“Nie wiem, czy jest gdzieś limit
cierpień przypadający na jednego człowieka.
Podobno dostajemy ich tyle
ile jesteśmy w stanie udźwignąć.”
~ Janusz Leon Wiśniewski
— Mówisz poważnie? — Z uwagą lustrowałam oblicze Naruto, nie do końca przekonana co do jego słów. I nie chodziło mi o brak wiary w ich prawdziwość, a o siebie. Ważyłam konsekwencje wyboru, który mógłby napsuć mi krwi. I nie tylko mi.
— Mówię poważnie — odparł, brodząc widelcem w reszcie makaronu z zamówionego spaghetti. — Sądzę, że to dobre rozwiązanie zarówno dla ciebie, jak i dla niego.
— A może masz w tym własny interes? — bąknęłam, upijając łyka herbaty.
Siedzieliśmy w bufecie, tuż przy zalanych przez deszcz oknach. Na dworze panoszyła się nieprzyjemna zawierucha, która napierała na budynek z każdej strony. Awaria ogrzewania była istną zmorą, a gorący płyn niewiele pomagał. Do tego dziwny mrok usilnie próbował przetransportować mnie do Morfeusza, z którym tej nocy nie spędziłam zbyt wiele czasu.
— Nie mam, Mikasa. — Rozsiadł się wygodniej i przebiegł wzrokiem po nielicznych studentach, próbujących nadrobić zaległości w nauce, jedzących lub grających w karty. Posępne miny obecnych sprawiały, że jeszcze bardziej chciałam wrócić do mieszkania i zabunkrować się pod kołdrą. — Widzę, co się z nim dzieje. Spada na dno i nie chce ze mną rozmawiać.
— Ze mną tym bardziej, jakbyś nie zauważył. — Wcisnęłam nos w szalik i popatrzyłam na niego spod grzywki. Na jego twarzy odmalowywało się silne zmęczenie, a zazwyczaj pełne radości spojrzenie, spowijał bliżej nieokreślony smutek. — Po tym sms-ie nie dotarła do niego już żadna moja wiadomość. Wyłączył telefon, pozostawiając mnie z budyniem zamiast mózgu. — Westchnęłam głośno i rozłożyłam na ławce ramiona, by chwilę później ułożyć na nich głowę.
Wiodłam wzrokiem za ludźmi, którzy biegali w tę i z powrotem, pomiędzy autami a uczelnią. Gdy tylko pomyślałam, że czeka mnie taka droga do mieszkania, a następnie na trening, jeszcze bardziej pogrążyłam się w rozpaczy. Od zawsze każdy wie, że Anglia to deszczowy kraj, jednak nigdy nie mogłam się do tego przyzwyczaić. Zwłaszcza, że lubiany przez wszystkich Londyn, najczęściej krył się pod ciężkimi chmurami.
Przeniosłam leniwie wzrok na swojego towarzysza, który w dalszym ciągu bawił się nitkami na talerzu i odczułam żal do samej siebie. Nie odmawiał pomocy, wręcz ciągle się z nią narzucał, a ja nie potrafiłam mu tego zaoferować, choć oboje byśmy na tym skorzystali.
— Cholera jasna, mieszkacie pod jednym dachem! — wyrwałam nagle, nie mogąc znieść przytłaczających myśli. — Przecież to niemożliwe, by nie zamienił z tobą słowa od ponad tygodnia.
— No widzisz, Kiba potrafi. Z tobą przynajmniej nawiązał jakikolwiek kontakt — prychnął, a na jego czole pojawiły się zmarszczki. — Mnie mija jak obcego, choć znamy się od pieluchy. Nawet nie wiesz jak dobrze wyszlifował swoje umiejętności unikania mnie na tych kilkudziesięciu metrach kwadratowych.
Poddaję się.
— Co miałabym zrobić?
Przez chwilę spoglądał na mnie z przekrzywioną głową i analizował moje pytanie. Dopiero po tym, jak kopnęłam go lekko w piszczel, opamiętał się i delikatnie uśmiechnął.
— Nic nadzwyczajnego. — Oparł łokcie o jasny blat i spoglądał przez chwilę ponad moją głową. Zamknął powieki i przeniósł skupione spojrzenie na moje oczy. — Przyjdziecie do nas z Hinatą, a ja nie uprzedzę go o tym, by przypadkiem się gdzieś nie zwinął. Posiedzicie w salonie, a jeśli nie wyjdzie z pokoju przez długi czas…
— To mam pójść i z nim porozmawiać? — wtrąciłam, marszcząc nos.
— Owszem.
— Nie, to nie wypali. — Wyprostowałam się na siedzeniu i pokręciłam energicznie głową.
— Mikasa…
— Naruto, wiesz, że ja nie jestem tego typu człowiekiem… — żachnęłam się, dopijając herbatę, po czym łupnęłam dzierżonym w dłoniach kubkiem o stolik. — Nie umiem rozmawiać z ludźmi, nie znam się na tym.
— Nie musisz umieć, wystarczy, że po prostu tam pójdziesz — rzucił to w tak lekki sposób, jakby tłumaczył mi instrukcję dłubania w nosie. — Terapia szokowa, słyszałaś o tym kiedyś?
Tak, nawet sama ową planowałam. Ale łatwiej powiedzieć niż zrobić, kurwa mać.
Skinęłam zgodnie głową i podniosłam się leniwie z krzesełka. Przewiesiłam torbę przez ramię i spojrzałam na zegarek, owinięty wokół nadgarstka.
— Lecę, zaraz zaczynam zajęcia. — Nie przestawał patrzeć na mnie w ten zasrany, wyczekujący sposób. — Dam ci znać wieczorem, okay?
— Dziękuję! — Poderwał się z siedziska i wyskoczył do mnie z łapami, jednak wyciągnęłam przed siebie nogę, by przypadkiem nie naruszył wyznaczonych granic. To, że przytuliłam się do niego podczas niewiarygodnie silnej gorączki, nie upoważniało go do spontanicznych wyskoków. — No, ej!
— Nie ciesz się tak, bo nic nie obiecuję — mruknęłam, wsuwając plastikowy mebel pod stolik. Odwróciłam się i wrzuciłam styropianowy kubek do kosza. — A rozmawiałeś o tym w ogóle z Hinatą?
— Tak… Próbowałem, ale wiesz. — Po jego minie mogłam sądzić, że zaczynam wchodzić na cienki lód. — Powiedziała, że wpadnie. Ale tylko jeśli ty się zgodzisz.
— Słuchaj, może ty mi powiedz o co wam poszło w niedzielę? — Może nie powinnam była pytać, ale wciąż mnie to nurtowało. Hinata niby odzyskała swój dobry humor. Wręcz emanowała nieprzypisaną jej nigdy, pozytywną energią… Jednak każdego wieczora znowu przychodziła melancholijna atmosfera i ciche łkanie za ścianą. — Ona była w naprawdę strasznym stanie.
Jego mina diametralnie się zmieniła. Lód pęka. Złapał do ręki plecak, zarzucił go na ramię i ruszył ze mną w kierunku rozwidlenia dwóch korytarzy.
— Może innym razem.
Zatrzymałam się w miejscu, oniemiała jego tonem i odprowadziłam wzrokiem, dopóki nie zniknął mi z oczu. Śmiałam zrzucić na niego winę skoro nabrał takiego humoru, jednak w dalszym ciągu nie miałam pojęcia co tam mogło się stać. Nadal nie wierzyłam w to, by zrobił jej jakąś krzywdę… Przynajmniej nie umyślnie. Za bardzo dbał o nią i Kibę, co zupełnie eliminowało takie opcje.
A może problem leży w Hinacie?
— Siemasz, Ackerman. — Usłyszałam i zerknęłam w bok, gdzie od razu w oczy rzuciła mi się czerwona czupryna. Wiecznie nieschodzący z jego twarzy, głupkowaty uśmieszek, przyprawiał mnie o spazmatyczne odruchy pięści. — Masz teraz zajęcia ze swoim dziekanem?
— Tak — odparłam, uśmiechając się przelotnie w próbie unormowania poziomu irytacji. Wyżycie się na nim było bardzo prawdopodobne, a wdanie się w potyczkę słowną z tym człowiekiem, zakończyłoby się szarpaniną. Jak zawsze z resztą. — A coś się stało?
Gaara uśmiechnął się słabo i podążył ze mną w kierunku korytarza mojego wydziału. Zważając na jego względny spokój, odepchnęłam od siebie gotowe prowokacje i skupiłam się na kafelkach. Nie stań na linii, nie stań na linii.
— Temari strasznie się pochorowała i prosiła, bym dostarczył mu zwolnienie, bo po coś tam jutro miała być bla, bla. — Podrapał się po ramieniu i popatrzył na mnie.
— Ouu — jęknęłam, wskakując po schodkach — pozdrów ją ode mnie i życz zdrowia. Ach, jeśli potrzebuje skanów notatek, niech da znać. Załatwię je. Ostatnio też mi pomogła.
— Dobrze, dziękuję. — Uśmiechnął się. Zauważyłam jednak, że coś zaczęło go cisnąć i bynajmniej nie była to potrzeba dotycząca dłuższego posiedzenia w łazience.
— No mów! — warknęłam poirytowana, gdy postawiłam pierwszy krok na piętrze, a stopa znalazła się na linii pomiędzy płytkami. Kurwa.
— Twój brat się z kimś spotyka?
— Hę? — Cofnęłam głowę i zatrzymałam w półkroku. Popatrzyłam na niego, nie kryjąc zdziwienia.
— No wiesz, sądzę, że tobie powie prędzej niż nam…
— A co, masz na niego chrapkę? — mruknęłam, poruszając kilkukrotnie brwiami w górę i dół.
