogokolwiek przez własną głupotę, byłoby ciosem nie tylko dla tej osoby, ale też dla mnie. Dziękuję więc wszystkim, a każde z was powinno wiedzieć, że jestem mu wdzięczna. To wy będziecie lepiej ode mnie wiedzieć, czy takie podziękowania skierowane są do was. To wasze sumienie powie wam czytałaś/eś. Wiesz, że to właśnie tobie jest wdzięczna.
Uhonorować jednak kogoś muszę, prawda? A nawet chcę, no patrzcie! Ichirei i Kejża spisały się świetnie. Znosiły wszystkie moje gafy i sprawowały nade mną pieczę, bez której ten blog nigdy nie odnalazłby zakończenia. Pomagały, krzyczały, gnoiły. A to jest bardzo ważne, pamiętajcie. Dlatego muszę im kupić po dobrym whiskey.
Nienawidzę whiskey.
Nie wiem co jeszcze mogłabym powiedzieć. Nadal mi smutno i znowu mam wrażenie, że ktoś oderwał kawałek mnie, który tu pozostanie. Planuję w niedalekiej przyszłości przejrzeć rozdziały od początku, nieco je poprawić i wydrukować sobie to opowiadanie, by stało sobie u mnie na półce. Dlaczego? Osobiście uważam, że to dzięki tej opowieści się poprawiłam. Nauczyłam się budować tekst i nad nim panować. Wciąż jestem amatorką i nigdzie mi się nie spieszy, ale sentymenty to sentymenty. Zakończenie Save me i 28 weeks later nie wzbudziło we mnie takich dziwnych uczuć. Będzie mi tego, kurwa mać, brakować. Serio.
Co dalej? Sama nie wiem. Plany mam. Ich jest zawsze cholernie dużo.
Planuję skończyć w końcu poprawianie Save me.
Nie wiem, co będzie z jego kontynuacją. To muszę jeszcze raz dobrze przemyśleć. Informacje będą się pojawiać na facebooku. :)
Skończę Close to demon. W końcu zrealizuję plany na partówki. Chodzi za mną jeszcze jeden duży pomysł na fandom FT, ale nad tym będę musiała usiąść z Kayo i zobaczyć jak ona to widzi, bo właśnie ją chciałabym zatrudnić do betowania tego bloga. Heheh, cześć Kayo!
No i moja Usidlona. Na to czas przyjdzie na pewno, ale pamiętajcie, że to blog autorski. Żadnego fan fiction. Tylko postapokaliptyczna wizja świata, zombie, ludzie zamknięci w murach.
W każdym razie, Mayako wciąż istnieje i szybko nie zniknie. Za bardzo zżyłam się z tym blogowym światem, który tak szybko mnie nie zgubi.
Jeszcze raz wam wszystkim dziękuję, z całego serduszka. Liczę, że pojawią się tu wyłącznie szczere opinie.

A moje Zamknięte żegnam najcieplej, jak potrafię. Chyba dopiero w tym momencie zbiera mi się na płacz, *sniff, sniffff*.

Rzecz zawsze sprowadza się do dwóch możliwości.Zacząć żyć lub zacząć umierać.~ Stephen King