— Ha, ha — bąknął i pociągnął za mój szalik — chodzi mi o to, że od kilku dni buja w obłokach. — Rozluźniłam mięśnie twarzy, zwracając uwagę na to, że mówił całkiem poważnie. — No jest nieobecny, ale ma ciągle dobry humor i w ogóle. Sprowadzamy to z Erwinem do jednego, zwłaszcza, że wczoraj rano jak robił nam na śniadanie kanapki po przegranym zakładzie, to dostaliśmy w gratisie serduszka z ketchupu.
— Nie przesadzasz? — Levi nigdy nie byłby zdolny do rozsiewania wokół siebie miłości.
— No dobra, mi to przypominało serduszka. Ale na jedno wychodzi!
— Jesteś durny. — Stanęliśmy niedaleko ludzi z mojego roku. Mayako od razu nas zauważyła i podniosła się z grzejnika, by do nas podejść. Skinęłam na nią głową i zrobiłam znaczącą minę. — Nie zdziwię się, jeżeli to ona będzie tym powodem.
— Co?!
— Zamknij się.
— Siemacie! — krzyknęła entuzjastycznie, uwieszając się na mojej szyi. Jej policzek przywarł do mojego i zaczął się o niego ocierać. — Jak wam mija dzień?
— Emanujesz zbyt wysokim poziomem szczęścia, odsuń się — mruknęłam, próbując zrzucić z siebie jej ciężar.
— Oj, chciałam się nim tylko podzielić, ponuraku — rzuciła buńczucznie i przeniosła spojrzenie na Gaarę. — Tak w ogóle, Mayako. — Wyciągnęła do niego rękę, a ten w cwaniacki sposób się uśmiechnął i odwzajemnił gest.
— Wiele o tobie słyszałem — zagadał zaczepnie.
— Naprawdę? — zapytałyśmy równocześnie. Od niej zabiła zwykła ciekawość, ja natomiast kalkulowałam wagę dwóch powodów tego stwierdzenia. Albo Levi rzeczywiście o niej wspominał, albo No Sabaku chciał coś sprowokować.
— Od kogo? — spytała i zerknęła na mnie — Pewnie ona ci czegoś nagadała… Z miejsca wszystkiemu przeczę.
— Nie, to raczej mój współlokator — wypalił bez ogródek.
Otworzyłam usta, by go powstrzymać. Z drugiej strony sama chciałam, by Okanao przekonała się do Rivaia i odsunęła jak najdalej od Jeana. Więc ta zagrywka ze strony Gaary bardzo mi się spodobała
Dziewczyna ściągnęła w zastanowieniu brwi.
— Ach, nie wiesz? — prychnął i machnął ręką, zerkając na mnie. — Mieszkam z jej bratem.
— Nie mieszaj mnie w to… — Zwróciłam się na pięcie, widząc nadchodzącego Hiruzena.
— Ale jak to? — żachnęła się blondynka. — L-levi?
— No tak. Chyba, że ukrywają przede mną trzeciego Ackermana… — Chłopak widocznie nie zamierzał szybko ukrócić swojej intrygi. — Chyba bym tego nie zniósł.
— Chodźcie szybciutko do sali kochani, bo muszę dzisiaj wcześniej wyjść! — zakomunikował Sarutobi.
Czmychnęłam do środka, chcąc jak najdłużej nie znajdować się pod ostrzałem pytań Okanao.
***
— Carrion? — Otworzyłam szerzej oczy, opadając na ziemię.
Samuel przytrzymywał moje kostki, gdy powtarzałam serię brzuszków. Pokiwał zgodnie głową, uśmiechając się. Zabrał dłonie i podniósł się, chwilę później przeciągając swoje ciało.
— Za miesiąc, w Alibi — mruknął, pomagając mi wstać. — Ja nie dam rady być, ale zapamiętałem jak cenisz sobie ich muzykę i miałem ci o tym powiedzieć już w zeszłym tygodniu. Ale zupełnie wyleciało mi z głowy, do tego chorowałaś i o.
— Polski zespół w Londynie? To trochę podejrzane. — Zaśmiałam się, biorąc łyka wody. Zakręciłam butelkę, przez chwilę bujając w obłokach, ale chłopak pstryknął mi przed nosem palcami. — Nie sądziłam, że są aż tak znani za granicą, skoro w samej Polsce nie są tak aktywni. Podobno.
— A jednak — mruknął, wchodząc ze mną na pusty ring. — Będę dawać znać, gdy dostanę inne informacje.
Skinęłam zgodnie głową, którą po chwili wykonałam kilka okrążeń.
— Dobra, zaczynaj — rzuciłam na wydechu, przyjmując gardę.
— Znowu ja? — żachnął się, rozluźniając mięśnie.
— Ktoś musi.
— Kobiety mają pierwszeństwo.
— Pieprzenie — bąknęłam, obserwując jak chłopak podrygiwał w miejscu. Nagle doskoczył do mnie i wymierzył kopniaka na wysokość głowy, którego zablokowałam przedramieniem.
— No a nie? — Odsunął się i powtórzył ruch, napierając z drugiej strony.
— Po prostu peniasz. — Tym razem sama odbiłam się od maty, by wyrzucić przed siebie pięści. Odbił moje ciosy, po chwili wyprowadzając swoje.
— Nie wydaje mi się. — Parł przed siebie sprawiając, że zaczęłam się cofać. Był w lepszej formie niż zazwyczaj, co lekko mnie zaniepokoiło. Nasze pojedynkowanie się głównie zwyciężał on, a ja wciąż próbowałam go gonić. Szło mi coraz lepiej, jednak do jako-takiej perfekcji wciąż sporo mi brakowało. — Kiedy zrozumiesz, że jako kobieta możesz mieć problem z położeniem faceta?
— Za dużo gadasz. — Sprowokowana jego słowami, zaczęłam przyspieszać. Szybkość była moją jedyną przewagą nad Neilem.
Cios, kop, cios, cios i półobrót.
Choć runęłam na ziemię razem z nim, szybko wskoczyłam na nogi, a on popisowo zrobił to samo; wyrzucił za siebie ramiona, potem całe ciało, stając na rękach i przenosząc się po chwili na stopy.
— Czy nie mówię prawdy? — Otarł czerwoną frotką, umieszczoną na nadgarstku, pot z czoła i uśmiechnął się do mnie.
Wzięłam wdech i zwiesiłam ramiona.
— Nie bierzesz pod uwagę tego, że może chcę się tego nauczyć?
— Coś się stało? — spytał, gdy usiadłam na materacu.
— Trzy dni temu dojechał mnie ten pajac ze Świętego Patryka. — Opadłam na plecy i zamknęłam oczy. — Wkurza mnie to, że ciągle mam jakieś kłopoty od kiedy tu przyjechałam. A jeszcze bardziej drażni mnie brak sił na samoobronę.
— Zrobił ci coś?
— Nie, byłam z Mayako, zdążyłam zadzwonić po Rivaia i Kakashiego, po chwili byli na miejscu. — Stukałam palcami w materac, niecierpliwiąc się. — W Newcastle nie miałam takiego problemu. Tamtejsi ludzie są spokojni, a ja byłam święcie przekonana, że jestem nie wiadomo jak silna.
— Wiesz młoda, każdy silny trafi w końcu na silniejszego od siebie — skwitował luźno. — A trening czyni mistrzów. Wstawaj.
— Mikasa! — Usłyszałam dziewczęcy głos. Uniosłam się do siadu i rozejrzałam. Po chwili spostrzegłam, jak Alice zagląda do nas pomiędzy sznurami i uśmiecha się wesoło. — Killer was woła.
Wymieniliśmy z Samuelem zdziwione spojrzenia, jednak chwilę później podążaliśmy już do kanciapki trenera.
— Cześć szefie! — rzucił szatyn, od razu rozsiadając się na krzesełku przed biurkiem mężczyzny. Przysiadłam obok niego i wsparłam łokciami o blat, sprawiając, że policzki prawie zasłoniły mi oczy. — Coś się stało?
— Jesteście mi potrzebni — mruknął, podpisując jakiś świstek. Odłożył go na bok, po czym zarzucił nogi na biurko, mało nie uderzając butem w moją twarz.
— Do? — spytaliśmy jednocześnie.
— Dziewiątego grudnia odbywają się klubowe zawody w kickboxingu. — Przeciągnął się i ziewnął głośno, mlaszcząc po chwili. — Hajsik zebrany za wejścia jest przekazywany na cele charytatywne, ale tak naprawdę wygrana zapewnia miejsce w półfinałach letniego sezonu.
— Co w związku z tym? — Samuel popatrzył na mężczyznę dosyć niepewnie. Wiedział, co ten zaraz powie, ale zdążyłam się przyzwyczaić, że Bee lubił być ciągnięty za język.
— Chcę wystawić waszą dwójkę — odparł radośnie.
— Nie wiem, czy mi się chce — rzuciłam buńczucznie.
— No nie róbcie mi tego. — Usiadł ponownie, niczym szanowany pan prezes i splótł palce pod brodą. — Mamy dwie osoby po ciężkiej kontuzji, Thomas i Jackie mają wtedy wyjazd na pieprzonego erazmusa, a Alice… Jest jeszcze niewykwalifikowana. Wy natomiast… — Byłam pewna, że przebiegł po nas wzrokiem, mimo zasłoniętych przez te durne okulary przeciwsłoneczne, oczu. — Jesteście najlepsi. Mamy gigantyczne szanse.
— Mówisz nam to, by nas przekupić? — Opadłam na oparcie i założyłam ramiona na piersi.
— Nie, mówię szczerze.
— Dawaj Mika, może być fajnie! — Chłopak klepnął mnie boleśnie w kark. Jego traktowanie mnie jak kumpla stawało się nieznośne.
— No nie wiem — syknęłam, posyłając pełne nienawiści spojrzenie.
— Proszę — szepnął Killer, wyciągając do mnie ręce. Pokiwałam głową na nie, a ten uniósł się lekko i próbował sięgnąć moich dłonie.
— Dobra! — krzyknęłam, zrywając się z siedziska.
— Dobrze więc. — Mężczyzna uśmiechnął się triumfalnie i klapnął z powrotem na fotel. — Szesnaście dni treningów. Może odpuszczę wam weekendy.
— To jakiś żart? — spytałam gorzko. Trzy dni tygodniowo to już było wiele.
— A co wy sobie wyobrażacie? To, że uważam was za najlepszych nie znaczy, że puszczę was tam bez odpowiedniego przygotowania. Siłą rzeczy ja tu sprawuję władzę, co nie?
— Zaczyna się. — Neil zerwał się z siedzenia, chwycił mnie za zgięcie ramienia i pociągnął w stronę wyjścia. — Wszystko ustalimy później! Dziś nam się nieco spieszy!
— Walczymy na hali Świętego Patryka — dodał Bee.
Zatrzymaliśmy się w półkroku. Spojrzeliśmy na siebie z przerażeniem, a potem zwróciliśmy do trenera.
— Żartujesz? — warknęliśmy w tym samym momencie.
— Nie, dlaczego?
***
— Zabiję cię — mruknęłam, nie czekając na zaproszenie.
Naruto odskoczył na bok, chcąc uniknąć staranowania, a Hinata wdreptała tuż za mną. Czułam jak dreszcze zimna przeszywają mnie od stóp do samej głowy. Nieugięta ulewa i silny wiatr sprawiły, że moje ciało nie mogło się pozbyć nieprzyjemnego odrętwienia.
— Csi… — Przyłożył teatralnie palec do ust i zmrużył powieki, jakby chciał odjąć mi głos jakąś super mocą. Sądziłam, że przesadzał. Mimo wszystko znajdowaliśmy się na czwartym piętrze, a Kiba nie wyskoczyłby oknem. Co najwyżej zamknął się w pokoju na klucz, albo planował wyślizgnąć się, gdy my pochłonięci rozmową, nie zwrócilibyśmy na niego uwagi.
— Czy kiedyś zrozumiecie, że nie mamy samochodu tak jak wy? — spytała cicho Hyuuga, nawiązując do naszej rozmowy w autobusie. — Popatrz, jak przez ciebie zmokłyśmy…
— Ale czy w niesłusznej sprawie? — Zaśmiał się cicho, a jego obiekt westchnień skarcił go wzrokiem. Wziął głęboki wdech, zamknął drzwi, przekręcił zamek i uśmiechnął się sam do siebie, po chwili przybierając już normalny ton. — Czego się napijecie?
— Herbaty — odparłam, rozwieszając kurtkę na kuchennym krześle. — I jestem głodna, zrób z tym coś.
— Pizza? — Wszedł za mną do jasnego pomieszczenia, niosąc wierzchnie ubranie Hinaty.
— Byle nie wegetariańska. — Usiadłam i wyciągnęłam dłoń do wielkiej głowy Akamaru, który wyłonił się z salonu. — A najlepiej to zamówmy dwie.
— Możemy wziąć jedną z ananasem? — wtrąciła Hyuuga, zajmując krzesełko naprzeciwko.
— Jesteście strasznie marudne — skwitował, wypełniając elektryczny czajnik wodą. — Słuchajcie, jestem w szoku. — Spojrzałyśmy na niego pytająco, kiedy odstawił urządzenie na swoje miejsce i nacisnął pstryczek. Obrócił się w naszym kierunku i ostentacyjnie wzniósł do góry ramiona, kręcąc głową. — Odezwał się dziś do mnie!
— Robisz komedię z czegoś, co cię niepokoi? — mruknęłam, sprawdzając poziom wilgoci moich leginsów. Nie wiedziałam jakim cudem były ledwo zwilżone, ale cieszyło mnie to.
— Powiedział, że mnie zabije, jeśli zaraz nie przyciszę telewizora. Szkoda, że sam go włączył, a ja zajęty byłem sprzątaniem. — Westchnął i podszedł do lodówki. Wysunął spod magnesu ulotkę pizzerii i zbliżył się z nią do nas. Położył ją na blacie i stanął pomiędzy nami. — Dumajcie.
Gdy po dosłownie piętnastu minutach żarliwej dyskusji doszliśmy do jakiegoś ugodowego wyboru, przenieśliśmy się do salonu. Rockowa ballada w bardzo cichej tonacji, panoszyła się po pomieszczeniu, a jej idealne, czyste brzmienie wzmocnione przez wieżę, zagłuszały dźwięki włączonego telewizora. Zatonęłam w wielkim fotelu i od razu poczułam, jak mięśnie w całym moim ciele krzyczą “ooochh, aaachh”.
Zerknęłam na drzwi pokoju Inuzuki i zaniepokoiłam się, nie dostrzegając pod nimi żadnej wiązki światła.
— Nie ma go? — spytałam cicho, mimo poprzednich, głupich zachowań blondyna.
— Jest, ale bawi się w kreta przynajmniej od tygodnia.
— Nie wyjdzie do nas? — Hinata również wbiła spojrzenie w białe skrzydło.
— Nie próbuję nawet się o to łudzić. — Chłopak opadł na kanapę i zaczął ją macać w poszukiwaniu pilota. — Przywykłem do samotnego mieszkania, choć nadal nie mogę w pełni cieszyć się wolnością.
Próbowałam wyglądać na twardą, zdecydowaną do działania. Szkoda, że tak naprawdę ledwo stałam, bo nogi miałam jak z waty. W brzuchu wszystko się przewracało i kilka razy byłam pewna, że zaraz zwrócę obiad. Serce kołatało jak szalone, a ciało oblewał na zmianę gorący i zimny pot. Nie, to nie było przeziębienie.
To był Kiba.
Ten Kiba, którego nawet nie widziałam.
Sama świadomość tego, że dzieliła nas ściana, sprawiała, że mój mózg zamieniał się w bezmyślną, ciapowatą masę. Bałam się tej rozmowy, jej konsekwencji. Przerażała mnie myśl, że gdy tylko otworzę drzwi, on każe mi spierdalać, a to mogło roztrzaskać mi serce.
Pocieszeniem stało się tylko to, że wbrew moim przewidywaniom, Naruto na mnie nie naciskał. Cierpliwie czekał, aż sama zbiorę w sobie odwagę… Kilka razy chciałam się podnieść i pójść tam z zaciśniętymi oczami, mówiąc sobie teraz, albo nigdy. Chwilę później jednak odpuszczałam.
Ostatecznie doszłam do wniosku, że nie pójdę do niego, dopóki czegoś nie zjem, bo burczenie w brzuchu sprowadziłoby mnie na dno.
Śnieżnobiała psina siedziała ze mną przez jakiś czas, domagając się pieszczot i uwagi. To był kolejny sygnał świadczący o zaniedbaniu niektórych spraw przez tego chłopaka. Nie potrafię opisać, jak silny ucisk uwiązał się dookoła mojego gardła, gdy Akamaru opadł pod drzwiami pokoju i niedługo później tam zasnął.
— Otworzę. — Naruto podniósł się energicznie, słysząc pukanie do drzwi. Po chwili niezobowiązującej rozmowy wrócił do salonu z dwoma, dużymi pudełkami, które położył na stole.
Super. Nie byłam w stanie przełknąć najmniejszego kęsa bez odruchu wymiotnego, a czas wciąż płynął. Szalenie, nieubłaganie i chujowo.
— Dobra, muszę wyskoczyć z psem, bo zaraz zrobi pod siebie — Blondyn uderzył dłońmi o uda, po kolejnych dłużących się kwadransach. Wstał na nogi i sięgnął po smycz, spoczywającą na szafce, po czym spojrzał na mnie wymownie, a ja nabrałam powietrza do płuc, jakbym zaraz miała zostać zalana wodą. — Może…
— Wiem — szepnęłam, podnosząc się z fotela. Całe ciało zadrżało, czego nie ukryłam przed żadnym z nich. Współczujące spojrzenia dały mi sto procent świadomości, że na tę wojnę podążam sama. — Hinata idziesz z nim? — spytałam, by jeszcze przez chwilę być myślami w innym miejscu.
— A bardzo pada? — mruknęła, odrzucając z siebie koc.
— Aktualnie, nie — odparł chłopak, wyglądając na balkon. — Weźmiemy parasol, nie będziemy szli nie wiadomo jak daleko.
— No dobra… — sapnęła, wciągając na ramiona bluzę. — Wolę nie zostawać tu sama.
Zebrali się z salonu, ubrali i wyszli.
A ja stałam jak ten kołek, mając wrażenie, że moje korzenie właśnie owijają ciała sąsiadów z dołu. Nie miałam mocy, aby tam iść. Żadnej, naprawdę. Do tego nadal odczuwałam niewyobrażalne zimno, spowodowane przemoczeniem.
Mimo wszystko ruszyłam przed siebie, wiedząc, że co się odwlecze to nie uciecze. A ile można było wciąż odkładać?
Złapałam delikatnie za klamkę, by przypadkiem nie poruszyć nią w ostrzegawczy sposób i po raz ostatni napełniłam płuca tak dużą ilością tlenu. Zacisnęłam zęby i nacisnęłam na wihajster, by ten po chwili odblokował drzwi.
W pomieszczeniu panował półmrok i cholernie silny chłód. Z przerażeniem popatrzyłam na otwarte szeroko okno i przez chwilę walczyłam z czarnymi myślami, jednak gdy spostrzegłam na łóżku coś na kształt ciała, ochłonęłam.
Zamknęłam za sobą wejście i chwilę później zrobiłam to samo ze źródłem zimna, którego naprawdę miałam już dosyć. Zwróciłam się w tył i obiegłam wzrokiem spore, ludzkie legowisko. W tym pokoju byłam pierwszy raz i nie miałam pewności co do tego, czy nie rozwalę sobie na czymś nosa. Bóg jednak był po mojej stronie i wpuszczał do środka nikłą, bladą poświatę miasta, która ułatwiała mi poruszanie się. Minęłam biurko, duży, czarny fotel na kółkach i stanęłam przy łóżku.
Leżał tam; słyszałam jego miarowy, spokojny oddech. Nie miałam pewności, ale wrażenie, że śpi — już na pewno. Przez chwilę zastanawiałam się, z której strony go zajść i wpadłam na genialny plan!
Cofnęłam się do ucieczki.
Przed oczyma pojawił mi się jednak obraz nędzy i rozpaczy; czytaj, mojego serca, które miało ostatnią szansę na zrobienie czegokolwiek.
Podeszłam z powrotem do okupowanego mebla i wlazłam na materac. Po krótkiej chwili namysłu wsunęłam się pod kołdrę i położyłam na boku, jak cholerna kłoda, obserwując jego włosy. Wszystkie zmysły oszalały, gdy adrenalina lekko odpuściła, a do moich nozdrzy dotarł w końcu jego zapach. Czułam, jak sama nim nasiąkam, co wzbudziło lekkie dreszcze. Te przerodziły się w żołądkowy huragan, gdy dostrzegłam, że nie miał na sobie koszulki.
Zaszłam tak daleko, nie mogłam się hamować, lub co gorsza — cofać.
Przysunęłam się do jego ciała. Z początku utrzymywałam dystans kilku centymetrów, byleby mój nos sięgnął kasztanowej czupryny. Zamknęłam oczy, zaciągając się narkotycznym zapachem i wzniosłam dłoń, by dotknąć jego odsłoniętego ciała. Mimo zimna, było gorące. Zacisnęłam powieki, próbując powstrzymać się od przywarcia do niego i ogrzania się.
Przez kilka minut nie drgnęłam, mając wrażenie, że słyszę jak mrugam. Wzniosłam się jednak na ramieniu, by zajrzeć na drugą stronę. Z zafascynowaniem przyglądałam się łagodnym rysom twarzy, niezdobionej żadnymi emocjami. Był taki spokojny i niewinny. Taki, jakiego go jeszcze nie widziałam. Lekko uchylone usta tworzyły dopływ powietrza, a dłoń spoczywająca przy twarzy lekko zadrżała. Byłam pewna, że śniło mu się coś złego. Byłam.
— Czemu zamknęłaś okno? — spytał nagle, powodując przyjemne mrowienie w podbrzuszu. Jego zachrypnięty głos działał niekorzystnie na moje pożądanie bliskości.
Mimo to, zesztywniałam ze strachu. Przypomniałam sobie, że przybyłam tu, by poprowadzić ciężką rozmowę, a przez dłuższy czas zastanawiałam się, jak wczołgać się pod jego ramiona i owinąć się nimi niczym szalikiem.
— Powinnaś się odsunąć — odezwał się ponownie, kiedy głos uwiązł mi w gardle. Do tego jego słowa nie były zbyt przyjemne w odbiorze, zwłaszcza, że marzyłam o tej bliskości. — Czuję twój zapach, a ten powoli sprawia, że tracę nad sobą panowanie.
Ou, a więc to tak?
— Porozmawiasz ze mną? — szepnęłam, kładąc głowę na poduszce.
Mikasa, skup się na walce, a nie zboczonych myślach. Jak wygrasz, to może go dotkniesz.
— O tym, jak bardzo spierdolony jestem? — prychnął i w końcu się poruszył, co przyniosło mi trochę lęku. — Tego nie można tłumaczyć, czy usprawiedliwiać.
— Nie chrzań głupot. — Westchnęłam, zamykając powieki. Tylko spokojnie, przecież gorzej być nie może. — Po prostu porozmawiajmy.
Ach, gówno, jakby to powiedziała Mayako. Przestawałam racjonalnie myśleć. Przysunęłam się. Blisko, najbliżej.
— Chciałem cię chronić… — Cały się spiął, prawdopodobnie od powolnego zacierania przeze mnie granic.
— Przed kim? — spytałam cicho, jakby bojąc się, że każdy wyższy ton mojego głosu mógłby doprowadzić do jakiejś tragedii.
— Przed sobą.
— Zrobiłbyś mi krzywdę?
— Nie wiem…
Nie poruszałam się. Sądziłam, że nigdy więcej nie będzie mi dane leżeć w tak przyjemny sposób, więc nawet ta krzywda nie była czymś wystarczająco… Odpychającym?
— Naruto próbował mi pomóc cię zrozumieć…
— Domyśliłem się.
— Zaczęło się od moich słów, prawda? — mruknęłam, wyciągając rękę spomiędzy naszych ciał.
— Po co się tym przejmować… — zacytował szorstko. — Zabawa to zabawa.
— Nie myślałam.
— Więc dlaczego to wtedy powiedziałaś?
— Bo się bałam.
— Czego?
— Siebie.
Mówiłam zgodnie z prawdą. Przecież jeszcze nic nie ułożyłam sobie w głowie, a zostałam rzucona na głęboką wodę. Bałam się swoich reakcji, myśli… Wszystkiego.
— Niepotrzebnie… — szepnął. — Byłbym przy tobie.
— Tak? — Wciągnęłam nosem powietrze. — A co działo się później? Zostawiłeś mnie samą, daleko w tyle. Zamiast powiedzieć co się męczy, zniknąłeś.
— Chciałem sobie wszystko poukładać.
— I odsunąć mnie od siebie?
— Tak.
Cofnęłam głowę, przez co po pokoju rozszedł się głośny szelest. Zastanawiałam się, ile jeszcze noży ten chłopak wbije w moje serce. Odrzuciłam kołdrę i spróbowałam się podnieść, jednak złapał mnie po omacku za rękę i pociągnął do siebie. Uderzyłam piersiami o szerokie łopatki, a nos znowu znalazł się w jego włosach.
— Bałem się tonąć w czymś w czym byłbym…
— Sam? — Puścił mój przegub, a ja cofnęłam dłoń do siebie.
— Sam...
— Ja byłam. — Zamknęłam powieki i oparłam czoło o jego potylicę. — Bez wyjaśnień, słów. Bez poczekaj na mnie, bez spierdalaj.
— Tęskniłaś za mną?
— Nie znam cię na tyle. Nienawidzę za te krzywdy. Wiążę z tobą przykre wspomnienia.
— Tęskniłaś?
— Cholernie.
Przytul mnie, to wybaczę ci wszystko.
— Nigdy nie wierzyłem w to, że wystarczy jedno spojrzenie, by zrozumieć niektóre rzeczy… — Skulił się i westchnął głęboko. — Jednak czasem naprawdę tak jest.
— Jaśniej.
— Wystarczył mi ułamek sekundy, by wiedzieć, że sobie ciebie nie odpuszczę. — Przerwał. Nie odzywał się dobrą minutę. — Wtedy, tam… Gdy stałaś przed Hinatą. Gdy ją chroniłaś. Już wtedy nie potrafiłem skupić uwagi na niczym innym, niż twoje oczy. Miałem wrażenie, że ktoś usunął spod moich nóg jakikolwiek grunt. Spadałem, dopóki ludzie nie zaczęli szeptać o nadchodzącym wykładowcy.
— Ten pocałunek…
— Nie wiem jakim cudem udało mi się położyć na twoich ustach dłoń — prychnął. — Zachowałem resztki rozumu i byłem wściekły. Wściekły na ciebie.
— Bo? — Skrzywiłam się, nie rozumiejąc do czego dążył.
— Bo unikałaś mojego wzroku, a ja z całych sił pragnąłem znowu tonąć.
Położyłam dłoń na jego boku, czując, jak skaczące ciśnienie powoli mnie wykańcza. Zadrżał i napiął się jeszcze bardziej; szelest pościeli, na której zacisnął palce, wpompował we mnie kapkę pożądania. Chciałam więcej jego… braku opanowania.
— Czy unikanie mnie nie zabierało ci tej możliwości? — szepnęłam, czując jak wskaźnik mojej kontroli nad sobą, niebezpiecznie zbliża się do zera. Jego ciepło i zapach mieszały mi w głowie. Wiem, że nie mogłam się temu wszystkiemu poddać, ale byłam na granicy, do tego słaba. Przerażona takimi odczuciami, z którymi do tej pory nigdy nie miałam styczności.
— Owszem… — Poruszył głową. — Głupi, jak zawsze z resztą.
— A ty za mną tęskniłeś? — Stawałam się materialistką. Łaknęłam niektórych słów.
— Pytasz, jakbyś nie wiedziała… — Zmienił pozycję. Nie ja dotknęłam ustami jego skóry… To on do tego dopuścił. Wypuścił głośno powietrze i odchylił głowę do tyłu, jakby chciał skryć przede mną kark. — Wpadłem w obłęd, gdy zobaczyłem cię na trybunach. Chwilowa euforia zamieniła się w strach. Chciałem do ciebie pobiec i zabrać stamtąd.
— To ja tam przyszłam, by zabrać ciebie — odparłam cicho, dociskając opuszki do jego skóry. Nie wiedziałam, że dotykanie czyjegoś ciała może być takie fascynujące. — Nie chciałam, by coś ci się stało.
— Bez względu na rodzaj naszej relacji, nie wpłynęłabyś na moją decyzję. Zrobiłbym wszystko, by cię stamtąd zabrano. Wyręczył mnie twój brat. Ale i tak byłaś. Wciąż w mojej głowie.
— Myślałeś o mnie?
— Nieustannie.
Zaczęłam przemieszczać się dłonią po jego torsie. Delikatnie, tak jakbym się bała, że go zranię. Wyczuwałam w niektórych miejscach uwypuklenia lub wgłębienia. Doskonale wiedziałam, że to blizny. Drobne, niewielkie skazy na jego ciele, które przyprawiły mnie o dreszcze. Cisza się dłużyła, męskie ciało co chwilę spinało, a pod opuszkami palców wyczuwałam gęsią skórkę.
— To jego wina, prawda? — szepnęłam, obdarowując męską szyję gorącym oddechem.
Wyczułam pod ramieniem, jak jego biceps stwardniał. Zatrzymał oddech, chwilę później ujmując w dłoń moje palce. Zaczął przesuwać je niżej, w okolice mniej dostępnego dla mnie, prawego biodra. Przestraszyłam się, niepewna jego zamiarów. Później już tylko walczyłam z niekontrolowanymi łzami, które pojawiły się pod zamkniętymi powiekami.
Ta jedna, dużo dłuższa i szersza szrama sprawiła, że moje serce zabiło mocniej. Tym razem ja napięłam wszystkie mięśnie, podkurczając nogi.
Jak wiele cierpień cię dotknęło?
— Mógłbym być nimi pokryty cały — wyszeptał. — Byleby Hana żyła.
— Ki…
— Moja matka znowu leży w szpitalu… Hana by do tego nie dopuściła.
— To nie zależy od nas. Los wytycza nam ścieżki. Nam pozostaje wierzyć, że będzie dobrze.
— Też mi to wmawia. Też łże w oczy.
— Bo nie chce, byś obarczał się winą. Nie chce cię ranić.
— To mnie powinni znaleźć wiszącego.
— Proszę, przestań. — Przywarłam do jego ciała, bojąc się, że zaraz w jakiś magiczny sposób zniknie. — Jeśli tobie też coś by się stało, nie darowałaby sobie. Takie słowa dają jej do myślenia. Wmawia sobie, że jest złą matką. Oboje obarczacie się czymś, na co nie mieliście wpływu, Kiba…
— Nie potrafiłem o nią należycie zadbać.
— A teraz ryzykujesz życie w zasranych bójkach, by zostawić ją zupełnie samą? — Odsunęłam się. Przewróciłam na plecy i wbiłam spojrzenie w sufit, przytłoczona całą tą sytuacją. Nie potrafiłam nawet powiedzieć czegoś, co mogłoby go pocieszyć.
— Nie zostawię — mruknął. — Choćbym chciał. Siostra nade mną czuwa, nie pozwalając nawet otrzeć się o śmierć.
— Martwy na pewno nie pomożesz mamie.
— Żywy też nie potrafię.
— Wystarczy, że nie będziesz pakować się w kłopoty.
— Musiałem stanąć do tej walki — mruknął, wzdychając. — Za honor drużyny, swój.
— A może po to, by pozbyć się swojej frustracji?
— Ten złamas, Kyoshi zasługiwał na to, bym władował w niego całą swoją nienawiść.
— Ofiara?
— I kat, zarazem.
— Czemu się tak nienawidzicie? — Nakryłam się szczelniej kołdrą; nadal było mi zimno.
— Sam nie wiem, to trwa od lat.
No kiedy na mnie spojrzysz? Zrobi mi się cieplej.
— Nie potrzebujesz powodów do nienawiści?
— Jego istnienie jest wystarczającym powodem. Nie potrafi zrobić niczego innego, co mogłoby mnie sprowokować. Jest zwykłym frajerem. — Wykazywał zachowania stereotypowe dla bezmyślnych osiłków. Może powinnam dać mu powód?
— On… — Tak bardzo zapragnęłam poczuć, że jestem kimś ważnym. Chciałam wiedzieć, czy rzeczywiście mu na mnie w jakiś sposób zależy. Chciałam spotkać się z jego agresją, spowodowaną moim niebezpieczeństwem. — … zaatakował mnie.
Poderwał się, wspierając na ramionach. Mrok nie pozwalał mi na dojrzenie niektórych rzeczy. Nie miałam pojęcia, czy jego głowa skierowana jest w moją stronę i czy przypadkiem nie ma zamiaru mnie udusić.
— Kto? — wycedził, przez zaciśnięte zęby.
— Kapitan Świętego Patryka.
Pięści wbiły się w poduszkę po obu stronach mojej głowy. Gorący oddech owiał twarz, a moje — w porównaniu do jego — drobne ciało, zostało nakryte męską sylwetką. Przez ciemność nie widziałam wściekłości skrytej w czarnych jak węgiel oczach.
Byłam obrzydliwa, obleśna wręcz. Napawałam się jego obłędem. Obłędem, który sprawiał, że czułam najprawdziwszy dreszcz podniecenia.
— Kiedy?
— Niedziela.
— Gdzie?
— Ibiza.
— Czego chciał?
— Zemsty na tobie.
— Tknął cię?
— Przycisnął do ściany, przydusił. — Głupia idiotko, po co to napędzasz?
— Zajebię go, zapierdolę — wychrypiał, obniżając głowę. — Co jeszcze?
— Nic, nie zdążył. — Wyciągnęłam dłoń przed siebie i dotknęłam palcami jego policzka. Był gorący. — Levi i Kakashi zdążyli nas uratować.
— Nas? — Byłam pewna, że zamknął powieki czując moje opuszki. Uspokajało go to.
— Mayako była ze mną.
Intensywnie nad czymś myślał. Z jednej strony pragnęłam znaleźć się w jego głowie i ogarnąć ten cały bałagan, z drugiej jednak się bałam. Wiedziałam, że mogą się tam znajdować zbyt przytłaczające rzeczy. Czy był kiedykolwiek w stanie się ich pozbyć? Zapomnieć o piekle dzieciństwa? Ja nie potrafiłam. Nadal nie potrafię.
— Obiecaj mi — wyszeptał, opierając czoło o moje. — Obiecaj, że od teraz będziesz mnie informować o takich wyjściach. Chcę wiedzieć, gdzie się znajdujesz. Chcę wiedzieć, gdzie mam biec, kiedy będzie się coś dziać.
— Obiecuję — odparłam, niewiele myśląc.
Osunął się w dół i położył obok, pozostawiając dłoń na moim brzuchu. Przedramieniem drugiej ręki dotknął mi czubka głowy. Uniosłam ją, by swobodnie wsunął ramię pod szyję i położył ją luźno. Przysunął usta do skroni, próbując uspokoić oddech. Czułam mrowienie w brzuchu; było tak silne, że chciałam się skulić.
— Mikasa — mruknął i zgiął rękę, znajdującą się pode mną. Dłoń ułożył na moim, bliższym jemu, barku. — Pozwól mi się do siebie jeszcze raz zbliżyć.
— To nie takie proste — odparłam, zamykając powieki. — Nie chcę znowu zostać sama.
— Przysięgam… Przysięgam na wszystko; na moje mecze, na miłość do frytek, na ciebie, na siebie, na szczere uczucia Naruto względem Hinaty i ramenu. Na moje uczucia, na twoje bezpieczeństwo, na moją matkę… Na wszystko na czym mi zależy… — Docisnął palce obu dłoni do mojej skóry, tak samo jak usta, a ja uśmiechałam się głupkowato, słysząc jego słowa. — Przysięgam, naprawię to. Po prostu, standardowo, za późno przeanalizowałem swoje zachowania. Spierdoliłem, myśląc, że odsunięcie cię od siebie coś zmieni.
— To wprowadziło tylko nieład i ból… — szepnęłam cicho, prawie niesłyszalnie.
— Kiedyś się nauczę, że coś co wydaje mi się słuszne, wcale takie nie jest.
— Co jeśli znowu zawiedziesz? — Przekręciłam głowę w jego kierunku. Przez chwilę dostrzegałam zarys ust, jednak zsunął głowę, by spojrzeć mi w oczy.
— Już nigdy mnie nie zobaczysz. — Musnął wargami nos, a mnie zalała fala gorąca. — Nigdy.
Dziękowałam sobie w duchu za to, że nie włączyłam światła. Moja buzia nie była czerwona; zalała ją istna purpura. Ponownie zwróciłam twarz w kierunku sufitu, a chłopak zsunął się jeszcze niżej, układając usta pod moim uchem. Nie całował; po prostu przywierał do mojego ciała jak magnes.
— Kiba… — Zacisnęłam palce, gdy dotknął nosem płatka mego ucha. Mruknął, czekając na moje słowa. Słowa, które bałam się wypowiedzieć. — Co jeśli ci powiem… Że okazałeś się elementem jednej z najważniejszych układanek? Że boli mnie twój brak, mimo naszej, krótkiej znajomości?
— Co to za układanka? — zapytał, w następstwie niedługiego milczenia.
Słuchałam deszczu, rozbijającego się o parapet okna. Widziałam kryształowe krople, spływające po szybie; łączące się w większe i większe…
— Ta, która nosi tytuł, nazywający pewien nieodzowny element naszej egzystencji.
— Mów jaśniej, jestem za głupi. — Co chwilę zmieniał pozycję, wtulając twarz w moją skórę. Czułam, jak napawa się moim zapachem; zupełnie jak ja jego.
— To ten pozornie długi moment — zaczęłam, kierując dłoń do jego głowy. Wplątałam palce w kasztanowe kosmyki i mierzwiłam je lekko, obserwując własne ruchy. — Moment pomiędzy narodzinami, a śmiercią.
Uniósł się nagle, a moje palce przejechały po jego twarzy. Dłoń opadła na poduszkę, a ja w końcu dostrzegłam ciemne oczy, odkryte przez smugę światła. Bałam się, iż widzi, jak intensywnie się w niego wpatruję.
— Dopełniam w jakiś sposób twoje życie? — zapytał, ponownie opierając czoło o moje. Eliminował dzielące nas dystanse, sprawiając, że mój organizm łaknął czegoś więcej. Czegoś, co wykraczało poza moją wyobraźnię.
Usłyszałam jak do mieszkania wrócili Naruto i Hinata. Spięłam się odruchowo.
— Cssi… — mruknął, a ja zadrżałam, gdy przesunął dłoń na mój bok. — Nikt tu nie wejdzie.
— Tak sądzę… — Wróciłam do jego pytania. — Takie mam wrażenie, tak czuję.
— W jak dużym stopniu? — Nasze nosy zetknęły się nagle. Wiedziałam, jak to się skończy i chyba powoli tego pragnęłam, jednocześnie wzbraniając się z całych sił. Bałam się, że znowu sprawi, iż sięgnę nieba, a potem uderzę z łoskotem o twardą ziemię.
— Za dużym. — Owinęłam ramionami jego szyję, zupełnie tracąc nad sobą panowanie. Przyjemne skurcze brzucha zmusiły mnie do zaciśnięcia zębów.
— Czyli jeśli mnie zabraknie…
— To inne puzzle będę mogła wyrzucić do kosza.
Nachylił się gwałtownie; moje ciało przeszedł prąd, przez który przycisnęłam go do siebie jeszcze mocniej. Gorące wargi przywarły do mojego policzka, znacznie zahaczając o kącik ust. Podkurczyłam nogi przez silny skurcz w podbrzuszu.
Owinął mnie ramionami i bardzo mocno do siebie przytulił, lekko przygniatając swoim ciałem. Nie potrafiłam opisać jak wspaniałe to było uczucie.
— Naprawdę pocałowałem cię jako pierwszy? — spytał nagle, wciskając twarz w zgięcie mojej szyi. Zawstydził się, cholerny drań.
— Tak — odparłam, błądząc palcami po szerokich plecach. Tam też były blizny.
Stłumił głupawy chichot, łaskocząc mi twarz włosami.
— Wygrałem życie… — wyszeptał, składając delikatny, jednak czuły pocałunek na obojczyku.
Zmrużyłam powieki, zagryzając policzki. Stłumiłam mruknięcie, jakie chciało ze mnie uciec. Nigdy nie wyobrażałam sobie, że takie drobne gesty potrafią doprowadzać do szaleństwa.
Nie, nie, nie! Nie mogę tak łatwo się poddać. Nie ma tak dobrze.
— Nie, Kiba. Sio — mruknęłam, zrzucając go z siebie. — Ja wciąż jestem zła.
Odrzuciłam kołdrę i wstałam, jednak ciut za szybko i zakręciło mi się w głowie. Usłyszałam, jak przesuwa się po łóżku, a chwilę później chwyta moje biodra i ciągnie do siebie. Wylądowałam tyłkiem na miękkim materacu, pomiędzy jego nogami. Przyciągnął mnie; plecami przywarłam do napiętej klatki piersiowej, długie ramiona owinęły brzuch. Wtulił twarz w moje włosy.
— Wyeliminujmy tę spapraną, krótką przeszłość. — Przesunął buzię do szyi. — Zbudujmy wszystko od samego początku i nigdzie się nie spieszmy.
— Nie wiem czy potrafię…
— Poznajmy się od nowa, od podszewki. Błagam… — Wzmocnił uścisk. — Chcę być największym egoistą na świecie, chcę mieć cię na wyłączność. I chcę na to zasłużyć, choćbym miał walczyć do usranej śmierci.
— Będzie ciężko. — Oparłam tył głowy o męski bark i wzięłam głęboki oddech.
— Nie ważne.
— Też musisz mi coś obiecać — szepnęłam. Zaczepnie przejechał brodą po moim policzku, czekając na kontynuację. — Pozwól sobie pomóc. Nie izoluj się. I koniec z bezsensownymi bójkami!
— Dobrze — odparł cicho, prosto do ucha, które cmoknął.
Skórę ozdobiła mi gęsia skóra. Tym razem powodem był chłód, który mnie usidłał. Wyskoczyłam spod cieplutkiej pierzyny i odczułam, jak moje ciało traci ciepło. Nadal czułam skutki przeprawy przez deszcz.
Przetarł dłońmi moje ramiona i odchylił się do tyłu. Ściągnął z krzesła czarną bluzę i podał mi ją.
— Załóż, proszę.
Nie śmiałam odmówić, wyczuwając, że jej wnętrze wypełnione jest przyjemnym w dotyku polarem. Przeciągnęłam kangurkę przez głowę, doprowadzając do płuc narkotyczny zapach chłopaka. Podniosłam się na nogi, tym razem spokojnie i popatrzyłam na niego. Zsunął się na brzeg łóżka, a ja podziwiałam jego umięśnione ciało, które eksponowane było tylko dla mnie.
— Chodźmy — szepnęłam, wyciągając do niego dłoń.
Ujął ją w swoją i ucałował jej wierzchnią stronę.
— Idź — mruknął.
— A ty?
— Potrzebuję chwili — odparł i wskazał głową na drzwi. — Nie martw się. To była ciężka rozmowa, wbrew wszelkim pozorom.
— Dobrze. — Uśmiechnęłam się.
Czułam swego rodzaju spełnienie, dumę. Odważyłam się przyjść i rozwiązać ten problem. Ja! Mikasa Ackerman!
Gdy stałam już przy drzwiach i złapałam za klamkę, zatrzymał mnie zachrypniętym szeptem:
— Dziękuję.
— Ja również — odpowiedziałam cicho i otworzyłam skrzydło, wpuszczając do pomieszczenia światło. Rzuciłam okiem na chłopaka.
Krył twarz w dłoniach, jednak dostrzegłam nikły uśmiech.
Victoria!
Zamknęłam drzwi i wyszłam na środek salonu. Podniosłam wzrok i dostrzegłam Naruto wyciągającego się w moim kierunku z kanapy i zaniepokojone spojrzenie Hinaty.
— I? No mów! — wysyczał blondyn.
Zamknęłam powieki i odetchnęłam głośno.
— Zostało coś z tej pizzy?
— Mikasa! — krzyknęli równocześnie, a chwilę później oberwałam poduszką w twarz. Złapałam ją w dłonie i ruszyłam ku blondynowi z chęcią uduszenia go z pomocą owego przedmiotu, jednak brutalnie mi przerwano.
Ta chwila była dosyć krótka.
— Nie krzyczcie na nią. — Odwróciłam głowę, wspierając ramiona na oparciu kanapy i czułam jak zalewam się lekkim rumieńcem. Wyszedł z pokoju w samym dresie i rozpiętej bluzie, pod którą nic nie było. Kosmate myśli odeszły jednak na bok. Dostrzegłam blizny i skupiłam się na tej największej. Bez oporów odsłaniał je przed nimi, a teraz również przede mną. — Też chcę pizzę.
— Zostało jeszcze trochę w kuchni. — Humor Hinaty wyraźnie się poprawił. — Przyniosę.
Dziewczyna podniosła się z fotela i wyszła z przestronnego pomieszczenia, zostawiając nas we troje. Osobiście nie odczuwałam stresu, ale gdy spojrzałam na Uzumakiego, który obserwował przyjaciela spod blond grzywki, dotarło do mnie, że załatwiłam swoją sprawę, a nie jakiś nieznany mi konflikt, którego sami nie zażegnali.
— Pójdę jej pomóc — mruknął, podnosząc się. Szybko jednak wcisnęłam go z powrotem w siedzisko.
— Ja to zrobię — rzuciłam z głupim uśmieszkiem i nucąc jakąś randomową melodię, ruszyłam do kuchni.
Nim do niej weszłam, musiałam się zatrzymać. Skończyło mi się paliwo; przytknęłam materiał bluzy i zaciągnęłam się jej zapachem niczym ostatnia kretynka, lub astmatyk biorący leki wziewne.
— Mgahhh — mruknęłam i ścisnęłam pięści przed nosem. Czułam niewyobrażalne szczęście, które rozsadzało mnie od wewnątrz.
— Co robisz? — Fioletowa kitka wystawała lekko poza framugę kuchennego przejścia, a jasne oczy wpatrywały się we mnie ze zdziwieniem.
— Przytul mnie — rzuciłam chrapliwie, kierując się do niej z szeroko rozpostartymi ramionami. Objęłam ją i westchnęłam głośno, czując jak mój rozpłaszczony policzek przyciąga do siebie naelektryzowane włosy.
— Dał ci coś w tym pokoju, czy jak? — sapnęła, nie poruszając się.
Miłość, tulanko i magiczne zapaszki. Och, to ostatnie mogłoby dziwnie zabrzmieć.
— Nie — odparłam krótko, odsuwając się. Złapałam trójkąt do ręki i odgryzłam sporą jego część. Doznałam dziwnego uczucia. Cholernie bolały mnie policzki, jakby zaraz miał mnie złapać skurcz.
— Co z tobą? — spytała, stając przede mną. — Cały czas się głupio cieszysz!
— Ja? — Dotknęłam ostentacyjnie opuszkami policzków i natknęłam się na głupawo uniesione kąciki ust.
— Ty! — Wystrzeliła w moim kierunku oskarżycielsko palcem. — Co tam się do cholery stało?!
— Nic!
Podparła się głupawo pod boczki i zmrużyła powieki. Za każdym razem mnie to bawiło, zwłaszcza, gdy miała tę fryzurę. Nagle oczy jej zabłyszczały; podbiegła do mnie, łapiąc za tak zwane bety i wwierciła we mnie spojrzenie.
— Pocałował cię! — krzyknęła; niby szeptem, ale czasem brakowało jej dyskrecji i instynktu samozachowawczego.
— Nie! — Czułam jak oblewa mnie purpura. — Hinata, nic z tych rzeczy. I nie wymyślaj, proszę cię. Po prostu się dogadaliśmy, to wszystko.
— A będziecie ze sobą?
— Co? Nie! — Próbowałam odczepić ją od materiału bluzy, ale to zdawało się być niemożliwym. — Weź się odklej!
— Kłamiesz, ja to wiem!
— Hinata!
— Daję wam tydzień — fuknęła i w końcu się odsunęła, łapiąc w dłonie duże, kwadratowe pudełko. — Stawiam wódkę.
— Mhmm — zaśmiałam się, idąc za nią do salonu. — Ale chętnie bym się napiła — dodałam po chwili.
— Czego? — odezwał się Uzumaki. Po ich roześmianych oczach mogłam tylko wnioskować, że się dogadali.
— Wódki, mój drogi. Wódki — rzuciłam, opadając na fotel.
Najbliżej mnie, na kanapie spoczywał Inuzuka. Obok niego blondyn, a Hyuuga zajęła miejsce naprzeciwko, nie ściągając ze mnie podejrzliwego spojrzenia, którym czasem obdarowywała szatyna.
— Co my w ogóle mamy zamiar robić? — spytałam, po przełknięciu ostatniego kęsa.
— Może piwko i jakiś film? — Naruto zerwał się na nogi, chętny do przyniesienia alkoholu.
— Jest środek tygodnia, musimy się zaraz zbierać do domu… — Hinata popatrzyła na chłopaka dosyć niepewnie, a ten skierował swój wzrok na mnie.
— O nie. Nie szukaj we mnie sojusznika — bąknęłam, unosząc ku niemu dłoń; drugą wycierając usta z okruszków ciasta.
— No przestańcie. Film, piwko i was odprowadzimy.
Zerknęłam w kierunku okna, za którym deszcz i wiatr mocno wzmagały na sile, co chwilę próbując dostać się do środka. Chwilę później przeniosłam wzrok na Kibę, który bacznie na mnie spoglądał i o czymś myślał.
— Hinata. — Spojrzał na nią i uśmiechnął się, mrużąc oczy. — Wrzucimy jakiś film, wypijecie po piwie, a potem odwiozę was do mieszkania. Nie będziecie pałętać się tak późno po deszczu. Z resztą zważając na ostatnie przygody Mikasy i jej magnetyzm wobec kłopotów – tym bardziej wolę nie ryzykować.
— Oszczędź sobie te sugestie, co? — warknęłam, rzucając w niego poduszką. Naciągnęłam bluzę na nogi i wcisnęłam w nią nos.
— No dobrze. — Westchnęła dziewczyna. — Ale żadnych horrorów!
***
— Zbij ze mną piąteczkę. — Blond włosy podnosiły się i opadały, razem z jej podskakującym w miejscu ciałem.
— Nie — odparłam zdawkowo, kartkując zeszyt w poszukiwaniu zapomnianego zagadnienia na zajęcia.
— To jedyneczkę!
— Nie.
— Żółwika? — Pięść, którą zdobił złoty pierścionek z białym kryształkiem, znalazła się tuż przed moim nosem.
— Mayako, nie — warknęłam, wodząc palcem po linijkach jednej ze stron.
Odsunęła głośno krzesełko i usiadła przede mną.
— Nudziara — prychnęła i położyła głowę na ławce. — Wszystko ci się układa, a ty nawet się nie cieszysz.
— Jak mam się cieszyć, skoro przez twoje paplanie na zajęciach będę dzisiaj odpytywana z budowy pieprzonych nowelek?
— Co za męczący dzień! — Plecak runął na ławkę, gnąc kartkę zeszytu, co mocno mnie poirytowało. Kiba usiadł obok i zwiesił do tyłu głowę.
Nie poruszyłam się. Postanowiłam, że nie będę wykazywać żadnych zachowań, które mogłyby zostać potraktowane dwuznacznie. Jeżeli mieliśmy zacząć wszystko od początku, to wydawało mi się być dobrym wyjściem.
Jednak od tamtego wieczoru minął już tydzień, a ja za każdym razem jak do mnie podchodził, przypominałam sobie czas spędzony w jego pokoju i traciłam kontakt z rzeczywistością.
Dlatego też wbiłam intensywniej spojrzenie w zeszyt i skupiłam się na tej cholernej, zagiętej kartce.
— Co ty nie powiesz? — Blondynka westchnęła i rozejrzała się po bufecie. Dostrzegła kogoś za mną, a jej wyraz twarzy stężał.
Zwróciłam głowę za siebie i uniosłam ku górze brew, widząc prące w naszym kierunku Ichirei i Kejżę. Kiba założył ramiona na piersiach i również im się przyglądał.
— Powiedz mi, kurwa, czy ty masz honor i godność człowieka?! — ryknęła Tennotsukai, szarpiąc Okanao za koszulę. Otworzyłam szerzej oczy, lekko się wzdrygając.
— Co ty wyprawiasz?! — huknęła, odrzucając jej ramię. Poprawiła ubranie i łypnęła na nią złowrogo.
— Skretyniałaś do reszty?! — Niziołek nie dawał za wygraną, a ja na poważnie odczułam niepokój. Jej oczy ciskały piorunami na wszelkie strony, a Kejża również nie wyglądała na zadowoloną.
— O co ci chodzi?! — Mayako wstała, cała się spinając.
Czułam, jak oczy wszystkich, obecnych tam studentów, skierowane był prosto na nas. Inuzuka złapał za krzesełko i przysunął się z nim do mnie.
— Myślałaś, że się nie dowiemy? — warknęła Ichirei. — Jak możesz w ogóle myśleć o tym, że ten zasraniec się zmieni? — Pozycja Okanao uległa zmianie. Rozluźniła się i patrzyła na przyjaciółkę z lekkim szokiem, jednak dostrzec w tym było można jeszcze żal i zawód. — Tyle krzywd, tyle przykrości, tyle bólu i ran, a ty nadal… Nadal wierzysz w tego śmiecia! Co z tobą jest nie tak?!
— To moja sprawa i nie powinnaś się w nią wtrącać! — sparowała dziewczyna, podnosząc z ziemi plecak.
Wymieniłam z Kibą zdenerwowane spojrzenia.
— Jesteśmy przyjaciółkami, Maya — wtrąciła Ryusaki, spoglądając na nią groźnie. — Naszym obowiązkiem jest o siebie nawzajem dbać i nie dopuszczać do tego, by którejś z nas działy się złe rzeczy. Sama to kiedyś powiedziałaś, a teraz nie chcesz nas dopuścić do sprawy. Uważasz, że to jest w porządku?
— Kiedy pojmiesz, kim tak naprawdę jest Jean? — Ichirei zatuptała w miejscu. — No kiedy?!
Szatyn nie ukrywał szoku i popatrzył na mnie pytająco. Wydawało mi się być niemożliwym, że nie zdawał sobie sprawy z tego, z kim jest jego kolega z drużyny, ale faktycznie – coś mogło mu umknąć. Skinęłam zgodnie głową, a on otworzył szeroko oczy, wzdychając.
— Już wam powiedziałam, sama sobie z tym poradzę. — Okanao wyminęła je i nie spoglądając na nas, dodała: — Chcę sprawdzić, czy mówił prawdę. Czy chce się zmienić.
— A ty w to wierzysz?!
— Idę do łazienki i pod salę, na razie — rzuciła na odchodne.
Dziewczyny przez chwilę patrzyły na siebie, a potem zerknęły na mnie.
— Próbowałam. — Westchnęłam i wsunęłam zeszyt do torby. — Porównałam ją nawet do głupiego kundla, ale jak widać, to niczego nie wniosło.
— Nie wiem, co jeszcze mamy zrobić. — Kejża przetarła dłońmi twarz i spojrzała w kierunku okien. — Na nią chyba naprawdę nie ma sposobu.
Kiba przez chwilę próbował zmienić temat na luźniejszy i jako tako mu to wyszło. Zebraliśmy się z miejsca i opuściliśmy bufet, kierując się w jedną stronę gdzie ja miałam ćwiczenia, dziewczyny wykłady, a Inuzuka tylne przejście na swój wydział.
Coś nas jednak zatrzymało.
Przy głównym wejściu znajdowała się księgarnia i schody, prowadzące na górę, ku dziekanatom. Gigantyczne, zielone filary ciągnęły się wzdłuż wysokiego, oszklonego korytarza, a nikłe, naturalne światło wprowadzało lekki mrok.
Całą czwórką obserwowaliśmy coś, co sprawiło, że każde zamarło w bezruchu. Ze złości, smutku, żalu i współczucia; ta mieszanka wprowadziła w nas chaos, który nie dawał się opanować i jednocześnie czekał na moment, w którym znajdzie sobie ujście.
— Nie wierzę… — szepnęła szatynka, zaciskając pięści.
Przy wcześniej wspomnianych schodach stał Jean. Uśmiechał się, gapił w zielone oczy, zaczepiał i perfidnie flirtował z Sakurą. Sakurą Haruno, która chichotała do niego beztrosko, trzymając dłoń na jego torsie.
Wbijałam przerażone spojrzenie w Mayako, która sterczała w połowie schodów, trzymała dłoń na poręczy i obserwowała ich bez żadnego wyrazu na twarzy. Zachciało mi się płakać. Perfidnie ryczeć i wrzeszczeć, czując jak jej nieuzewnętrzniony ból wdziera się pod moją skórę.
— Ja pierdolę — syknęłam, zaciskając palce na pasku torby. Nie miałam pojęcia, czy powinnam stać w miejscu, czy tam pobiec; zabrać Okanao, czy może rozkwasić twarz Kirsteina.
— Rozniosę skurwysyna, zniszczę — wymamrotała, jak w jakimś transie, Kejża. Jej barki wznosiły się od wściekłych oddechów, a od ciała biła obłędna aura.
— Kushina, uspokój się — szepnęła Ichirei, która najwyraźniej straciła swoją wolę do walki przez te same uczucia, które targały mną. To już była pieprzona bezradność.
— Nie każ mi się uspokoić — warknęła Ryusaki — spokój mnie zabija.
Serce zabiło mi jeszcze mocniej, gdy Haruno wspięła się na palce i czule ucałowała policzek Jeana.
— Nie, nie mogę. — Szatynka dała krok przed siebie. Odruchowo popędziłam za nią, jednak Kiba zatrzymał nas obie, łapiąc za kaptury bluz. Patrzył w zupełnie innym kierunku, niż my przez cały czas.
— Poczekajcie — szepnął.
Sakura odeszła od chłopaka, wręcz tanecznym krokiem, a ten zerknął na nas. Jego zadowolony wyraz twarzy zniknął, gdy tylko zrozumiał, że wszystko widzieliśmy. Otworzył usta i chciał podejść. Nawet zrobił krok w naszym kierunku, jednak ktoś stanął mu na przeszkodzie.
Poczułam lekkie odrętwienie i mdłości. Miny dziewczyn wskazywały na to samo; moja wyobraźnia sprawiła, że poczułam zapach krwi. Bałam się, że dojdzie do rozróby, ale i tym razem on udowodnił mi, że potrafi się opanować.
Levi uderzył barkiem w ramię Kirsteina. Zrobił to specjalnie, z pełną premedytacją i agresją, jednak nie poczynił żadnych kroków w kierunku bójki. Wręcz przeciwnie – chciał, by chłopak odwrócił uwagę od nas i spojrzał za siebie.
Brat wspiął się po schodach, trzymając jedną dłoń w kieszeni, a drugą przytrzymując plecak. Nie zwrócił uwagi na Jeanowe kurwa, problem jakiś? i najzwyczajniej w świecie parł ku górze.
Błękitne oczy Mayako wiodły za nim aż do momentu, gdy stanął tuż przed nią, jeden stopień niżej. Ackerman obserwował ją przez chwilę, po czym odbijając w prawo, by iść na górę, chwycił ją w pasie i pociągnął za sobą. Przycisnął do swojego ciała i prowadził, patrząc wciąż przed siebie. Zanim zniknęli za ścianą, zacisnął palce na boku blondynki, która skryła zapłakane oczy pod włosami i rzucił najbardziej wyzywające spojrzenie w kierunku Jeana, który pokonał kilka schodków w ich stronę.
Blondyn zatrzymał się w miejscu, a jego aura z tej w miarę spokojnej, przemieniła się w piekielnie rozwścieczoną.
Masz za swoje.
Problem był jeden.
Już w tamtej chwili wiedziałam, że coś nie grało. Sakura szukała sojuszników.
Coś wisiało w powietrzu i miało zamiar niedługo się odsłonić.
Boszzz.... ta rozmowa Mikasy z Kibą była na początku tak psychicznie męcząca, że omg :x na szczęście później doszło to całe dobieranie się do siebie i tak dalej, więc zeszło mi ciśnienie >D Lubię Twojego Kibę i lubię Twojego Naruto i w ogóle oni tak fajnie Ci wszyscy wychodzą!!!! :> Btw, obrazek jest suupeerrrrr mrrrr i btw 2: jak ja nienawidzę Hinaty, o moj bożeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee........................
OdpowiedzUsuńBuzia!
Buńczucznie xD podświadomie wyłapuje u Ciebie to słowo XD
OdpowiedzUsuńNapiszę coś sensownego jak wejdę na lapka, bo na telefonie szlag mnie trafi
Okej, jestem :D
UsuńMoże to mało istotne, ale uwielbiam jak opisujesz pogodę. Za każdym razem, jak czytam o tych Twoich deszczach to aż mną trzęsie XD
Dobra, przejdę do rzeczy. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że konflikt Mikasa vs Kiba został zażegnany. Teraz tylko została ta debilna sprawa Naruto i Hinaty. Nawet nie mam żadnego pomysłu ;/ Levi też się zrobił spoko, Mayako może wreszcie przejrzy na oczy i zmądrzeje. Oczywiście najbardziej pozytywne wrażenie zrobiła na mnie Lady Tennotsukai, pani niezawodna i niezastąpiona XD
Dobra, dawaj ósemkę <3
Ej nie wiem dlaczego, ale mnie już sama rozmowa na wstępie Naruto i Mikasy strasznie podjarałą. xD Była tak naturalna, że o Boże. xD
OdpowiedzUsuńŚmiać się zaczęłam, kiedy mikasa w myślach zaczęła powtarzać sobie, by nie stanąć na linii, a na koniec się o to wkurzyła. No i Gaara i jego zagrywki, hahah. :D
Kojarzę ze dwie piosenki Carrion, chyba nawet całkiem niedawno u mnie grali, ale skoro końcowa adnotacja mówi o tym, że to będzie przełomowy rozdział, to jaram się opornie w chuj i w ogóle xdd No i zastanawia mnie, czy Mikasa powie Inuzuce gdzie będzie mieć te zawody o.o
rozmowa z Kiba... O zgrozo, ona miała w sobie tyle intymności i namiętności, że normalnie zaczęło mną tu nosić. aż ludzie się na mnie dziwnie patrzyli (nigdy więcej czytania w pracy xd) zaczęłam miec wrażenie, że mimo powrotu Naruto i Hinaty, to Kiba zacznie się dobierać do Ackerman. W ogóle z racji przerwy wsadziłam w uszy słuchawki a tu zaskoczenie, nowa piosenka. i jeszcze jak leciala podczas tej rozmowy to już w ogóle mrrrrrrrrrr. :D Zazdroszczę jej tej bluzy... xD
No i końcówka, fenomen! Najpierw awantii Mayako z dziewczynami. Ichirei mnie rozbroiła honorem i godnością xD A potem Kejża spokojem i zabijaniem. xD
No i Leviii <3 Taki kochany, jak go nie lubić, no kurde? Może i jest nerwowy, ale widać, że ma tu dobre serce i nigdy nie opróbuje robić na złość bliskim tylko być blisko i pomagać. Ja tam go tutaj naprawde bardzo lubie i mam nadzieje, że MayakoxLevi dojdzie do skutku. A Jean wyleci w powietrze czy coś. xD
Weny Majeczko, pisz szybciutko! CHCE TEN CARRION
Mówiłam Ci już, że rozmowa Kiby i Mikasy była pełna erotyzmu, tak pełna, że aż kisiel w majtach normalnie. xd Była cudowna! Czytałam ją na jednym tchu, serio. Poprawianie zeszło na dalszy plan i nie wiem, czy czegoś nie pominęłam, bo tak mnie ten fragment wciągnął. Byłam pewna, że między nimi do czegoś dojdzie (BŁAGAŁAM O TO, NOOO) a tu nagle nie - Mikasce musiało coś odjebać. xD No ale z drugiej strony rozumiem ją. ._____.
OdpowiedzUsuńWłaściwie cały rozdział sprowadzał się do tej rozmowy - NO BO CHOLERA NO, BYŁA NAJWAŻNIEJSZA I NAJCUDOWNIEJSZA. :3 Jestem zakochana w tym fragmencie...
No ale jest jeszcze durna Mayako, która wierzy jak głupia, że jej chłoptaś może się zmienić. Cieszę się, że nakryła Jeana na flirtowaniu z Sakurą, bo przynajmniej się ogarnie. No i Levi bohater - idealnie to rozegrałaś. Nie spodziewałam się tego kompletnie, a i przy tym Ackerman zyskał sporo punktów, więc brawo, brawo. :3
A Ichirei i Kejża jak zawsze niezawodne. :D
"Powiedz mi, kurwa, czy ty masz honor i godność człowieka?!" - właśnie tego spodziewam się po naszej Domi, jak się wszystkie u Ciebie schlejemy. xD
Kocham Cię.
Daj epilog na 28.
<3
Hahahahahaha o kurwa jebałam jak to czytałam "kisiel w majtach" hahaha , normalnie kocham Cie za ten tekst :D Chciałabym was widzieć jak będziecie wszystkie w trójkę , jesteście pozytywnie porąbane chyba xd Pozdrawiam
UsuńCzy ja muszę to komentować? Bo mnie zatkało. I w sumie nie wiem, co napisać. A w zasadzie to mam gulę w gardle i... Nie wiem, czy Cię kocham, czy nienawidzę xD
OdpowiedzUsuńNo dobra. Przespałam się z tym, ochłonęłam, może coś więcej napiszę xd
UsuńRozmową Mikasy z Kibą jestem zachwycona. Nie myślałam, że tak szybko Inuzuka będzie chciał z nią rozmawiać i to tak otwarcie, mimo wszystko. No, a poza tym tyyyle czułości w 1 rozmowie, nie sądziłam, że Mikasa to przetrwa ;p Najbardziej zabiłaś mnie tym fragmentem o puzzlach. Skąd ty w ogóle bierzesz pomysły na takie teksty, jak ty... no skąd, jak? To samo było z pierwszym pocałunkiem... :o
Levi ma jeszcze jedną duszę do opiekowania się i ratowania? Nah, podoba mi się :>
Śmiechłam przy próbach Mayako do przelania pozytywnej energii na Mikasę, ona jest nie do podrobienia xd
Na dworze temperatura jak na Saharze, a Ty mi tu gundujesz kolejne + 10°C. Mój zimny okład zrobił się dziwnie ciepły. Przegrzało mi musk, dobitnie ;____;
OdpowiedzUsuńCZY SAMA ŚWIADOMOŚĆ, ŻE PRZECZYTAŁM WYSTARCZY? Niezależnie jak głupio to zabrzmiało, miało tak zabrzmieć.
Idę się topić x'D
Weny i pozdrawiam (⌒▽⌒)
Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam serdecznie !
OdpowiedzUsuń